Ilu Polaków walczyło z komunizmem?

avatar użytkownika elig
W rocznicę Porozumień Sierpniowych, czyli 30 sierpnia 2013, portal RFM24.pl opublikowal / http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-800-tysiecy-polakow-deklaruje-ze-walczylo-z-komuna,nId,1018532 / wyniki sondażu CBOS: "Prawie 800 tysięcy Polaków po 40. roku życia deklaruje, że po wprowadzeniu stanu wojennego działało w podziemnych strukturach "Solidarności", drukowało i kolportowało wydawnictwa drugiego obiegu albo było represjonowanych np. za udział w manifestacjach. Do wyników badania CBOS w tej sprawie dotarła "Rzeczpospolita". Jeśli przyjąć bardzo zróżnicowany poziom zaangażowania w niezależną działalność, to liczba 800 tysięcy osób deklarujących, że były w podziemiu w stanie wojennym, jest jak najbardziej wiarygodna - komentuje wyniki badania prof. Wojciech Polak z UMK Toruń.". Te dane budzą jednak wątpliwości. Mnie skojarzyły się od razu z pewną anegdotą o Piłsudskim: Gdy po zamachu majowym jego obóz przejął władzę w Polsce, nagle mnóstwo ludzi zaczęlo przyznawać się do przeszlości w Legionach. Pilsudski powiedział z westchnieniem: "Boże, gdybym ja w Legionach miał tylu legionistów, ilu jest teraz, to byśmy zajęli Moskwę". Podobne odczucia musiał mieć Obibok na własny koszt, bo opublikował w Niepoprawnych.pl notkę "Ponad 800 tys. Polaków działało w opozycji? "Nie wierzę, kompletna bzdura"" / http://niepoprawni.pl/content/ponad-800-tys-polakow-dzialalo-w-opozycji-nie-wierze-kompletna-bzdura /. Bloger cytuje wywiad Celinskiego z Tok FM / http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,14521945,Ponad_800_tys__Polakow_dzialalo_w_opozycji___Nie_wierze_.html#BoxSlotII3img /: "Nie wierzę w liczbę 800 tys. opozycjonistów, to kompletna bzdura - stwierdza w rozmowie z Tokfm.pl Andrzej Celiński, były członek KOR i "Solidarności", dziś szef Partii Demokratycznej. - Tylu lub nawet więcej ludzi poprzedni ustrój mógł bardzo uwierać. Ale w opozycji nie działało 800 tys. osób - podkreśla Celiński. (...) Opozycja często kończyła się przy stole, wśród najbliższych. Nic z niej nie wynikało w rzeczywistym wymiarze - zaznacza nasz rozmówca. Dodaje jednak, że nawet tego rodzaju postawy stanowiły ważne wsparcie dla aktywistów i tworzyły klimat, w którym mogła działać realna opozycja.". Z dalszego ciągu publikacji w Tok FM dowiadujemy się , że: " W podziemną działalność związkową miał być jednak zaangażowany jeden procent respondentów CBOS. A udział w zbiorowych wystąpieniach zadeklarował co dwunasty badany.". Te 800 tys to 4,2% ogółu. Z powyższych danych wynikałoby więc, że w latach 80-tych mieliśmy ok. 200 tys. aktywnych opozycjonistów. Obibok na własny koszt wskazuje jednak, iż i do tej ostatniej liczby trzeba podchodzić ostrożnie. Przytacza on przykład emerytowanego pracownika stoczni, który upierał się, że brał udział w strajku, choć z dalszego przebiegu rozmowy z nim wynikło, iż nie miał on zielonego pojęcia o jego przebiegu. Ja podejrzewam więc, że liczba tych którzy naprawdę aktywnie walczyli z komunizmem po stanie wojennym nie przekraczała 100 tys. To i tak jest wielka różnica w porównaniu do sytuacji sprzed 1980 r. Nigdy nie zapomnę jak na początku 1980 roku Wojciech Arkuszewski wypłakiwał mi się w mankiet, mówiąc: "W Polsce jest tysiąc opozycjonistów, jak żubrów i nie chce być ich wiecej.". Jedna rzecz jest krzepiąca. To cudowne rozmnożenie aktywnych przeciwników komunizmu świadczy o tym, że ludzie uważają udział w walce za cenną wartość. O ile za sanacji legionowa przeszłość mogła przynosić pewne profity, to w III RP tak nie jest, dawna działalność w opozycji raczej szkodziła niż pomagała. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że wspomniane wyżej badania zlecił CBOS Senat pracujący nad ustawą o pomocy materialnej dla byłych opozycjonistów, którzy żyją w biedzie. Ludzie przypisują sobie opozycyjną przeszłość głównie po to, by wydać się lepszymi. To dobrze.
Etykietowanie:

19 komentarzy

avatar użytkownika Tymczasowy

1. Na Slasku

mowiono, ze w uroczystosciach rocznicowych na gorze Sw.Anny ciagle przybywa kombatantow powstan Slaskich. Gdyby tylu rzeczywiscie ich bylo, to Niemcy byliby rozniesieni w kazdym z powstan.

avatar użytkownika elig

2. @Tymczasowy

Jak widać, jest to zjawisko powszechne.

avatar użytkownika UPARTY

3. Ciekawe!

Otóż ja dość dobrze znałem środowisko tzw opozycji, oczywiście w Warszawie. O ile do wybuchu Solidarności cała opozycja mogła sie zmieścić, nie w jednym mieszkaniu jak to niedawno przeczytałem, bo w jednym mieszkaniu, zapewne chodziło o mieszkanie J.J.Lipskiego na Kopernika to była w stanie zmieścić się tyko Kuroniada, dla ROBCiA i KPN nie starczyło by juz miejsca, to jednak prawdą jest, że dwa takie mieszkania pomieściły by całą opozycję.
Po stanie wojennym było trochę inaczej. Otóż, już wtedy to przypuszczałem ale teraz jestem tego pewien, że klucz doboru internowanych był inny niż się to powszechnie wydaje. Internowani byli działacze, z którymi Komuniści mieli nadzieję się porozumieć!
Stąd internowani byli i Komorowski i L.Kaczyński, który w czasach Solidarności wydawał się być, w przeciwieństwie do swego brata "osobą kompromisu". Internowany był, i Stefan Kurowski, i Bugaj i inne osoby ich pokroju. Czy ci ludzie stanowili zagrożenia dla sytemu? Oczywiście, że nie. Czy mogli by nadać systemowi "ludzką twarz" - tak, bo byli nieprzekupni i jeśli choćby część ich postulatów była realizowana, to przez dość długi czas mogli by współdziałać z czerwonymi.
Na wolności zostali więc działacze "drugiej linii" i liczne rzesze związkowców. Rzeczywiście w pierwszych miesiącach stanu wojennego gotowość do działania w opozycji zgłaszało bardzo wielu ludzi. Nie wykluczam, że rzeczywiście 800 000 z nich jest jeszcze w Polsce, a drugie tyle wyemigrowało.
Jestem też pewien, że stan wojenny miał być pierwszym etapem likwidacji środowisk niezależnych, że miał na celu wywołanie powszechnego buntu pozwalającego po jego stłumieniu wyeliminować całe środowisko z życia społecznego.
Do tego buntu jednak nie doszło, bo jak już pisałem o tym wcześniej, na jesieni 81 roku, po dokładnym rozeznaniu sytuacji w Polsce prawie wszyscy działacze "drugiej linii" doszli do przekonania, że nie ma sensu wszczynać rewolucji, że jeśli nawet uda się ją wygrać, to nowe władze będą musiały się zwrócić do funkcjonariuszy poprzedniego systemu by ci uczestniczyli w budowie administracji publicznej i gospodarczej - a to nie miało sensu.
I wtedy rzeczywiście zaczęła się demobilizacja środowiska. W przededniu okrągłego stołu w mojej ocenie w Warszawie opozycję anty systemową stanowiło ok 500 osób! Reszta dawnych opozycjonistów w jakiś sposób i w pewnym stopniu związała swoje losy z systemem. Oczywiście w pewnym stopniu była też temu systemowi przeciwna, ale nie byli to już zdeterminowani opozycjoniści a raczej reformatorzy.
Tutaj dochodzimy do jednego z najważniejszych problemów społecznych w Polsce- do tradycji romantycznej. Otóż ci wszyscy ludzie, którzy zdecydowali się w 81 roku na porzucenie myśli o rewolucji byli wychowani w tradycji romantycznej. I wcale nie było to przypadkiem, że właśnie oni poniechali ryzykownego, impulsywnego działania społecznego. W kategoriach czysto racjonalnych pod koniec 81 roku powinno się dążyć do jak najszybszej rewolucji!
Wbrew temu co powszechnie się uważa romantyzm jako nurt intelektualny jest o wiele bardziej logiczny i racjonalny od ... racjonalizmu społecznego. Czytając romantyków nie należy się sugerować, ani kwiecistym językiem, ani nadmiernym z pozoru sentymentalizmem. Romantyzm był pierwszym sposobem widzenia świata, który uwzględniał coś, co obecnie nazywa się psychologią społeczną i analizował jej wpływ na życie publiczne. O ile wszystkie pozostałe sposoby myślenia o sprawach publicznych zakładały tylko analizę korzyści materialnych o tyle romantycy widzieli jeszcze inne aspekty życia społecznego. Faktem jest natomiast bezspornym, że za nic mieli "ludzi sakiewki" i ci ludzie nienawidzą romantyzmu, bo okazuje się on skuteczniejszy społecznie od racjonalizmu! Ten niemożliwy do zniesienia racjonalizm ludzi wychowanych w tradycji romantycznej jest z resztą powód, dla którego chcąc zwalczyć naszą formację chcą uniemożliwić nowemu pokoleniu kontakt z tą tradycja, dla tego chcą usunięcia z lektur szkolnych tych dzieł, które są nośnikami tej tradycji
Bo przecież, gdybyśmy my w 81 roku nie zdawali sobie sprawy, że istniej coś co Słowacki nazwał Królem Duchem, a Mickiewicz widział to w postaci lawy, to nigdy byśmy się nie zdecydowali na odstąpienie od rewolucji w 81 roku. Musieli byśmy być przekonani o tym, że wraz z końcem Solidarności umieramy w sensie społecznym. My natomiast wiedzieliśmy z lektur, że tak nie jest. To nam pozwoliło uniknąć ryzyka, znowu posłużę się językiem romantyków, zamknięcia się w Okopach Św.Trójcy, pozwoliło nam nie stracić kontaktu z resztą społeczeństwa i w stosownym czasie odbudować naszą formację. W tej chwili mamy nawet szansę zdobycia dla siebie naszego kraju i to szansę realną, mamy szansę na wymianę elit.
W tym kontekście deklaracja tak dużej ilości osób, że pamięta jeszcze tamten czas, że chce się do tego co zrobiła przyznać, świadczy tylko o tym, że ówczesne decyzje były słuszne, że nie mamy się czego wstydzić.
Myślę , że to jeden ze znaków czasu.
Nie sądzę również, by miał rację A.Celiński mówiący o tym, że bycie w opozycji przy rodzinnym stole to rzecz nie ważna. Naród to zawsze była korporacja rodzin i tylko w oparciu o rodzinę, o jej wsparcie można było cokolwiek zrobić. Również jak coś poszło nie tak to cała rodzina ponosiła konsekwencje. Te dyskusje były dowodem na taką gotowość, To bardzo dużo.

uparty

avatar użytkownika Tymczasowy

4. Na sprawe

powinno patrzec sie procesualnie. Rzeczywiscie, po szoku Grudnia 1981 r. w za pisanie zabralo sie setki, za drukowanie tysiace, za kolportowanie dziesiatki tysiecy, a za czytanie - setki tysiecy. A potem slablo. Ja wbrew zasadom robilem i to, i to, i tamto. Skupie sie na drugim "to".Kolportaz szedl jak swieze buleczki na samym poczatku. Potem slabl. Obslugiwalem w Katowicach "nauczycieli", "biura projektowe" i dwa osrodki miejskie.
Potem slablo. W pewnym momencie doznalem "aha reakcji" i skontatowalem; "Dochodzi do tego, ze zaczne pisac, drukowac i czytac - TYLKO DLA SIEBIE. Obieg zamkniety! A wyjscie z tego absurdu bylo takie, ze po co robic kolo, jesli mozna bylo zamknac caly proces w swojej glowie. Czyli nie robic nic, tylko myslec.
Tylko szkoda byloby dziewczat w punktach kolportazowych (zwykle samotnych, po studiach, z wlasnymi mieszkaniami). Tam panowal duch "Oblezonego Miasta" z towarzyszaca mu obyczajowoscia. W moim skarbczyku pozostana najmilsze wspomnienia.
A co bylo we wiezniach w czasie Rewolucji Francuskiej? O stronie obyczajowej mowie.
Krotko mowiac, w normalnym spoleczenstwie, w dzialalnosc podziemna przeciwko okupantom angazuje sie okolo 1% populacji. W tym przypadku, na poczatku, okolo 300 000.

avatar użytkownika guantanamera

5. E tam...

800 tysięcy? 300 tysięcy? Nikt nie trafił.

Prawidłowa odpowiedź: 1 słownie JEDEN.

"Nikt mi nie pomagał, nikogo nie słuchałem. Sam prowadziłem tę walkę" -
mówił w "Kropce nad i" Lech Wałęsa o swojej działalności w Solidarności.
- Bałem się podsłuchów i agentów, nie do końca wierzyłem kolegom.

avatar użytkownika Tymczasowy

6. Guantanamera

Krotko mowiac, wychodzi nie na JEDEN, tylko na ZERO. Rzeczony zapodaje, ze bal sie agentow - czyli SIEBIE SAMEGO, BITEGO KONFIDENTA!
Musze wrocic do piosenki pt. "Mniej niz zero". Z podrecznej filozofii wiem, ze jak nie ma nic, to nie ma nic!
No i do czego zes nas doprowadzila w tym momencie Szanowna Guantanamero? Nie strach Ci?

avatar użytkownika guantanamera

7. Dodam jeszcze,

że gdyby ten ... przywódce, przepraszam, przywódca, wtedy powiedział do mnie: - Daj sobie spokój, nie musisz, nie ryzykuj, ja sobie sam poradzę... to nie wywaliliby mnie w z pracy i dzisiaj bym opływała w dostatki. Przecież mógł od razu powiedzieć tym milionom: dam radę, jestem gigant intelektu i intuicji, a wy sobie siedźcie bezpiecznie w domach... To nie, dopiero teraz to mówi...

avatar użytkownika Tymczasowy

8. Guantanamera

Da sie wyliczyc zamordowanych. A kto policzy ilu ludziom zlamano bardzo dobrze zapowiadajace sie kariery zawodowe? Czy ta qurwa zdaje sobie z tego sprawe? Nie wim jak wyglada glowa czlowieka-absolwenta szkoly zawodowej, bo jest mi to gleboko obce.

avatar użytkownika guantanamera

9. @Tymczasowy

"Rzeczony zapodaje, ze bal sie agentow - czyli SIEBIE SAMEGO, BITEGO KONFIDENTA!"
Takie rzeczy się zdarzają. Dr Jekyll był doktor honoris causa, czy po prostu?

avatar użytkownika Tymczasowy

10. Plota

Dzielny adwokat katowicki, na ktorego wizyte czekalem jak kania deszczu i nie przyszedl, po wyjscu na wolnosc powiedzial mi:"Wie Pan, czasy takie, ze nie mozna ufac nikomu. "Ja tylko samemu sobie ufam". Zreflektowal sie po chwili, i rzekl: "No i Panu". Ale bylo za pozno. Ja wiedzialem swoje.
Do konca mnie brali. W ostatniej chwili przyszedl brat-lata, taternik, opozycjonista, czy cos takiego. Wreczyl mi jakies materialy "podziemne" do przekazania na Zachodzie. Gdybym to wzial, to by mnie ciupneli na granicy na Okeciu, jak niemowlaka. A moj mlodszy brat, gdy Reczony wyszedl do toalety, sprawdzil kieszenie marynareczki i tam nic nie bylo. A szczery czlowiek przyniosl prawdziwego litra do wypicia.
Rzeczony wyszedl na dwor, co mozna bylo zobaczyc z okien 6 pietra i PO PROSTU, wsiadl sobie do czekajacego samochodu osobowego. W zimie.
A pozniej, ZUPELNIE PRZYPADKIEM, znow spotkalem przystojniaka, studenta-alpiniste, na ulicy. Tak niby sobie. A ja, jako ja , bylem w tym czasie dosc zatwardzialem wiezniem. Pentagon i Mikolowska.Nie takie numery Brunner! Pewnie, ze znam kilkadziesiat numerow tego typu z czasow stanu wojennego.Jak rusze doopa, to opowiem.

avatar użytkownika guantanamera

11. @Tymczasowy

Epidemia? Same samosie... Sam,sam, sam...
A może to hasło? Może jak Wałęsa i ten dzielny adwokat mówią "sam" to czekają na odzew?
Ciekawe komu teraz Lechu to hasło rzucił... Skąd przyjdzie odzew - i jaki?
A na opowieści czekamy ... Trzeba zdekonspirować takie numery!

avatar użytkownika guantanamera

12. Podsumowując te uwagi o Wałęsie:

Jak straszliwie on nas lekceważy....

avatar użytkownika Maryla

13. @guantanamera

dla mnie jego nie ma. Juz od lat, kiedy zrozumiałam, jak nas oszukano.
Skąd przyjdzie odzew? Bolek jak to on, pytany o Komorowskiego powiedział cos takiego : " Nie mieliśmy kadry, nie można było ogołocić Polski jednego dnia, więc parę rzeczy trzeba było dobrać z tego, co jest. Ja też dobierałem - ministra obrony i innych - powiedział Wałęsa."
http://www.tvn24.pl/walesa-o-kaczynskich-nie-byli-tacy-odwazni-ukrywali-...
Komorowski : W latach 1989–1990 pełnił funkcję dyrektora gabinetu ministra Aleksandra Halla w Urzędzie Rady Ministrów, a w latach 1990–1993 (z przerwą w 1992) – cywilnego wiceministra obrony narodowej w rządach: Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

14. Dla mnie

to bity agenciak. Kacap z typowymi wasami Budionnego, Stalina i innych.

avatar użytkownika guantanamera

15. @Maryla

Dla mnie też go nie ma... Ale dobrze, że się samodekonspiruje i samoośmiesza.
Sam... Też sam.

avatar użytkownika Tymczasowy

16. Ilez to

to musialem sie nawalczyc z bliskimi, by w 1989 przekonywac ich, ze Bolek to Bolek. Roznica byla taka, ze mialem za soba Polski Uniwersytet. Mikolowska i Pentagon. A tam zmysly bardzo sie wyostrzaly.

avatar użytkownika michael

17. Ludzie, zróbcie coś z tą arogancją, proszę.

Wiemy wszyscy, że wynik liczenia zależy od liczącej osoby. Taki na przykład osobnik, Lech Wałęsa. "Jego Egocentryczność" dostrzega tylko jedną godną uwagi osobistość, ale także "Jego Egocentryczność" zapewne orientuje się co jest warta "Jego Opozycyjność", więc rzeczywiście ten rachunek daje wynik "mniej niz zero".

Podobnie nie mogę polegać na żadnych rachunkach ani nawet domniemaniach Andrzeja Celińskiego lub innych podobnych mu osób, ponieważ ich opozycyjność jest szemrana, a "Ich Lewackość" wprost nieprzebrana.
Arogancja "Ich Lewackości" jest nieograniczona i jest naturalnie wzmocniona naturalną dla wszelkiej bolszewii nieludzką wręcz pogardą do wszystkiego co żywe i nie należy do ich bolszewickiego klubu. Oczywiście ich kalkulacje moga wskazywać na kilkuosobową liczebność "prawdziwej opozycji". Ich kanapa, to cały skład ich salonu ludzi uznanych przez nich za "prawdziwą opozycję". 

Prawdopodobnie może być trafna hipoteza o tożsamości tej kanapy ze zbiorem TW. Ten zbiór najprawdopodobniej może być uznany za "generator elit III RP". 

Bardziej wiarygodne są kalkulacje czynione przez ten generator, liczący swoich wrogów. Piszę o wrogach, ponieważ bolszewia nie ma przeciwników, ona sama widzi wokół siebie tylko wrogów. To oni sa przekonani, że ten kto nie należy do ich klubu, jest ich wrogiem. Do dzisiaj mam w pamięci moje wrażenie po przeczytaniu tekstu Piotra Pacewicza "Rzeczpospolita Pusta".  

Wtedy okazuje się, że ten zbiór TW, to nie więcej niż 5% mieszkańców Polski.
Pozostali to my. Miliony Polaków.


avatar użytkownika UPARTY

18. Opozycjonistów po stanie wojennym były miliony!

Otóż w połowie lat 70-tych, za pośrednictwem osób trzecich ale jednak doszło do współdziałania dwóch bardzo wybitnych postaci ówczesnej Polski. Ks Blachnickiego i prof. Czesława Czapówa. O ile postać ks.Balchnickiego jest dość powszechnie znana, to prof Czapówa w zasadzie nikt nie pamięta a jego udział w tym, że Solidarność , której powstanie było zapewne prowokacją, wymknęła się spod kontroli czerwonego była ogromna mimo, że on już nie żył, bo o ile pamiętam zmarł w marcu 80 roku. Prof Czapów zajmował się dziedziną zwaną dzisiaj psychologią społeczną i jako pierwszy w Polsce zajął się metodologią badań społecznych polegającą na "obserwacji uczestniczącej" . Czyli badacz danej grupy ludzi wnikał do niej i w ten sposób ją badał. Oczywiście były to de facto z jednej strony badania nad agenturą a z drugiej strony badania nad zakresem "sterowalności" takiej grupy z zewnątrz.
Ideą ks Blachnickiego było odbudowanie struktur społecznych katolików przez nauczenie nas życia w autonomicznych wspólnotach ludzi świeckich, czego wzorem miały być Oazy Kościoła Żywego.
Oczywiście w publikowanych pracach prof Czapówa nie ma ani słowa o sposobach infiltracji grup społecznych przez agenturę i co najważniejsze o sposobach przeciwdziałania jej skutkom ale miał on również i na ten temat bardzo dużo refleksji i wiem o tym, że dotarły one do wiadomości ks.Blachnickiego oraz o tym, że brał on je pod uwagę. Wiem również o tym, że prof Czapów interesował się Oazami i miał do ich organizacji uwagi, które docierały do ks.Blachnickiego a on brał je pod uwagę.
I teraz najciekawsze. Otóż w 1979 roku była podjęta próba oszacowania zakresu oddziaływania ruchu oazowego na nasze społeczeństwo. Okazało się, że jest on ogromny. Polegał on przede wszystkim na tym, że wprowadził do świadomości społecznej wzór działania wspólnotowego oraz kilka mechanizmów ograniczających wpływ agentury na wewnętrzną dynamikę grup społecznych.
Stąd też przeciwnicy Solidarności zarzucali, że strajki mimo swego dramatyzmu mają w sobie coś z pikniku. Tak na prawdę nie z pikniku tylko z wakacyjnego wyjazdu "na Oazę".
Okazało się też, że oddziaływanie zasad wypracowanych w ruchu oazowym sięga daleko szerzej niż sam ruch. Okazało się, że te normy zostały nieświadomie chyba przez uczestników Oaz zaszczepione w dużej części społeczeństwa.
Zadziałały one szczególnie silnie po wybuchu Solidarności i po ogłoszeniu stanu wojennego.
Oczywiście nie były to jedyne normy wspólnotowe jaki były przechowywane w powszechnej tradycji i jeżeli ktoś powie, że ogromne wtedy znaczenie miały normy wypracowane podczas Powstania Warszawskiego i wyraźnie było widać echo Powstania w sposobie gromadzenia się ludzi w Solidarności i że bez tych norm Solidarność by nie powstała a nawet jakby powstała do doprowadziła by do krwawo stłumionego powstania narodowego, to oczywiście też będzie to prawda. Ale właśnie zbieg tych dwóch nazwijmy to socjotechnik dał ten rezultat jaki widzimy obecnie. A ten rezultat jest taki, że mamy w kraju, w dalszym ciągu miliony ludzi, które chcą wymiany elit i wierzą, ze jest to możliwe.
I teraz, jeśli "opozycyjność" zdefiniujemy w ten sposób, że jest to podjęcie jakiegokolwiek działania na rzecz realizacji tego celu, to jeszcze w 1989 roku opozycja liczyła prawie 5 mln ludzi. Czyli nieco tylko mniej niż wyborcy PiS`u w 2007 roku!
Jeżeli zaś za opozycję uznamy tych, którzy chcieli wejść tylnymi drzwiami do elit PRL`u to rzeczywiście tych osób było kilkaset.
Te dwa cele działania tworzą nam miarę opozycyjności. Od minimum, którym było wejście do elit państwowych inaczej niż przez rekomendacje organizacji partyjnej, co też było w pewien sposób zmianą składu personalnego elit, aż do ludzi którzy chcieli wymienić elity w całości wcale do nich nie aspirując.
Na szczęście tych pierwszych było tylko kilkuset a tych ostatnich było i dalej są miliony.

uparty

avatar użytkownika michael

19. @ UPARTY

Wyraziliśmy dokładnie tę sama myśl na dwa sposoby, odnoszące sie do tej samej rzeczywistości. Sa jeszcze inne drogi, bardzo wspierające te sama argumentację. Wniosek jest najważniejszy. Były i sa miliony Polaków, którzy zasługuja na szacunek.

Zwróć uwage na ostatnia linijkę Twojego i mojego komentarza.