Traktat Ryski w oczach profesora Andrzeja Nowaka

avatar użytkownika elig

Ostatnio nasiliły się ataki na endecję. Jest to związane z powstaniem Ruchu Narodowego odwołujacego się do endeckich tradycji. W prasie zaroiło się od artykułów przypominających wszelkie możliwe zarzuty, jakie kiedykolwiek stawiano Narodowej Demokracji. Wśród nich poczesne miejsce zajmuje sprawa Traktatu Ryskiego z 1921 roku, kończącego wojnę polsko-bolszewicką.

Typowym przykładem jest tu tekst Waldemara Łysiaka z numeru 22/2013 tygodnika "Do Rzeczy" zatytułowany "Myśli nowoczesnego antyendeka". Czytamy w nim:

"Zapoznanie sie z rokowaniami ryskimi przynosi badaczom (...) niejeden szok (...) Oto reprezentanci państwa zwycieskiego, co w proch i pył rozbiło wojska sowieckiego agresora, wiedzeni swymi etnicznymi i rasowymi uprzedzeniami nie chca brać dawnych polskich terytoriów, które przeciwnik bez dyskusji im oddaje, gdyż jako endecy pragną państwowości plemiennie "czystej", bez śladu prawosławia, bez ludności skresowiałej zbytnio. Rosjanie, widząc to, przecierają oczy ze zdziwienia (...) Klasycznym przykładem jest tu Mińsk, który bolszewicy zaproponowali Polakom, lecz Grabski i jego endecy kategorycznie odrzucili ten prezent.".

W numerze 29-30 "Najwyższego Czasu" Leszek Szymowski opublikował artykuł "W obronie endecji", będący polemiką z Łysiakiem. W sprawie Traktatu Ryskiego potwierdza on jednak wersję Łysiaka pisząc:

"Dla Waldemara Łysiaka koronną klęską endecji (niemal zdrada stanu) jest traktat ryski (...) Byłby on wielkim zwycięstwem, gdyby nie wredna endecja (...), która nie skorzystała z możliwości przyłączenia do Polski Mińska i okolic (...) można bylo na wschodzie uzyskac więcej. To prawda, tylko po co? Według koncepcji Dmowskiego (słusznej), Polska powinna byc zamieszkała w 70% przez Polaków, zaś mniejszości narodowe miały się spolonizować. Rozszerzenie polskich granic w 1921 roku o Mińsk i inne tereny, które mielismy dostać, sprawiłoby, że w naszych granicach znalazłoby się wiecej obcokrajowców (...), co później musiałoby implikowac problemy. (...) Podpisanie traktatu nie było więc zdradą stanu, a efektem dalekosiężnej myśli politycznej,".

Podobny poglad na rokowania ryskie wyrażało też wielu blogerów, np. Ewaryst Fedorowicz, Tagore, czy Coryllus. Zupełnie inne zdanie ma na ten temat wybitny zawodowy historyk, znawca stosunków polsko-rosyjskich, profesor Andrzej Nowak z UJ. W numerze 4 "Uważam Rze Historia" z lipca 2012 powiedział on w rozmowie z Maciejem Rosalakiem zatytułowanej "400 lat oddechu" / http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/911115.html?print=tak&p=0 /:

"Wbrew rozpowszechnionym przez piłsudczyków mitom endecja wcale nie zepsuła w Rydze idei federacyjnej. Nie było tak, że bolszewicy dawali nam Mińsk, a my go nie chcieliśmy... Idea Piłsudskiego przegrała nie w Rydze, ale w Kijowie w maju–czerwcu 1920 roku. Właśnie opublikowana została fundamentalna praca Jerzego Borzęckiego, historyka kanadyjskiego, który jako pierwszy odtworzył dzień po dniu przebieg rokowań ryskich w oparciu o archiwa sowieckie. Nie było żadnego momentu, kiedy Sowieci godziliby się na oddanie Mińska. Ani przez sekundę nie chcieli oddać Białorusi.

Ani Grabski ochoczo nie godził się na odstąpienie Mińska, ani Piłsudski na jego wzięcie wcale nie nalegał. W tym momencie pragnął ratować tyle, ile udało mu się „ugrać" w 1920 roku: bezpieczeństwo Polski. Koniecznie chciał oddzielić Rosję bolszewicką od Litwy, którą nie bez przyczyny musiał traktować jako wrogi korytarz mogący połączyć Sowiety z Niemcami. I to zostało wynegocjowane: granica Polski sięgnęła Łotwy i oddzieliła państwo sowieckie od Litwy (a przez nią i od Niemiec). Na tyle było stać Polskę w 1920 roku. Niestety, tylko na tyle.".

Jestem pewna, że to Andrzej Nowak ma rację. Wystarczy uświadomić sobie, że w roku 1921 od rozpoczęcia pierwszej wojny światowej mijało siedem lat, w czasie których Polska bez przerwy prowadziła wojny. Byly też problemy z połączeniem w jedną całość ziem trzech zaborów. Gospodarka była w fatalnym stanie. Wydatki kilkakrotnie przekraczaly wpływy. Powodowało to gigantyczny deficyt budżetowy. Ratowano się dodrukiem pieniądza, co napędzało inflację.

Polska nie miała funduszy na dalsze prowadzenie działań wojennych. Nie mogła też liczyć na pomoc Zachodu. Społeczeństwo miało dość walk i wszystkie siły polityczne pragnęły pokoju. Bolszewicy musieli o tym wiedzieć. Trudno więc uwierzyć w ich ustępliwość. Gdyby zamiast Grabskiego rokowania prowadzil lepszy dyplomata - mógłby uzyskać coś więcej. Ale tylko trochę więcej

Cała ta sprawa pokazuje jednak jak trwałe potrafią być mity wykreowane w celach propagandowych. Twórcami opowieści o zdradzie endecji w Rydze jest bez wątpienia obóz Piłsudskiego. Jest ona powtarzana bezkrytycznie już od ponad 85 lat.

13 komentarzy

avatar użytkownika kazef

1. @elig

Prof. Nowak napisał o tym niejeden tekst naukowy, teraz przybyla nam praca "fundamentalna praca Jerzego Borzęckiego, historyka kanadyjskiego, który jako pierwszy odtworzył dzień po dniu przebieg rokowań ryskich w oparciu o archiwa sowieckie".
Rzecz jest zatem prosta: trzeba przeczytać pracę Borzęckiego, żeby się na ten temat poważnei wypowiadać. A jak ktoś chce polemizować, może za Borzeckim dokonać kwerendy archiwów sowieckich, ew. przedstawić inne, nowe żródła.
Chyba, że chodzi o luzne rozmowy blogerskie, wówczas można śmiało pisać i podważać co się tylko chce.

avatar użytkownika UPARTY

2. Historię znam pobierznie

ale na negocjacjach znam się dobrze. Cała ta historia z chęcią przekazania Polsce w Rydze przez Rosjan Mińska a może i Kijowa od początku, gdy tylko zrozumiałem tę plotkę, pachniała mi prowokacja negocjacyjną. Gdyby Rosjanie nie chcieli Mińska, to by się po prostu z niego wycofali i zostawili swojemu losowi, ale czy rzeczywiście nie chcieli? Jak to, chcieli Warszawy a Mińska nie? Bzdura!
Natomiast to, że nawet po naszej stronie mieli wielu sympatyków, to wydaje się być prawdopodobne. Ci "sympatycy", mogli w interesie jakiejś frakcji wśród Rosjan chcieć, by Polska "przelicytowała" z żądaniami i by ta postawa Polaków była argumentem przeciwko podpisywaniu jakiegokolwiek traktatu. Mogli więc rozpuszczać plotki, że "dobrze poinformowane źródła mówią iż....." . Po co były te plotki?
Czy wojna bolszewicka musiała zakończyć się pokojem? Niekoniecznie. Mogła równie dobrze zakończyć się rozejmem militarnym w miejscu w którym stacjonowały wojska obu stron. Mogła zakończyć się równie dobrze jeszcze mniej stabilnym rozwiązaniem niż to, które mamy między oboma Koreami. "Gorąca granica" z Polską na pewno była w interesie już istniejącego w Rosji lobby militarnego, które po zawarciu pokoju mogło się spodziewać utraty pozycji politycznej Armii Czerwonej, co z resztą miało miejsce. Nie wiem dokładnie jak wyglądał korpus oficerski w Armii Polskiej walczącej z Bolszewikami, ale z tradycji rodzinnej wiem, że byli w niej dawni oficerowie Armii Rosyjskiej, czy ci oficerowie mieli swoich znajomych po drugiej stronie - jest to możliwe. Czy ci oficerowie, którzy pochodzili z Armii Rosyjskiej byli na tyle przebiegli by zorientować się w ewentualnej intrydze. Teoretycznie jest to możliwe, ale znowu tradycja raczej nie mówi o wielkim intelekcie większości z nich. Tak więc tylko osoba wielce naiwna może twierdzić, ze Rosjanie chcieli oddać nam Białoruś a może i Ukrainę, tylko narodowcy nie chcieli wziąć tych terenów.
Z resztą z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w latach 90-tych XX w. kiedy to z kręgów Armii Czerwonej wyszła plotka o rzekomej gotowości Rosjan do oddania Niemcom strefy Kaliningradzkiej oczywiście, o ile się o to Niemcy zwrócą. Odpowiedź była taka sama jak wcześniej Polaków, ale fakt medialny pozostał.

uparty

avatar użytkownika elig

3. @kazef

Czyżby pragnął Pan uczynić z historii wiedzę tajemną, dostępną tylko dla zawodowych historyków, szperających w archiwach?

avatar użytkownika elig

4. @UPARTY

To prawda. Sama doskonale pamietam informacje w gazetach /w latach 90-tych/, mówiące o tym, że Jelcyn chce nam oddać Kaliningrad /Królewiec/.

avatar użytkownika Ewaryst Fedorowicz

5. @elig

Nie mam zwyczaju polemizowania z blogerami, ale zostałem tu wywołany „po nazwisku”, zatem dwie oczywiste korekty:

1.Nie „sowieci Polsce dawali Mińsk”, ale endecy sowietom ODDALI Mińsk, każąc wycofać się wojskom polskim z ZAJĘTEGO przez nie Mińska.
A więc raz jeszcze: endecy polskie wojska WYCOFALI z Mińska oddając miasto i tamtejszych POLAKÓW bolszewikom na rzeź.

Rzecz jest opisana w literaturze przedmiotu, polecę tylko memuary Michała Kryspina Pawlikowskiego ("Wojna i sezon" – drugi tom dylogii) ze względu na wielka urodę tej pozycji.

A dla nowoczesnych i wykształconych - Wikipedia:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Walki_o_Mi%C5%84sk_Litewski

btw. Ci idioci z Wikipedii nie wiedzą nawet, że nie żaden „Kajdanów” a Kojdanów (później Dzierżyńsk – stolica polskiego obwodu autonomicznego)

2. Dla mnie prof. Nowak od dawna był autorytetem , najdelikatniej rzecz ujmując, wątpliwym – patrz ostatnia afera ze skandalicznym biogramem płk. Kuklińskiego w „Wielkiej Księdze Patriotów Polskich”
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/36758,skandaliczny-biogram-wielki...

Ewaryst Fedorowicz

avatar użytkownika UPARTY

6. @Ewaryst Fedorowicz

Traktat Ryski był rzeczywiście pod pewnymi względami nikczemny, czyli po prostu był nikczemny. Ale to nie była nikczemność wynikająca jakby z doktryny narodowej, tylko z charakteru i braku wyobraźni politycznej negocjatorów. Wyjaśnię to na przykładzie znanego opozycjonisty z Gdańska, dla niepoznaki przyjmijmy, że nazwiemy go Panem B.B. oczywiście tylko w odróżnieniu od Panów A.A i C.C. Otóż był taki opozycjonista w Gdańsku, który uważał, że walczy o tak ważne rzeczy, że zwykła przyzwoitość nie może być powodem jego działań. Był więc on ... w sumie człowiekiem nikczemnym. Czy z tego wynika, że opozycjoniści w PRL'u to nikczemnicy albo ,że duch Solidarności zakłada działania nikczemne - nie. To samo dotyczy Traktatu Ryskiego. Ja jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy byli przekonani o tym, że karnawał zwycięstw nie może trwać wiecznie, że i tak udało się wywalczyć bardzo wiele, że lepiej jest nawet zrezygnować z części zwycięstwa po to by utrwalić cała resztę w dobrym momencie historii. Być może że to jest nawet wpływ ideologii narodowej. Natomiast porzucenie sojuszników było oczywistym błędem a to zadaje się, że można było akurat wynegocjować gdyby się w ogóle o tym pomyślało, ale się nie pomyślało, bo ..... i tu nie ważne co, gdyż dziurki w nosie i wykręty to ma każdy. Faktem jest, że to było jedno z ważniejszych zwycięstw negocjacyjnych Rosjan, bo praktycznie bardzo ograniczyło możliwości polityczne Polski nawet dzisiaj. Z resztą na Traktacie Ryskim zdaje się, choć nie jestem historykiem więc może się mylę, wcale najbardziej ucierpieli Polacy na Białorusi co przede wszystkim na Wołyniu i dalej na wschodzie- ale to inna sprawa. Faktem jest, że nikt już później o nas się nie upomniał, nikt nie mógł powiedzieć, że ktokolwiek coś nam zawdzięcza. To jest wymiar niegodziwości traktatu Ryskiego a nie kwestia przebiegu granicy.

uparty

avatar użytkownika Ewaryst Fedorowicz

7. Uparty

"wcale najbardziej ucierpieli Polacy na Białorusi":

polecam (żeby się przy okazji dobrze czytało) "Nadberezyńcy" i "Wicik Żywica" - Florian Czarnyszewicz (fantastyczna literatura)
"Piąty etap", "Bogom nocy równi" i oczywiście "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy", to rzecz jasna Sergiusz Piasecki

"Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego" i wspomniana przeze mnie "Wojna i sezon" Michała Kryspina Pawlikowskiego.

Co do Polaków "zza kordonu" na południu - to tu mam wiadomości z pierwszej ręki: mój Dziadek - też Ewaryst, "jaworczyk"!!! (Google tu nie pomoże), w wojnie bolszewickiej do samego, zwycięskiego końca - pochodził z Kamieńca Podolskiego; cała jego rodzina została Traktatem Ryskim wydana na rzeź - śmierć gdzieś w Winnicy, zsyłka i śmierć w SiewDwinŁag nad Morzem Białym(obok d. miasto Mołotowsk dziś Sewierodwinsk).
Babcia - Żytyńia k. Równego - kilkanaście km dalej granica i reszta rodziny, o której nawet wspomnienia się rozpłynęły.

WIECZNA HAŃBA ENDEKOM ZA ZDRADĘ TRAKTATU RYSKIEGO! - krew polską na rękach mają. I tak już zostanie.

Ewaryst Fedorowicz

avatar użytkownika Unicorn

8. Bliska mi jest tradycja obu

Bliska mi jest tradycja obu stron z przewagą na stronę endecką ale w rozmaitych rozważaniach "gubi się" pewne ciekawostki, które z punktu widzenia zawodowego historyka nic nie znaczą a w praktyce zmieniają całkowicie obraz rzeczy. Podobieństwa organizacyjne do masonerii, czynni "bracia" a jednocześnie pokrywkowa działalność anty. Podobnie z drugiej strony barykady. Fasady partyjne były jedynie płachtą narzuconą na niejasne interesy różnych grup. To, co mówił Piłsudski o uważaniu na agentury miało wielkie znaczenie. Te sprawy nadal są otoczone tajemnicą. Nie wiemy, kto był agentem czy "sympatykiem" opcji francuskiej, sowieckiej, angielskiej czy niemieckiej. Sporo wyjaśniło się w 1939 i później ale...polityka jest tak brudna, że wszelkie zabawy z umoralnianiem nie mają sensu. A my po prostu nigdy nie mieliśmy szczęścia do dobrych polityków i dyplomatów. Lubię czytać Nowaka ale on jest bardziej historykiem idei niż historykiem... Pewnie i tak się już nie dowiemy, kto dokładnie kogo opłacał.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika kazef

9. @elig

"Czyżby pragnął Pan uczynić z historii wiedzę tajemną, dostępną tylko dla zawodowych historyków, szperających w archiwach?"

A gdzieżby tam. Wręcz przeciwnie. Napisałem przeciez wyraźnie: "można śmiało pisać".

avatar użytkownika kazef

10. @Ewaryst Fedorowicz

W podlinkowanym przez Pana tekście dotyczącym rozdmuchanej przez Jerzego Bukowskiego "afery" uważam, że rację ma prof. Nowak, a niezręczność w jednym ze zdań biogramu, nie powinna przesłaniać pozytywnej inicjatywy wydawniczej, do czego niestety przyczyniły się wpisy blogera Sowińca.
W tym akurat przypadku bronię prof. Nowaka.

Przypomnę Panu, że zaraz po wyborze na prezydenta B. Komorowskiego, harcmistrz Bukowski jako pierwszy podał lokatorowi Belwederu pomocną dłoń i tuż po wyborach prezydenckich, 17 lipca 2010, przesłał mu list-prośbę o uhonorowanie Orderem Orła Białego oraz awansem generalskim śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego.
To był czas gdy bylismy załamani wyborem "hrabiego" oznaczającym to co najgorsze dla polskich aspiracji. Gdy kłamstwo, fałsz i chamstwo triumfowały. I w takim to czasie Sowiniec napisał list do Komorowskiego, pokazując tym samym, że uważa go za osobę, z którą nalezy załatwiac patriotyczne sprawy. Oczywiście Sowiniec kalkulował prosto: elektorat polski prawej i uczciwej jest, delikatnei mówiąc, głeboko niechętny Komorowskiemu. Może więc prezydent elekt zechce przychylić się do prośby w sprawie Kuklińskiego, aby tym gestem przekonac przeciwników do siebie. Nic z tych rzeczy, koneser WSI nie przychylił się do prośby, pominął ją milczeniem. Dr Bukowski wyszedł na... (przemilczę).

Poniżej tekst-prośba z 17 lipca 2010.

Pan Prezydent Elekt
Bronisław Komorowski
Wielce Szanowny Panie Prezydencie!
W imieniu Rady Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie zwracam się do Pana z prośbą, aby jednym z pierwszych postanowień, podjętych przez Pana po zaprzysiężeniu na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, było pośmiertne uhonorowanie Orderem Orła Białego oraz awansem generalskim śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego.
Taka decyzja miałaby symboliczne znaczenie, zwłaszcza gdyby została ogłoszona 15 Sierpnia - w Dniu Święta Żołnierza. Płk Kukliński był bowiem niezłomnym żołnierzem niepodległości, który z narażeniem życia własnego oraz rodziny podjął się z patriotycznych pobudek oraz w zgodzie z honorem oficerskim samotnej misji przeciw sowieckiemu imperium zła, w obronie światowego pokoju.
Ocena jego działalności wciąż jeszcze dzieli Polaków i dlatego tak ważne jest, aby nowy Prezydent RP, będący zarazem Najwyższym Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, wykonał wkrótce po zaprzysiężeniu jednoznaczny gest, dobitnie świadczący o tym, do jakich tradycji chce nawiązywać w trakcie swego urzędowania. Będzie on również świadczyć o Pańskim stosunku do PRL i o traktowaniu przez Pana imponderabiliów narodowych.
Z poważaniem
dr Jerzy Bukowski hm
rzecznik POKiN

avatar użytkownika UPARTY

11. @Ewaryst Fedorowicz

Ja też mam rodzinne przekazy naszej martyrologii głównie z południa. Ale podkreślone zdanie "WIECZNA HAŃBA ENDEKOM ZA ZDRADĘ TRAKTATU RYSKIEGO!" budzi mój sprzeciw, bo a rebus rozgrzesza nikczemników z innych opcji politycznych. To nie jest tak, że wystarczy przystać do porządnej opcji politycznej i przez to stać się człowiekiem porządnym. Za każdym nurtem politycznym ciągnie się cała kupa różnych szuj, które co więcej często robią karierę. Aczkolwiek nie cenie specjalnie prozy Andrzejewskiego i się z nim nie zgadzam, to jednak jedno jego zdanie zacytuje. Otóż stwierdził on, że "gówno zawsze wypłynie na wierzch" , ale tylko jak ludzie przyzwoici nie są "znieczuleni". Otóż przyjęcie protego w sumie wniosku, że winę za nasz los na wschodzie ponoszą endecy koncentruje uwagę na poglądach politycznych a nie na innych, ważniejszych cechach tych ludzi.

uparty

avatar użytkownika Maryla

12. ofiary traktatu ryskiego.

na początek cytat z innej dyskusji, nie mój :

"Na to nakłada się całkowita niewiedza historyczna społeczeństwa, efekt ponad 70 lat kłamstw i manipulacji. Jeżeli obecnie stawia się endecję na piedestał, to trzeba pamiętać, że była to formacja antykatolicka, demokratyczna i narodowo-socjalistyczna, tzn. promująca system etatystyczno-socjalistyczny, a nie wolnorynkowy. Trzeba też mówić o rzeczywistych czynach, a nie o hasłach typu ABC, czyli o tym, jak endecy postulowali wprowadzenie wojsk obcych do Polski w 1920, jak oddali w Rydze na pastwę losu 2 miliony Polaków, jak to zauważył Grabski w swoich wspomnieniach, żeby stworzyć klimat do dobrych stosunków z Rosją Radziecką, czy też pamiętać, jak zawiązywali sojusze z ludowcami czy komunistami, by walczyć z sanacją, walczyć w sytuacji podbramkowej. Trzeba skończyć wreszcie z kłamstwami o procesach brzeskich czy cudzie nad urną, bo nigdy dowodów na to nie przedstawiono. Trzeba też mówić o tym, że ND była przez wielu konserwatystów traktowana jako żydowska prowokacja mająca otumanić i zwieść Polaków. Nie da się również ukryć, że dla wielu endeków Polska pekawuenowska realizowała w dużej mierze ich plany, zarówno pod względem granic jak i składu etnicznego i współpraca z elementem narodowo-komunistycznym kwitła. Nieprzypadkowo, propaganda endecka jest zbieżna z komunistyczną w ocenie Polski przedwrześniowej i w pewnych aspektach drugowojennych, jak np. powstanie.
Trzeba tu zaznaczyć, że Polska w obecnych granicach jest za mała, żeby zapewnić bezpieczeństwo ekonomiczne i militarne swoim obywatelom. Jeżeli Polska ma zachować swoją tożsamość, to niezbędna jest dowolna forma integracji z Białorusią i Ukrainą, czy to się komukolwiek podoba, czy nie. Niestety, plan Piłsudskiego, długofalowy, został pogrzebany w Rydze rękoma endeków."

Operacja polska: Nieznana zbrodnia Stalina na Polakach w 1937 roku ujawniona przez IPN

To była zbrodnia pięć razy większa od katyńskiej. Strzałami w tył głowy sowieccy siepacze zamordowali 110 tys. Polaków. Zginęli bo byli Polakami - mówi profesor Mikołaj Iwanow z Instytutu Historycznego Uniwersytetu w Opolu. - To był polski holocaust - dodaje prof. Zdzisław Winnicki z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego.
W sierpniu 1937 roku, z rozkazu ówczesnego szefa sowieckiej bezpieki Nikołaja Jeżowa, rozpoczęła się eksterminacja Polaków. Podczas operacji aresztowano prawie 144 tys. osób, z których zamordowano, przeważnie strzałem w tył głowy, około 111 tysięcy.

W odróżnieniu od innych zbrodni stalinowskich o podłożu klasowym, ta dokonana na Polakach była czysto narodowościowa. Jej ofiarami byli zarówno komuniści polscy, którym przez ponad 15 lat pozwolono w specjalnym autonomicznym okręgu (tzw. dzierżyńszczyzna) realizować utopijne marzenia o Polsce komunistycznej, jak i, to w przeważającej większości, ludność polska, która po układzie ryskim znalazło się poza granicami II Rzeczypospolitej.

- Byli to przeważnie przedstawiciele tzw. szlachty okolicznej - mówi prof. Zdzisław Winnicki.
Od wieków przywiązani do języka, tradycji polskiej i religii katolickiej stanowili bardzo znaczącą mniejszość narodową w BRSS. W początkowych latach republiki na powierzchni około 51 tys. km kwadratowych mieszkało ok. 520 tys. Polaków. Do roku 1937 cieszyli autonomią, a język polski był językiem urzędowym. Dość skutecznie opierali się kolektywizacji i kołchozom. M.in. fiasko indoktrynacji było jednym z powodów ostatecznego rozwiązania polskiej kwestii w stalinowskiej Rosji.
W latach 1937-1939 teror dotknął obejmującego kontyngenty narodowościowe aresztowano 1,5 miliona ludzi, z prawie 800 tysięcy rozstrzelano. 12 proc. ofiar stanowili Polacy.- To był holocaust Polaków - mówi pr. Winnicki.

http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=%2F20120913%2FBIALYSTOK%...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

13. Poczet Kainów Polskich-Stanisław Michalkiewicz 11.06.24

"Kainie Grabski! Bądź kroć kroci razy przeklęty!" - zawołał z sejmowej galerii prawnuk Tadeusza Rejtana w dniu ratyfikacji przez Sejm traktatu ryskiego. Traktat ten, kończący wojnę polsko-bolszewicką, był negocjowany przez delegację sejmową pod przewodnictwem Jana Dąmbskiego, zaś "Kain Grabski", czyli Stanisław Grabski, ku zaskoczeniu szefa bolszewickiej delegacji Joffego, przeforsował ustanowienie granicy polsko-sowieckiej na zachód od Mińska, pozostawiając za kordonem na pewną śmierć od bolszewików polskich ziemian i zagrodową szlachtę, a całą resztę - na udrękę, często też kończącą się tragiczną śmiercią.Przyczyny takiego rozwiązania wynikały zarówno z partyjnictwa - "Kain Grabski" jako działacz Narodowej Demokracji przeciwny był forsowanemu przez Piłsudskiego programowi federacyjnemu - jak i z tak zwanych względów naukowych - że państwo nie powinno absorbować zbyt wielu mniejszości narodowych, które potem trzeba by polonizować. Z tych tak zwanych naukowych racji natrząsa się bezlitośnie Michał K. Pawlikowski, kreśląc we wspomnieniowej książce "Wojna i sezon" takie oto uwagi: "Apologetycy ryscy chełpili się racją stanu i "wstrzemięźliwością". Oddanie bez walki wielkiego terytorium z kilku milionami mieszkańców poczytane zostało za wielką mądrość polityczną. (...) Obłudny i płaczliwy mit o naszej "wstrzemięźliwości" (...) rozwinął się do naszych czasów. Ostał się bowiem z tragiczną poprawką, że z linii traktatu ryskiego cofamy się już na "linię Curzona". (...) sęp wyjada nam serca i mózgi, zaczynamy wyrzekać się braci zza Buga, tak jak w roku 1921 wyrzekliśmy się po kainowemu braci zza Dźwiny, Słuczy, Berezyny i Druci".
Pisząc: "do naszych czasów", Pawlikowski ma na myśli okres bezpośrednio powojenny, kiedy to pogodzony z porozumieniami jałtańskimi "Kain Grabski", wróciwszy z Londynu do Polski ze Stanisławem Mikołajczykiem, został wiceprezesem Krajowej Rady Narodowej. Dzisiejsze czasy wyglądają pod tym względem znacznie gorzej. Nie tylko nikomu nie przychodzi do głowy krytykowanie już nie Stanisława Grabskiego, który w 1945 roku już tylko statystował w widowisku reżyserowanym przez Stalina i jego agentów - ale nawet samego Stalina, nie mówiąc o agentach, którzy albo do niedawna zażywali reputacji narodowych bohaterów, albo zażywają jej nadal, przynajmniej w pewnych, pozornie antagonistycznych kręgach. Dzisiaj wyrzekamy się nawet pamięci o "braciach zza Buga", i to nie w imię jakichś - niechby nawet niesłusznych - ale jednak kalkulacji. Dzisiaj wyrzekamy się nawet pamięci o "braciach zza Buga" już tylko w imię iluzji, na jaką w postaci "Partnerstwa Wschodniego" pozwoliła naszym Umiłowanym Przywódcom Nasza Złota Pani Aniela. Nasi Umiłowani Przywódcy chwytają się tych iluzji niczym tonący brzytwy i w rezultacie doskonalą się w sztuce plucia pod wiatr, udając, że nie zauważają, jak np. Polakom na Litwie tamtejszy rząd zmienia nazwiska. Iluzję mocarstwowości nasi Umiłowani Przywódcy zyskują, podrywając białoruski Związek Polaków w charakterze jedynej opozycji przeciwko prezydentowi Łukaszence - a dzisiaj OBIEKTYWNIE kolaborując z Putinem, który temuż Łukaszence dociska śrubę na odcinku ekonomicznym, podczas gdy Umiłowani Przywódcy pod dyrekcją pana redaktora Michnika - na odcinku humanitarnym. Teraz z kolei marszałek Grzegorz Schetyna zablokował uchwałę o ustanowieniu 11 lipca dniem pamięci ofiar zbrodni "o znamionach ludobójstwa", popełnionej przez UPA na ludności polskiej Kresów Wschodnich. Podobno w nadziei, że prezydent Bronisław Komorowski dokona jakichści cudów na kiju podczas spotkania z ukraińskim prezydentem Wiktorem Janukowyczem. Ale cuda na kiju miały przecież nastąpić już znacznie wcześniej, pod rządami naszej duszeńki w dwóch osobach: prezydenta Wiktora Juszczenki i premier Julii Tymoszenko, którym nasi Umiłowani wybaczali nawet protekcję banderowców. Jak wiadomo - nie nastąpiły, a te umizgi omal nie zakończyły się nieszczęściem w postaci rajdu śladami Stefana Bandery. Ciekawe, czym prezydent Komorowski zamierza zaczarować prezydenta Janukowycza, że liczy, iż nie zauważy on smyczy, na której naszych Umiłowanych trzyma Nasza Złota Pani Aniela, i otworzy przed nim nie tylko ramiona, ale i duszę? Upije go czy co? Zresztą - dlaczego zaraz wierzyć, że przyczyną zablokowania uchwały było pragnienie udelektowania polskiego prezydenta? Ładnie byśmy wyglądali, gdybyśmy tak we wszystko wierzyli. Bo przecież panu marszałkowi Schetynie równie dobrze mogło chodzić o udelektowanie prezydenta ukraińskiego, no nie?

Stanisław Michalkiewicz

Oryginał ukazał się w serwisie NaszDziennik.pl: http://www.naszdziennik.pl/bpl_index.php?typ=dd&dat=20110624&id=main

http://www.kresy.pl/publicystyka,felietony?zobacz%2Fpoczet-kainow-polskich

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl