Unia Europejska wyraziła żal z powodu obecności prezydenta
Rosji Władimira Putina na paradzie wojskowej na Krymie.
Zdaniem UE Putin nie powinien był
wykorzystywać Dnia Zwycięstwa do zademonstrowania aneksji tego regionu Ukrainy.

Unia Europejska z żalem odnotowuje obecność prezydenta Władimira Putina na paradzie wojskowej w Sewastopolu, na Krymie

— powiedziała Maja Kocijanczicz, rzeczniczka szefowej dyplomacji
UE Catherine Ashton.

Ten ważny dzień w naszej wspólnej historii poświęcony upamiętnieniu ogromnych poświęceń i
uczczeniu pamięci milionów ofiar drugiej wojny światowej nie powinien być wykorzystywany
instrumentalnie do eksponowania nielegalnej aneksji Krymu

— powiedziała rzeczniczka Ashton.

Aż strach pomyśleć, jakie będą skutki, gdy wiadomość o unijnym żalu dotrze do Putina…

http://wpolityce.pl/polityka/194906-jest-reakcja-na-udzial-putina-w-defi...

Bolszewickie żniwa

Rozmowa z dr. Nikitą Sokołowem, historykiem, przewodniczącym Rady inicjatywy Wolne Stowarzyszenie Historyczne

Prezydent
Władimir Putin w wystąpieniach na tematy historyczne zawsze podkreśla
ciągłość dziejów Rosji i ich jednakowe znaczenie dla współczesności –
wszystko jest cenne i należy się tym chlubić.

– To nie do końca tak. W praktyce to
uznanie dla całej historii sprowadza się do uznania dla państwa, które
jest przedstawiane jako idealne i nieomylne. Co więcej, obywateli
pozbawiono możliwości głośnego mówienia o historycznych zbrodniach
władzy. Widać to na przykładzie uchwalonej niedawno „ustawy o pamięci”,
zwanej ustawą Jarowoj, która ustanawia kary za usprawiedliwianie lub
negowanie zbrodni nazizmu. Odpowiedzialności karnej podlega też
podważanie słuszności działań „koalicji antyfaszystowskiej”. W
odróżnieniu od podobnych praw w Europie, które zakazują negowania
pewnych zbrodni władzy, w Rosji od 1 sierpnia nie będzie wolno badać
zbrodni władzy. Formalnie ustawa dotyczy drugiej wojny światowej, ale
pewne przepisy są tak ujęte, że można je odnosić do całej historii.

Kiedy się patrzy na przykład na taką
Paradę Zwycięstwa, to pierwsze wrażenie jest takie, że historia bardzo
łączy się ze współczesnością.

– Nie łączy się. Jest znacznie gorzej.
Rzecz w tym, że decydują o tym ludzie, którzy nie rozumieją wartości
prawdy historycznej jako takiej, w tym kwestii świadomości historycznej
społeczeństwa. Myślą, że historia to po prostu reklama państwa.
Natomiast wartości wiedzy historycznej i doświadczenia historycznego w
żaden sposób się nie uwzględnia. Minister kultury Władimir Miedinski
mówił dosłownie, że historia jest projektem PR-owskim.

 

Planowane jest wydanie ujednoliconego państwowego podręcznika historii. To też projekt PR-owski?

– Od wielu lat obserwuję to, jak naucza się
w Rosji historii, jak wyglądają podręczniki i jak się ją wykłada oraz
jak historia wyraża się w sferze publicznej. Byłem nawet w kilku
komitetach redakcyjnych, ale to się już skończyło. O projekcie nowego
podręcznika niewiele wiadomo. Całe założenie nazywa się „standard
kulturalno-historyczny”. W jego ramach powstaną podręczniki do kilku
przedmiotów szkolnych. Na razie opublikowano jako podstawę do dalszych
prac taki wykaz różnych dat, faktów, postaci historii, o których powinna
być wzmianka podczas szkolnego kursu historii. Na razie te fakty i
osoby nie są w żaden sposób scharakteryzowane, więc trudno wydawać
jakieś oceny, ale niektóre punkty budzą niepokój. Może to skutek
niekompetencji osób, które to układały, a może celowy plan polityczny.
Chociaż to tylko suche zestawienie, to uderza styl bardzo mocno
przypominający podręczniki z czasów już nie tylko Breżniewa, ale i
Stalina. Na przykład mowa jest o „przystąpieniu ZSRS do wojny 22 czerwca
1941”. Żaden historyk tak nie może powiedzieć. Wiadomo, że Związek
Sowiecki przystąpił do wojny 17 września 1939, uczestnicząc w podziale
Polski z hitlerowskimi Niemcami.

Te kontrowersje jakoś zawsze koncentrują się na latach drugiej wojny światowej.

– Tak. Zwycięstwo w wojnie to ma być to, co
nas stworzyło jako naród – naród sowiecki. Kim jesteśmy? Tymi, którzy
pokonali faszystów. Nie może być innej odpowiedzi. Przy takim
postawieniu sprawy nie ma miejsca na wzmianki o zbrodniach, o
niepotrzebnych ofiarach, o cenie tego zwycięstwa. Badania naukowe
związane z tymi sprawami są mocno utrudniane. Studenci mało się nimi
zajmują, nie piszą prac, bo profesorowie boją się zadawać takie tematy.
Jeżeli zaczyna się rzetelną pracę badawczą, to nie wiadomo, dokąd ona
doprowadzi. A niektóre wyniki mogą okazać się przestępstwami według
prawa, o którym mówiłem. Wszystkie tematy wojenne są narażone na to, że
będą przy nich wynikać jakieś zbrodnie władzy. To dotyczy szczególnie
jeńców, ewakuowanych, robotniczych organizacji produkcyjnych na tyłach
frontu, kolaborantów (nie tylko armii gen. Własowa), korpusu kozackiego.
Wszystko to jest na krawędzi przestępstwa i jest niebezpieczne. Taki
też jest i cel tej ustawy – cerowanie sowieckiego obrazu wojny, zgodnie z
którym zwycięstwo odnosi naród będący monolitem pod kierownictwem
partii komunistycznej i wielkiego wodza. Chociaż historycy dobrze
rozumieją, że żadnego monolitu nie ma, rzeczywistość jest o wiele
bardziej skomplikowana i dramatyczna.

Polityka historyczna to też pomniki, nazwy ulic itp.

– Ulice ciągle noszą nazwiska komunistów i
różne określenia nawiązujące do komunizmu i rewolucji. To pokazuje, że
desowietyzacja Rosji nie została doprowadzona do końca i raczej nikomu
na tym nie zależy. Co więcej, wraca się do idei czasów sowieckich, przy
czym następuje w oficjalnym przekazie bezmyślna idealizacja tego okresu z
naciskiem na czasy Breżniewa i tę formę funkcjonowania komunizmu, jaka
wtedy występowała w ZSRS. Następnie ten wyidealizowany obraz czasów
Breżniewa przenosi się na całą epokę sowiecką. Jednak to wszystko nie ma
żadnego związku z historią – to czysta państwowa propaganda, która
jedynie używa pewnych historycznych odniesień i argumentów.

W Rosji przykłady fałszowania historii w celach politycznych sięgają czasów carskich.

– Masowe fałszowanie historii przyszło wraz
z czasami sowieckimi. Wcześniej była cenzura, a więc nakaz milczenia o
pewnych tematach, nie wolno było publikować dokumentów itd. Chodziło na
przykład o sprawę carewicza Aleksieja [syna Piotra I] czy dekabrystów.
Ale jeżeli jakiś temat historyczny nie był zakazany, to można było o nim
mówić i pisać swobodnie w ramach ówczesnej nauki, nikt nie próbował
fałszować czy preparować faktów. Po rewolucji wszystko się zmieniło.
Zaczęło się od podręcznika [Andrieja] Szestakowa „Krótki kurs historii
ZSRS” z 1937 roku. Sam Stalin trzy razy osobiście wprowadzał do
ostatecznej redakcji kluczowe wydarzenia naszej historii, takie jak
„wyprawa krzyżowa na Ruś w XIII wieku” lub „bohaterska obrona Aleksandra
Newskiego przed Zachodem”.

Takie polityczne manipulacje historią,
jakie dzieją się w Rosji, w Europie byłyby niemożliwe. W normalnych
państwach historycy tworzą na tyle silną korporację zawodową, że rząd
nie byłby w stanie wymusić fałszowania prawdy historycznej na taką
skalę. W Rosji nie ma takiej korporacji. Wydziały historyczne i
instytuty zostały zrujnowane przez bolszewików. Nie ma niezależnego
mechanizmu weryfikacji badań i prac historycznych. Społeczeństwo nie ma
więc żadnego punktu odniesienia w tych sprawach, a przez to także
historycy nie mają możliwości wpływania na społeczną świadomość.
Istnieje prokremlowskie Rosyjskie Stowarzyszenie Historyczne, a my
próbujemy stworzyć środowisko niezależne. Nie będzie się ono opierać na
systemie funkcji akademickich i stopni naukowych, bo niestety nie jest
to kryterium użyteczne w naszych warunkach politycznych. Dla nas
decydującym czynnikiem będzie reputacja i rekomendacja innych
historyków. Jest to kryterium dość subiektywne, ale nie ma lepszego.
Obecnie kończy się etap tworzenia Stowarzyszenia. Kiedy to nastąpi,
będzie duża konferencja, otworzymy stronę internetową, wolny uniwersytet
historyczny w internecie. Mają być różne wydarzenia, konferencje,
publikacje itd. Założycieli, którzy podpisali manifest, jest szesnastu. Z
ich rekomendacji zaproszono około dwustu osób, które się zapisały i
deklarują pracę w ramach Stowarzyszenia.

Nie obawiacie się odpowiedzialności karnej?

– Będziemy działać tak, jak nam nakazuje
standard profesjonalny. Jeżeli powstaną zarzuty łamania prawa, pójdziemy
do sądu, aż po Sąd Konstytucyjny, który może zmienić ustawę. Nie jestem
prawnikiem, ale jestem głęboko przekonany, że ustawa Jarowoj narusza
moje prawa konstytucyjne.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Falkowski