Wysiedlenie Polaków z Wileńszczyzny (2)

avatar użytkownika godziemba

 

Ewakuacja Polaków z Wileńszczyzny w latach 1945-1946 była swoistą drogą przez mękę.
 
Po uzyskaniu wszelkich wymaganych dokumentów, zarejestrowany Polak otrzymywał informację, którym transportem pojedzie i którego dnia miał stawić się na stacji kolejowej w celu załadunku. Bardzo często zdarzało się, ze ewakuowany dowiadywał się o terminie odjazdu swojego transportu na zaledwie dwa-trzy dni wcześniej, a były też wypadki, gdy informacja docierała w dniu transporty. Transporty takie nazywano walizkowymi, gdyż ewakuowani Polacy mieli czas i możliwość zabrania ze sobą jedynie najpotrzebniejszych rzeczy, które pakowali w dostępne walizki.
 
Na mocy układu z września 1944 roku strona sowiecka zobowiązana była do zorganizowania podwód dla przesiedleńców. W praktyce bardzo często Polacy zmuszeni byli do wynajmowania dorożek lub furmanek, którymi przewozili swoje mienie na stacje kolejowe. Szczególnie trudna sytuacja była na wsiach, położonych o kilkadziesiąt kilometrów od stacji załadunkowych. Chłopi litewscy windowali ceny transportu do niebotycznych wręcz granic, co pozbawiało Polaków resztek skromnych oszczędności. Brak podwód spowodował, iż część biednych Polaków, których nie stać było na wynajem furmanki, powstrzymywała się od wyjazdu.
 
Pierwszy transport ewakuacyjny, który odjechał z Wilna 29 stycznia 1945 roku był wzorowo zorganizowany. Wagony były czyste, przystosowane do transportu ludzi, w każdym wagonie zładował się piecyk oraz zapas paliwa. Niestety stan ten nie utrzymał się długo. Nagminny brak piecyków w wagonach sprawił, iż polscy urzędnicy nakazywali ewakuowanym zabierać własne piecyki oraz zapas węgla i drewna.
 
Gdy przesiedleńcy dotarli na wyznaczoną godzinę na rampę załadowczą, bardzo często transportu nie było. Zdarzały się wypadku, gdy Polacy zmuszeni byli do kilku, czasem nawet kilkudziesięciodniowego oczekiwania na pociąg, co zwłaszcza w okresie zimowym, powodowało wzrost zachorowalności wśród ewakuowanych oraz utratę lub zniszczenie części dobytku.     
 
Wbrew postanowieniom ww. układu, pozwalającego Sowietom na przeprowadzenie rewizji dobytku ewakuowanych w punktach granicznych, sowieccy urzędnicy nagminnie przeprowadzali je także w momencie załadunku mienia na stacjach początkowych. Bardzo częste były przypadki wymuszania przez Sowietów łapówek pod pretekstem wywożenia niedozwolonych przedmiotów, głównie mebli. Sowieci zabraniali także wywożenia warsztatów specjalistów lub też – wbrew układowi – zaliczali jego wagę do ogólnej wagi bagażu.
 
Niejednokrotnie eszelony transportowe po opuszczeniu stacji załadunkowej zatrzymywały się w szczerym polu, z dala od miast czy wsi, a maszyniści nie chcieli dalej jechać. Dopiero po otrzymaniu od ewakuowanych wódki, zakąski oraz pieniędzy ponownie rozpalali w kotle i pociąg ruszał. Wymuszony alkohol oraz pieniądze miały służyć „jakoby na tzw. smarowanie”.
 
            Po kilku godzinach podróży transporty docierały do granicy sowiecko-polskiej. Artykuł 17 ww. układu przewidywał reprezentatywną kontrolę przewożonego majątku, a jedynie w poszczególnych wypadkach pełną. W rzeczywistości sowiecką straż graniczną najbardziej interesował fakt, czy osoby, znajdujące się w wagonach posiadają wszystkie niezbędne dokumenty pozwalające opuścić sowiecki raj.
W tej sytuacji niezwykle często zdarzały się wypadki cofania z granicy Polaków. W połowie 1946 roku zatrzymany został cały transport Polaków. Komendant posterunku granicznego uznał, iż karty ewakuacyjne wszystkich nieomal Polaków posiadają stare, nieaktualne pieczęci litewskiego Rejonowego Pełnomocnika. Ewakuowani zostali zmuszeni powrócić do Wilna w celu uzyskania nowych pieczęci na formularzach.
 
W trakcie rewizji granicznych sowieccy pogranicznicy szczególnie skrupulatnie rekwirowali Polakom wszystkie ruble, mimo,  iż wspomniany układ zezwalał na wywóz pieniędzy do 1 tysiąca rubli. Na zabrane ruble z reguły nie wystawiano żadnych kwitów. Łupem sowieckich funkcjonariuszy straży granicznej padała również biżuteria, srebrne sztućce, a nawet pianina i księgozbiory. W jednym przypadku strażnicy graniczni upierali się, że wszystkie wywożone ksiązki winny zostać wcześniej ocenzurowane przez właściwe sowieckie służby.
 
Po przekroczeniu granicy ewakuowani przesiadali się do polskich wagonów. Bardzo rzadkie były przypadki, gdy sowiecki transport przybywał na stacje przeładunkową, a polski pociąg już tam stał. Niejednokrotnie ewakuowani musi czekać, nieraz kilka dni, na przyjazd polskiego transportu.
 
Polskie władze przywiązywały dużą wagę do zminimalizowania trudności ewakuacji wykładowców Uniwersytetu Stefana Batorego. Ostatecznie profesorowie wileńskiego uniwersytetu zostali przetransportowani do Polski samolotem, a ich rodziny i mienie zostało przewiezione specjalnym pociągiem do Torunia, gdzie utworzono nowy uniwersytet. Polscy urzędnicy bez zwłoki interweniowali u Sowietów w przypadku trudności z przewozem księgozbiorów, instrumentów naukowych lub fortepianów pracowników naukowych. W ten sposób chciano dobrze usposobić do nowej władzy polskiej autorytety naukowe z Wileńszczyzny.  
  
            Zdecydowana większość przesiedleńców z Wileńszczyzny została skierowana na północno-zachodnie i północno-wschodnie tereny tzw. Ziem Odzyskanych. W efekcie największe skupiska Wilniaków powstały w województwie gdańskim i olsztyńskim. Żywiołowość procesu osiedleńczego doprowadziła do znacznego rozproszenia mieszkańców Wileńszczyzny – nierzadkie były przypadki osiedlanie mieszkańców jednej wsi lub miasteczka w kilku, kilkunastu nowych miejscowościach.
 
Trudne warunki bytu w nowych, zazwyczaj zdewastowanych gospodarstwach i domach powodowały konflikty z wcześniej osiadłymi mieszkańcami Polski centralnej, którzy przejęli lepsze gospodarstwa. Odrzuceniu nowej rzeczywistości towarzyszyła tęsknota za utraconą ojcowizną, oraz idealizowanie życia na Wileńszczyźnie.
  
Ostatecznie w latach 1945-1946 z Wileńszczyzny ewakuowano prawie 200 tysięcy Polaków, co stanowiło ok. 52% ogółu ludności polskiej zamieszkałej na tym obszarze w końcu 1944 roku. Wśród ewakuowanych Polaków przeważali rzemieślnicy (31% ogółu ewakuowanych polaków) oraz pracownicy umysłowi (28%). Chłopi (18%) i robotnicy (10%) stanowili mniejszość. Sowietom udało się więc nie dopuścić do ewakuacji znacznej liczby polskich chłopów i robotników z Wileńszczyzny.
 
Wedle szacunków polskiego Głównego pełnomocnika na terenie Wileńszczyzny pozostało 165 tysięcy Polaków, spośród których około 50 tysięcy, mimo starań, nie uzyskało prawa do ewakuacji. Poza tym należy dodać jeszcze ok. 50 tysięcy Polaków z tzw. Litwy Kowieńskiej.
 
W latach 1955-1959 do Polski ewakuowano z całego terenu Związku Sowieckiego 257 tysięcy Polaków. Zachowane zestawienie nie zawiera informacji o liczbie Polaków ewakuowanych w tym okresie z poszczególnych części ZSRS.
 
Wedle szacunkowych danych w państwie litewskim mieszka obecnie ok. 230 tysięcy Polaków.   
 
Wybrana literatura:
 
Przesiedlenie ludności polskiej z Kresów Wschodnich do Polski 1944-1947
Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej. Przekształcenia struktury narodowościowej 1931-1948
J. Czerniakiewicz – Przesiedlenia ze wschodu 1944-1959

A. Paczoska – Dzieci Jałty. Exodus ludności polskiej z Wileńszczyzny w latach 1944-1947

5 komentarzy

avatar użytkownika Joanna K.

1. Czy to przypadkiem nie było wypędzenie? Moja rodzina

została także wypędzona z Wilna. Wypędzeni osiedlali się najbliżej /Białystok, Sokółka, Gdańsk/ licząc na powrót w rodzinne strony. Chory na gruźlicę kuzyn zmarł w Kowarach, tam pochowany.
Niedawno spotkałam miłego starszego pana wilniuka lekarza, obecnie mieszkającego w Szczecinie. Opowiadał, że w okresie II RP Wilno zamieszkane było więcej jak w 90% przez Polaków, Litwini stanowili zaledwie promil mieszkańców. Wypędzenie Polaków po wojnie dało asumpt do nowych zasiedleń, na początek głównie przez Rosjan. Potem nastąpiła wielka czystka antypolska i trwa do dzisiaj.
Polityka obecnego rządu hołubienia mniejszości narodowych w Polsce jest asymetryczna do tamtejszych stosunków. Za to tutaj narastają problemy z mniejszościami, zwłaszcza na ścianie tzw.wschodniej, które nie asymilują się i nie mają takiego zamiaru, exemplum jest tutaj w polskim parlamencie poseł ukraiński Sycz, podkreślający swoją ukraińskość i broniący interesów historycznych banderowców.

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika Maryla

2. Polacy - obywatele drugiej kategorii

Polka na Litwie przegrała sprawę o pisownię swego nazwiska

Polka, obywatelka Litwy, Malgozata Runievic-Vardyn
przegrała w litewskich sądach sprawę dotyczącą zmiany jej nazwiska na
zgodną z polską pisownią.  Wileński sąd okręgowy utrzymał w mocy wyrok
sądu niższej instancji z 2011 roku, który orzekł, że nie ma podstaw do
zmiany nazwiska kobiety
.

Jak poinformował mąż Malgozaty Runievic-Vardyn, Polak urodzony w
Polsce Łukasz Wardyn, skoro ta sprawa zakończyła się na Litwie, będzie
teraz przedmiotem analiz instytucji i sądów europejskich.

Sprawa Runievic-Vardyn ciągnie się od kilku lat. W 2007 roku w
urzędzie w Wilnie został złożony wniosek o zmianę imienia i nazwiska w
litewskich aktach stanu cywilnego: w akcie urodzenia na “Małgorzata
Runiewicz” i w akcie małżeństwa na “Małgorzata Runiewicz-Wardyn”, tak by
było ono zgodne z pisownią nazwiska męża zawartą w litewskim akcie
małżeństwa (Wardyn). Wniosek został odrzucony, a kobieta zwróciła się do
Trybunału Sprawiedliwości UE.

W maju 2011 roku unijny trybunał orzekł, że obowiązujący na Litwie
tryb przewidujący pisownię nazwiska wyłącznie po litewsku nie jest
sprzeczny z prawem UE, chyba że powoduje “poważne niedogodności” dla
zainteresowanych i uznał, że o tym ma zadecydować sąd litewski.

W sierpniu 2011 roku sąd w Wilnie odrzucił skargę Runievic-Vardyn i
orzekł, że urząd stanu cywilnego miał podstawy, by odmówić zapisania jej
imienia i nazwiska zgodnie z polską pisownią. Podstawą odmowy było
stwierdzenie, że niedogodności, jakich doświadcza kobieta z powodu
rozbieżności w pisowni swego nazwiska oraz nazwiska męża, mają “osobisty
i bytowy charakter”. Sąd przypomniał, że litewski jest językiem
oficjalnym.

Przed miesiącem adwokat Runievic-Vardyn i jej męża, Justas Sankaitis,
złożył w wileńskim sądzie okręgowym wniosek o zwrócenie się do Sądu
Konstytucyjnego w sprawie uchwały przyjętej w 1991 roku, jeszcze przez
Radę Najwyższą Litwy, o zapisie imion i nazwisk w paszporcie Republiki
Litewskiej. Sąd Konstytucyjny miał wyjaśnić, czy zapis imienia i
nazwiska może regulować nie ustawa, a jedynie uchwała.

Środowa decyzja wileńskiego sądu administracyjnego oznacza, że sąd
odrzucił taki wniosek. Sąd Konstytucyjny Litwy dwukrotnie już
rozpatrywał kwestię pisowni nielitewskich nazwisk w litewskich
dokumentach – w 1999 i w 2009 roku. Oba orzeczenia wskazują na używanie w
litewskich dokumentach języka urzędowego, czyli litewskiego. W 2009
roku sąd orzekł, że obywatele Litwy narodowości nielitewskiej, w tym
Polacy, w paszportach mogą mieć zapisane nazwiska w formie oryginalnej,
ale nie na pierwszej stronie, tylko na dalszych stronach, jako zapis
pomocniczy.

Kwestia pisowni nazwisk polskich na Litwie jest od lat jednym z
najbardziej drażliwych problemów w stosunkach polsko-litewskich.
Wprowadzenie pisowni nazwisk polskich na Litwie i litewskich w Polsce z
użyciem wszelkich znaków diakrytycznych przewiduje traktat
polsko-litewski z 1994 roku. Obecnie rządząca na Litwie koalicja
centrolewicowa zobowiązała się do przyjęcia ustawy zezwalającej na
pisownię polskich nazwisk w litewskich dokumentach. Taką ustawę
przygotowuje obecnie litewskie ministerstwo sprawiedliwości.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika godziemba

3. Joanna K.

Na pewno nie była to repatriacja, ani ewakuacja. Można więc mówić o wysiedleniu lub wypędzeniu, choć formalnie była ona dobrowolna i poza polską inteligencją i innymi przedstawicielami elity Sowieci nie zmuszali pozostałych Polaków do wyjazdu.

Całkowita zgoda w ocenie polityki narodowościowej obecnego bezrządu.

Pozdrawiam

Godziemba
avatar użytkownika godziemba

4. @Maryla,

RadSik nie ośmielił się nawet wystosować w tej sprawie noty protestacyjnej.

Pozdrawiam

Godziemba
avatar użytkownika Maryla

5. SĄSIEDZKA POMOC....

Współpraca z gestapo

Litwa na mocy porozumienia miała wydawać Niemcom aresztowanych
członków polskiego podziemia i przebywających w obozach jenieckich na
Litwie polskich żołnierzy i oficerów. Litwa miała przekazać Niemcom co
najmniej cztery transporty jeńców. Zostali oni przewiezieni do obozu
koncentracyjnego Zoldau, w którym zostali zamordowani. Aleksander Diukow
eksponuje fakt, że Litwa wydawała polskich jeńców w ramach Akcji A-B ,
podczas której Niemcy chcieli unicestwić najwartościowszą część polskiej
inteligencji. Dziękując rosyjskiemu historykowi za ujawnienie tych
faktów, trzeba mu jednak przypomnieć, że oprócz Litwinów we współpracy z
niemieckimi służbami w dziele likwidowania polskiej inteligencji
uczestniczyły i to w o wiele szerszym zakresie sowieckie służby
specjalne. Odbyły w tej sprawie nawet specjalną naradę w Krakowie i
Zakopanem. Może tą właśnie kwestią zająłby się Aleksander Diuk,
wykorzystując swoje dojścia CIA do archiwów Łubianki. Można tylko
wyrazić nadzieję, że przygotowując je Aleksander Diuk wykaże więcej
staranności niż przy przygotowaniu swoich wcześniejszych pozycji,
dotyczących sowieckich represji na Litwie i Estonii. Z dokumentów,
zamieszczonych w tych pozycjach wynika, ze sowieckie represje nie były
planowane, a wynikały tylko z sytuacji, którą ZSRR w nich zastał. W
krajach przybałtyckich roiło się bowiem od faszystów…


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl