ROKITIADA – O SUKCESORACH MICHNIKOWSKIEJ METODY

avatar użytkownika Aleksander Ścios
Z rosnącą irytacją i zdumieniem obserwuję cyrk rozpętany wokół prominentnej postaci PO - Jana Rokity. Nie dziwi mnie, że autorami spektaklu są dziennikarze portalu „wPolityce” i bliskie im grono „niepokornych” żurnalistów. Po nagłaśnianiu dywagacji Staniszkis, żenującej inscenizacji z Gowinem i grze wokół Wiplera – trzeba wielkich pokładów prostoduszności, by upierać się, że mamy do czynienia z poważnymi „analitykami” życia politycznego lub nie dostrzegać intencji tego środowiska.   
Irytuje natomiast, że ten niewybredny spektakl, rozgrywany w fatalnej odsadzie i przewidywalnym scenariuszu, znajduje tylu bezkrytycznych odbiorców, a nawet jest wspierany przez polityków opozycji. W państwie, w którym tysiące zwykłych obywateli jest krzywdzonych i prześladowanych przez kastę komorniczą i tzw. wymiar sprawiedliwości, deklaracja Jarosława Kaczyńskiego o udzieleniu pomocy Rokicie, brzmi co najmniej niemądrze. Byłoby lepiej, gdyby politycy opozycji miast bawić się w „pijarowskie” zagrywki, twardo walczyli z sądowo-prokuratorskimi patologiami i wskazali Polakom realne środki na przywrócenie prawa i elementarnej sprawiedliwości. Mówienie po raz setny o „zagrożeniu demokracji” i potrzebie „działań naprawczych” – nie należy do arsenału takich środków.
Warto sobie uświadomić, że czynienie z polityka Platformy osoby prześladowanej przez reżim, to siarczysty policzek wymierzony tym wszystkim, którzy przez ostatnie lata zostali doświadczeni podłością, cynizmem i głupotą przedstawicieli „trzeciej władzy”. Nie przypominam sobie, by prezes Kaczyński deklarował wsparcie finansowe dla uczestników obchodów tragedii smoleńskiej, ukaranych grzywnami za „zaśmiecanie miejsca dostępnego dla publiczności” lub chciał pomagać kobiecie, którą aresztowano w nocy z  powodu niezapłaconej grzywny, a jej dzieci umieszczono w pogotowiu opiekuńczym.  Nie słyszeliśmy takich deklaracji w sierpniu 2012 roku, gdy Krzysztofowi Wyszkowskiemu groziło zlicytowanie przez komornika ani rok wcześniej, gdy warszawska policja zatrzymała i badała na wykrywaczu kłamstw człowieka, który usunął kwiaty spod pomnika Armii Sowieckiej.
Medialny cyrk wokół Rokity jest częścią tej samej kampanii, jaką zorganizowano wcześniej w sprawie „konserwatysty” Gowina. Jak napisałem wówczas -   prowadzi ona do zafałszowania polskiej rzeczywistości i narzucenia nam tematów trzeciorzędnych, skutecznie tumani wyborców PiS-u, zwalnia ich z głębszej refleksji i nakazu dotarcia do prawdy.
Nie znam publikacji owych żurnalistów, w których przypomniano by rolę Rokity w obaleniu rządu Jana Olszewskiego lub przedstawiono realne efekty prac tzw. komisji Rokity, powołanej przez Sejm X kadencji do zbadania działalności peerelowskiego MSW. Jedna tylko wypowiedź tego polityka dla komunistycznej „Trybuny” z 20 lipca 1992 roku pozwala ocenić jego intencje. Odmawiając Olszewskiemu pełnienia roli w życiu politycznym, ówczesny polityk UD twierdził, że należy środowisko premiera „politycznie izolować” i perorował - ”Ich działalność bowiem, sprowadzająca się ostatnio do kłamstw, oszczerstw i szantażu, staje się coraz częściej czynnikiem szkodzącym interesom państwa polskiego, grupy Olszewskiego działają już na granicy prawa. Jeżeli ją przekroczą, państwo ze swoją siłą powinno im się przeciwstawić". Rok później, to Rokita zadecydował o posłaniu policji w celu bezwzględnego rozbicia manifestacji w rocznicę obalenia rządu Olszewskiego, a jej uczestników nazwał „siłami antypaństwowymi” i "niekonstruktywną opozycją".
Przy okazji obecnej inscenizacji, nie dowiemy się nic o wpływach tego polityka na stworzenie tzw. układu krakowskiego w służbach, występowaniu w obronie Bondaryka czy promowaniu  Wojciecha Brochwicza – Raduchowskiego. Nawet deklaracja Rokity z sierpnia 2007 roku - "dekaczyzacja Polski jest konieczna”, nie wywoła dziś refleksji nad tragicznymi skutkami owej „dekaczyzacji” i nie sprowokuje do postawienia politykowi Platformy pytań o jego sprzeciw wobec działań partyjnych kamratów w latach 2008-2013.
Próżno też poszukiwać jedynej sensownej konkluzji z „casusu Rokity”, a mianowicie, że ma on stanowić łagodne ostrzeżenie dla tych byłych i obecnych polityków PO, którym przyszłoby do głowy występowanie przeciwko interesom reżimu lub kusiłoby ich wyjawienie tajemnic grupy rządzącej. Taki obraz nie pasuje do partyjnych „mechanizmów demokracji”, przy pomocy których większość żurnalistów opisuje rzeczywistość III RP, bo w miejsce bredni o odcinaniu „skrzydeł konserwatywnych” wymagałby dogłębnej refleksji i sięgnięcia po terminologię mafijną.
W publikacjach „wPolityce” można natomiast dostrzec projekcję poglądu, jakoby ludzi PO należało różnicować - ze względu na wyznawany system wartości, stosunek do problemów etycznych, ambicje polityczne czy reakcje wobec opozycji. Za sprawą Rokity, do tego fałszywego katalogu dochodzi dziś kategoria „prześladowanych” prominentów, którą za kilka miesięcy będzie można zapełnić kilkoma innymi postaciami. Zdaniem niektórych żurnalistów, wśród członków Platformy powinniśmy dostrzegać przeciwników dyktatury Tuska, zdeklarowanych konserwatystów lub światłych liberałów. To z kolei ma prowadzić do konkluzji, że w łonie grupy rządzącej są ludzie mniej i bardziej zdegenerowani, a nawet tacy, z którymi należy prowadzić dialog i traktować ich jak sprzymierzeńców.
Uwzględniając różnice historyczne i skalę „dokonań” polityków PO, warto zrozumieć, że mamy tu do czynienia z takim samym mechanizmem, jakim posługiwał się Michnik i ludzie okrągłego stołu, oswajający Polaków z reżimem komunistycznym i „ludzkim obliczem” Kiszczaka i Jaruzelskiego. W miejsce prawdy o tych postaciach i rozliczenia zbrodni reżimu – dano nam relatywistyczny bełkot, zatarto podstawowe granice i w poszukiwaniu „historycznego konsensusu”, wymieszano dobro ze złem.
To co robią dziś „nasi” dziennikarze - gloryfikując Gowina i "stygmatyzując" Rokitę – nie jest w istocie niczym innym. 

6 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Aleksandrze

nie wszyscy ulegają celebrytom . Rokita krzyczący ze słonecznych Włoch "komornicy mnie biją" wzbudza te same uczucia, kiedy krzyczał w samolocie Lufthansy w obronie palta swojej małżonki.

" Nie słyszeliśmy takich deklaracji w sierpniu 2012 roku, gdy Krzysztofowi Wyszkowskiemu groziło zlicytowanie przez komornika ani rok wcześniej, gdy warszawska policja zatrzymała i badała na wykrywaczu kłamstw człowieka, który usunął kwiaty spod pomnika Armii Sowieckiej.
Medialny cyrk wokół Rokity jest częścią tej samej kampanii, jaką zorganizowano wcześniej w sprawie „konserwatysty” Gowina."

Kompletna kompromitacja "naszych" publicystów i PiS. Brakuje tylko kolejnej deklaracji, ze będziemy zbierali kasę na leki dla chorego Kiszczaka i Jaruzelskiego.

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika TW Petrus13

2. Panie Aleksandrze:)

Najpierw "marchewka" bardzo cenię sobie pańskie wpisy :). Ale (teraz UWAGA -kij w mrowisko) czy Nelli Rokita wzięła z mężem (Rokitą - nie wiem ilu ma,którym ryzykując głową dała słowo) .Tego pytania na wPolityce.pl nie .skasowano,nawet nikt z redaktorów ani komentujących nie miał odwagi na nie odpowiedzieć! :p.Ja jednak jestem cholerna "świnia" i sprawdziłem sobie życiorys pani Nelli.Słynny okrzyk rozpaczy męża "Niemcy mnie biją" był kierowany do żony,(premiera z rezydentem),Putina z Merkel w tle,czy do nas moherowych baranów?. Pytanie do Wszystkich wciąż czeka na odpowiedź,którą w ukryciu jest "zew krwi"!
z pozdrowieniami TW "petrus"


 

avatar użytkownika Aleksander Ścios

3. Szanowna Pani Marylo,

Wiem, że nie wszyscy ulegają celebrytom :) Z pewnością trudno znaleźć takie osoby na BM24. Dlatego w tekście wskazuję konkretne środowisko, w którym rozgrywane są te (tylko pozornie niegroźne) inscenizacje.
Portal "wPolityce" jest bowiem miejscem, w którym można dostrzec wyraźną intencję budowania ponadpartyjnych "konsensusów".
Szkoda jedynie, że ludzie pochylający się z troską nad Rokitą, a wcześniej nad Gowinem, nie mają dość odwagi, by oznajmić to wprost swoim czytelnikom.

Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika Aleksander Ścios

4. Petrus

Przyznam, że niespecjalnie interesują mnie rozterki Rokity ani zachowania żony tego polityka.
Obecność tej pani w PiS była jakimś horrendalnym nieporozumieniem i nie sądzę, by partia Kaczyńskiego odniosła korzyści z działań Nelli Rokity.

Dziękuję Panu i pozdrawiam

avatar użytkownika TW Petrus13

5. panie Aleksanrze

cyt:

nie sądzę, by partia Kaczyńskiego odniosła korzyści z działań Nelli Rokity.

Lubię stawiać trudne pytania,że akurat w pańskim wątku,na wPolityce.pl, bądź innych (o prawicowym zabarwieniu) portalach jest niezamierzonym zbiegiem okoliczności .Można potraktować moje komentarze jak kiepski żart,ja się nie obrażę :).Zamknę gębę na kłódkę,grzecznie wycofując się tyłem.I będzie ok!. Polska scena polityczna ani nie straci,ani nie z zyska na moim milczeniu.
z pozdrowieniami
TW "petrus"


 

avatar użytkownika UPARTY

6. Mnie takie zachowanie nie razi.

Jeżeli celem jest osłabienie środowiska związanego z PO to nie należy zamykać tym ludziom drogi, którą mogą PO opuścić możliwie najmniejszym kosztem. Jest to symetryczna postawa do tej, którą stosują środowiska GW wobec naszych środowisk. Popatrzcie jak szybko Giertych stał się wybitnym i powszechnie poważanym adwokatem. Gdyby nie zostawiono przed nim otwartej furtki, to musiał by znaleźć drogę porozumienia się z Pisem jeszcze przed rozłamem koalicji w 2007 roku i w rezultacie sytuacja w Polsce mogła by być o wiele korzystniejsza dla nas a mniej korzystna dla salonu.
Oczywiście nie sądzę, by J.Rokita miał jakiekolwiek szanse na odbudowanie swojej pozycji w Pisie, ale pokazanie, ze odejście od PO nie musi oznaczać bezradności wobec systemu jest moim zdaniem słuszne.
Co do zarzutów, iż wielu ludzi prześladowanych przez system prawny w naszym kraju nie ma takiej ochrony jak celebryci jest prawdziwy tylko po części.
Jedyne co Pis zaproponował Rokicie to wskazanie prawnika, który może zając się jego sprawą. To dużo i mało. Ale trzeba też pamiętać, że jeśli chce się mieć zaprzyjaźnionych prawników, to trzeba im zapewnić pracę a dla wielu sława jest wystarczająca premią by ci nie zachowywali się jak adwokaci opisani przez Dickensa.
Ci inni ludzie otrzymali wsparcie społeczne, ich sprawy stały się znane a i sędziowie stali się "osobami publicznymi". Jest dzisiaj we wpisie Rebeliantki opis jakby wolty wymiaru sprawiedliwości w sprawie pana Kękusia. Czy ta wolta była by realna, gdyby nie nagłośnienie jego sprawy, gdyby sąd nie bał się wzrastającej siły Pis o tyle bardziej, że miał pewność iż jego decyzje będą przedmiotem publicznej dyskusji?
Ja traktuje deklaracje Pis w sprawie J.Rokity bardziej jako oświadczenie polityczne niż zmowę celebrytów.

uparty