Cala zawartość "Glaukopisu" - numer 25/26 z 2012 r. w pliku pdf.

avatar użytkownika Maryla
Cala zawartość "Glaukopisu" - numer 25/26 z 2012 r. w pliku pdf. Zapraszamy do lektury i podawania dalej!

Szanowni Państwo!

 

Od kilku miesięcy jesteśmy świadkami protestów, w tym też serii protestów głodowych, przeciwko planom ograniczenia programu nauczania historii. W istocie działania resortu edukacji sprowadzają się do likwidacji lekcji historii w liceach ogólnokształcących. A dzieje się w to sytuacji, gdy niemal codziennie jesteśmy świadkami manipulowania tą dziedzina wiedzy. Fałszywe interpretacje dziejów najnowszych są wykorzystywane w walce dyplomatycznej, jako środek szantażu moralnego wobec naszego kraju, czego przykładem jest np. „gra jeńcami z 1920 r.” przez post-sowiecką Rosję lub kwestia „wypędzonych”, eksploatowana przez Niemcy. Prawda historyczna pada też ofiarą postmodernistycznych „interpretatorów”, specjalizujących się w takim modelowaniu faktów, aby były one szokujące, a oni sami zyskali rozgłos medialny. Obok prymitywnych koncepcji rodem z ukraińskiego lub litewskiego etnonacjonalizmu i odniesień do rzekomych polskich zbrodni na Niemcach z Ziem Zachodnich, mamy całą gamę konceptów plagiatowanych z historiografii zachodniej, zwłaszcza anglosaskiej, dotyczących rzekomego polskiego współudziału w Holokauście, „opresyjnego polskiego katolicyzmu” czy „antykomunizmu jako ukrytej formy antysemityzmu”. Młode pokolenie, pozbawione elementarnej wiedzy o przeszłości, stanie się bezbronne wobec takich i innych, równie absurdalnych, teorii lansowanych w Internecie i telewizji. Może taki ma być cel tych „reform”?

 

W społeczeństwie polskim z roku na rok spada czytelnictwo książek i odsetek osób umiejących prawidłowo odpowiedzieć na pytanie, czym był Katyń, a nawet kiedy wybuchła II wojna światowa. Przykładem tego była niedawna wypowiedź posła SLD, który z powagą twierdził, że Powstanie Warszawskie wybuchło w…(!) 1988 r. Nieuctwo, któremu patronują współcześni decydenci edukacyjni, stwarza dogodne warunki do manipulowania świadomością skuteczniej, niż czyniła to komunistyczna inżynieria społeczna w XX w. Jeżeli utrzymane zostanie tempo odzierania Polaków z ich świadomości historycznej, to można sobie wyobrazić, że następne pokolenia będą przepraszały już nie tylko Żydów za Holokaust czy Litwinów za „polską okupację Wilna”, ale też Ukraińców za rzeź na Wołyniu, Niemców za bombardowanie Drezna, Turków za Chocim i Wiedeń, a Włochów za Monte Cassino. Kolejka rewindykacji historycznych z naszych dziejów bliższych i dalszych będzie się wydłużać. Profesjonalny lobbing medialny spowoduje, że odmóżdżeni post-Polacy uwierzą, że ich przodkowie ponosili winę za całe zło w historii świata…

 

Jeżeli zatem możemy powiedzieć „Nie!” kolejnym projektom ograniczania nauczania historii w szkołach, to zróbmy to właśnie dziś. Za lat pięć, gdy pierwsze roczniki historycznych analfabetów otrzymają świadectwa maturalne, będzie już za późno.

 

Misją naszego pisma nie jest walka polityczna ani edukacja na poziomie licealnym. Na łamach Glaukopisu chcemy omawiać tematy, które pozostają nieznane i niebadane: zapełniamy w ten sposób luki w historii Polski i powszechnej, niechlubny spadek po cenzurze PRL oraz efekt politycznej poprawności III RP. Do takich zagadnień należą stosunki polsko-żydowskie, którym poświęciliśmy odrębny dział. Rozpoczynamy artykułem dr. hab. Grzegorza Berendta, omawiającym opór i zagładę żydowskiej ludności miejscowości Tuczyn na Kresach Wschodnich w 1942 r. Kolejnym jest obszerny tekst dr. Mariusza Bechty dotyczący genezy i przebiegu zajęcia Parczewa w 1946 r. przez oddział partyzantki niepodległościowej – wydarzenie, które bywa niesłusznie przedstawiane jako pogrom miejscowych Żydów. Następnie prof. Bogusław Wolniewicz odsłania metody „kreatywnego księgowania” liczby Żydów rzekomo zamordowanych przez Polaków w czasie Holokaustu. Ważnymi przyczynkami do dziejów polsko-żydowskich są wspomnienia Leo Heimana, partyzanta z oddziału sowieckiego operującego na południowej Nowogródczyźnie, oraz omówienie przez niezależnego historyka z Kanady, Marka Paula, kilku epizodów z okresu II wojny światowej i okresu powojennego. Dział zamyka recenzja książki prof. Pawła Śpiewaka pt. Żydokomuna, która wyjątkowo, z uwagi na wagę problemu, nie znalazła się w dziale „Recenzje”. Praca ta, wybitnie stronnicza i usiana licznymi błędami, stanowi akademicki przykład tego, jak nie powinno się pisać prac historycznych, zwłaszcza na tak trudny i wymagający niezwykłej staranności badawczej temat.

 

Dział „Artykuły” rozpoczyna obszerne studium prof. Bogumiła Grotta o początkach rasizmu w przedhitlerowskich Niemczech, omawiające tzw. ideologię niemiecką i jej stosunek do Polaków. Z kolei dr Tomasz Sommer, z punktu widzenia socjologa, przedstawia propagandowe tło tzw. operacji polskiej NKWD, analizując zawartość rocznika 1937 gazety Prawda, centralnego organu sowieckiego. Na szczególną uwagę zasługuje też artykuł Andrzeja Romaniaka, stanowiący przyczynek do biografii Antoniego Żubryda, po wojnie jednego z dowódców partyzantki antykomunistycznej na Podbeskidziu, który – według odnalezionych dokumentów niemieckich – w latach 1940–1941 miał współpracować z sowieckim wywiadem. Zainteresowanym historią wojskowości polecamy tekst dr. Jarosława Pałki i dr. Tymoteusza Pawłowskiego o stanie organizacji i działaniach w 1945 r. polskiego wojska podporządkowanego komunistycznemu Rządowi Tymczasowemu w Warszawie. Natomiast dr Cecylia Kuta omawia proces osaczania przez Służbę Bezpieczeństwa PRL wybitnego pisarza i żołnierza NSZ Leszka Proroka.

 

W bieżącym numerze sporo miejsca poświęciliśmy również problematyce związanej z konferencją w Jałcie w lutym 1945 r. Sposób, w jaki obecnie historycy postrzegają to wydarzenie, ukazuje specjalna ankieta, w której wzięło udział kilku czołowych polskich badaczy. Państwa uwadze polecamy również wywiad z dr. hab. Sławomirem Cenckiewiczem oraz artykuł prof. Petera Stachury, który przedstawia to zagadnienie z punktu widzenia polskiej powojennej emigracji niepodległościowej. W działach „Archeologia Pamięci”, „Dokumenty” i „Antykwariat” prezentujemy kilka dokumentów i wspomnień dotyczących historii Kresów Wschodnich w XX w. Całość, jak zwykle, kończą recenzje i noty o książkach oraz przegląd prasy. Życzymy milej lektury.

 

Redakcja

 

http://glaukopis.pl/pdf/25-26/tresc_25-26.pdf

 

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. W defensywie i w ofensywie - Stanisław Michalkiewicz

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2872


Nie jestem mistykiem. A jednak nie mogę oprzeć się myśli, że jest
jakaś nić - straszna i czerwona - która łączy traktat ryski z całą naszą
dzisiejszą tragedią. Biegnie ta nić, wije się fantastycznie, niemal
kapryśnie, od mogił pomordowanych, a za życia odartych ze skóry ułanów
pod Rohaczewem i Niemirowem, od miejsca kaźni pułkownika Mościckiego w
borach poleskich, gdzie w trzy lata później wytknięto granicę ryską.
Później biegnie ta nić do sali sejmowej, gdzie zagrzmiały z galerii
słowa „Kainie Grabski”. Gubi się ta nić na lat dwadzieścia, by później zabłysnąć krwawo nad Katyniem. Później - nad Wilnem, gdzie „sprzymierzeńcy
likwidowali armię krajową. I wreszcie zatrzymuje się ta nić czerwona
wśród wystygłych rumowisk Warszawy. Zatrzymuje się - na jak długo? (...)
Wśród potępieńczych swarów, gdy sęp wyjada nam serca i mózgi, zaczynamy
wyrzekać się braci zza Buga, tak jak w roku 1921 wyrzekliśmy się po
kainowemu braci zza Dźwiny, Słuczy, Berezyny i Druci. (...) Traktat
ryski nie był nawet katastrofą, bo katastrofy w dziejach narodu nie
można przywiązywać do jakiejś chwili. Był tylko objawem, zapewne
najjaskrawszym, choroby toczącej myśl polską. Był objawem atrofii racji
stanu. Racji opartej na pewnym minimum moralności politycznej. Był
objawem raka dojutrkostwa zbudowanego na fałszywym poczuciu
bezpieczeństwa. (...) W polskiej psychice załamał się duch przygody.
Wyprawa kijowska, która po dziś dzień irytuje pewnych naszych polityków,
zdobycie Mińska, Borysowa i Bobrujska - to ostatnie podrygi ducha
przygody. Od roku 1920 jesteśmy w defensywie.
” - napisał Michał Kryspin Pawlikowski w książce „Wojna i Sezon”.

11 lipca odbyły się w Warszawie i innych miastach uroczystości upamiętniające 70 rocznicę „krwawej niedzieli
na Wołyniu, kiedy to Ukraińska Powstańcza Armia, realizując polityczny
program depolonizacji Kresów Wschodnich wymordowała dziesiątki tysięcy
cywilnych, a więc bezbronnych Polaków. Z tej okazji prezydent Komorowski
uczestniczył w odsłonięciu pomnika pomordowanych na Żoliborzu, zaś o
godzinie 12.00 na Placu Trzech Krzyży rozpoczęła się msza w intencji
ofiar tego ludobójstwa, a następnie pochód ruszył Nowym Światem i
Krakowskim Przedmieściem w stronę Placu Zamkowego.

W uroczystości tej wzięło udział zaledwie kilkaset osób, co jak na
dwumilionową Warszawę stanowi garstkę, ale nawet w tej sytuacji myślą
przewodnią przemówień było „przebaczenie” w celu „pojednania” - oczywiście „w prawdzie”,
jakże by inaczej - ale skąd tu wziąć prawdę, skoro jest ona pierwszą
ofiarą każdej wojny? Kiedy tak stałem przed kościołem św. Aleksandra, na
placyku, na którym wszyscyśmy się bez trudu pomieścili, nie mogłem
oprzeć się wrażeniu, że oto uczestniczę w ceremonii wbijania cmentarnego
krzyża w pamięć o Kresach Wschodnich - bo przecież ceną i zarazem
warunkiem „pojednania” - cokolwiek by to nie znaczyło - jest
akceptacja depolonizacji Kresów, a więc - wprawdzie pośrednio, niemniej
jednak - uznanie skuteczności ludobójstwa, jako narzędzia polityki.
Wszystko jedno, czy w imię „realizmu politycznego”, „pojednania” czy „Chrystusa” - tak czy owak, od 1920 roku jesteśmy w defensywie.

Tym większej, że nawet w tej sytuacji środowisko „Gazety Wyborczej
piórem Wojciecha Maziarskiego szalenie się martwiło, czy obchody 70
rocznicy ludobójstwa na Kresach Wschodnich nie zostaną aby wykorzystane
do „rozhuśtania namiętności i podsycenia plemiennych antagonizmów”. Gdzieżby tam środowisko „GW” przyznało mniej wartościowemu narodowi tubylczemu prawo do posiadania jakichś „namiętności”, czy „podsycania plemiennych antagonizmów”. Wiadomo, że „namiętności”, z których wynikają „plemienne antagonizmy
to może posiadać tylko plemię starszych i mądrzejszych, które strzegąc
tego swojego monopolu, energicznie zwalcza uczucia narodowe w krajach
swego osiedlenia.

Podobnie zazdrośnie strzeżonym monopolem jest „ludobójstwo”, zarezerwowane dla jednego wydarzenia w historii świata - bo jakże uznawać za „ludobójstwo
niechby nawet idącą w setki tysięcy masakrę, skoro z Talmudu wynikają
poważne wątpliwości, czy jej ofiary powinny być bez zastrzeżeń zaliczone
do rodzaju ludzkiego? Stąd też dramatyczne wahania wśród Umiłowanych
Przywódców w Sejmie - czy zuchwale nazwać tę zbrodnię „ludobójstwem”,
czy też, wzorem Senatu - nie naruszać uświęconego i obwarowanego
kodeksem karnym monopolu i tylko z podwiniętym ogonem bąkać o „znamionach
ludobójstwa. Czegóż to się nie robi dla świętej sprawy pojednania, ale
przede wszystkim - również zachowania właściwej hierarchii między
narodami!

A tymczasem Sławomir Sierakowski z „Krytyki Politycznej”,
powołując się na jakiegoś swojego ukraińskiego kolaboranta twierdzi, że
pojednanie już się odbyło i to nawet dawno. My tu przestępujemy z nogi
na nogę, nie mogąc się doczekać ustalenia „prawdy”, a prezydent Kuczma z naszym „Kwachem”, jak gdyby nigdy nic, już dawno pochlali i się „pojednali”.
Czy to wyglądało tak samo, jak w przypadku Ericha Honeckera, któremu
Caryca Leonida niemal nie rozgniotła ust w namiętnym pocałunku, czy
jakoś inaczej - mniejsza o to, bo jeśli tylko Sierakowski nie
koloryzuje, to znaczy, że do pojednania żadna „prawda” nie jest potrzebna, a jeśli już cokolwiek - to najwyżej szampan i owoce, czyli mówiąc wprost - wódka i ogórek.

Podczas kiedy mnożą się wątpliwości wokół pojednania polsko-ukraińskiego
- czy dopiero na nie czekamy, czy już się dokonało za sprawą Leonida
Kuczmy i naszego nieszczęsnego prezydenta Kwaśniewskiego - kolejne
pojednanie nabiera charakteru galopującego, niczym suchoty. Chodzi
oczywiście po pojednanie polsko-rosyjskie, a właściwie nie tylko
polsko-rosyjskie, ale i polsko-niemieckie, a nawet - polsko-żydowskie.
Impulsem do tego przyspieszenia stało się niewątpliwie rozporządzenie
prezydenta Putina, nakazujące FSB nawiązanie współpracy ze Służbą
Kontrwywiadu Wojskowego w Polsce. Od razu nasiliła się walka z „faszyzmem”,
to znaczy - z polską młodzieżą, a konkretnie - z tą jej częścią, której
na Polsce zależy, a którą w związku z tym okupująca nasz nieszczęśliwy
kraj soldateska uznała za zagrożenie dla swojej okupacji. Ponieważ ci
wszyscy bezpieczniacy dla miłego grosza sprzedaliby nawet własną matkę,
nie mówiąc już o naszej biednej Ojczyźnie, to natychmiast zarysował się
kształt przestępczego porozumienia: listy jeńców i skazańców będą
układać stosownie do swoich potrzeb starsi i mądrzejsi, a następnie będą
je przekazywać do realizacji tubylczym bezpieczniakom - tak samo, jak
za Stalina, kiedy to semiccy czekiści z Koszykowej każdego dnia
telefonicznie decydowali, komu dzisiaj zdzierać paznokcie, a komu nie. W
zamian za to, kiedy już po „odzyskaniu mienia żydowskiego” szlachta jerozolimska zainstaluje się w naszym nieszczęśliwym kraju na dobre, bezpieczniacy zachowają posady i uposażenia.

Najwyraźniej jakieś decyzje w tej sprawie muszą być przygotowywane, bo
poseł Janusz Palikot stręczy się strategicznym partnerom i Partnerowi
Jeszcze Bardziej Strategicznemu, że jakby został premierem, to zaraz
sporządziłby spis wszystkich „faszystów” i zacząłby ich „gnębić”. Co konkretnie by im robił, to się okaże; kto wie, czy nie posunąłby się do czynów „o znamionach ludobójstwa”?
Jestem przekonany, że ta deklaracja została wysłuchana gdzie trzeba i
zostanie wzięta pod uwagę przy ustalaniu przywódcy zjednoczonej lewicy.
Wprawdzie przysłowie powiada, że „nie dał Pan Bóg świni rogów, bo by ludzi bodła
- ale nie można przecież wykluczyć, że dla posła Palikota zrobi wyjątek
i dopuści go na premiera naszego nieszczęśliwego kraju.

Dodatkową poszlaką wskazującą na taką możliwość jest swoista licytacja
wśród Umiłowanych Przywódców lewicy. Właśnie Józef Oleksy, który w swoim
czasie kazał się pokazać w telewizji, jak to zatopiony w modlitwie „zawierza się
Matce Bożej obecnej w cudownym obrazie na Jasnej Górze, złożył
propozycję prezydentowi Komorowskiemu. Dzisiaj etap jest oczywiście
inny, a zatem i inne mądrości etapu, zatem Józef Oleksy Jasną Górę omija
szerokim łukiem, natomiast nie tylko uczestniczył w niedawnej apoteozie
generała Jaruzelskiego, ale już po zakończeniu uroczystości
kanonizacyjnych zaapelował do prezydenta Komorowskiego o „państwowe uhonorowanie
generała Jaruzelskiego. Co konkretnie miał na myśli - trudno zgadnąć,
więc nie jest wykluczone, że chodzi o to, by na koszt państwa
pośmiertnie zakonserwować generała w spirytusie i w specjalnym gąsiorze
umieścić w podziemiach Wawelu, dokąd albo w rocznicę urodzin, albo w
jakąś inną, pielgrzymowałyby gromady bezpieczniaków i oczywiście -
realistów politycznych, którzy do generała Jaruzelskiego odczuwają coś w
rodzaju osobliwego nabożeństwa tym większego, im bardziej z naszego
mniej wartościowego narodu tubylczego ulatuje duch przygody.

Stanisław Michalkiewicz

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Zakazane piosenki -

Zakazane piosenki - Okupacyjna świnia - Rozwaliła nam się świnia

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. Marsz Niepodległości 2013. Chwała bohaterom!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Wszyscy nasi okupanci najpierw wyrzynali inteligencje, by z Polaków zrobić niewolników.
Dzis jest podobnie, tyle, ze wzorem okupantów dziś ida nasi współcześni targowiczanie.

Olbrzymia dziure deficytowa pokryje się ograniczeniami na naukę kulturę sztukę. Szkoły przedszkola, sport.

Powoli będziemy wracać do analfabetyzmu.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz