Zarządzanie strachem

avatar użytkownika elig
Wczoraj /15.10/ Impertynator napisał tekst, w którym wspominał o "zarządzaniu strachem". Jescze dobitniej powiedział o tym Józef Darski w komentarzu do owej notki / http://naszeblogi.pl/41629-pis-death-wish-mmxiii#comment-951262 /: "Zarządzanie strachem to jest klucz Józef Darski- 15.10.2013 12:25 a nie brak plakatów i inne bzdury. Strach jest najważniejszym instrumentem rządzenia w III RP a nie jakieś argumenty. Dyskurs służy tylko racjonalizacji (usprawiedliwieniu) tchórzliwych zachować. Kluczowym problemem jest więc ośmielenie ludzi, złamanie bariery strachu, a nie przekonywanie do słusznych tez, bo co komu po słuszności bez pracy i z sądem na karku. Inaczej można się bawić w kartki wyborcze ad Calendas Graecas czyli do usranej śmierci. Mamy totalitaryzm, który używa metod w naszej sytuacji najskuteczniejszych. Jak się okażą nieskuteczne - użyje tradycyjnych, a na razie nie ma potrzeby.". Niewątpliwie posłużono się tą metodą przed referendum warszawskim, uświadamiając wyborcom, że sam udział w głosowaniu bedzie uważany za wystąpienie przeciw władzy, a przecież jest to jawne, bo kazdy musi podpisac się na liście. Na ile to własnie przyczyniło się do nieważności referendum - nie wiem. Widziałam wczoraj przy okazji promocji ksiązki Cenckiewicza o Wałęsie, że ludzie chętnie podpisywali się pod apelem "Solidarności" o samorozwiązanie Sejmu. Pod protestem w sprawie TV Trwam zebrano ponad 2,5 mln podpisów, pod żądaniem referendum w sprawie emerytur - 1.5 mln, a 232 tys. złożyło podpisy w sprawie referendum w. Warszawie. Bardzo wielu nie boi sie więc ujawnienia swoich danych. Na niektórych ten straszak jednak działa, co widać po wpisie Tadeusza Rozłuckiego "Referendum - maja nasze nazwiska" / http://naszeblogi.pl/41628-referendum-maja-nasze-nazwiska /. Wyraźnie przestraszony Rozłucki pisze: "Nie wiem jak Państwo, ale ja czuję się jakoś nieswojo, wiedząc że ktoś dysponuje imienną listą przeciwników dalszej prezydentury Hanny Gronkiewicz Waltz w Warszawie (faktycznie zwolenników PiS-u). Ja po prostu obecnej władzy nie ufam i dlatego domagam się by z tą sprawą coś zrobić. Ostateczne wyniki referendum (prawie 94 proc. oddanych głosów przeciwko prezydenturze HGW) sprawiły, że listy na których podpisem poświadczaliśmy odbiór kart do głosowania, stanowią praktycznie bazę danych zwolenników PiS-u w Warszawie. Uważam to za bardzo niebezpieczny precedens. ". No cóż, jakoś nie jestem w stanie się przerazić wizji siepaczy Hanny Gronkiewicz-Waltz wdzierających się o szóstej rano do domów 322 tysięcy osób, które głosowały w referendum. W rzeczywistości zwolenników PiS było wśród nich ok. 194 tys. /wg TNS Polska/. Wpis Rozłuckiego świadczy jednak o tym, że straszenie ludzi bywa skuteczne. Wiedzał to dobrze Jan Paweł II, gdy podczas pamiętnej mszy w Warszawie i 1979 roku mówił 'Nie lękajcie się". Znany socjolog, prof. Andrzej Zybertowicz na stronach 300-307 swojej książki "III RP. Kulisy systemu" aż czterokrotnie powtarza: "jednym z głównych zadań, przed jakimi stajemy, jest obniżanie poziomu lęku i nieufności" /przy okazji polecam recenzję tego dzieła pióra Jana Parysa / http://parys.salon24.pl/534218,nowa-ksiazka-andrzeja-zybertowicza //. Można tu jeszcze przypomnieć znane powiedzenia: "Strach ma wielkie oczy" oraz "Strach jest złym doradcą". Niestety, obserwując przez cztery lata prawicową blogosferę, muszę stwierdzić, że działa ona w sposób dokładnie odwrotny niż zaleca profesor. Mnoży ponure rozważania nazywane przez Zybertowicza "diagnozami bez konsekwencji", straszy "kolejnym rozbiorem Polski", "zagładą", "holocaustem Polaków". Przed każdą większą manifestacją portale zalewają zapewnienia, że teraz to już naprawdę Tusk wprowadzi "stan wojenny". Czasem odnoszę wrażenie, iż niektórzy blogerzy wręcz dopominają się, by wreszcie to zrobił. Podczas wspomnianej wyżej promocji książki Cenckiewicza jeden ze słuchaczy wstał i zażądał, by dyskutanci powiedziali wreszcie coś optymistycznego. Dostał brawa. Muszę powiedzieć, że doskonale go rozumiem.
Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika UPARTY

1. To nie chodzi tylko o zarządzanie strachem

a może ,nawet i przede wszystkim, co innego. Otóż nic tak ludzi nie łączy ze sobą jak konflikt, jak postrzegania świata w kategoriach turnieju zapaśniczego w którym są osobne, wyraźnie od siebie oddzielone zwarcia i celem zawodników jest wywyższenie sie nad przeciwnika polegające na tym , że on leży a my stoimy.
W ten sposób narzuca sie nam cel polityczny! W ten sposób odwodzi sie nas od realizacji naszych postulatów a sprowadza się walkę polityczną do uzyskania odpowiednio korzystnego zapisu na "tabeli wyników".
W związku z tym wszyscy, którzy rozpatrują wydarzenia polityczne np, referendum w Warszawie, tylko w kategoriach wygrany/przegrany zacierają różnice między obozami politycznymi i są uzasadnieniem tezy iż "wszystkie partie polityczne są w sumie takie same" .
Oczywiście, że w końcu najprawdopodobniej jedyną drogą do realizacji naszych postulatów będzie "walna bitwa wyborcza" ale by miała ona sens musi być wydana w okolicznościach nam pasujących.
Jeśli już używam analogii wojennych to najskuteczniejszym żołnierzem, który mi przychodzi do głowy był amerykański gen Sherman, który dowodził wojskami amerykańskimi w wojnie o Meksyk. Otóż on unikał walnej bitwy jak długo mógł a celem wydanej w końcu bitwy wcale nie było unicestwienie wojsk przeciwnika! Wręcz przeciwnie on chciał zakończyć walke porozumieniem! Oczywiście porozumieniem w którym w zamian za wolność osobistą żołnierzy hiszpańskich ich dowódca oddał Ameryce olbrzymie połacie terenu. W ten sposób była to pierwsza na świecie, o ile wiem, wojna o tytuł prawny a nie o upokorzenie przeciwnika! Być może ktoś kto lepiej ode mnie zna historię wskaże inne podobne przykłady. O ile wiem w trakcie jej wojny ciągle stawiano gen Shermanowi zarzuty, że nie potrafi wygrywać, że jest słabym dowódcą, i inne podobne do tych, które są obecnie stawiane obecnie Kaczyńskiemu.
Oczywiście ja nie chce nikomu zapewniać szeroko rozumianej wolności osobistej, ale uważam, że gdyby trzeba było zapewnić naszym przeciwnikom możliwość opuszczenia kraju, oczywiście bez ich broni, czyli pieniędzy to był bym zadowolony. Ja wiem , że w tej chwili taki postulat wydaje się być z pozoru nierealny, ale jak obserwuję życie polityczne w naszym kraju nie wydaje się on być niemożliwy. W końcu początek juz nastąpił. Jak PiS miała władzę kilku po prostu uciekło z kraju, zachowali co prawda swoje pieniądze, ale nie wszyscy!
Jednak co było warunkiem sukcesu PiS`u? otóż warunkiem było stworzenie zdolnej do rządzenia większości. Wtedy przy pomocy takich postaci jak Lepper i inni mu podobni, co nie było dobrym rozwiązaniem. Okazało się, że trzeba stworzyć inną, o wiele bardziej jednolita większość i Kaczyński zrezygnował ze sprawowania władzy ( sam podał swój rząd do dymisji) i zajął się budową jednolitej struktury politycznej, co robi cały czas.
Czym zaś zajmuje sie PO? Głównie organizowaniem rozmaitych "zawodów", w których wyniki w sposób naturalny układają się w tabelę. Później zaś pokazują tę tabele i twierdzą, że przecież życie polityczne to tabela wyników i ... proszę jesteśmy lepsi!
Na to odzywają się niektórzy zwolennicy Kaczyńskiego i ciosają mu kołki na głowie, że nie wygrywa. Tyle, że nie można realizować dwóch sprzecznych ze sobą celów na raz.
Kążda bitwa pochłania siły i tak na prawdę osłabia. Oczywiście jeśli zwycięstwo jest pełne, to można ograbić przeciwnika i w ten sposób powetować sobie straty, ale to można zrobić tylko po bitwie walnej a nie po codziennych potyczkach.
W tym kontekście, moim zdaniem, pomysł referendum w Warszawie wcale nie miał na celu zmianę czegokolwiek, bo od początku dotyczył tylko zmiany osoby prezydenta miasta, czyli nawet po zwycięstwie, poza jedną pensją dla jakiegoś działacza niewiele by PiS`owi przybyło- Rada Miasta została by ta sama a koszty zostały by poniesione. Największym zaś kosztem byłoby pokazanie, że PiS`owi wcale nie chodzi o nic innego tylko o dokopanie przeciwnikowi, o upokorzenie PO, bo to by spowolniło budowę naszej struktury politycznej i w sumie służyło by naszym przeciwnikom. Mogli by mówić, że proszę PiS wygrał i nic się nie zmieniło. Kaczyński zaś wykorzystał referendum do konsolidacji swego elektoratu i dla tego prominentni działacze PO komentując wyniki referendum eufemistycznie stwierdzają, że w PO "euforii po referendum nie ma".
Tak więc my musimy ganić tych, którzy uważają, że bieżący interes emocjonalny ma byc interesem politycznym naszej formacji, bo nie po to trwamy przy naszych wartościach, by się dowartościowywać porażkami przeciwników a po to by nadać naszemu krajowi wygodny dla nas ustój.

uparty

avatar użytkownika elig

2. @UPARTY

Analogia z kampanią gen. Shermana jest cenna. Niestety, system III RP musi zgnić do końca, tak jak to bylo z komunizmem. Podejrzewam, że cały pomysł tego referendum wziął się z osobistej urazy p. Guziała, zlekceważonego przez HGW. Dlatego też był tak nieprzemyślany /odwołanie tylko HGW, a nie rady miasta/. To też spowodowało stosunkowo późne włączenie się PiS w całą sprawę, gdy stało się jasne, że ta inicjatywa ma szanse powodzenia, a największa partia opozycyjna po prostu nie może pozostać obojętna, jeśli nie chce "stracić twarzy".

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Autorka

Dokladnie tak to jest. Dla wielu naszych pesymizm jest jak lek na rany.