Powiew optymizmu w portalu Rebelya.pl

avatar użytkownika elig
Najbardziej irytujące dla mnie w prawicowej publicystyce jest jałowe czarnowidztwo i nieustanne narzekania. Dlatego z przyjemnością przeczytałam tekst "Nie jesteśmy przegranymi historii. Jesteśmy niezniszczalni" pióra Marcina Hermana w portalu Rebelya.pl / http://rebelya.pl/post/4498/nie-jestesmy-przegranymi-historii-jestesmy-niez /. Autor jest dziennikarzem i zastępcą redaktora naczelnego Rebelyi. Jego artykuł ukazał się dwanaście dni temu w dniu 2.08 i został kompletnie przemilczany. To charakterystyczne dla prawicowej blogosfery. Prawie rok temu opublikowałam notkę "Pławienie się w rozkosznej rozpaczy" / http://naszeblogi.pl/31845-plawienie-sie-w-rozkosznej-rozpaczy /. Stwierdziłam w niej: "Takie "gorzkie żale " są wręcz szkodliwe. Pławienie się w rozkosznej rozpaczy działa demobilizujaco i zwalnia od myślenia, nie mówiąc już o działaniu. Udziela się to też Czytelnikom. Niedawno mogłam się o tym przekonać. Napisałam notkę p.t. "Jak ulepszyć polską politykę?" / http://naszeblogi.pl/31516-jak-ulepszyc-polska-polityke /. Miała ona najmniej odsłon ze wszystkich ostatnio napisanych przeze mnie tekstów. Sam pomysł, że można by coś ulepszyć działał odstraszająco. Wygodniej jest lamentować i rozdzierać szaty nad losem nieszczęsnej Polski.". Z prawdziwą przyjemnością przeczytałam więc u Marcina Hermana: "Mam już dosyć tego corocznego publicystycznego rytuału jęczenia nad historią Polski i Polską współczesną, odprawianego przy każdej rocznicy Powstania Warszawskiego. Lamentują nad polskim losem i Polakami przeciwnicy Powstania i w ogóle "sceptycy polskości" takiej, jaka ona jest. Lamentują też ci, którzy niby są dumni z polskiej historii, ale jednocześnie przedstawiają ją jako jedno pasmo nieszczęść i martyrologii, gdzie fatum wisi nad nami do dziś i pozostają tylko gesty. (...) O ile rozumiem, wszystko rozbija się o bilans historii, zwłaszcza XX wieku, dla Polski. Punktem wyjścia jest przekonanie o totalnej klęsce Polski w II wojnie światowej. Pomordowane miliony, śmierć dużej części inteligencji, utrata Kresów, zburzone miasta, strata wolności i niepodległości... Tyle, że jest tak, że dla Polski i innych narodów Europy Środkowej II wojna światowa faktycznie skończyła się w 1989 roku. I z tej perspektywy już jej bilans wygląda inaczej. Pozostańmy przy Polsce. Zgoda, nie mamy Wilna ani Lwowa, ale mamy Gdańsk, Wrocław, Szczecin. Wielu tego nie docenia, ja bardzo doceniam i fajnie by było, gdyby doceniała to większość Polaków. (...) A co do Wilna i Lwowa - nie są polskie, ale... nie są też już sowieckie (może to głupie, ale jednak to coś, że po latach izolacji do Wilna dziś to można nawet pojechać bez kontroli granicznej). A polski żywioł odrodził się na dawnych Kresach II RP. (...) Dalej temat hekatomby Polaków 70 lat temu, zwłaszcza klasy przywódczej... Tak, miała miejsce, tych ludzi nam zabrakło, ale... Ale i tak ludość Polski po wojnie szybko się "odtworzyła", a potem liczebność przekroczyła tę sprzed II wojny światowej. (...) Dziś mówimy po polsku, mamy polską kulturę, polskie rodziny, przyjaciół, zachowaliśmy część dawnych tradycji, większość nie utraciła swojej tożsamości, co więcej, coraz usilniej jej poszukuje lub wzmacnia. Po okresie PRL i zagubienia pierwszych 20 lat transformacji ludzie zaczęli się starać także żyć coraz bardziej "po polsku". (...) W kulturze od wieków jest ogromna część potencjału Polski i to naprawdę wielka rzecz, że ona żyje. Mówił o tym dużo wspomniany już Jan Paweł II. Ktoś powie, że to mało, że to wszystko nie tak, że ułomne, że nieprawda, bo ponoć nie ma Polaków, tylko "polactwo". Ale jeśli chcemy więcej zwycięstw, trzeba, jeszcze raz to powtórzę, trzeba się szanować.". Muszę powiedzieć, iż calkowicie zgadzam się z Marcinem Hermanem, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. "Ziemie Odzyskane". Mimo grabieży ze strony armii sowieckiej wartość majatku przejętego przez Polskę na tych obszarach była zdecydowanie większa niż wartość dóbr utraconych na Kresach. Inna rzecz, że komunistyczna gospodarka była tam szczególnie marnotrawna /rozbieranie domów i wywożenie cegieł do Polski Centralnej, urworzenie PGR, powszechny szaber, brak prawnego zagwarantowania własności, podtrzymywanie poczucia tymczasowości/. Najwiekszym nieszczęściem Polski po II wojnie światowej było narzucenie systemu komunistycznego i do dziś nie możemy się z niego do końca uwolnić. Jednak pozytywne zmiany, o których mówi Marcin Herman są faktem.

2 komentarze

avatar użytkownika UPARTY

1. To wszystko prawda!

Problem tkwi w tym, że nasza historia jest historią narodową a nie instytucjonalną. Do jej opisu lepiej więc nadaje sie francuska historiozofia społeczna a nie berlińska szkoła historyczna powielana później w Rosji.
Różnica w opisie naszej historii w zależności od przyjętej metody jest ogromna. Zgodnie z metodologią społeczna Polska jako samodzielne państwo Polaków przestała istnieć w momencie podpisania Unii Lubelskiej. Nie oznacza to wcale utraty przez Polaków, ani wolności, ani samodzielności politycznej a oznacza to tylko, że ta wolność była realizowana we wspólnotowych instytucjach. Gdy zaczęła się polska akcesja do Unii Europejskiej jej przewodniczący R.Prodi odwiedził Lublin i stwierdził, że Unia Lubelska była w znacznym stopniu podobna w swym zamyśle do zamysłu Unii Europejskiej, oczywiście z lat 50-tych XX w. Unia Lubelska stworzyła wielonarodową unię ojczyzn! Nawet Żydzi przez pewien czas mieli właśnie w Lublinie swój Sejm.
Jest to o tyle ważne, że zgodnie z bardziej właściwą do opisu naszej historii metodą francuską wojna bolszewicka była ostatnim akordem I RP i dopiero po niej, gdy powstały osobne Państwa narodowe na terenach Litwy, Polski, Białorusi i Ukrainy I RP zakończyła swój żywot. Do tego czasu Polacy na terenach I RP cieszyli pełnią praw społecznych i ekonomicznych oraz mogli, w zmienionej co prawda konfiguracji, uczestniczyć w życiu politycznym państw, w których znajdowały się ich strony rodzinne. Oczywiście w różnych krajach zaborczych prawa te były im przyznawane w różnym czasie, ale w sumie mieli je we wszystkich. Ci ludzie do I wojny światowej tworzyli ze sobą wspólnie jedną Rzeczpospolitą Polaków! Gdy zaistniały dogodne warunki rozesłano wici, zwołano pospolite ruszenie i stworzono armię, która pokonała bolszewików. Mieli więc również i zdolności wojskowe przeniesione z dawnych lat! Przez te 120 lat nieistnienia już Rzeczpospolitej Obojga Narodów ( a nie Rzeczpospolitej Polskiej!) nie utracili nic ze swych możliwości politycznych. O tym pisał Mickiewicz porównując naród polski do lawy, czy Słowacki pisząc o Królu Duchu. Oni istnienie pełnoprawnej struktury państwowej widzieli ale nie wiedzieli czemu jest ona uśpiona. Była uśpiona, bo Polacy nie chcieli już tworzyć wspólnego państwa z żadnymi Rusinami, z Litwinami i innymi i mieli do tego prawo!
Pamiętajmy, że z punktu widzenia organizacji poboru i sposobu finansowania armii była to ostania wojna I RP i to wojna zwycięska. Oczywiście były już w organizacji Armii Polskiej liczne elementy armii poborowej finansowanej przez państwo, ale bez pospolitego ruszenia tej wojny nie dało by się wygrać.
Czyli, zgodnie z tym sposobem widzenia historii do II wojny światowej Polacy nigdy nie utracili swojej wolności! Rozbiory nie były więc klęską narodową a bolesnym rozwodem! To zupełnie co innego, to zupełnie inna historia o zupełnie innym wydźwięku! To nie była klęska!
Poza tym cóż więc utracili nasi dziadowie w trakcie rozbiorów? Tylko jedno - społeczną akceptacje dla karierowiczostwa! Cechą charakterystyczną polskiej kultury jeszcze w latach komunizmu było oddzielenie statusu społecznego i towarzyskiego od statusu formalnego. Fakt iż ktoś dorobił się wysokiego stanowiska czy poprawił swoja sytuację materialną nie wpływało pozytywnie na jego pozycję towarzyską i autorytet! Obecnie zaś arcybiskup Michalik, przeczytałem to przed chwilą na portalu wPolityce zauważył, że karierowiczostwo jest zjawiskiem groźnym dla suwerenności narodowej, społecznej, że jest cechą bardzo negatywną. Czyli w czasie rozbiorów głównym problemem było to, iż ta świadomość była powszechna, ale był to problem ludzi, którzy przedkładali swój interes osobisty nad interes publiczny! To tak na prawdę było główną uciążliwością zaborów! Dla niektórych była to uciążliwość wielka, dla innych żadna.
Drugą wielką rzekomą klęską było Powstanie Warszawskie. To też nie prawda, Powstanie Warszawskie osiągnęło swój cel polityczny i dla tego było zwycięstwem!
Jak wynika ze wspomnień głownie Niemców od 1943 roku naukowcy niemieccy wiedzieli w których krajach będą pracować po wojnie! Oznacza to, że my wiemy o porozumieniach Jałtańskich między Rosją USA i Anglią, ale musiało być i inne porozumienie, inna wieka trójka w składzie USA,Rosja, Niemcy. Zarówno działalność Dullesa w Genewie jaki i fakt iz od drugiej połowy 1943 roku polscy kolejarze nie widzieli zaopatrzenia wojskowego wysyłanego na niemiecki front wschodni oraz, co wynika np. ze wspomnień Giedroycia NKWD już od początku 45 roku działało bez przeszkód we Francji, ale na zapleczu wojsk amerykańskich świadczy o tym, że były dwie koncepcje zakończenia II wojny światowej. Jedna nazwijmy to Jałtańska i druga, zakładająca przejcie całej Europy przez Rosjan.
Bardzo ciekawe sa wspomnienia Gieroycia zwłaszcza w połączeniu z aktywnością komunistów francuskich, którzy pod opieką armii amerykańskiej dokonywali rewolucji komunistycznej! Przejmowali zakłady przemysłowe i dokonywali reformy rolnej! Amerykanie zaś powstrzymywali zaopatrzenie dla wojsk Wolnej Francji tak, że nie mogły te wojska przeciwdziałać wywłaszczeniom!
Tu najważniejsze sa dwa pytania. Skąd NKWD wzięło się we Francji oraz drugie dlaczego amerykanie wspierali komunistów. Odpowiedź na oba jest stosunkowo prosta. Otóż dla tzw wielkiego biznesu, zwłaszcza finansowego, w USA stworzenie jednej przestrzeni gospodarczej w całej Europie i Rosji było od zawsze i jest do dzisiaj celem strategicznym. Z ich punktu widzenia jest w zasadzie obojętne, czy stolica tej przestrzeni będzie Berlin czy Moskwa. Jak nie wyszła koncepcja ze stolica w Berlinie, to niech będzie Moskwa.
Ten plan pokrzyżowało Powstanie Warszawskie. Dowodem na istnienie tego porozumienia było zostawienie przez Rosjan czasu Niemcom na zniszczenie Warszawy. Gdyby wojna była prowadzona "na poważnie" to taka sytuacja nie mogła mieć miejsca! Nie mniej jednak konieczność liczenia się z opinią publiczna zarówno w Rosji jak i USA spowodowała zmianę planów. Wojska Amerykańskie spotkały sie z Rosyjskimi, nie na Renie, co jak sądzę było zamiarem polityczny tej drugiej wielkiej trójki a na Łabie, co było zamiarem Anglików i było w pełni zgodne z polskim interesem narodowym. W tym sensie Powstanie Warszawskie było powtórzeniem wojny 20-tego roku. Zami8ar spotkania na Renie był zaakceptowany przez przynajmniej część elit niemieckich i konsekwentnie realizowany, bo inaczej nikt by nie próbował ofensywy w Ardenach w styczniu 45 roku. Ta ofensywa była absurdem przy każdej innej koncepcji politycznej zakończenia wojny. I teraz powraca kwestia NKWD we Francji w 1944 i na początku 45 roku. Jak tam Rosjanie dotarli. Na pewno nie przez Anglię, na pewno nie przez Hiszpanię, na pewno nie przez Morze Śródziemne którego pilnowali Anglicy. Zostaje jedna droga - Niemcy! Wojska niemieckie się wycofywały a Rosjanie zostawali za zgodą oczywiście Amerykanów ale nic z tego nie wyszło bo trzeba było zniszczyć Warszawę. Warszawa za ocalenie możliwości odbudowy naszego kraju i przetrwanie narodu była cena dużą, ale chyba godziwą. To straszne słowa ale żyjemy w strasznych czasach.
Tak więc w zależności od sposobu widzenia historii naszego kraju albo widzimy niebywałą skuteczność naszej kultury społecznej i politycznej albo widzimy pasmo klęsk. Przy czym pasmo klęsk jest głownie dla karierowiczów, którzy nigdy nie mogą być pewni swego dorobku.
Myślę jednak, że zarysowany przeze mnie sposób analizy zjawisk historycznych jest zbyt rewolucyjna, by szybko znalazł powszechna akceptację. Największymi przeciwnikami tego sposobu myślenia są oczywiście historycy, którzy musieli by przekreślić cały swój dotychczasowy dorobek i przyznać się do pisania propagandowych bzdur. Nie mniej jednak chyba z czasem ten sposób myślenia stanie coraz bardziej popularny. Bo niby same klęski a naród trwa i zadaje się być w sumie coraz silniejszy, coraz lepiej zorganizowany obok struktur państwowych a często i wbrew nim. Każde kolejne akcje seryjnego samobójcy opóźniają może poznanie prawdy o współczesnej polityce polskiej ale też i powodują pełniejsze ujawnienie się głównych aktorów i ich cech osobowych. Wystarczy teraz, że jedna akcja samobójcza nie wyjdzie a poznamy prawdę o wszystkich poprzednich i to prawdę pełną. Wtedy dopiero będzie możliwe dokonanie rewizji ocen naszej historii.

uparty

avatar użytkownika elig

2. @UPARTY

O tym, że gdyby nie Powstanie Warszawskie, to Niemcy dotarliby do Renu, pisało już wielu. Nawet Zychowicz w swej idiotycznej książce "Obłęd44" formułuje tę tezę i próbuje ją zwalczać. Zarówno on, jak i ci, którzy na Zachodzie stawiali na Moskwę, nie rozumieją, co to jest ideologia i jakie są skutki jej forsowania. Wyobrażają sobie oni, że taki Hitler /czy Stalin/ to zwykły polityk i będzie sie zachowywał zgodnie z regułami gry politycznej. Gdyby Hitler faktycznie tak postępował, to wygrałby II wojnę światową. On NAPRAWDĘ wierzył w to, że Żydów trzeba zniszczyć, a Słowianie są podludżmi, z których trzeba uczynić niewolników. Dlatego przegrał.