105 lat temu, 25 lipca 1908 roku, we Lwowie urodził się Stanisław Kasznica – komendant Narodowych Sił Zbrojnych

avatar użytkownika Maryla

105 lat temu, 25 lipca 1908 roku, we Lwowie urodził się Stanisław Kasznica ps. „Maszkowski”, „Przepona”, „Wąsal”, „Wąsowski”, „Stanisław”, „Stanisław Piotrowski” – porucznik Wojska Polskiego, podpułkownik i komendant Narodowych Sił Zbrojnych.

 

105 lat temu, 25 lipca 1908 roku, we Lwowie urodził się Stanisław Kasznica – komendant Narodowych Sił Zbrojnych

Epitafium pułkownika Kasznicy

Dr Rafał Sierchuła IPN Oddział w Poznaniu

 

Stanisław Kasznica
 

Należał do pokolenia, któremu przyszło żyć w bardzo trudnym okresie dziejów Polski. Był to najpierw czas odbudowy państwa po 123 latach zaborczej niewoli, a następnie walki o niepodległość, najpierw z niemieckim i sowieckim zniewoleniem podczas II wojny światowej, a później po 1944 r. – z reżimem komunistycznym.

Stanisław Kasznica, bo o nim mowa, ostatni dowódca Narodowych Sił Zbrojnych, urodził się 25 lipca 1908 r. we Lwowie. Był pierworodnym synem Stanisława, wówczas doktora prawa, świetnie rozwijającego swoją karierę kierownika Biura Statystycznego w Wydziale Krajowym we Lwowie, członka Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. W 1912 r. ojciec przyjął propozycję objęcia stanowiska profesora Akademii Rolniczej w Dublanach koło Lwowa.

W Poznaniu

Po odzyskaniu niepodległości Stanisław junior rozpoczął naukę początkowo w Gimnazjum Wojciecha Górskiego (później Gimnazjum św. Wojciecha), a następnie po przeprowadzce do Poznania w Gimnazjum im. Karola Marcinkowskiego. W latach szkolnych przeżył rodzinną tragedię. Z powodu ciężkiej choroby zmarła jego matka Amelia Kasznicowa. Opiekę nad chłopcami roztoczyła kilkanaście lat starsza od Amelii siostra Eleonora, która została drugą żoną profesora Kasznicy.

Po uzyskaniu matury Stanisław rozpoczął studnia na Wydziale Prawno-Ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego. Podczas studiów działał w strukturach Młodzieży Wszechpolskiej, będąc jednym z liderów jej tajnej struktury kierowniczej. Zaangażował się również w życie społeczne Uniwersytetu, wstępując do studenckiej organizacji samorządowej – Bratniej Pomocy. Kolejnym przejawem aktywności ideowej młodego Kasznicy była jego działalność w ruchu korporacyjnym na terenie uczelni. Podobnie jak jego ojciec i młodszy brat, Stanisław junior wstąpił do Korporacji Akademickiej „Helionia”, której został prezesem w 1938 roku.

Działacz polityczny

Po ukończeniu studiów i zdaniu egzaminu magisterskiego 11 października 1933 r. Kasznica zaangażował się w działalność polityczną. Od 1934 r. swoje losy związał z Obozem Narodowo-Radykalnym. Partia ta, skupiająca młodą polską inteligencję, mimo że bardzo szybko została zdelegalizowana, kierowana była przez tajną wielostopniową strukturę o nazwie Organizacja Polska. Od 1936 r. działalnością ONR w Poznaniu kierował Kasznica.

Wspominał po latach: „Praca moja ograniczała się do udziału w referatach i dyskusjach, które postawiły sobie za cel opracowanie pełnego programu politycznego, gospodarczego, społecznego itp. ruchu politycznego. Pozatem miałem pod opieką legalną ’Młodzież narodowo-radykalną’ [MNR]. Przez 1937 i 1938 na próżno starałem się ratować cofające się wpływy ONR na obu uczelniach poznańskich, cofające się na rzecz Młodzieży Wszechpolskiej”.

W 1938 r. kandydował bez powodzenia do rady miejskiej. Zmobilizowany w 1939 r. do 7. Dywizji Artylerii Konnej, jako podporucznik dowodził 1. plutonem 2. baterii dywizjonu, który wchodził w skład Wielkopolskiej Brygady Kawalerii. Wziął udział m.in. w bitwie nad Bzurą, pod Laskami i Sierakowem. Za czyny w walce został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy i dostał awans na porucznika. Po klęsce zaangażował się w działalność konspiracyjną.

Żołnierz, polityk, konspirator

W październiku 1939 r. przyczynił się do powstania wojskowej organizacji – Związku Jaszczurczego, w tym samym czasie współtworzył organizację cywilną pod nazwą Komisariat Cywilny. Wspomnianymi strukturami zarządzała Organizacja Polska, a oficjalnie grupa skupiona wokół podziemnego pisma „Szaniec”. Celem Grupy „Szańca” była walka zarówno z okupantem niemieckim, jak i sowieckim oraz przeciwdziałanie wpływom komunistów, a także realizacja wizji Polski jako kraju zorganizowanego w duchu narodowo-katolickim. Zakładano, że przyszłe granice na wschodzie pozostaną takie jak przed wojną, natomiast zachodnia koncepcja terytorialna przewidywała włączenie do Polski Prus Wschodnich z Gdańskiem i Królewcem. Granica miała opierać się na Odrze i Nysie Łużyckiej.

W 1942 r. wraz z częścią podległej Stronnictwu Narodowemu Narodowej Organizacji Wojskowej Grupa „Szaniec” i Związek Jaszczurczy utworzyły nową organizację wojskową – Narodowe Siły Zbrojne (NSZ) i strukturę cywilną – Służba Cywilna Narodu (SCN). Latem 1943 r. powołano Tymczasową Narodową Radę Polityczną, w której skład jesienią tego roku wszedł Stanisław Kasznica; jednocześnie był szefem Administracji Ogólnej SCN. Pracował nad projektem kształtu przyszłego państwa, zarówno jego ustroju, jak i administracji.

W kwietniu 1944 roku w NSZ doszło do rozłamu spowodowanego niejednolitym stosunkiem różnych ugrupowań współtworzących NSZ do umowy scaleniowej z AK, podpisanej 7 marca 1944 roku. Stanisław Kasznica pozostał w tej części NSZ, która nie uznała scalenia z AK. Od lipca 1944 roku był szefem I Oddziału Komendy Głównej Narodowych Sił Zbrojnych. W tym czasie wydał broszurę „Polska po wojnie”. W Powstaniu Warszawskim walczył na Ochocie, stąd z ludnością cywilną wyszedł ze stolicy i przedostał się do Częstochowy, a we wrześniu tego roku został mianowany komendantem Okręgu VIII (Częstochowa) NSZ. Pod koniec pobytu w Częstochowie, w listopadzie 1944 r., rozpoczął współpracę z mjr. Janem Kamieńskim, cichociemnym, oficerem KG AK. Został on mianowany przez gen. Emila Fieldorfa „Nila” komendantem Obszaru Zachód poakowskiej organizacji NIE występującej przeciwko reżimowi komunistycznemu w Polsce i jego zwierzchnictwu sowieckiemu. Zdecydował, aby przenieść się do Wielkopolski, by tam budować struktury organizacji.

Antykomunistyczny powstaniec

Wraz z nim wyruszył doświadczony w pracy na tym terenie Kasznica, któremu w zamian za pomoc w tworzeniu zaplecza organizacyjnego nowej struktury Kamieński obiecał legalne wsparcie finansowe. W początkowej fazie działań Kasznica pełnił funkcję zastępcy komendanta Obszaru Zachód NIE, później, po odwołaniu Kamieńskiego, inspektora Obszaru Zachodniego Dowództwa NSZ. W Poznaniu utworzył trzy struktury konspiracyjne: wojskową pod nazwą Armia Polska, polityczną – Obóz Narodowy, i studencką – Pokolenie Polski Niepodległej.

Pomimo intensywnej pracy organizacyjnej Kasznica zachowywał pozory normalnego życia. Sprowadził do Poznania żonę i córkę, pod przybranym nazwiskiem Borowski rozpoczął pracę w Milicji Obywatelskiej. Nie wiedział, że na jego trop wpadł w tym czasie Urząd Bezpieczeństwa w Poznaniu. Jeden z konfidentów tak go charakteryzował w kwietniu 1945 r.: „Mjr Wąsowski [Kasznica] pełni obecnie w Poznaniu funkcję komendanta NSZ na woj. poznańskie. Opracowuje instrukcje i rozkazy. Z Częstochowy przyjechało mnóstwo ludzi z AK. Na terenie Poznania powstało AP. W kraju trzonem tej organizacji jest NSZ”. Pomimo pogłębiającej się inwigilacji nie rezygnował z działalności. Z tego okresu pochodzi jego wypowiedź na temat dalszej walki z komunistami. Przyrównał ją do bicia głową w mur. „To ja już wolę rozbić głowę o ten mur, niż godzić się z obecną rzeczywistością w Polsce”.

Zbliżały się jednak dramatyczne dni. W wyniku działań UB w lipcu 1945 r. zostały rozbite wojskowe struktury okręgu poznańskiego NSZ. Kasznica tylko cudem uniknął aresztowania. W tym czasie został szefem Rady Inspektorów przy Dowództwie NSZ, a po wyjeździe Zygmunta Broniewskiego p.o. komendantem głównym NSZ. Równocześnie obejmuje w 1946 r. kierownictwo Organizacji Polskiej. Na jej czele w tym czasie stoją Kasznica, Lech Neyman, Mieczysław Paszkiewicz – trzej koledzy ze studiów na UP, korporanci „Helionii”. Wspólnie wyznaczają nowe sposoby walki z okupacją, w której pierwszoplanowe znaczenie ma tworzenie siatek wywiadowczych.

Nadmiar obowiązków wynikających z wielu odpowiedzialnych funkcji oraz stałe zagrożenie przyczyniły się do poważnej choroby Stanisława Kasznicy. Latem 1946 r. znalazł się w szpitalu, gdzie przeszedł operację. Przez trzy miesiące był unieruchomiony, jednak starał się nie zaniedbywać obowiązków, kierując pracą nawet ze szpitala.

 

Osaczanie

Kasznica był jednym z najbardziej poszukiwanych działaczy polskiego podziemia antykomunistycznego. O jego poszukiwaniach raportowano szefowi NKWD Berii. Kilkakrotnie wymykał się zastawionym obławom.

Pierwsza zapamiętana przez jego siostrę Eleonorę próba zatrzymania go miała miejsce latem 1946 roku. Schwytany przez patrol wojskowy w lasach kórnickich zdołał odzyskać wolność dzięki dwóm żołnierzom, którzy pełnili przy nim straż, w chwili gdy ich dowódca poszedł zgłosić, że „schwytali ptaszka”. Zasalutowali przed Stanisławem, przedstawili się jako żołnierze Armii Krajowej i wypuścili go, każąc mu jednocześnie dotkliwie się pobić, żeby nie wzbudzić podejrzeń dowódcy. Kolejnym epizodem był „kocioł” urządzony przez UB w domu profesora w Krosinku. Po kilku godzinach oczekiwania siostrze Eleonorze wraz z gosposią udało się uciec, dotrzeć do Poznania i ostrzec poszukiwanego. Ostatecznie Stanisława aresztowano 15 lutego 1947 r. w Zakopanem. Jednego z najbardziej poszukiwanych działaczy antykomunistycznych czekało długie, trwające ponad rok śledztwo.

O tym, że dochodzenie było ciężkie, świadczą słowa Eleonory Kasznicy, która spotkała się na ostatnim widzeniu ze swoim bratem i opisała jego wygląd po zakończonym śledztwie. „Brat miał na twarzy szramy od pobicia podczas śledztwa. Mówił, że trzymali go zimą w celi z wodą po kolana, miał wybite zęby”.

Śmierć na Mokotowie

W środę, 11 lutego 1948 r. rozpoczął się w Warszawie proces ostatnich przywódców Narodowych Sił Zbrojnych i Organizacji Polskiej. Rozprawa odbywała się w sali rozpraw Departamentu Służby Sprawiedliwości Ministerstwa Obrony Narodowej przy ul. Koszykowej. Był to proces pokazowy, szeroko komentowany w komunistycznej prasie. „Główne ’asy’ tej sprawy – pisano w jednej z relacji procesowej – to – rzecz jasna – ludzie z ’lepszej’ sfery: dwóch adwokatów, jeden kupiec. Żaden z oskarżonych nie ’splamił swych rąk pracą fizyczną’. Ale za to splamili je bratobójstwem i pieniędzmi za zdradę. (…) Przed wojną była to ’złota młodzież’; synkowie i córeczki bogatych rodziców, członkowie osławionego ONR (Obóz Narodowo-Radykalny). Ich jedynym zajęciem były napady na organizacje i obchody robotnicze, lub bicie Żydów. (…) Kiedy w Niemczech hitleryzm zaczął przybierać na sile, faszyści z ONR-u wpadli w cielęcy zachwyt, idąc na wyścigi z sanacyjnym rządem. A kiedy wskutek tej polityki Polska popadła w niewolę, zaofiarowali Niemcom swe usługi. (…) Ten proces wykazuje nam, że Polska oczyszcza się ze zgnilizny i zdrady, która przeszkadza nam w spokojnej pracy”.

Proces zakończył się 2 marca 1948 roku. Kasznicę i Neymana skazano na karę śmierci. Podpułkownik Alfred Jankowski i por. Henryk Szczepański 2 marca 1948 r. sporządzili opinie dotyczące oskarżonych w sprawie, w której czytamy: „Wobec rodzaju i wagi popełnionych przestępstw, mimo wykazanej skruchy i częściowo zaprzestania na kilka tygodni przed aresztowaniem aktywnej działalności przestępczej, skazani Kasznica Stanisław i Neyman Lech na łaskę nie zasługują”.

Kasznica został stracony 12 maja 1948 r. o godzinie 21.30 w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Dowódcą plutonu egzekucyjnego był Piotr Śmietański. Jak w wielu innych, podobnych przypadkach komuniści zataili miejsce pochówku zamordowanego. Pozbawiono go również stopnia oficerskiego i odznaczeń wojskowych.

Po 1989 r., wraz z udostępnieniem dokumentacji aparatu represji, znajdującej się obecnie w IPN, historią płk. Kasznicy zajęli się historycy. W 1992 r. dzięki staraniom rodziny unieważniono wyrok z 1948 r., 20 sierpnia 2009 r. postanowieniem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Stanisław Kasznica za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej otrzymał pośmiertnie Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski. Jednym z ostatnich akordów tej historii jest odnalezienie jego doczesnych szczątków na terenie cmentarza Powązkowskiego (Wojskowego) w kwaterze „Ł” i godny pochówek.

Śpij kolego w ciemnym grobie

Niech się Polska przyśni Tobie.

http://www.naszdziennik.pl/wp/25465,epitafium-pulkownika-kasznicy.html

Etykietowanie:

9 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Zbiorowe mogiły,

Zbiorowe mogiły, przestrzelone czaszki i skrępowane zwłoki. Ten człowiek odkrywa komunistyczne zbrodnie
http://menstream.pl/wiadomosci-reportaze-i-wywiady/zbiorowe-mogily-przes...

Kiedy we wrześniu 1946 roku na Opolszczyznę trafiło dwustu żołnierzy z oddziału Henryka Flamego, nie mogli się domyślać, jaki los ich czeka. Serdecznie przyjęci przez podających się za sprzymierzeńców agentów bezpieki jedli, pili i dyskutowali. Skorzystali też z zaoferowanego noclegu. Nie wiedzieli, że będzie to ostatnia noc w ich życiu. Zostali zabici, a ich ciała trafiły do pobliskiego lasu. Takie historie to chleb powszedni Krzysztofa Szwagrzyka, pracownika Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z Instytutu Pamięci Narodowej. Dziś odkrywa on miejsca pochówku tych żołnierzy, identyfikuje ich i oddaje im tożsamość. W rozmowie z MenStream.pl przekonuje, że w tej pracy niezbędna jest empatia, a jej najpiękniejsze momenty to te, kiedy informuje rodziny o odnalezieniu przodków.

MenStream.pl: Czego tropiciel komunistycznych zbrodni szuka na Opolszczyźnie?

Krzysztof Szwagrzyk: To element większego projektu, który realizujemy na terenie całego kraju. Miejsc do przeszukania są setki. W latach 40. i 50. w efekcie wykonanych wyroków sądowych, działań aparatu represji i akcji pacyfikacyjnych zginęło około 50 tysięcy ludzi. W większości przypadków miejsca pochówku są nieznane, bo komunistyczny aparat bezpieczeństwa skrupulatnie zacierał ślady swoich działań.

Na Opolszczyźnie szukamy miejsc spoczynku blisko dwustu partyzantów z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych Henryka Flamego, pseudonim Bartek. Podzieleni na trzy różne grupy, zostali zabici we wrześniu 1946 roku. Grupa pierwotnie stacjonowała na Podbeskidziu. Tam przeniknęło do niej dwóch agentów Urzędu Bezpieczeństwa, którzy podali się za przedstawicieli władz imigracyjnych. Udało im się namówić Bartka na przerzucenie w transzach oddziału na zachód. Jednym z punktów postojowych była właśnie Opolszczyzna. Tutaj oddział został ugoszczony przez rzekomych lokalnych partyzantów. W rzeczywistości byli to podstawieni pracownicy bezpieki. Miejsca odpoczynku zostały starannie dobrane - dawne dworki albo leśniczówki oddalone od siedzib ludzkich.
(...)

Badania na Łączce są takie istotne, bo to największe miejsce pochówku żołnierzy polskiego podziemia?

Nie tyle największe, co najważniejsze. W Warszawie zostało wydanych najwięcej wyroków śmierci, jest to też jedyny przypadek, w którym wszyscy straceni byli chowani w jednym miejscu. Tutaj w końcu spoczywają ci najbardziej zasłużeni. W sumie szacujemy, że na Powązki trafiło około trzystu zabitych. Czyli do odnalezienia pozostało jeszcze stu.
(...)

Wspominał Pan o kibicach. Wielu z nich wywodzi się ze środowisk prawicowych, część obnosi się z etosem Żołnierzy Wyklętych, stara się przypominać ludziom o bohaterach tamtych czasów. A potem słyszy się, że ci sami kibice zdemolowali pół miasta albo pobili kogoś dlatego, że miał inne poglądy. Nie przeszkadza Panu, że badania przyciągają takie grupy?

Krzysztof Szwagrzyk: Kibice to ogromna rzesza ludzi i nie powinno sie generalizować, na co niestety często pozwalają sobie media. Nie wszyscy są faszystami i wandalami. Jeżeli ktoś demoluje czy zakłóca porządek, powinien zostać zatrzymany. Może natomiast warto odwrócić pytanie – jak to jest, że zawsze, gdy kopiemy, wśród ciężko pracujących są kibice, a nigdy nie ma redaktorów najważniejszych polskich mediów?
(..)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. W Polsce komunizmu... nie

W Polsce komunizmu... nie było
Ludobójstwo na Polakach, Szymborska za karą śmierci dla biskupów... - Leszek Żebrowski

