Prawicowa poprawność polityczna

avatar użytkownika elig
Tygodnik "Do Rzeczy" prowadzi od kilku tygodni akcję promowania książki redaktora naczelnego "Historii Do Rzeczy", Piotra Zychowicza p.t. "Obłęd 44". Polega to na tym, że w każdym kolejnym numerze pisma ukazują się dwa artykuły, jeden wychwalajacy to dzieło, a drugi - krytyczny wobec niego. Autorzy wyznaczeni do krytykowania książki Zychowicza mają łatwe zadanie. Gorzej z tymi, którzy muszą ją pochwalić. Postawiony przed tym ostatnim wyzwaniem Łukasz Warzecha wybrał sprytne wyjście. Zamiast omawiać "Obłęd 44" zajął się reakcją na jego opublikowanie i napisał artykuł "Nie cenzurujmy debaty nad historią", który ukazał się w nr 30/2013 "Do Rzeczy". Najpierw wdał się w dywagacje na temat konstruowania mitów narodowych i tego, kiedy można je odbrązawiać i krytycznie analizować. Potem zaś stwierdził, że ostre reakcje na książkę Zychowicza ujawnły istnienie czegoś, co można nazwać "patriotyczną poprawnością polityczną". Jest to "obrona mitologii narodowej w jej integralnej postaci i święte oburzenie z powodu każdej próby nie tylko krytyki, ale nawet analizy". Zdaniem Warzechy ta właśnie postawa szczególnie dała znać o sobie przy omawianiu książki Zychowicza. Warzecha pisze: "Polityczna poprawność jest lewicowym wynalazkiem i powinna być zamknięta w rezerwacie skrajnej lewicy. Nawet w imię najszlachetniejszych intencji nie powinna być odtwarzana po prawej stronie sceny politycznej, czy publicystycznej. Z ograniczania debaty nie może wyniknąć nic dobrego, za to wiele złego: intelektualny bezruch i szkodliwe, pełne pretensji przekonanie o własnej wyższości. Przede wszystkim zaś wynika z tego przeświadczenie, że nie są konieczne żadne rozrachunki, korekty wzorów postępowania, refleksja zaś nad własną historią jest szkodliwa. Tak nie buduje się siły narodu.". Łukasz Warzecha ma oczywiście rację. Ja zaś uważam, że problem nie dotyczy tylko debat historycznych. W ciągu ponad czteroletniego prowadzenia bloga zebralam wiele doświadczeń z czymś, co nazywam "prawicową poprawnością polityczną". Polska prawica najchetniej trzyma się poglądu:"Kto nie jest w 100% z nami - ten jest przeciw nam" oraz wypracowała sobie własny zestaw nietykalnych autorytetów. Gdy tylko zdarza mi się napisać coś krytycznego o PiS, zaraz mam na blogu inwazję hejterów wymyślających mi od komuchów, PO-wców, czy towarzyszek. To samo stało się, gdy skrytykowałam o. Rydzyka za odgrzewanie sprawy abp. Wielgusa i spory z TV Republika. Gdy zdarzy się , że w relacji z jakiejś prawicowejąimprezy zamieszczę jakakolwiek krytyczną, czy tylko nie dość entuzjastyczną uwagę, otrzymuję komentarz organizatorów: "to my się tak staralismy, tyle się napociliśmy a tej [tu obelgi] coś się nie podoba" :))) Wiekszość piszących w prawicowej blogosferze nie jest w stanie tolerować odmiennego zdania i znosić nawet niewinnej i kulturalnej krytyki. Wolność słowa ma być zarezerwowana tylko dla nich. Niestety, "prawicowa poprawność polityczna" istnieje i ma się dobrze

4 komentarze

avatar użytkownika UPARTY

1. Tu Pani trochę "przegięła"

Od też mniej więcej 4 lat obserwuje, może niezbyt starannie ale jednak to robię tzw. prawicowa blogsfere. Moim zdaniem w naszym środowisku istnienie czegoś takiego jak prawicowa poprawność polityczna w zasadzie nie ma.
Trochę inaczej ma sie sprawa ze środowiskiem RM, ale też nie jest to zjawisko jakoś istotne.
Problem w tym, ze my jesteśmy w wielkiej opresji. U nas jeszcze nie pali się kościołów, ale kapłanów zabija się. U nas mogą działać partie opozycyjne ale ich działaczy też się zabija, choć jeszcze nie na masową skalę, natomiast represje codzienne w postaci wyrzucania ludzi z pracy, utrudniania im załatwiania spraw urzędowych, niesprawiedliwe i niezgodne z prawem wyroki sądowe są na porządku dziennym. Środowiska post - PRLowskie mogą to robić, bo nie spotykają się z krytyką społeczną, gdyż większość społeczeństwa nie zdaje sobie sprawy z warunków w jakich żyje. Nie zdaje sobie z tego sprawy dlatego, że od ludzi powszechnie uznawanych za autorytety słyszy opinie zupełnie różne od tego co sami doświadczaj w popularnych serialach widzą ludzi żyjących inaczej niż oni. Mają więc wrażenie, że ich los jest sprawą marginalną. Oni może imało zarabiają ale przecież średnia krajowa wynosi ponad 3 800 zł, więc to tylko oni są biedni a "ludzie to mają pieniądze". Oczywiście dotyczy to wszystkich aspektów życia społecznego.
Ten stan zakłamania jest możliwy tylko dzięki temu, iż bardzo wielu ludzi widzi wierzy rozmaitym "presstytutkom" a ludzi postrzega przez ich status oficjalny. Jeśli więc tygodnik DoRzeczy został zakwalifikowany jako prawicowo-patriotyczny i sam sie w tym nurcie lokuje, to jeśli ukarze się w nim artykuł prezentujący poglądy fałszywe i szkodliwe dla świadomości społecznej ludzi, to może on być użyty jako uwiarygodnienie ludzi z przeciwnego obozu. Mechanizm propagandowy działa tak, że najpierw podaje się jaką wiadomość niesporną i mówi się, że co do tego jest powszechna zgoda, a dalej snuje się dywagacje zupełnie nawet absurdalne, ale logicznie trudne do zakwestionowania przez osoby słabo wykształcone, nie mające czasu i możliwości wgłębić się w poruszany temat.
W ten sposób uwiarygadnia się ludzi tą metodę stosującą, uwiarygadnia się cały ich przekaz.
Tak więc podawanie do publicznej wiadomości przez osoby niewątpliwie "nasze" swoich poglądów w ten sposób, że mogą być one użyte przeciwko nam jest działaniem szkodliwym praktycznie i krytyka takich zachowań nie jest związana z poprawnością polityczną. To nie jest powielanie jakiego schematu, to jest obawa o skutki tych wypowiedzi.
Ponieważ odnosi się Pani do swoich osobistych doświadczeń, to również pozwolę sobie i ja je skomentować. Otóż pamiętam taką sytuację, kiedy to Pani powtórzyła bodajże za Gazetą Polską a może za innym tytułem bardzo nieostrożną argumentacje dotyczącą jednej ze spółek remontujących tory kolejowe w miejscu, gdzie potem doszło do wielkiej katastrofy. Spółka ta uzyskała w sądzie zarządzenie tymczasowe zakazującej GP lub innemu tytułowi wszelkich publikacji na ten temat.
Po dłuższym czasie okazało się, że Sąd Apelacyjny podzielił stanowisko GP i pojawiły się wtedy komentarze, że istnieje jakaś istotna różnica w orzecznictwie miedzy instancjami sądowymi. Że Sady Rejonowe ferują wyroki propagandowe, a prawdziwy sąd odbywa się w drugiej instancji.
Tyle że to nie prawda. Sądy Apelacyjne w zasadzie potwierdzają zawsze wyroki sądów pierwszej instancji. Zmiany wyroków w drugiej instancji są zjawiskiem rzadkim, nawet jeśli wyrok pierwszej instancji był mocno wątpliwy prawnie. Najczęściej do zmiany wyroku dochodzi wtedy, gdy w tzw "międzyczasie" zmieniła się sytuacja społeczno-polityczna, doszło zmiany doktryny gospodarczej. Wtedy rzeczywiście sądy dbając o swoją poprawność polityczną korygują postanowienia niższej instancji. To samo moim zdanie dotyczyło i sprawy katastrofy kolejowej, o której Pani pisała. To nie argumentacja okazał się słuszna a sondaże zaczęły się chwiać!. Te zaś zaczęły się chwiać bardziej przez konsekwencje ludzi uczestniczących w miesięcznicach, w różnych innych uroczystościach patriotyczno-religijnych, w konsekwentnym trwaniu przy naszej formacji licznej rzeszy ludzi a nie przez podanie do publicznej wiadomości emocjonalnej wiadomości, bo kto zawinił katastrofie i tak wszyscy wiedzieliśmy. Gdyby jednak sondaże spóźniły się i do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez Sąd Apelacyjny sytuacja społeczno-polityczne nie uległa by zmianie to strona przeciwna ogłosiła by z zadowoleniem swój sukces a później zaczęła próbować zemsty na swoich krytykach. Ta obawa o zemstę to był powód do krytyki Pani wpisu dotyczącego tej katastrofy a nie żadna poprawność polityczna.
Podobnie ma się rzecz w zdecydowanej większości spraw i analogiczne rozważania są powodem krytyki "okraków" a nie żadna poprawnośc polityczna

uparty

avatar użytkownika michael

2. UPARTY - patrzę na sprawę jako fizyk o rozwiniętej wyobraźni

przestrzennej.

Inaczej mówiąc sprawa ma nie jedno ma dno, albo jest bezdennie wielowymiarowa. Jest to prawdziwy splot wielu przenikających się zjawisk oraz ważnych społecznie nurtów.
Bez końca można by się zastanawiać nad każdym z tych aspektów. Problem wart ogromnej monografii.
Zainspiruję tylko wyobraźnię:
Zjawisko postbolszewickiej kalki. Mało sobie zdajemy sprawę jak głęboko za skórą utkwiła nam wszystkim postbolszewicka zadra, dziedzictwo wielu dziesiatek lat toksycznej indoktrynacji. Najłatwiejszym do uświadomienia sobie skutkiem tej trucizny jest niby nieznaczne przesunięcie albo pomieszanie znaczeń bardzo ważnych pojęć w sferze aksjologicznej, prowadzące do zwichnięcia naszego świata wartości. Mówię o naszym świecie wartości, ponieważ ta trucizna siedzi w nas samych. Najtrudniej dostrzec i wytępić bolszewicką zarazę, gdy siedzi ona w naszej duszy, jest jak podły i podstępny oddech szatana, wydobywający się z naszego wnętrza. Poprawność polityczna jest taką zatrutą ampułką, mieszającą w szatańskim tyglu, relatywizującym pojęcia lojalności, wierności, przyzwoitości, wolności i wreszcie szacunku do wszelkich wartości.
Niby wszystko razem i od początku przegniłe, skażone zarazą relatywizmu.
I ten relatywizm właśnie uniemożliwia jasne zrozumienie granic między wolnością, prawem do krytyki, wiernością, a na przykład lojalnością. To bolszewickie przetrącenie równowagi aksjologicznej dopuszcza takie dziwolągi jak prawo do krytyki, ale tylko słusznej. Słuszna krytyka - tak, a niesłusznej krytyce - nie.
Kto potrafi dostrzec absurdalność tej rzekomej alternatywy?

To jest zupełnie to samo jak ostatnie tuskowe gadanie o przemocy.
Przemocy nie, a policyjnej przemocy tak.
I wniosek:
"Państwo ma monopol na przemoc i prawo do brutalności bez granic."
Jak to możliwe?


http://www.youtube.com/watch?v=te7qrDwvvfE

avatar użytkownika elig

3. @UPARTY

Propaganda, propagandą, sondaże, sondażami, ale należy jednak dążyć do prawdy. To zaś jest niemożliwe bez swobody dyskusji.

avatar użytkownika UPARTY

4. Oczywiście, że należy bezwzględnie dązyć do prawdy'

ale to, że mamy być przebiegli jak węże jest nakazem ewangelicznym znajdującym sie w jeden dyspozycji wraz z nakazem czystości serca.

uparty