O MITOLOGII WOLNYCH MEDIÓW

avatar użytkownika Aleksander Ścios

Gdyby czytelnik prasy podziemnej znalazł w „Biuletynie Informacyjnym”, „Solidarności Walczącej” czy w „Głosie” polemikę z tekstem „Trybuny Ludu” lub komentarz do wypowiedzi czerwonego kacyka, doznałby zapewne szoku i pomyślał – po jasną cholerę psują cenny papier i tracą miejsce na powielanie bredni.  O tym, że „prasa kłamie”, a  „komuna łże” wiedziały w PRL-u nawet dzieci, zatem udowadnianie milionowego łgarstwa propagandy nie przynosiło odbiorcom dodatkowej wiedzy i było równie daremne, jak prostowanie doniesień „Żołnierza Wolności”.
Jeśli autorom z „SW” czy „Głosu” przyszłoby do głowy opierać swoje teksty na partyjnych biuletynach, analizować bełkot Toepliza czy wywody Siwaka, nie tylko straciliby prestiż i odbiorców, ale nikt przy zdrowych zmysłach i nie nazwałby tych wydawnictw wolnymi mediami.
Niezależna prasa miała informować Polaków o sprawach, które reżim ukrywał, mówić na tematy zakazane i ujawniać prawdziwe oblicze PRL-u. Niezależność oznaczała przede wszystkim uwolnienie od przekazu reżimowych gadzinówek i podejmowanie tematów, które nie pojawiły się w oficjalnym obiegu. Odbiorca chciał wiedzieć – co dzieje się w Polsce i jak wyglądają sprawy na świecie i w najmniejszym stopniu nie był zainteresowany polemiką z Urbanem czy dyskusją wokół tez VIII zjazdu i roszad w partii komunistycznej.
Ta podstawowa cecha - tworzenie własnego i wolnego od propagandy przekazu, decydowała o wartości i sile niezależnej prasy, wywoływała wściekłość komuny i była głównym powodem determinacji, z jaką tropiono podziemne drukarnie.  
Jeśli przypominam o latach 80. i fenomenie prasy podziemnej, to nie dlatego, by stawiać prosty znak równości między ówczesnymi realiami a dniem dzisiejszym. Dla pokolenia, które dziś chce tworzyć wolne media i nadaje sobie miano dziennikarzy niezależnych, takie retrospekcje nie mają większego znaczenia, a tamta rzeczywistość jawi się im jako rozdział skończony i nieporównywalny. Nie są zrozumiałem nawet dla tych, którzy w działaniach Tuska i Komorowskiego dostrzegają znamiona zamordyzmu lub definiują stan dzisiejszy jako „powrót do PRL-u”.
Pod werbalnymi deklaracjami i funkcjonalną demagogią takich stwierdzeń, tkwi zwykle wiara, że III RP nie może być państwem równie zepsutym i zniewolonym, a miłe twarze z okienek telewizyjnych i zgraje znajomych żurnalistów, nie mogą przypominać postaci komunistycznych najemników. Wiara w „odmienność” III RP, zmieszana z poczuciem „normalności” tego państwa, jest nie tylko efektem ulegania mitologii „uśmiercenia komunizmu” czy wyrazem intelektualnej niedojrzałości, ale znajduje głębsze uzasadnienie w powszechnym lęku przed odkrywaniem nazbyt wymagających prawd.
O ile łatwo mówić o „praktykach rodem z PRL”, deliberować o „metodach bezpieki” i „propagandzie rządowych mediów”, o tyle trudniej przyjąć konsekwencje tych słów i zdobyć się na adekwatne zachowania.
Cóż z tego, że Jarosław Kaczyński oznajmia - „Platforma to postkomuna”, a elektorat PiS-u zachwyca się twardymi słowami prof. Cieszewskiego, skoro próżno oczekiwać głębszej refleksji. Nadal obowiązuje dogmat o „mechanizmach demokracji”, a politycy PiS lgną do telewizyjnych gwiazdeczek i wdzięczą się do  propagandystów.
 Ten rażący dysonans w zachowaniach opozycji i „naszych” mediów, bywa zwykle niedostrzegany przez odbiorców i tylko tej przypadłości środowiska te zawdzięczają bezkarność w nadużywaniu przymiotnika „niezależny”.
Gdy w dziesiątkach miejsc przyznających sobie miano „wolnych mediów” czytam polemiki z tezami TVN-u, krytykę kłamstw „GW” lub rozważania nad głosem propagandysty- ćwierćinteligenta – pytam: co to obchodzi Polaków i jaki ma związek z budowaniem niezależnego przekazu?
Skąd u ludzi piszących te brednie bierze się przekonanie, że recenzowanie tego, co powiedzieli w rządowych przekaźnikach jest szczytem wolnej myśli i służy polskim sprawom? Jakie znaczenie mają łgarstwa rezonatorów Moskwy i po co nadawać im wartość racjonalnego przekazu? Zastanawiam się również, jak niską miarę przekładają ludzie „naszych” mediów do swoich czytelników, jeśli w ramach tak pojmowanej niezależności serwują im ekstrakt najnikczemniejszej głupoty. 
Nie wykluczam, że  młodych adeptów „wolnych mediów” fascynuje babranie w wytworach propagandy lub śledzenie partyjnych funków. Może wierzą, że na tym polega niezależność, a miarą opozycyjności jest krytyka Tuska i podglądanie „wyborczej”. Może wydaje się im, że dyskutując z Golemem dokonują czynów Prometeusza i walczą o wielką sprawę.
Nie mogą jednak oczekiwać, że narzucą te wyobrażenia innym lub stworzą nowy „model niezależności”. Jeśli nie wiedzą, jak tworzy się wolne media i mówi o rzeczach ważnych dla Polaków, niech pytają ludzi wydających w stanie wojennym zakładowe gazetki, niech słuchają autorów z „Głosu” czy „Solidarności Walczącej”, niech uczą się na tym, co miało wartość autentycznie wolnej myśli.
To co w sferze informacji proponują dziś „nasze media”, nie jest żadną nową jakością i nie prowadzi do przełamania monopolu propagandy. Przypomina raczej popłuczyny po wyrobach III RP i nie powinno być kojarzone z niezależnym dziennikarstwem. Nie zmienią tego żadne kongresy, apele i pohukiwania partyjnych działaczy.
Trzeba zacząć od rzeczy najprostszych i wyjaśnić owym „niepokornym”, że  nie buduje się własnego przekazu na lekturze „Wyborczej”, a wolność nie oznacza prawa do  promowania bełkotu funkcjonariuszy medialnych. Po to, by rzetelnie informować Polaków, budować nowe obszary zainteresowań i niezależny od władzy tok narracji, trzeba porzucić obserwowanie  Onych i zdobyć na samodzielną refleksję.
To wymaga wysiłku, pracy, aktywnych poszukiwań i odpowiedzialności. Czasem, oderwania od układów towarzyskich i zrezygnowania z przaśnego "gwiazdorstwa".  
Autonomia w sferze informacji nie rodzi się z polemiki z tezami TVN-u i zachłystywania wrzutkami propagandystów. Nie polega na bezmyślnym cytowaniu depesz PAP-u i wpatrywaniu w ekran telewizora czy tabletu w oczekiwaniu na emisję „Dziennika Telewizyjnego”.
Zamiast wspólnoty w przeżuwaniu medialnej papki, trzeba tworzyć nowe tematy, mówić o tym co dla nas ważne, eksponować rzeczy zakazane i ukrywane przez reżim. 
O niezależnych mediach będziemy mogli mówić dopiero wtedy, gdy wypracują one przekaz całkowicie wolny od produktów systemu, bez potrzeby zachłystywania się bełkotem byle frustrata ani cytowania łgarstw ćwierćinteligentów.
Jeśli ludzie zarządzający „naszymi” mediami nie potrafią przemówić własnym głosem i nie stać ich na intelektualny wysiłek rozstania z III RP, niech przynajmniej nie mamią Polaków ułomną wizją niezależności. 

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Aleksandrze

generalnie zgadzam sie z Panem. Dopóki "nasze" media nie przestana być odtwórcze, czyli rezonować tym, co napisano w GW lub powiedziano w jednej z wielu stacji tv, tak długo nie będą niezależne.
Jest nawet gorzej, niż Pan pisze, bo samo cytowanie jak leci wrzutek państwowego, czyli rządowego PAP, kierowanego przez speców od propagandy prorządowej, bez własnego komentarza, jest powielaniem produktów tej propagandy.

Budowa niezależnych mediów będzie drogą długą - ze względu na prawie całkowite ich przejęcie przez obcy, głównie niemiecki kapitał. Nalezy zacząć od uświadomienia sobie, że pracownicy realizują interes wydawcy-właściciela. A tej swiadomości w Polsce nie ma. Widzą mówiących po polsku, w stacjach posiadających koncesje na nadawanie na polskim obszarze i myślą, ze sa to polskie media.

“Polskie” media w rękach Niemców- Robert Wit Wyrostkiewicz

Większość wpływowych mediów prywatnych należy do Niemców. Z kolei
prezesi dużych grup medialnych mają w życiorysach współpracę z
PRL-owskimi służbami.Do kogo należą polskie media? Analiza
najważniejszych stacji i tytułów prasowych budzi przerażenie. Wydaje
się, że kapitał niemiecki ma większy wpływ na polską prasę niż w czasie
zaboru pruskiego, a media z polskim kapitałem przefiltrowane są
post-sowieckimi funkcjonariuszami peerelowskiej bezpieki. Rynek
wydawniczy podzielił się na kilka koncernów (zwłaszcza z kapitałem
niemieckim) i wziął cały sektor, od dzienników informacyjnych po
czasopisma kobiece i kulinarne.

Niemiecki
koncern medialny Verlagsgruppe Passau działający w Polsce pod nazwą
Polskapresse stał się właścicielem 90 procent gazet i portali
regionalnych

"Ekspansja niemieckiego kapitału na naszym rynku mediów może
doprowadzić nie tylko do narzucenia obcych kulturowo treści i wzorców
komunikowania, ale także do ograniczenia pluralizmu poglądów, opinii czy
wartości."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Nie da się być "trochę".Uczmy się od kiboli.

Komunikat: SKLW opuszcza OZSK
http://zyleta.info/?p=5059
W związku z niejasną postawą Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców w sprawie udziału zorganizowanych grup kibiców polskich klubów w meczach Reprezentacji Polski oraz brakiem adekwatnej reakcji na kolejne zaostrzenia działań władz wobec środowisk kibicowskich, a nawet udział przedstawicieli Związku w organizowanych na potrzeby mediów i polityków jałowych debatach, w których po drugiej stronie siedzą reprezentanci stosujących represje oraz odpowiedzialność zbiorową organów administracji państwowej, informujemy że z dniem 26.10.2013 SKLW opuszcza OZSK, wycofując swoich przedstawicieli ze wszystkich funkcji.

W ocenie SKLW formuła działania OZSK oparta na próbach działania w porozumieniu z przedstawicielami władz jest zupełną fikcją, której nie chcemy autoryzować.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Zgadza sie

Zasada jest niepowielanie negatywnych informacji.Tymczasem WPolityce.pl na pierwszym miejscu puszczaja Niesioloskiego, Lisa i Olejnik. A przeciez tamtej stronie dokladnie o to chodzi.
Przykladowo,jest nokaut w sprawie Zbrodni Smolenskiej, to Olejnikowa spuszcza z lancucha Stefanka-chojka, ktory odwraca sytuacje i bredzi o Komisji Burdenki.
Moze jeszcze tak: Dlaczego Niezalezni,Niepodlegli itp. ida na pasku rezimowcow? Powielaja tresci przez nich gloszone? Jedna z zasad platnych trolli jest upokarzanie, denerwowanie,zniechecanie,dolowanie nas. Nie ma sensu im pomagac.