U nas nigdy tego komunizmu nie było -- obwieszcza odkrywczo generał, członek najwyższych władz komunistycznych, szef tajnych służb powołanych do niszczenia wszelkich przeciwników ustroju. Michnik nie protestuje, nie mają nic do dodania dziennikarki uchodzące za wybitne w swoim fachu. Jest to ciekawe zjawisko: podobnie tłumaczyli się kiedyś Jaruzelski, Oleksy i inni prominenci PZPR. Jak w ruskim cyrku: było i nie ma! Zresztą jeśli jednak komunizm nawet był (a to dalej z wypowiedzi Kiszczaka pośrednio wynika), to jawi się on jako łagodny ustrój sprawiedliwości społecznej, a jego twórcy i wyznawcy nic nie wiedzieli o jakichkolwiek odchyleniach „od normy".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. Proces szesnastu

Historia "procesu szesnastu" oraz losów jego uczestników w radzieckich więzieniach i powojennej Polsce. Proces ten był pokazowym procesem politycznym przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Odbył się w czerwcu 1945 roku w Moskwie. W lutym politycy polscy otrzymali zaproszenie od gen. Sierowa, pełnomocnika Stalina, na rozmowy polityczne z gwarancją bezpieczeństwa. Miały one dotyczyć postanowień konferencji w Jałcie oraz stanowiska polskiego rządu wobec władz ZSRR. Pod koniec marca 1945 roku w Pruszkowie pod Warszawą spotkało się 16 polskich polityków, wśród nich m.in.: Komendant Główny AK gen. L. Okulicki, delegat rządu i wicepremier J. S. Jankowski oraz przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak. Cała szesnastka została podstępnie uprowadzona przez NKWD do Moskwy, aresztowana i uwięziona na Łubiance. 18 czerwca 1945 roku rozpoczął się proces, który miał upokorzyć władze RP w oczach narodu i światowej opinii publicznej. Polakom przedstawiono fałszywe zarzuty m.in. współpracy AK z Niemcami, wywiadu i dywersji na tyłach Armii Czerwonej, spisków, aktów terroru i zabójstw. Na karę 10 lat więzienia został skazany gen. L. Okulicki, 8 lat - J. S. Jankowski, 5 lat - A. Bień oraz S. Jasiukowicz.

Ostatni żywi bandyci
to film o antykomunistycznym ruchu oporu, który rozwijał się na Dolnym Śląsku począwszy od wkroczenia na te tereny armii radzieckiej aż po lata pięćdziesiąte ubiegłego stulecia. Na ziemie odzyskane już w parę dni po zakończeniu wojny zaczęli przybywać żołnierze polskiego podziemia, "spaleni" we wschodniej i centralnej Polsce. Drugą grupę stanowili ci, którzy na tych terenach zamierzali stawić opór nowemu ustrojowi, oczekując na wojnę między Wschodem i Zachodem. Większość z nich miała rodowód AK-owski i działała w latach 1945-1948. Ale to nie był jeszcze koniec wojny. W latach 1948-1949, kiedy oddziały WiN-u i NSZ-u były już prawie wybite przez UB, rozwinęły działalność następne organizacje, tworzone przez młodych ludzi, którzy w chwili zakończenia wojny mieli po kilkanaście lat. O swojej walce, wieloletnim cierpieniu i o marzeniach o wolnej Polsce w filmie opowiedzą m. in.: por. Zbigniew Lazarowicz - żołnierz WiN-u, adiutant swego ojca, Adama Lazarowicza, komendanta obszary zachodniego WiN od grudnia 1946 do grudnia 1947 r., straconego w roku 1950; Edward Fiołek - kierownik Referatu Młodzieżowego WiN-u na obszar zachodni; Lidia Gierat-Struzikiewicz - żołnierz "Inspektoratu Afryka"; Antoni Wojtasiek - żołnierz Rzeczypospolitej Walczącej, organizacji, która w walce z komunistycznym reżimem sięgała po broń, oraz Julian Głuchowski, ps. "As", członek utworzonego w październiku 1950 roku "Młodzieżowego Batalionu AK". Całości dopełni materiał archiwalny ze zbiorów wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, Ligi Republikańskiej oraz zbiorów prywatnych.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Czy to ważne? #ojtamojtam

Czy to ważne?
#ojtamojtam #dziennikarka

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

5. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Proszę wybaczyć, że się powtarzam. Ten tekst umieściłem w Blogmedia w roku ubiegłym
Przepraszam jak będą Panią dublował, lub wklejał te same obrazki

Narodowe Siły Zbrojne trzecia co wielkości Armia Podziemnego Państwa Polskiego, powstały 20 września 1942 roku, Liczyły około 80 tysięcy żołnierzy. Liczniejsza była Armia Krajowa i Bataliony Chłopskie.



Krzyż Narodowych Sił Zbrojnych
 
Narodowe Siły Zbrojne miały ten sam cel co Armia Krajowa, to jest walka z
niemieckim i sowieckim okupantem.Narodowe Siły Zbrojne postały z wielu
organizacji narodowych: Organizacji Wojskowej , Związku
Jaszczurczego,Organizacja Bojowa "Wilki"
 
Ostatnim Komendantem Narodowych Sił Zbrojnych został prawnik,
adwokat, podpułkownik
 
           Stanisław
Józef Bronisław Kasznica "Stanisław Wąsacz"





Przyszedł na Świat 25 lipca 1908 roku we
Lwowie, był synem Stanisława Wincentego  Antoniego  Kasznicy, rektora
Uniwersytetu Poznańskiego


Profesor Stanisław Wincenty Kasznica, Ojciec
 
 
Brał udział w Wojnie Obronnej 1939 roku w
składzie w  Wielkopolskiej Brygady Kawalerii generała brygady, Romana Józefa
Abrahama, również urodzonego we Lwowie
Od stycznia do sierpnia 1945 roku był
inspektorem Obszaru Zachodniego NSZ
W marcu 1945 r. został zastępcą komendanta
Obszaru Zachodniego "Nie", od kwietnia zaś p.o. komendantem tego obszaru.
Utworzył trzy organizacje
 
Armię Polską, która zajmowała się
wywiadem
Pokolenie Polski Niepodległej, głównie w
środowisku akademickim Poznania
Legie Akademicka na Uniwersytecie
Poznańskim
W marcu 1945 roku został szefem  I oddziału KG
NSZ
 
W sierpniu  generał  brygady Zygmunt Broniewski
"Bogucki",  zagrożony więzieniem UB, wyjeżdża pierwotnie do Niemiec później do
Francji.  W tej sytuacji Stanisław Józef Bronisław Kasznica  został p.o.
Komendanta Głównego NSZ
 
W dniu  15 lutego 1947 roku został aresztowany
w willi „Hanna”, przy ul. Chramcówki w Zakopanem.Znam wersję, że został
zadencjunowany za wysoką nagrodę przez pisarza  Leszka Proroka " Modrzew" z
którym znał się z czasów studenckich na Uniwersytecie Poznańskim



Leszek Prorok


Oskarżony o zdradę Ojczyzny i współprace z
Niemcami. Jego i Jego towarzyszy proces pokazowy rzpoczął się   11 lutego 1948
roku w Warszawie.
Sąd w składzie:
  płk Alfred Jankowski
por. Henryk Szczepański
mjr Stanisław Chojecki
oskarżycielem, ppłk Czesław Szpądrowski,
 
Życie Warszawy:
 
Proces Kasznicy i
innych, który rozpoczął się w środę 11 b.m. przed Rejonowym Sadem Wojskowym w
Warszawie, ukazuje równię pochyłą, po której żywioły ONR-owskie i endeckie
spychała nienawiść do obozu postępu, spychał strach przed przebudową społeczną
kraju
.– napisał 12 lutego 1948 roku komentator „Życia Warszawy” –
Mechanizm tego zjawiska staczania się w ramiona Niemców interesować nas tu
będzie przede wszystkim
”.
 
I dalej:
 
Kasznica Stanisław. Adwokat. Komendant główny NSZ i twórca
krwawych <trójek>. Zeznaje równym, spokojnym głosem, okresami
potoczystymi, czyściutko wymuskanymi. Nigdy w głosie nie zadrży wzruszenie.
Jakiekolwiek. Jest w tym człowieku jakaś gładka, wytworna i obłudna układność,
za którą czai się dobrze opanowany strach – i coś ponadto. Nienawiść
”.

 




Warszawa,luty  1948 rok. W Wojskowym Sądzie
Rejonowym w Warszawie, dnia 11 lutego 1948 r., rozpoczął się pokazowy proces
członków Organizacji Polskiej i Narodowych Sił Zbrojnych. Na ławach oskarżonych
siedzą: (w pierwszym rzędzie, od lewej) ostatni komendant NSZ i główny oskarżony
Stanisław Kasznica, Mieczysław Paszkiewicz, Lech Neyman; (w drugim rzędzie, od
lewej) Żelazowska-Sokołowska, Salska, Tadeusz Jastrzębski. Neyman i Kasznica
zostali skazani na śmierć



Stanisław Józef Bronisław Kasznica "Stanisław
Wąsacz" został stracony 12 maja 1948 r. w więzieniu na Mokotowie. Pochowany
prawdopodobnie na 'Łączce"
Wyrok wykonał zawodowy kat, starszy sierżant
MBP, Piotr Śmietański, przedstawiciel plemienia ponoć wybranego.Po 1956 roku
uciekł z Polski do Izraela. Ślad po ni zaginął. Izrael, przechowywał wielu
zbrodniarzy żydokomuny z pułkownikiem Salomonem Morelem  na czele. Morel
pobierał polska emeryturę wojskową do śmierci czyli do 2007 roku. Mieszkał w Tel
Awiwie



Piotr Śmietański, za wykonanie wyroku otrzymywał wynagrodzenie
nauczyciela w szkole średniej. Piotr Śmietański zamordował również 25 maja 1948 
rotmistrza Witolda Pileckiego
 
Wyroki wykonano w piwnicy więzienia na Mokotowie


Mozna powiekszyć

Cześć Jego Pamięci i Towarzyszy Broni





Mozna powiększyć

Tablica upamiętniająca stacjonowanie dowództwa Legii Akademickiej
Szkoły Podchorążych Narodowych Sił Zbrojnych walczących podczas powstania
warszawskiego. Warszawa, ul. Długa
 

Ukłony moje najniższe


Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

6. Szanowny Panie Michale

trzeba pisać i przypominać, nikt za nas tego nie zrobi.
Wkleję jeszcze artykuł o katach z Izraela.

Jeden z oprawców, którzy w stalinizmie wykonywali wyroki śmierci na polskich patriotach, do dziś pobiera wysoką emeryturę
To oni strzelali w tył głowy - Tadeusz M. Płużański
Wysłane piątek, 17, grudnia 2010 przez Krzysztof Pawlak

W
latach 1944 - 1956 w więzieniu przy ul. Rakowieckiej stracono ponad
tysiąc osób. Wiele z nich było ofiarami Piotra Śmietańskiego i
Aleksandra Dreja. Ustaliliśmy, że obaj już nie żyją. Innemu seryjnemu
zabójcy z więzienia w Kielcach i Radomiu, płk. Wacławowi Ziółkowi, III
RP płaci co miesiąc cztery tys. złotych.


W latach 1945-50
Piotr Śmietański był na Mokotowie dowódcą plutonu egzekucyjnego. Sądząc z
podpisów na protokołach wykonania wyroków śmierci - ledwo piśmienny. W
praktyce żadnego plutonu nie było. Zabijał tylko on.
Miał jedną,
wypróbowaną metodę - zabijał strzałem w tył głowy, metodą sowiecką. W
ten sposób zostali zamordowani polscy oficerowie w Katyniu.
Zabijał żołnierzy AK, NSZ, WiN, działaczy niepodległościowych - wszystkich, którzy nie podobali się "ludowej" władzy.
Wśród najbardziej znanych więźniów, od kuli Śmietańskiego zginęli:
Witold Pilecki - 25 maja 1948 r.,
Hieronim Dekutowski, "Zapora" - 7 marca 1949 r.,
Adam Doboszyński - 29 sierpnia 1949 r.,
Ich
nazwiska można dziś znaleźć na pamiątkowej tablicy umieszczonej na
więziennym murze. Zostali pogrzebani prawdopodobnie na "Łączce" -
dzisiejszej kwaterze "Ł" cmentarza wojskowego na Powązkach.

DO IZRAELA?

Śmietański
zaczynał w bezpiece (Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w
Warszawie) na początku 1945 r. jako wywiadowca. Funkcja kata kryje się
pod terminami: "do dyspozycji szefa" i "oficer do zleceń". Był też
"agentem zaopatrzenia", chyba po to, aby bardziej urozmaicić sobie
monotonną pracę.
Do niedawna nie wiedzieliśmy, jak ten etatowy
morderca wygląda. Po raz pierwszy zdjęcie starszego sierżanta Piotra
Śmietańskiego opublikowano w albumie Jacka Pawłowicza "Rotmistrz Witold
Pilecki 1901 - 1948" (Wydawnictwo Instytutu Pamięci Narodowej).
Namówiłem historyka IPN, aby prócz materiałów ikonograficznych
przedstawiających rotmistrza, jego rodzinę i współpracowników, pokazać
także twarze morderców - od przywódców komunistycznej partii i państwa,
szefostwa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, po "oficerów"
śledczych bezpieki, sędziów, prokuratorów, w końcu Śmietańskiego. Jacek
Pawłowicz najdłużej szukał właśnie jego fotografii. Ale jest, udało się.

Po
opublikowaniu albumu rozdzwoniły się telefony - wreszcie, po latach
mogliśmy zobaczyć twarz (w bardziej dosadnych słowach: mordę) tego
oprawcy. Ale zaraz pojawiło się pytanie: Co się z nim dzieje? Nikt nigdy
go nie odszukał. Ze skąpych relacji wiemy jedynie, że więźniowie
Mokotowa nazywali go "Lodziarz" lub "Poniatowski", ze względu na długie
bokobrody. Potem pojawiła się informacja, że wyjechał do Izraela.

JEDEN STRZAŁ

W
egzekucji rotmistrza, prócz Śmietańskiego, brał udział m. in. zastępca
naczelnika więzienia mokotowskiego Ryszard Mońko (dwa zawody: technik
rolniczy i mechanik, do 1962 r. był m.in. naczelnikiem więzienia w
Częstochowie). Pięć lat temu, podczas procesu Czesława Łapińskiego
oskarżonego przez IPN o udział w mordzie sądowym na Witoldzie Pileckim,
zeznawał (jako świadek!!!): - 25 maja 1948 r., między godz. 21 i 21.30
do mojego gabinetu zgłosiło się czterech panów, dwóch w mundurach
wojskowych, dwóch po cywilnemu. Byli z bezpieki. Na polecenie
prokuratora [Stanisława Cypryszewskiego - TMP] rozkazałem doprowadzenie
Pileckiego na miejsce straceń. To był mały, oddzielnie stojący budynek
za X Pawilonem, którym rządził MBP, a oficerowie służby więziennej nie
mieli tam wstępu. Widziałem, jak prowadzili Pileckiego pod ręce, a on
poprosił ich, żeby go puścili, bo chce iść sam. Weszli do środka, ja
zostałem na zewnątrz. Słyszałem jeden strzał. Lekarz w wojskowym
mundurze wszedł do budynku i stwierdził zgon".
Mońko pamiętał też
Śmietańskiego, ale nie wiedział, co teraz robi. Informacji o kacie z
Rakowieckiej nie ma w polskiej ewidencji: Wydziale Kadr Centralnego
Zarządu Służby Więziennej, Centralnym Departamencie Kadr MON, Archiwum
Wojsk Lądowych i jego trzech filiach, Biurze Ewidencji i Archiwum UOP.
Śmietański nie figuruje również w rejestrze PESEL. W związku z brakiem
jakichkolwiek danych o mordercy śledztwo przeciwko niemu zostało w 2004
r. umorzone. Ostatecznie okazało się, że Piotr Śmietański... zmarł
jeszcze w 1950 r. na gruźlicę.

MEDALIK Z MATKĄ BOSKĄ

Po
Śmietańskim strzałem w tył głowy na Mokotowie zabijał inny starszy
sierżant Aleksander Drej. Podobno był wyjątkowo zachłanny, wykłócał się o
każdą nagrodę za egzekucję. W końcu doczekał się - zarządzeniem nr 19
MBP za ofiarną pracę w zwalczaniu wrogiego podziemia otrzymał premię w
wysokości 30 tys. zł.
W wojewódzkim UBP w Warszawie pojawił się
prawie równo ze Śmietańskim - w lutym 1945 r., też w roli młodszego
wywiadowcy (skończył w 1954 r. jako młodszy referent, czyli służbowej
kariery nie zrobił). Tak jak Śmietański był "do dyspozycji szefa" i "do
zleceń". Lubił chwalić się, że tak bohatersko walczył w czasie wojny w
szeregach Armii Ludowej, że został dwukrotnie ranny. Jego akta nic o tym
jednak nie mówią.
Drej zamordował wielu, którzy naprawdę poświęcali
życie dla wolnej Polski, m.in. Zygmunta Szendzielarza, dowódcę V Brygady
Wileńskiej. Był 8 luty 1951 r. Z celi major "Łupaszko" został
wyprowadzony wczesnym wieczorem. Prokurator odczytał wyrok śmierci w
imieniu Rzeczpospolitej. Potem oprawcy zmusili Szendzielarza, aby
pochylił się do przodu. Chcieli, aby zobaczył leżące na schodach martwe
ciała trzech swoich kolegów, zabitych przed chwilą. Kula dosięgła
"Łupaszkę" o godz. 20.15. Tak przynajmniej wynika z protokołu egzekucji.
Drej jest podpisany jako dowódca plutonu egzekucyjnego. Jednak strzelał
w tył głowy tylko on sam. Mimo upływu lat zwyczaje na Rakowieckiej nie
zmieniły się.
Niecały miesiąc później, 1 marca 1951 r. - w piwnicach
domku gospodarczego na Mokotowie - wykonał wyrok na siedmiu członkach IV
Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Komendant, ppłk Łukasz
Ciepliński, wiedział, że nie będzie miał pogrzebu, tylko zostanie
wrzucony pod osłoną nocy do jakiegoś bezimiennego dołu. Dlatego tuż
przed śmiercią połknął medalik z Matką Boską. Mimo to jego ciała, jak i
podkomendnych do dziś nie udało się odnaleźć. Drej zabijał w
dziesięciominutowych odstępach, co oznacza, że egzekucja całego IV
Zarządu WiN trwała 70 minut. Gdyby miał pomocników, gdyby naprawdę
istniał zapisany w ubeckich papierach pluton egzekucyjny, sprawa mogła
pójść znacznie sprawniej...

"POCHOWANI" W GNOJÓWCE

Drej
spełniał się w roli kata już za czasów Śmietańskiego. 19 lutego 1947 r.
późnym wieczorem pojawił się w Płońsku. W tamtejszym więzieniu mówiło
się, że przyjechał funkcjonariusz UB z centrali, czyli z Rakowieckiej.
Dlaczego Drej zawitał do Płońska? Miał zastrzelić trzech mężczyzn -
żołnierzy Ruchu Oporu Armii Krajowej. Bronisław Urbański ps. Andrzej,
"Ślepy", Zygmunt Ciarka "Sowa" i Marceli Gajewski "Mściciel" 9 grudnia
1946 r. zostali skazani na KS przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie.
Mieli jednak nadzieję, że unikną śmierci - za trzy dni wchodziła w życie
amnestia, która miała ich objąć. Nawet więzienni strażnicy powtarzali
im, że mogą spać spokojnie.
Jednak Aleksander Drej na darmo by nie
przyjeżdżał. Minęło kilka godzin i w towarzystwie innych funkcjonariuszy
więziennych wyprowadził trzech żołnierzy Niepodległej na zaplecze
płońskiego aresztu. Było kilka minut przed trzecią w nocy. Konwój
zatrzymał się przy należącej do zakładu karnego chlewni. Tu Drej
otworzył do niewinnych ogień. Najpierw posłał do nich serię z karabinu,
potem wyciągnął pistolet i dobijał każdego strzałem z pistoletu w głowę.
Teraz trzeba było zabitych "pochować". Nie namyślając się wiele wrzucił
ich ciała do dołu, wyżłobionego przez strumień gnoju i błota,
wylewających się z chlewni. Aby żaden ślad nie pozostał, przykrył trupy
ROAK-owców jeszcze jedną warstwą gnojówki. Plan faktycznie powiódłby
się, gdyby nie świadek, przyjaciel jednego z zamordowanych, który
widział całe zdarzenie z okna celi.
Po odejściu z bezpieki Aleksander
Drej przez rok pracował w milicji. Został jednak zwolniony wobec braku
"przygotowania do służby w MO", gdyż "przez okres służby w BP st. sierż.
Drej wykonywał zlecenia specjalne". Krwawy kat zmarł kilka lat temu w
Warszawie. Do końca pobierał resortową emeryturę dla szczególnie
zasłużonych.

MAJOR PLAMA

Jeszcze jeden oprawca,
który miał już nie żyć, ale okazało się, że była to celowa
dezinformacja. To Wacław Ziółek - kat z Kielc, ur. w 1927 r., znany w
ubecji jako "major Plama". Typ ten nie tylko był naczelnikiem
kieleckiego więzienia, ale osobiście wykonywał wyroki śmierci na
członkach antykomunistycznego podziemia. To on również torturował
słynnego "Szarego" - Antoniego Hedę. Katem był również w więzieniu w
Radomiu.

Stefan
Bembiński "Harnaś" (który 9 września 1945 r. wraz ze swoim oddziałem
przeprowadził brawurową akcję zajęcia Radomia, zdobycia tamtejszego
więzienia i uwolnienia aresztowanych) w wydanych w 1996 r. wspomnieniach
"Te pokolenia z bohaterstwa znane" pisał, że w radomskim areszcie
"wczesnym rankiem wykonywano codziennie wyroki śmierci. (...) Kat,
Wacław Ziółek, występujący przy wykonywaniu tej czynności w polskim
mundurze porucznika, zjawiał się w więzieniu po południu. (...) Kazał
oddziałowemu otwierać cele ze skazańcami i z korytarza przyglądał się
im. Taksował każdego. Był dobrym rzemieślnikiem. Za każdy wyczyn
otrzymywał 600 do 700 ówczesnych zł. Potem wychodził na zewnętrzne
podwórko, sprawdzał, czy na drodze przemarszu ze skazanym nie ma
zanieczyszczeń, kamieni, kawałków żelaza czy drewna. Z kolei kierował
się do garażu. Sprawdzał, czy pętla dobrze się zaciska, czy urządzenie
uruchamiające zapadnię działa cicho i sprawnie. Potem wychodził z
więzienia i zjawiał się rano".
Prócz uśmiercania niewinnych Wacław
Ziółek ma na koncie jeszcze inne "sukcesy" - w 1946 r. z ramienia
resortu uczestniczył (m.in. razem z Adamem Humerem) w prowokacji, którą
PRL-owska historiografia nazwała "pogromem kieleckim". Dziesięć lat
później Ziółek przeszedł do Milicji Obywatelskiej, a w latach 90. na
emeryturę (w stopniu pułkownika). O niemałych pieniądzach, które
dostaje, pisaliśmy na wstępie.

Tadeusz M. Płużański

Publicystyka Tadeusza M. Płużańskiego na ASME.

http://www.asme.pl/129258680894425.shtml

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. BEZKARNI KACI | Drukuj

BEZKARNI KACI | Drukuj |
Starszy sierżant Piotr Śmietański pozbawił ich życia katyńskim strzałem w tył głowy w piwnicach Więzienia Karno-Śledczego Warszawa-Mokotów. Ich zwłoki pogrzebano w nocy potajemnie poza murami Cmentarza Służewieckiego. Do tej pory nie jest znane miejsce pochówku członków Komendy Głównej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego: porucznika Lechosława Roszkowskiego, kapitana Tadeusz Zawadzińskiego i kapitana Jana Morawca. Ich oprawcy nigdy nie odpowiedzieli za te zbrodnie, w wielu wypadkach robili kariery w PRL-u. Dożywali w dostatku, często otoczeni rodziną i szacunkiem. W III RP sąd unieważnił ich wyroki.
„Bogu posłuszeństwo, narodowi wierność, a Polsce, wielkiej wartością człowieka – synowskie oddanie. Czwarte pokolenie ruchu narodowego roznieci brzask w światło nowego dnia, wówczas polski nacjonalizm zdejmie brzemię miecza walki i stanie się twórczym wkładem w życie zbratanych narodów wolnego świata” – napisali w swej odezwie do podwładnych tuż przed spodziewaną śmiercią Jan Morawiec, Lechosław Roszkowski i Tadeusz Zawadziński oraz pozostali członkowie Komendy Głównej. Jej przemycenie było możliwe tylko dlatego, że Jan Morawiec zorganizował wewnętrzną komunikację między członkami komendy w wiezieniu i przekazał ją na zewnątrz.
Na wiosnę 1946 roku Służba Bezpieczeństwa zdołała aresztować kilkadziesiąt osób z komend terenowych i Komendy Głównej NZW. Zostali oni osadzeni w więzieniu MBP na Mokotowie i poddani niezwykle brutalnemu śledztwu. Trwało ono ponad półtora roku. Prowadził je osławiony pułkownik UB Józef Różański.

Śledztwo

Oficer AK Kazimierz Moczarski tak wspominał metody śledztwa stosowane przez pułkownika UB Różańskiego:
1) bicie pałką gumową specjalnie uczulonych miejsc ciała (przykładowo nasady nosa, podbródka i gruczołów śluzowych, wystających części łopatek itp.);
2) bicie batem, obciągniętym w tzw. lepką gumę, wierzchniej części nagich stóp – szczególnie bolesna operacja torturowa;
3) bicie pałką gumową w pięty (seria po 10 uderzeń na piętę – kilka razy dziennie);
4) wyrywanie włosów ze skroni i karku (tzw. podskubywanie gęsi), z brody, z piersi oraz z krocza i narządów płciowych;
5) miażdżenie palców między trzema ołówkami (wskutek tego „zabiegu" dwukrotnie zeszło mi sześć paznokci);
6) przypalanie rozżarzonym papierosem okolicy ust i oczu;
7) przypalanie płomieniem palców obu dłoni;
8) zmuszanie do niespania przez okres 7-9 dni, drogą „budzenia” więźnia, który stał w mroźnej celi, uderzeniami w twarz, zadawanymi przez dozorującego urzędnika byłego MBP; metoda ta, nazywana przez oficerów śledczych „plażą” lub „Zakopanem”, wywołuje obłąkańczy stan u więźnia i wywiera zaburzenia psychiczne, powodujące widzenia barwne i dźwiękowe, zbliżone do odczuwanych po spożyciu peyotlu lub meskaliny”. Tyle Moczarski. Podobne, a może i bardziej okrutne tortury w trakcie śledztwa były udziałem członków Komendy Głównej. Różański potwornie katował także oskarżone w procesie kobiety.

Proces

Sporządzony akt oskarżenia obejmował grupę dziewięciu osób. Proces rozpoczął się 6 października 1947 roku przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Odbywał się – według zapowiedzi Różańskiego – w obecności dziennikarzy, którzy mieli go odpowiednio „opluć”, ale w końcu postanowiono, że sądzeni będą przy drzwiach zamkniętych; dopuszczono tylko po jednej osobie z rodziny. Orzekał zespół sędziowski w składzie: przewodniczący major Roman Abramowicz, ławnicy: porucznik Kazimierz Adamczewski i porucznik Marian Wicha. Oskarżycielem był prokurator Wydziału IV i VIII Zenon Rychlik.

Wyrok

Pod koniec procesu wszyscy mężczyźni, spodziewając się kary śmierci, przyjęli w tajemnicy Komunię Świętą. Przyniosła ją do sądu obrońca, adwokat Antonina Grabowska i przekazała oskarżonym.
Wyrok sądu, który z uzasadnieniem liczył 34 strony, został ogłoszony w dniu 3 listopada 1947 roku. Skazani zostali: Lechosław Roszkowski na trzykrotną karę śmierci, Tadeusz Zawadziński na trzykrotną karę śmierci, Jan Morawiec na siedmiokrotną karę śmierci, Jan Golka na 12 i 5 lat więzienia, po amnestii łącznie 8 lat. Tadeusz Zieliński został skazany na dwukrotną karę śmierci, którą po zastosowaniu amnestii zamieniono na 15 lat więzienia. Ruta Czaplińska na łączną karę 10 lat więzienia. Maria Nachtman na 6 lat, po amnestii na 3 lata więzienia. Wanda Ceraska na 4 lata więzienia, po amnestii sprawę umorzono. Walentyna Jeremicz została skazana na 3 lata więzienia, po amnestii karę umorzono.
Najwyższy Sąd Wojskowy decyzją z 10 grudnia 1947 roku utrzymał w mocy wyroki skazanych na karę śmierci, z wyjątkiem wyroku na ppłk. Tadeusza Zielińskiego.

Mord

15 stycznia 1948 roku o 20.20 zamordowany został strzałem w potylicę kapitan Tadeusz Zawadziński, o 20.45 porucznik Lechosław Roszkowski, a o 20.59 kapitan Jan Morawiec. Dla Morawca ostatnią sceną, jaką widział przed śmiercią, były zwalone siłą bezwładu ciała jego kolegów. Najbardziej znany kat z Mokotowa, Śmietański, osobiście - jako szef plutonu egzekucyjnego - wykonywał wyrok.
Ciała pomordowanych zostały potajemnie pogrzebane w dołach na Służewiu w pobliżu kościoła św. Katarzyny. Miejsce ich pochówku jest po dzień dzisiejszy nieznane.
Po śmierci Stalina, Różański został zwolniony z zajmowanego stanowiska. Pracował w Zespole Programu Zagranicznego Polskiego Radia, następnie został dyrektorem Państwowego Instytutu Wydawniczego. W listopadzie 1954 wszczęto śledztwo, Różański został aresztowany. Skazany dwukrotnie na 5 lat więzienia, a w 1957 na 15 lat. W 1964 r. Rada Państwa zastosowała wobec niego prawo łaski. Po wyjściu z więzienia pracował jako urzędnik w Mennicy Państwowej aż do przejścia na emeryturę. Zmarł w sierpniu 1981 roku. Pochowano go na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie.

Inny oprawca KG NZW to Zenon Rychlik, który został wymieniony w tak zwanym Raporcie Mazura, czyli sprawozdaniu komisji dla zbadania odpowiedzialności byłych pracowników Głównego Zarządu Informacji, Naczelnej Prokuratury Wojskowej i Najwyższego Sądu Wojskowego, jako osoby, które wielokrotnie łamały prawo obowiązujące w PRL-u.
Rychlik według tego raportu, ponosi odpowiedzialność za masowe wydawanie postanowień o tymczasowym aresztowaniu bez wglądu w jakiekolwiek materiały i bez opisu zarzucanego czynu, przy czym swoją wymowę ma fakt, że wśród aresztowanych przezeń ludzi były liczne wypadki śmierci więźniów śledczych. Wśród rzekomych „sabotażystów”, których aresztował, znalazło się dwoje dzieci po 13 lat i 70-letni starzec (śledztwo umorzono po roku). Nie przeszkodziło to Rychlikowi kontynuować prawniczej kariery. Był nawet sędzią Wojskowego Sądu Najwyższego. Pozostałym oprawcom w mundurach również nic się nie stało, robili kariery w wymiarze sprawiedliwości. Dożywali w dostatku i spokoju.

Unieważnienie wyroku

28 stycznia 1992 roku, już po śmierci Tadeusza Zielińskiego sądzonego w procesie KG NZW, Sąd Wojewódzki w Warszawie unieważnił wyrok skazujący go, a także wyroki pozostałych osób, wydane przez WSR w Warszawie z 3 listopada 1947 roku. Jak orzeczono, przypisane im czyny były związane z działalnością na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. W 1992 roku Zenon Rychlik, ten sam, który jako prokurator domagał się najwyższego wymiaru kary dla pomordowanych 59 lat temu żołnierzy Komendy Głównej Narodowego Związku Wojskowego, był urzędnikiem Ministerstwa Sprawiedliwości.
MM (WP)

http://www.polskapartianarodowa.org/tp/index.php?option=com_content&task...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

8. Stanisław Józef Kasznica, komendant Narodowych Sił Zbrojnych

artykuł Pana Michała z 25/07/2012

http://blogmedia24.pl/node/59086

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

9. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Protokół z wykonania wyroku na Panu Rotmistrzu Pileckim z podpisami:



 Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz