NiePOkojące płomienie pod kancelarią premiera

avatar użytkownika kokos26

 W ubiegłą środę doszło do drugiej już od 2011 roku próby samospalenia pod kancelarią premiera. W obu przypadkach desperacja ofiar miała podobne motywy. Bezsilność, poczucie wyobcowania, samotności i braku nadziei na lepszą przyszłość w państwie, które stało się typową republiką bananową gdzie rządy sprawuje kierując się wyłącznie własnym interesem ukształtowana po 1989 roku oligarchia.

W 2011 roku pan Andrzej Żydek zaprotestował w taki sposób gdyż informując o nieprawidłowościach i przekrętach w Urzędzie Skarbowym, w którym był zatrudniony zamiast doczekać się reakcji odpowiednich państwowych służb wylądował na bruku i jeszcze na dodatek próbowano zrobić z niego idiotę.

Przypadek ostatni dotyczący pana Andrzeja Filipiaka to krzyk rozpaczy człowieka doprowadzonego do ostateczności biedą bezrobociem i brakiem perspektyw.

Jego dramatyczny krok zbiegł się w czasie ze sprawą nękanego przez komornika, Jana Rokity i właśnie dzięki temu zbiegowi okoliczności lub danemu niedowiarkom znakowi z Góry otrzymaliśmy namacalny dowód na to, że rządząca Polską szajka nazywana szumnie „klasą polityczną” to kompletnie wyobcowana i odizolowana od społeczeństwa grupa bezwzględnych gruboskórnych szkodników, których nie jest w stanie poruszyć już dosłownie nic.

Oto w chwili, kiedy w śpiączkę farmakologiczną wprowadzono zdesperowanego poparzonego człowieka, który powodowany biedą i rozpaczą uczynił z siebie żywą pochodnię, w polskich łże-mediach, łże-elity i służący im łże –dziennikarze rozpoczęli dyskusję nad zbiórką pieniędzy na pomoc, ale nie dla rodziny Andrzeja Filipiaka, ale Jana Marii Rokity, który ze słonecznej Italii informował o swojej martyrologii.

Nie chcę, aby Czytelnicy źle mnie zrozumieli. Ja nie staję po stronie szemranego typa Kornatowskiego, z którym Rokita przegrał proces. Mnie chodzi o los zwykłego cierpiącego człowieka, którego dramat okazał się dla „elit” o wiele mniej ważny niż kłopoty niedoszłego „premiera z Krakowa”, który zapewne po wypłakaniu się przed kamerą TVN24, ze zgryzoty włożył do ust plaster prosciutto zagryzł melonem i popił kieliszkiem białego  Malvasia Colli di Parma.

Nie trafił w dobry polityczny moment Ryszard Siwiec, były akowiec, podpalając się w 1968 roku na oczach Gomułki podczas ogólnokrajowych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia.

Nie trafili również panowie Andrzejowie, Żydek i Filipiak. Gdyby takie desperackie kroki podjęli w trakcie rządów „krwawej junty’ Kaczyńskiego to zapewniam, że byliby bohaterami i honorowymi gośćmi programów Moniki Olejnik czy Tomasza Lisa, a Jarosław Kuźniar z Dominiką Wielowieyską jeszcze w szpitalu na Szaserów własnoręcznie zmienialiby im opatrunki, podtykali baseny i kaczki by jak najprędzej w stanie używalności obaj panowie w charakterze „męczenników IV RP” mogli odbywać tourne od Wiertniczej przez Czerską po Woronicza.

Jest jednak w tych samo podpaleniach coś, co powinno zaniepokoić włodarzy III RP i zasiać w nich strach o własne tyłki.

 Dokonam chyba epokowego odkrycia, a może tylko, jako pierwszy właśnie tu na łamach Warszawskiej Gazety wprost wyjawię skrywaną prawdę o tym, czym tak naprawdę były owe rozpaczliwe okrzyki rozpaczy panów Żydka i Filipiaka.

Otóż były to najczystsze i całkowicie zgodne z definicją akty terrorystyczne z tym, że wymierzone póki co jeszcze we własne osoby.

Cel, jaki przyświecał obu panom, czyli wywołanie w społeczeństwie szoku i zwrócenie uwagi opinii publicznej na określone problemy to wypisz wymaluj części składowe każdej definicji terroryzmu.

Nie życzę Polsce nadejścia czasów, kiedy pojawią się mniej naiwni desperaci, którzy w tym samym celu postanowią zaatakować nie tyle samych siebie, co, konkretnych szkodników lub co nie daj Boże ludzi zupełnie niewinnych.

Póki jest szansa pozamiatania tej stajni Augiasza za pomocą kartki wyborczej to uczyńmy to, masowo kontrolując i z zaangażowaniem obserwując oraz dokumentując najbliższy proces wyborczy.

Jeżeli nie skrzykniemy się pod biało-czerwonym sztandarem już dzisiaj to ta szemrana banda jest gotowa doprowadzić w Polsce do rozlewu krwi w myśl Gomułkowskiej zasady mówiącej, że:

„Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”  

Ludzi zepchniętych na margines i postawionych pod ścianą, za którą nie ma już nic przybywa, a to oznacza, że zostało nam dramatycznie mało czasu na załatwienie polskich spraw w sposób cywilizowany.

Artykuł opublikowany w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta

Polecam moją nową książkę, "Polacy, już czas" ozdobioną rysunkami śp. Arkadiusza "Gaspara"

Gacparskiego, jak i poprzednią, „Jak zabijano Polskę”.

 Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6

 Najnowszy numer ogólnopolskiego tygodnika Warszawska Gazeta już w kioskach

Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. @kokos26

kto u żłoba władzy, ten widzi tylko swoje korzyści. W III RP znieczulicę na biedę i krzywdę ludzką doprowadzono wprost do perfekcji. Dopóki ludzie nie odkopią w sobie empatii, władza czuje się bezkarna.
 A tu jeden z przykładów totalnej znieczulicy.


Okrutna rada dla samobójców od Kataryny. Róbcie to skutecznie, bo inaczej Was będzie hejtować na Twitterze.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Więcej samopodpaleń niż przez cały PRL

http://niezalezna.pl/42702-ten-rzad-traktuje-ludzi-jak-smieci-wiecej-sam...

W trakcie rządów premiera Donalda Tuska doszło do co najmniej sześciu przypadków samopodpaleń, które miały być formą protestu przeciwko sytuacji w kraju. Mimo że historia każdej z tych pięciu osób jest inna, łączy je poczucie bezsilności i dramatyczne wołanie o pomoc, które pozostaje bez odpowiedzi

Środa. W Warszawie słoneczny poranek. Andrzej Filipiak przechadza się przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska, pod którą odbywa się protest związkowców. Zdaniem świadków i policji nic nie zapowiadało, że za chwilę dojdzie do dramatu. Filipiak siada na murku Ogrodu Botanicznego, polewa się łatwopalną substancją i podpala.

Na pomoc ruszają przechodnie i funkcjonariusze policji. Na miejscu pojawia się karetka, która przewozi poszkodowanego do szpitala przy ulicy Szaserów. Kilka dni później mężczyzna umrze. Lekarzom nie udało się go uratować.

20 czerwca 2013 przed budynkiem Przewozów Regionalnych w Krakowie protestowali kolejowi związkowcy. Jeden z konduktorów w desperackim akcie oblał się łatwopalną substancją i podpalił. Dramat wydarzył się ok. godz. 13. Jego powodem był protest przeciw zwolnieniom na kolei i polityce resortu transportu.

42-letni konduktor z ciężkimi oparzeniami dróg oddechowych został przewieziony do szpitala. Obecnie przebywa w śpiączce i walczy o życie.

Bieda przyczyną dramatu

– Chcemy się dowiedzieć, co jest przyczyną tak dramatycznego kroku. Mając informacje na temat problemów tej osoby, będziemy mogli w jakiś sposób pomóc – mówi „Gazecie Polskiej” Mariusz Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego Andrzej Filipiak zdecydował się na taki krok, udziela jego żona. – Mąż był załamany i zrozpaczony naszą sytuacją. Nie miał pracy, a MOPR odmawia nam większej pomocy, nie mamy z czego żyć – mówi „Faktowi” Wiesława Filipiak. – Mąż mówił, że wszystko, co złego dzieje się w naszej rodzinie, to wina polskiego rządu, który rządzi tak, że ludzie nie mają pracy i środków do życia – zaznacza.

Jak dowiedzieliśmy się w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Kielcach, rodzina pana Andrzeja Filipiaka żyła z zasiłku w wysokości 520 zł miesięcznie. Urzędnicy wiedzą, że za takie pieniądze nie da się żyć, ale mają związane ręce ustawą o pomocy społecznej, która narzuca wielkość świadczeń.

– Pomoc była udzielana zgodnie z przepisami – mówi nam Anna Gromska, wicedyrektor MOPR w Kielcach. Pracownicy socjalni nie mają wątpliwości, co należy zrobić, aby takie przypadki się nie zdarzały. – Ludziom należy zapewnić pracę. To najlepszy sposób, bo daje człowiekowi zajęcie i przywraca poczucie godności. Niestety, o pracę coraz trudniej, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach – mówi Gromska.

Protest przeciwko służbie zdrowia i układom

4 września 2010 r. na warszawskim pl. Piłsudskiego, w miejscu, gdzie stoi krzyż upamiętniający wizytę papieża Jana Pawła II, podpaliła się 72-letnia Barbara M. Mieszkająca w podwarszawskim Piastowie kobieta chciała w ten sposób zaprotestować przeciwko bezduszności polskiej służby zdrowia.

Jej zdaniem lekarze zniszczyli życie jej córce, która po doznanym wypadku była leczona psychiatrycznie. Barbara M. po podpaleniu nie chciała przyjąć pomocy lekarzy, była w stosunku do nich agresywna. Dopiero po kilku godzinach dała się namówić na podjęcie leczenia. Mimo przewiezienia do specjalistycznej kliniki leczącej oparzenia w Łęcznej kobieta zmarła.

Tragiczny finał miała również sprawa Antoniego P., przedsiębiorcy z Kielc, który spłonął we własnym samochodzie. Tam oprócz wątków kryminalnych i mafijnych wchodziła również w grę wersja samopodpalenia. „Źle się dzieje w tym naszym ukochanym kraju. Ostatnio tylko polityka i wybory. Jednym słowem wyścig szczurów (…). Nikogo nie obchodzi, że jest coraz większe bezrobocie, a naród nie ma z czego żyć” – pisał kilka dni przed śmiercią na portalu Facebook Antoni P., którego biznes znalazł się w poważnych tarapatach.

Według świadków Antoni P. popadł w konflikt z lokalnymi politykami, co odbiło się na jego interesach. „Nie mam sposobu na wyjście z sytuacji, w jakiej się znalazłem (…)” – napisał cztery dni przed śmiercią Antoni P.

Przeciwko układom zaprotestował również, podpalając się, Andrzej „Żurom” Żuromski. Prześladowany przez sądy raper postanowił podpalić się w studiu Polsatu. – Zrobiłem to, żeby zwrócić uwagę na problem pomówień. Wszystko wcześniej przygotowałem – mówił, tłumacząc formę protestu. Od kilku lat raper walczy w sądach z pomówieniami dotyczącymi jego osoby.

Żydek: ten kraj traktuje ludzi jak śmieci

Najgłośniejszy przypadek samopodpalenia wydarzył się 23 września 2011 r. Andrzej Żydek postanowił podpalić się, by zwrócić uwagę na nieprawidłowości, do których dochodziło w Urzędzie Skarbowym Warszawa-Praga. Były policjant wykrył błędy i postanowił zgłosić je do odpowiednich organów ścigania, które jednak nie podjęły sprawy.

Jedynym efektem uczciwości urzędnika było wyrzucenie go z pracy. Po samopodpaleniu premier Donald Tusk obiecał, że wyjaśni sprawę. – Wszystkie moje zarzuty się potwierdziły, jednak nikt nie poniósł odpowiedzialności. Mój protest nic nie dał. Żyję tak jak żyłem. Nadal spłacam stare długi – mówi „Gazecie Polskiej” Andrzej Żydek i zgadza się, że samopodpalenie to wynik bezsilności.

– Takich przypadków może być więcej. Ludzie mają dość. Nie mają zaufania do struktur państwa i rządu, który traktuje ich jak śmieci – mówi nam Andrzej Żydek. Do końca miał nadzieję, że Andrzej Filipiak dzięki pomocy lekarzy wróci do zdrowia. Niestety.

To, że w kraju dzieje się coraz gorzej, widzą psychiatrzy i psycholodzy. Gabinety terapeutyczne i lekarskie pękają w szwach. – Zwiększa się bezrobocie i widać wyraźnie, że ma to wpływ na zwiększającą się liczbę osób, które popadają w depresję z powodu braku pracy. Pogarsza się też zdrowie posiadających pracę, którzy aby utrzymać się na rynku, harują ponad siły – mówi nam pragnący zachować anonimowość psychiatra.

Pogłębiającą się biedę widać w statystykach Głównego Urzędu Statystycznego, według których 7 proc. mieszkańców Polski żyje w ubóstwie. Zatrważająco rośnie również liczba samobójstw. Według danych policji tylko w trzech pierwszych kwartałach zeszłego roku odnotowano 4184 zamachy samobójcze (ponad 3000 skończyło się zgonem), podczas gdy w całym 2011 było ich 3839.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl