Hańba Drugiej Rzeczpospolitej

avatar użytkownika elig

  W PRL dużo mówiono o Berezie Kartuskiej. Opisywano ją jako miejsce, gdzie ohydne władze sanacyjne znęcały się nad szlachetny... W PRL dużo mówiono o Berezie Kartuskiej. Opisywano ją jako miejsce, gdzie ohydne władze sanacyjne znęcały się nad szlachetnymi komunistami. Propaganda ta nie trafiała na szczególnie podatny grunt, gdyż większość ludzi uważała, iż komuniści zasługiwali na coś takiego, a osoby lepiej znające historię wiedziały, że w Związku Sowieckim polskich komunistów po prostu rozstrzeliwano. Na tym tle Bereza nie wydawała się taka najgorsza. Ja również podzielałam ten pogląd.    

  Po roku 1989 zupełnie zapomniano o Berezie. Tylko w 2003 r. ukazały się dwie monografie na ten temat: jedna Ireneusza Polita, a druga Wojciecha Śleszyńskiego. Dla większości Polaków Druga Rzeczpospolita zaczęła się jawić jako "raj utracony". W tych klimatach utrzymany jest też prawie cały majowy numer "Do rzeczy - Historia", noszący zresztą tytuł "II Rzeczpospolita - STARE DOBRE CZASY". Przeczytałam w nim artykuł Michała Wołłejki "Obóz dla narodowców" traktujący właśnie o Berezie Kartuskiej. Doznałam lekkiego szoku. Okazało się bowiem, że pierwszymi więźniami Berezy nie byli wcale komuniści. Byli nimi narodowcy z ONR. Obóz utworzono po zabójstwie 15 czerwca 1934 r. ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Tego aktu terroru dokonali UKRAIŃSCY nacjonaliści z OUN. Władze państwowe postanowiły jednak wykorzystać zamach do rozprawy z POLSKIMI narodowcami z ONR.

  Zdumiało mnie to i poszukałam dalszych informacji w sieci. Znalazłam tekst Zdzisława J. Winnickiego "Bereza Kartuska - jak było naprawdę?" w portalu Kresy24.pl / http://kresy24.pl/15563/bereza-kartuska-jak-bylo-naprawde/ /. Czytamy w nim:

  "W wyniku wspomnianych działań przede wszystkim zdelegalizowano i osadzono w Berezie grupy polskich nacjonalistów z ONR, a następnie rozbito i aresztowano kierownictwo nacjonalistów ukraińskich z OUN. Do więzienia trafił m.in. Stepan Bandera. Inicjator utworzenia MO [Miejsca Odosobnienia] premier Leon Kozłowski bezpośrednio po śmierci ministra Pierackiego uzyskał zgodę marszałka Piłsudskiego na zastosowanie środka nadzwyczajnego. Bereza miała funkcjonować jeden rok do czasu spacyfikowania nastrojów i sytuacji politycznej w Polsce. Podstawą prawną utworzenia MO był dekret z mocą ustawy jaki w dniu 17.06.1934 r. podpisał prezydent Ignacy Mościcki. Artykuł 1 Dekretu stanowił:

  „Osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawy do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przetrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscu odosobnienia nie przeznaczonym dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw. Artykuł 2, Ust. 1: Zarządzenie co do przetrzymania i skierowania osoby przetrzymanej do miejsca odosobnienia wydają władze administracji ogólnej. Ust. 2: Postanowienie o przymusowym odosobnieniu wydaje sędzia śledczy. Ust. 3: Odpis postanowienia będzie doręczony osobie przetrzymanej w ciągu 48 godzin od chwili jej przytrzymania. Artykuł 4, Ust. 1: Odosobnienie może być orzeczone na 3 miesiące; może być przedłużone w związku z zachowaniem się odosobnionego na dalsze 3 miesiące w trybie określonym w Artykule 2 Ust. 2”.".

  Jak więc widać, do Berezy trafiano na mocy decyzji administracyjnej, od której nie przysługiwało odwołanie. Obóz miał funkcjonować rok, ale potem umarł Piłsudski, a jego następcy nie chcieli zamknąć tej "placówki". Dopiero w 1939 zaczęto przekształcać Berezę w miejsce internowania dla sojuszników III Rzeszy. Według Wołłejki największy wpływ na to , co działo się w obozie miał wojewoda poleski Wacław Kostek-Biernacki. Czytamy:

  "był również gorącym zwolennikiem wydłużenia "standardowego" trzymiesięcznego uwiezienia w obozie, Jego stosunek do przeciwników politycznych, a w tym wypadku do uwięzionych, doskonale ilustruje fragment listu do Departamentu Politycznego MSW z końca lipca 1934.: "wypuszczony moralny łachman będzie jedynie symbolem słabości własnej i danej politycznej grupy".".

  Z portalu Irekw.internetdsl.pl możemy się dowiedzieć / http://www.irekw.internetdsl.pl/bereza.html /, że:

  "W regulaminie znajdował się rozdział dotyczący kompetencji komendanta- oprócz utrzymywania porządku w obozie i dbania o bezpieczeństwo, ustalał on także wewnętrzny regulamin obozu oraz przydział więźniów do pracy. Funkcję tą początkowo sprawował Bolesław Greffner z Poznania, potem, od 1 grudnia 1934 roku, Józef Kamala- Kurhański. Zarówno o pierwszym jak i o drugim komendancie więźniowie we wspomnieniach nie wypowiadają się pochlebnie- z ta tylko różnicą, że o inspektorze Greffnerze mówią, że był inteligentnym sadystą, specjalizującym się w wymyślaniu nowych szykan, podczas gdy inspektor Kamala nie był zbyt finezyjny, kopiował pomysły Greffnera, starał się go naśladować . Pierwszy z inspektorów miał złą renomę już przed objęciem stanowiska w Berezie- wcześniej oskarżano go o bicie więźniów i zachęcanie do tego procederu. Uważał, że więźniowie Berezy są więźniami .najgorszego typu. i że należy ich traktować bardzo surowo.

  Inspektor kontrolował personel obozu poprzez konfidentów, znajdujących się wśród więźniów. Potrafił skazywać policjantów na kary karceru za zbyt łagodne traktowanie uwięzionych, co prowadziło do wzmożonego znęcania się nad więźniami, do wymyślania dla nich takich prac, które były albo bezsensowne, albo zbyt ciężkie (...) Zmiana inspektora wiązała się najprawdopodobniej z informacjami, które dotarły do Warszawy, dotyczącymi złego, okrutnego traktowania więźniów. Nowy komendant obozu nie był tak okrutny jak poprzedni, ale także stosował szykany, często mało wymyślne.".

  Zarówno u Wołłejki, jak i u Irkaw znajdujemy liczne opisy znęcania się nad więźniami. Szczególnie mrożącą krew w żyłach relację przedstawił bloger Artdom63 w portalu Tok.fm / http://www.tokfm.pl/blogi/artdom63/2012/04/z_antologii_tolerancji_polskiej__bereza_kartuska_polski_oboz_koncentracyjny/1 /. Twierdzi on, iż jego dziadek siedział w Berezie. Mieczysław Prószyński - narodowiec, wiezień Berezy, napisał w 1946 r., że system tortur stosowanych w Miejscu Odosobnienia nie odbiegał od niemieckich obozów koncentracyjnych.

  Wołłejko pisze, iż pierwszymi więźniami Berezy byli dwaj działacze ONR z Krakowa, a następnymi - dziewięć osób z kierownictwa tej organizacji. Według Wołlejki:

  "przez Berezę przeszło ponad 70 działaczy Stronnictwa Narodowego i ONR. W wielu przypadkach narodowcy opuszczali obóz ze zniszczonym zdrowiem, a nawet w stanie inwalidztwa. Bicie i tortury doprowadziły do przedwczesnej śmierci na uremię nerek Henryka Rossmana, Był on weteranem wojny 1920 r. (...) Represje, jakim poddano narodowców, miały skutek odwrotny do zamierzonego przez obóz władzy. Zamiast stawać się, jak chciał tego Wacław Kostek-Biernacki, "moralnymi łachmanami", narodowcy wracali z Berezy umocnieni w swoich przekonaniach. Większość z nich, traktowana jak bohaterowie w swoich środowiskach, natychmiast przystępowała do działalności politycznej. Fakt, że przedstawiciele ówczesnej władzy (...) nie mieli żadnych skrupułów, aby więzić przeciwników politycznych, był głęboko oburzający.".

  Winnicki przytacza dane Polita według których w 1934 w Berezie osadzono 44 narodowców, a w 1937 - 73. W obozie przebywało jednocześnie 250-300 więźniów. Ireneusz Polit szacuje,ze przez cały czas istnienia obozu w Berezie przeszło przez niego ok. 3000 osób. W artykule Winnickiego przeczytałam też, iż Berezą zajmował się emigracyjny rząd RP we Francji. Cytuję:

  "polski rząd emigracyjny w dniu 26.09.1941, na wniosek ministra sprawiedliwości, socjalisty Hermana Liebermana, po stwierdzeniu, że “obóz był bezprawiem”, jednomyślnie przyjął rozporządzenie formalnie likwidujące Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Poza likwidacją przepisów o MO, w nowym rozporządzeniu zapowiedziano ponowne zbadanie sprawy po wojnie oraz ewentualne odszkodowania dla osób, które doznały szkód „na zdrowiu, czci lub majątku” w wyniku odbycia odosobnienia.".

  Można więc śmiało powiedzieć, że Bereza Kartuska była "hańbą II Rzeczpospolitej"

9 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. hańba?

bo siedział tam ojciec Michnika, stary Szechter?

Bereza Kartuska – jak było naprawdę?
26 września 2012
http://kresy24.pl/15563/bereza-kartuska-jak-bylo-naprawde/

Bereza była rzeczywiście miejscem i symbolem nie przynoszącym
sławy władzom sanacyjnym. Na pewno nie była jednak tym, co pisze o niej
wielu autorów na Białorusi, którzy pozyskują „wiadomości” z dawnych
propagandowych źródeł komunistycznych. Jak zatem było z tą Berezą?


Budynek dawnego więzienia w Berezie Kartuskiej. Fot. Wikipedia/Czalex



Poniższy tekst opublikowałem po raz pierwszy niemal w przeddzień
zawirowań politycznych zakończonych delegalizacją Zarządu Głównego
Związku Polaków na Białorusi, w jeszcze przeddelegalizacyjnym „Głosie
znad Niemna”. Uczyniłem to na prośbę Redakcji, gdyż w białoruskim
piśmiennictwie Bereza powszechnie urasta do diabolicznego wręcz symbolu
gwałtu polskiego na Białorusinach. Wtedy dyskusji nad tekstem nie było,
gdyż Polacy na Białorusi mieli poważniejsze sprawy przed sobą. Może
warto zatem powtórzyć dyskusję o Berezie w Internecie?

Na krótko przed wybuchem II wojny światowej, jak podaje autor jedynej
jak dotąd naukowej monografii o obozie odosobnienia w Berezie
Kartuskiej Ireneusz Polit („Miejsce odosobnienia w Berezie Kartuskiej”,
Toruń 2003), Berezę wyznaczono na miejsce internowania dla osób
zaangażowanych w antypolską dywersję, czyli dla tzw. V kolumny. Byli to
mieszkający w Polsce Niemcy i współpracujący z wywiadem niemieckim
obywatele polscy, Ukraińcy – banderowcy z Organizacji Ukraińskich
Nacjonalistów (OUN) współpracujący z III Rzeszą, a także nie ustalona
bliżej liczba obywateli polskich różnych narodowości – komunistów
aktywnie zaangażowanych w antypolskie akcje dywersyjne. Taką formę
internowania prewencyjnego stosowały w czasie II wojny światowej
wszystkie państwa koalicji antyhitlerowskiej. Obóz, który nabrał w
związku z powyższym zupełnie innego niż dotąd znaczenia, rozrósł się do
niespotykanych wcześniej rozmiarów. Liczba internowanych wynosić miała
aż 7 tysięcy, z czego 4,5 tysiąca stanowili Ukraińcy z OUN. Do tego
czasu w przystosowanych do nowej roli dawnych koszarach przebywało
jednorazowo średnio 300 osadzonych.

Mimo, że w myśl ustaleń Paktu Ribbentrop-Mołotow usytuowana na
Polesiu Bereza znajdowała się w sowieckiej strefie okupacyjnej, na mocy
specjalnej umowy agresorów pierwsi do Berezy wkroczyli Niemcy. Wkroczyli
po to by zająć się internowanymi tam swoimi rodakami. Obóz był
opustoszały. Pozostali w nim jedynie ci spośród internowanych Niemców,
którzy ze względów zdrowotnych lub z obawy przed nieznanym otoczeniem
nie uciekli, gdy polskie służby policyjne po 17 września ewakuowały się z
obozu. Nie wiadomo jak wyglądały ostatnie dni obozu w Berezie.
Pojmanych później funkcjonariuszy zamordowano w Ostaszkowie w ramach
„operacji katyńskiej”. Pozostali, zapewne w obawie o swe życie, nie
pozostawili wspomnień. Nie byłyby to zresztą wspomnienia, którymi
należałoby się chwalić. Nawet przed najbliższą rodziną.

Po Niemcach do Berezy wkroczyli Sowieci. Specjalne grupy NKWD,
szczególnie zainteresowane polskimi instytucjami państwowymi, prowadziły
także dochodzenia w sprawie Miejsca Odosobnienia (MO) w Berezie
Kartuskiej. W ich ręce dostał się między innymi Leon Kozłowski, premier
rządu polskiego z okresu gdy zapadła decyzja o utworzeniu obozu w
Berezie. To właśnie on był głównym pomysłodawcą powołania tej
szczególnej placówki penitencjarnej. W pozostawionych i opublikowanych w
Polsce w 2001 roku wspomnieniach tak relacjonuje on owo
“zainteresowanie” podczas przesłuchania: „(…) Wyciągnięto także sprawę
utworzenia za mego rządu obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej, ale
sprawy tej szerzej nie rozwijano. Było to przecież dziecinnie łagodne
zarządzenie w stosunku do obozów istniejących w Sowietach i milionów
ludzi odosobnionych w nich na długie lata z wyroków administracyjnych. W
Berezie Kartuskiej za mego urzędowania znajdowało się około dwustu
‘odosobnionych’, a każda sprawa po trzech miesiącach musiała być na nowo
rozpatrywana. Nie dawało to podstawy do wewnętrznej propagandy w
ustroju sowieckim. Mego śledczego interesowało tylko, ilu w Berezie
siedziało komunistów, a gdy się dowiedział, że było ich 38, to liczba ta
wcale mu nie zaimponowała i uznał, że sprawa nie nadaje się do
szerszego traktowania” (…).

Jak ustalił Ireneusz Polit, którego dane tutaj przywołujemy, mimo
złych warunków sanitarnych i bytowych jakie panowały w MO oraz ostrego
reżimu, spośród wszystkich osadzonych tam w okresie 6 lat istnienia
obozu w Berezie zmarło łącznie tylko 14 osób. Dziesięciu z nich – w
szpitalach dokąd ich skierowano na leczenie zewnętrzne, a cztery w samym
MO, przy czym trzy z powodu chorób, a jedna wskutek samobójstwa.

Po uporządkowaniu posiadanych materiałów archiwalnych z AAN –
Warszawa i korzystając z faktu ukazania się monografii Ireneusza Polita
podejmujemy się popularnego przedstawienia problematyki. Niniejszy tekst
to również rozszerzona recenzja jego cennej i pionierskiej pracy.
Kwestia przypomnienia faktów jest ważna tym bardziej, że problem Berezy w
powszechnej opinii współczesnego piśmiennictwa na Białorusi, obok wielu
innych, urasta do najbardziej kontrowersyjnego problemu w najnowszych
dziejach stosunków polsko – białoruskich. Jak widzi to i pokrewne mu
zagadnienia współczesna historiografia i politologia białoruska (nie
sowiecka!) przedstawiłem w mojej książce „Współczesna doktryna i
historiografia białoruska (po roku 1989) wobec Polski i polskości”
(Wrocław, 2003). Dla wprowadzenia czytelników, zanim przejdę do
omówienia tematu zasadniczego, przytoczę wyjątki z tej książki.
Ilustrują one bowiem ogólne nastawienie i ugruntowane, upowszechniane w
podręcznikach szkolnych opinie o roli jaką odegrało polskie władztwo
państwowe na Kresach (tutaj: na Zachodniej Białorusi): “(…) Opis
stosunku współczesnego piśmiennictwa białoruskiego do II RP rozpoczniemy
od bardzo niedawnego głosu w dyskusji towarzyszącej hucznie
obchodzonemu na Białorusi 60-leciu wspomnianego „zjednoczenia” (ziem
białoruskich). Głos ów przytaczamy tutaj z powodu jego szczególnej
reprezentatywności, gdyż został wyrażony przez osobę utytułowaną naukowo
oraz pełniącą państwowe funkcje w tzw. Pionie Prezydenckim
administracji prezydenta RB (tzw. Wiertikal). Stanowisko owo w
czasopiśmie „Biełaruskaja Dumka” (nr 4 z 1999 r.) w rubryce „Historyczna
Pamięć” z podtytułem „archiwa nie kłamią”, jego autor dr hab. Rościsław
Płatonow rozpoczął od cytatu z rosyjskiej gazety „Prawda”. Poddając
krytycznej ocenie tezy historyków i polityków polskich omawiających
stosunki polsko-rosyjskie Płatonow postawił kwestię następująco:
„Dlaczego przedstawiane są wyłącznie jednostronne pretensje? Katyń,
deportacje Polaków na Syberię, Kazachstan – to wszystko rozumiem –
stalinizm. Ale była przecież i piłsudczyzna! Ten, do którego (Polacy –
Z.J.W.) modlą się dzisiaj, bezwzględnie wprowadzał nacjonalizm oraz
bezwzględny reżim kolonialny (…)”.

Zaznaczając, że dla Polaków Piłsudski jest narodowym bohaterem,
odrodzicielem polskiej państwowości, autor stwierdza, że dla
Białorusinów przeciwnie – był synonimem „wtargnięcia jego legionów,
które na początku wieku XX przyniosły na bagnetach krwawą okupację
narodowi białoruskiemu”. W listopadzie 1918 roku – pisze dalej Płatonow –
Piłsudski „postawiwszy siebie jako naczelnika polskiego państwa z
dyktatorskimi pełnomocnictwami, według własnego mniemania uzyskał prawo
do prowadzenia swojej hegemonistycznej ‘polityki wschodniej’”. Ta ocena
ze strony białoruskiego autora wynika niejako z samych tytułów części
wspomnianego artykułu: “Tajne cele strategiczne”, “Państwo utrwalane
pałką i bagnetem”, “Głębokie rozgrabienie ekonomiczne Białorusi i gwałt
na jej mieszkańcach”.

W rozdziałach tych autor mówi wprost: dotychczasowe radzieckie
pojmowanie historiografii słusznie ujmowało “wtargnięcie legionów
Piłsudskiego na ziemie Białorusi i Ukrainy według schematu pochodów
Ententy”. Dalej autor stwierdza, że „faktycznie państwa Ententy wiele
uczyniły dla przygotowania polskiej agresji”. Tak właśnie przedstawiana
jest przezeń kwestia utworzenia Armii Polskiej we Francji pod dowództwem
gen. Hallera. Dalej autor stwierdza, że tylko „pomocy zagranicznej
Zachodu Polska mogła zawdzięczać, iż wiosną roku 1920 jej armia liczyła
738 tys. ludzi”. Jej operacyjnym przygotowaniem do “agresji na
Białoruś”, według Płatonowa „zajmowali się oficerowie francuscy”.
Niemniej „Piłsudski i szowinistyczne koła rządowe”, pomimo prozachodniej
orientacji (sic), miały „swój odrębny plan”. Na ów plan składała się
„koncepcja Wielkiej Polski od morza do morza”, czyli – jak pisze
cytowany autor – odtworzenie jej w granicach z 1772 roku. Argumentem i
zarazem uzasadnieniem wspomnianej „agresji i wtargnięcia” miał być
„rzekomy ucisk polskiej części mieszkańców Ukrainy, Litwy i Białorusi
przez bolszewików”. Pod „pozorem” obrony tej mniejszości, pisze zatem,
szykowane było polskie wystąpienie. Owa „nie wypowiedziana wojna”,
odmiennie niż „twierdzą podręczniki (sowieckie?) rozpoczęła się już w
roku 1919, w kwietniu – październiku, gdy Polacy zagarnęli Białoruś do
linii rzek Zachodnia Dźwina i Berezyna”. Autor polską „agresję” przesuwa
jeszcze bardziej w czasie, uznając za nią „stworzenie stanu wojny” z
Rosją radziecką przez I Korpus Polski w Rosji, który był „częścią armii
starej Rosji”. Zatem „bunt” (sic) polski miał cel polityczny –
„likwidację władzy radzieckiej w guberniach mińskiej i homelskiej, a
następnie przyłączenie ich do Polski”. Ta „rozszerzająca się okupacja”
sprawiła, według autora, zajęcie Mińska jeszcze przed przybyciem tam
„kajzerowskich wojsk, wraz z którymi Polacy „rozpoczęli grabienie
ludności”, która poddana została „grabieży, gwałtom, pogromom wszędzie
tam, gdzie pojawiły się jednostki Korpusu Polskiego”. Płatonow stwierdza
dalej, przywołując broszurę Antona Łuckiewicza, że „nie wiadomo do
czego doprowadziłoby panowanie band (sic) Dowbora-Muśnickiego, gdyby
niemieccy okupanci, bojący się jak ognia powstania ludowego, nie
wyprowadzili dowborczyków z białoruskiego kraju”.

Nic dziwnego, że w takim ujęciu każda władza, nawet okupacyjna
niemiecka, była lepsza aniżeli jakakolwiek polska, nawet w wydaniu
lokalnych autochtonicznych mieszkańców – Polaków. Na tym tle bardziej
zrozumiałymi stają się wywody białoruskiej historiografii niezależnej
odnoszone do ocen wojny sowiecko – polskiej. Tylko bolszewicy, wobec
braku sił zbrojnych BNF, byli w stanie zahamować polskie władztwo
państwowe na Ziemiach Białoruskich w momencie zakończenia okupacji
niemieckiej. Tak oceniana jest generalnie tutejsza uwertura do
niepodległej II Rzeczypospolitej. Dalsze tezy wynikają niejako wprost z
tak zarysowanego obrazu początków odradzającej się państwowości
polskiej.

Znana odezwa – deklaracja skierowana do mieszkańców byłego Wielkiego
Księstwa Litewskiego jaką Naczelnik Państwa Polskiego Józef Piłsudski
ogłosił po zajęciu Mińska, Płatonow uznaje za mistyfikację. Wykonawcy
tej polityki, lokalni urzędnicy i wojskowi realizowali ją – jak pisze
autor -„całkiem jawnie”. Ową „politykę wschodnią Polski” – według tytułu
rozdziału – „tajną”, autor ilustruje powołując się na cele jakie
zakładała społeczna organizacja polska „Straż Kresowa” współpracująca
ściśle – jak podkreśla – z POW. Owa “tajna polityka” wspomnianej
„Straży”, w wersji Płatonowa przypisywana państwu, miała opierać się na
stwierdzeniu, że Białorusini są zbyt słabi do utworzenia własnego
państwa i będą zmuszeni do oparcia się o Polskę lub Rosję; niemożność
stworzenia samodzielnej państwowości powoduje konieczność nadania
Białorusi autonomii, w związku z Polską; zjednoczenie Białorusi
Zachodniej ze Wschodnią stworzy możliwość dla powołania Księstwa
Białoruskiego (sic), które winno połączyć się z Polską na zasadzie unii.
By do tego doprowadzić „Straż”, czyli według autora polskie władze,
rekomendowała wprowadzenie alfabetu łacińskiego w miejsce „rosyjskiego”,
ustanowienie prawosławnej metropolii niezależnej od patriarchatu
moskiewskiego, nawiązanie współpracy z aktywistami białoruskimi,
starania o ekonomiczne związanie mieszkańców Białorusi z Polską. Dalej, w
drugim rozdziale swego artykułu Płatonow prezentuje, jak pisze –
„źródłowo archiwalny” obraz utrwalenia władzy polskiej na Kresach. Tezy
owej prezentacji w jego wersji – traktowane tutaj jako wytyczne polskiej
polityki państwowej – miały być następujące:

- „źródła zaświadczają”, że Kresy opanowano od pierwszych dni
przemocą, gwałtem, rozstrzeliwaniem i masowymi represjami wobec
miejscowej ludności (przykładów autor nie podaje);

- na „zaanektowanych” obszarach ustanowiono “ciężką okupację”, niemal tożsamą z niemiecką;

- aparat zarządzania kompletowano z burżuazji, właścicieli ziemskich,
drobnej szlachty oraz „nastawionej propolsko inteligencji” (narodowości
autor nie określa);

- władze radzieckie, które wznowiły swą działalność po odejściu wojsk
niemieckich, ponownie zostały zmuszone do jej zaprzestania, a ich
„dekrety” unieważniono;

- zgodnie z zaleceniami polskiej polityki, „nie tylko bolszewików ale
wszystkich związanych z organami radzieckimi, a zatem komisarzy i ich
rodziny, znaczniejszych aktywistów, fornali, chłopów niepokornych woli
księdza, właściciela ziemskiego czy naczelnika żandarmerii –
aresztowano, osadzano w więzieniach lub obozach koncentracyjnych albo
karano śmiercią” (i tu autor nie podaje przykładów).

Tak pisał i oceniał całkiem niedawno współczesny autor białoruski…
Kolejny cytat z mojej książki dotyczy poglądów i opinii współczesnych
(nie sowieckich) naukowców białoruskich: (…) Na wstępie poniższej
prezentacji, uprzedzając dalszą narrację stwierdzamy, że powszechny
sposób prezentacji Polski i polskości („polskie panowanie na
anektowanych ziemiach Zachodniej Białorusi”) we współczesnym
piśmiennictwie białoruskim to obraz „bezprawia i ucisku”, momentami o
charakterze zorganizowanego, państwowego terroru. Wszystko zaś przeciwko
„białoruskim masom ludowym i pracującym”. O tym, że zwłaszcza pod
koniec lat dwudziestych i w pierwszej połowie lat trzydziestych sytuacja
na Kresach przypominała stan zanarchizowanej wojny wiemy z przekazów i
źródeł polskich. Archiwa i polska literatura przedmiotu są w tej mierze
reprezentatywnym świadectwem.


Dawne koszary policji i sowiecki pomnik ofiar Berezy. Fot: Wikimedia Commons / Christian Ganzer, Hamburg

Dla wprowadzenia, przytoczymy fragment z rozdziału podręcznika
szkolnego, w którym Sidarcou, Famin i Panou w odniesieniu do lat 30.,
jakby nawiązując do stalinowskiej tezy z tamtego właśnie okresu piszą o
„zaostrzeniu sytuacji w rejonach mniejszości narodowych”, tj. w
województwach północno-wschodniej Polski, co miało się przejawiać tym,
że „na jakiekolwiek wystąpienia, władze polskie reagowały osadzaniem w
więzieniach i obozach koncentracyjnych (sic – liczba mnoga – Z.J.W.). Na
samej tylko Zachodniej Białorusi było ich 20, w tym w obozie
koncentracyjnym w Berezie Kartuskiej jednorazowo znajdowało się od 200
do 300 więźniów rozmaitych orientacji politycznych”. To powodowało –
piszą autorzy, że „niektóre organizacje poszukiwały pomocy za granicą – w
ZSSR”. Tak skonstruowany pogląd (powtarzany praktycznie we wszystkich
prezentowanych tu opracowaniach) służy uzasadnianiu dalszej eskalacji a
więc komunistycznej dywersji inspirowanej z zewnątrz, a następnie akcji –
jak określają to podręczniki – naturalnego „wyzwolenia” i
„zjednoczenia” po 17 września. To ostatnie jest opatrywane oczywistą
dodatkową argumentacją o konieczności „ochrony życia” mieszkańców
(wszystkich) Zachodniej Białorusi.

Kowkiel i Jarmusik z kolei piszą o strajkach, które z ekonomicznych
szybko przekształcały się w polityczne oraz o „narastaniu walki
chłopów”, którzy protestowali przeciwko „terrorowi władzy” – np. chłopi
„spalili osadę osadnika i majątek obszarniczy w powiecie nowogródzkim”.
Kontynuując przykłady “walki klasowej” oraz “walki z polską władzą”
autorzy zaznaczają, że około „tysiąca chłopów uzbrojonych w broń palną,
widły, siekiery rozgromiło posterunek policyjny we wsi Niegniewicze.
Policja zdławiła rewolucyjne wystąpienie chłopskie. Czterech uczestników
powieszono, a 49 skazano na więzienie”. Takich przykładów w rozdziale
znajdujemy więcej. Autorzy podkreślają przy tym, że „w miarę narastania
walki o socjalne i narodowe wyzwolenie rosła świadomość polityczna
chłopów, w tym zrozumienie wspólnych interesów z klasą robotniczą”. Tego
typu radziecka frazeologia klasowa dominuje w omawianej pracy i jest
metodą opisu zjawisk mających miejsce „na Zachodniej Białorusi”. Zaraz
potem autorzy opisują rolę i zadania kierownicze KPZB, „organizatorki
walki mas pracujących o narodowe i socjalne wyzwolenie oraz zjednoczenie
z BSSR”.

Po takich założeniach następują wyliczenia liczby i zasięgu strajków,
aktów „sprzeciwu”, wreszcie opis bezpośredniej akcji zbrojnej przeciwko
„zbrodniczemu reżimowi władz polskich”. Kowkiel i Jarmusik tę
“narodowo-wyzwoleńczą walkę” wręcz gloryfikują. Nazywają ją walką
partyzancką miejscowego ludu podkreślając w tym kontekście, pozytywną
rolę nasyłanych z BSSR specjalnie przeszkolonych i wyposażonych
dywersantów -„najbardziej znanymi przywódcami wojny partyzanckiej byli
komuniści K.P.Arłouski, S.Waupszasow, W.Z.Korż…” . Autorzy dodają, że
„ruch partyzancki w powiatach grodzieńskim, wołkowyskim, sokulskim,
bielskim i białostockim nosił początkowo antypolski charakter i był
inspirowany przez białoruskich eserów, którzy z czasem zawiesili broń.
Ruch partyzancki jednak trwał”. Po tym następuje wymienienie „fali
represji”: we wsiach rozpętano policyjny terror, w wielu powiatach
wprowadzono stan wyjątkowy, pod koniec 1923 roku w więzieniach znalazło
się 1300 więźniów politycznych.

„Prawdziwe” działania, jak zaznaczają autorzy, nastąpiły gdy do akcji
w sposób zorganizowany przystąpiły organizacje komunistyczne „najpierw
KPP i KPL” „i wreszcie KPZB”. Po tym stwierdzeniu następuje opis
organizacji, struktur i personaliów działaczy tego ugrupowania. KPZB
„stanęła na czele ruchu partyzanckiego i nadała mu zorganizowany
charakter”.

Podkreślamy w tym miejscu stwarzanie w podręczniku (tym i
pozostałych) jednoznacznego wrażenia o samoistności, lokalności i
autonomiczności wspomnianego ruchu i samej białoruskiej kompartii jako
„wyrazicielki dążeń ludu pracującego Zachodniej Białorusi”. Sterowaniu i
pełnej zależności od służb specjalnych i dywersyjnych ZSSR autorzy nie
podkreślają. Jednak dwa zdania poniżej przytaczają całostronnicowy opis
dwuletniej działalności terrorystycznej wspominanego NKWD-zisty
K.Arłouskiego („Mucha – Michalski”, pseudonim jednego z polskich
komunistów prowadzącego wojnę terrorystyczną z terenu BSSR) i jego
oddziałów. Kowkiel i Jarmusik uwierzytelniają swe wywody cytowanymi
(przywoływanymi) „informacjami rządu St. Grabskiego o 878 napadach
partyzanckich w roku 1922 i 500 w roku 1923”. Wyliczają przy tym
„osiągnięcia”: „tylko w 1925 r.” – spalenie nie mniej niż 500 domów
(dworów) polskich obszarników oraz osad kolonistów, 125 spalonych stodół
ze zbiorami zboża, 300 stogów, 3 stajni, 14 obór, 21 magazynów, 127
przedsiębiorstw – „bojowe operacje partyzantów nie ustawały ani jednego
dnia. Obszarnicy i osadnicy uciekali z ziem białoruskich do centralnych
rejonów Polski, a połowa z 38 tysięcy (sic!) osadników osiedlonych w
roku 1924 pozostawiła swoje domostwa na Zachodniej Białorusi. KPZB
rozpoczęła przygotowania do powszechnego powstania zbrojnego”. Autorzy
powołują się w tym przypadku na raport Orłowskiego, nie podając jednak
informacji końcowej, w której dywersant (dla opracowań białoruskich –
“partyzant”, “wyzwoliciel”) chwali się własnoręcznym zabiciem „co
najmniej 100 ziemian i żandarmów”.

„Nowy etap walki” w latach 1926-29, jak zaznaczają autorzy,
rozpoczęto z chwilą przyjęcia „rewolucyjno – demokratycznych form
walki”, co wiązało się z powstaniem Białoruskiej Włościańsko –
Robotniczej Hramady utworzonej przez białoruskich posłów na polski Sejm.
Postępy walki wiązały się ściśle, co podkreślają autorzy, „z postępem
kulturalnym i gospodarczym budownictwem w ZSSR i BSSR”, prowadzenie tam
„rozumnej polityki narodowościowej polegającej na białorusizacji”. “Dla
Białorusinów jacy znaleźli się w państwie polskim stało się jasne, że
prawdziwa państwowość białoruska jest budowana na wschodzie a BSSR
stanowi opokę walki wyzwoleńczej mas pracujących Zachodniej Białorusi
przeciwko uciskowi polskiej burżuazji i obszarników”.

Następne wersy rozdziału to opis ustaleń, uchwał i działań KPZB i
Hramady, a następnie działań jakie organa polskie przedsięwzięły dla ich
zwalczania i delegalizacji. Na zakończenie, po wyliczeniu wszelkich
osiągnięć KPZB, autorzy jednym zdaniem stwierdzają, że w marcu 1938 roku
„z powodu niesprawiedliwych oskarżeń KPZB rozwiązano, lecz komuniści
nie zaprzestali swej rewolucyjnej działalności”. Po tym następuje
rozdział o „Zjednoczeniu Zachodniej Białorusi z BSSR”. O masowych
mordach, fizycznej likwidacji polskości i świadomego choć sowieckiego
elementu białoruskiego w latach 1937-38 Kowkiel i Jarmusik nie piszą.

„Masy pracujące Zachodniej Białorusi nie uznawały okupacji, nie
godziły się ze swoją ciężką sytuacją i wiodły walkę przeciwko uciskowi” –
głosi inny białoruski podręcznik. Po takim wstępie przytoczone są dane
mające demonstrować “nieugiętość” i „postępowość” – o strajkach i
„zbrojnej walce partyzanckiej prowadzonej przez chłopów”, którzy
likwidowali posterunki i oddziały policyjne, palili dwory i gospodarstwa
osadników. „Wiosną 1922 roku – piszą z wyraźną aprobatą autorzy
podręcznika – kilka tysięcy (sic) partyzantów z powiatów wołkowyskiego,
brzeskiego i prużańskiego oraz innych skierowało ultimatum do rządu
polskiego domagając się ustania przemocy nad Białorusinami, wypuszczenia
więźniów, zakazu wyrębu lasów oraz przyznania Zachodniej Białorusi
prawa do samostanowienia”. Skutkiem, miało być, jak podkreślają autorzy,
„zmuszenie władz” do ograniczenia akcji osadniczej oraz sprowadzenia na
teren Zachodniej Białorusi w latach 1924-1925 „znacznych karnych
oddziałów wojskowych i policyjnych na czele z generałem Rydzem-Śmigłym
(sic!)” – “płonęły wioski, trwał masowy terror, przez miasta przewaliła
się fala obław (sic), pracowały sądy wojskowe. W niektórych
miejscowościach partyzanci prowadzili regularne boje z wojskiem”. Akapit
ten pozostawiamy bez komentarza.

Jako kolejna forma walki opisywana jest działalność białoruskich
ugrupowań w polskim Sejmie, głównie wspominanej wyżej Hramady Bronisława
Taraszkiewicza, której „rozgromienie przez władze polskie” spowodowało –
jak pisze autor – znaczne osłabienie ruchu chłopskiego. Także po 1934
roku, wskutek „rzucenia za kraty i do obozu koncentracyjnego w Berezie
Kartuskiej setek komunistów, komsomolców i rewolucyjnie nastawionych
robotników i chłopów”. Osłabienie „ruchu” nastąpiło wszakże – „też” –
jak zaznacza autor, wskutek „nieuzasadnionej likwidacji KPZB i fali
stalinowskich represji wobec ich członków”. Teza końcowa sprowadza się
do podkreślenia opisanej „heroicznej walki mas pracujących” jako ważnego
etapu do „zjednoczenia narodu białoruskiego w jednolitym państwie”.

Z kolei Czigrinow pisze zupełnie serio o „obozie koncentracyjnym w
Berezie” oraz o działaniach komunistów (nie podaje, których – „polskich”
czy „białoruskich”) zmierzających do „budowy jednolitego frontu
domagającego się od władz (polskich) zerwania sojuszu z hitlerowskimi
Niemcami”.

Przytoczone fragmenty podręczników, a więc mediów kształtujących
poglądy dzieci i młodzieży, rysują kraj apokalipsy, kraj rządzony
nieomal przez krwawych despotów, którzy za jedyny cel postawili sobie
„zniszczenie białoruskich chłopów i rewolucjonistów”. Trudno się zatem
dziwić, że Bereza ma na Białorusi wyłącznie czarną legendę. O tym, że
każde państwo ma nie tylko prawo ale i obowiązek zwalczać anarchię,
dywersję wreszcie pospolity bandytyzm w interesie spokoju i
bezpieczeństwa obywateli oraz chronić porządek konstytucyjny – w
przytaczanym piśmiennictwie nie ma ani słowa. Jest to zatem obraz i
interpretacja jednostronna, ideologiczna, uproszczona i tendencyjnie
nieprawdziwa gdy idzie o ocenę realnych zjawisk. Dodajmy, że przytoczona
wyżej interpretacja stosunków panujących w Polsce praktycznie niczym
nie różni się od interpretacji sowieckiej, ze stalinowską włącznie. Jak
traktowała Polskę propaganda komunistyczno – stalinowska nikomu
przypominać nie trzeba. Można w związku z tym zaryzykować twierdzenie,
że „na Wschodzie bez zmian”. Dowodzi tego oświadczenie rosyjskiego MSZ,
że „konferencja jałtańska oznaczała nową dobrą sytuację Polski” oraz
związana z powyższym wypowiedź Putina w Bratysławie (luty 2005 r.), że
„Związek Radziecki zawierając pakt Ribbentrop – Mołotow uczynił słusznie
wobec zmowy monachijskiej państw zachodnich i dla ochrony swojej
granicy wschodniej”. Bez komentarza.

Trafne jest spostrzeżenie Bartłomieja Sienkiewicza („Rzeczpospolita” z
24.02.2005), że Rosjanie przetwarzają historię, wpisując się przy tym
doskonale w zauważalny w Europie trend zmiany jej oceny. Jest on
widoczny doskonale na przykładzie Niemiec, gdzie inicjatywy zmierzające
do uznania cierpień Niemców za równorzędne z cierpieniami podbitych
przez nie narodów zmierzają do ideologicznej a zatem dalekiej od Prawdy
zmiany mentalności współczesnych społeczeństw. Sienkiewicz słusznie
zaznaczył, że najwyższy czas byśmy podjęli to wyzwanie, inaczej
fałszerstwa, np. „o polskich obozach koncentracyjnych” zamiast
nazistowsko – hitlerowskich – ja powiem wprost: niemieckich! – zostaną
uznane za prawdziwe, skoro sami zainteresowani, Polacy, nie protestują.
To samo dotyczy rewizji historii dokonywanej przez naszych sąsiadów, tym
bardziej, że jak sygnalizowaliśmy, ciąży na ich spojrzeniu na Polskę i
Polaków nie tylko syndrom sowiecki, ale nawet carsko – rosyjski, jak
choćby stereotyp o “Polaku – wiecznym miatieżniku”. Historia jest nauką,
a nauka to poszukiwanie Prawdy. W przeciwnym razie historia staje się
ideologią i traci prawo do uznawania jej za naukę.


Ruiny dawnego więzienia w Berezie. Fot: Wikmedia Commons / Czalex

W międzywojennej Polsce, wbrew temu co piszą autorzy białoruscy, nie
było obozów koncentracyjnych. Obozy koncentracyjne, w myśl powszechnie
uznanej definicji powojennej – były to hitlerowskie obozy zagłady
(śmierci). Inne niemieckie obozy: pracy przymusowej, izolacji,
jenieckie, internowanych itp. nie są określane jako „koncentracyjne.
Obóz w Berezie Kartuskiej, a według dekretu prezydenta RP z 1934 roku –
Miejsce Odosobnienia (MO) – był jeden, a nie jak piszą na ogół autorzy
białoruscy – kilkadziesiąt. Osadzano w nim na postawie decyzji sędziego
śledczego w Brześciu (na wniosek organu administracyjnego w szczególnym
trybie, który wskażemy dalej) na trzy miesiące z możliwością
przedłużenia o dalsze trzy miesiące w zależności od zachowania
izolowanego i zawsze po rozpatrzeniu sprawy przez sędziego śledczego. MO
istniało od roku 1934-go, a pierwszymi izolowanymi byli polscy
nacjonaliści ze zdelegalizowanej polskiej partii Obóz Narodowo-Radykalny
podejrzani o zorganizowanie zamachu i zamordowanie polskiego ministra
spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego.

Komuniści oraz aktywiści ukraińskiego OUN (banderowcy) byli kierowani
do odosobnienia nieco później. W roku założenia Miejsca Odosobnienia w
Berezie – 1934 – zdecydowana większość komunistów jacy się tam znaleźli
pochodziła z Kresów. Ogółem w tym roku było to 41 członków
Komunistycznej Partii Polski – KPP (w tym KPZU i KPZB, które były
częściami składowymi KPP), a w tym: 3 Polaków, 4 Ukraińców, 4
Białorusinów i 30 Żydów. Większość, do momentu przekształcenia Berezy w
obóz internowania, komuniści stanowili w latach 1936 – początek 1939.
Nie była to jednak większość przytłaczająca, gdyż niemal tyle samo
(łącznie) stanowili polscy (narodowcy) i ukraińscy nacjonaliści oraz
spekulanci i kryminaliści. W końcowej fazie istnienia MO, także
„uciążliwi bezpaństwowcy” przybywający nielegalnie na teren RP.
Nietypowy dla Berezy był rok 1938 kiedy większość izolowanych tam
aktywistów komunistycznych po podpisaniu deklaracji lojalności wobec
państwa, została zwolniona. Etapem ostatnim był wspominany na samym
początku okres przekształcenia MO w obóz dla internowanych
sprzymierzeńców III Rzeszy hitlerowskiej.

Lata 30. charakteryzowały się w ówczesnej Polsce stanem wielkiego
napięcia społecznego i politycznego zarazem. Znacznie silniej niż w
pozostałych krajach odczuwano skutki straszliwego kryzysu ekonomicznego.
Kraj wyniszczony wojną światową, wojną bolszewicką, trzema powstaniami
na Śląsku, Powstaniem Wielkopolskim, celną wojną z Niemcami, krwawymi
walkami ukraińsko – polskimi, kryzysem w stosunkach z Litwą i
Czechosłowacją, dopiero organizujący państwowość i scalający trzy
wielkie obszary pozaborowe w warunkach wspomnianego kryzysu, stał się
widownią gwałtownych protestów ludzi pozbawionych pracy w mieście i
ciężkiej egzystencji na wyjątkowo zacofanej wsi w Polsce centralnej i
wschodniej. Bezrobocie i osłabienie państwa wywoływały wzrost
przestępstw spekulacyjnych oraz zwykłego kryminalnego bandytyzmu.

Przeciwko władzy obwinianej o tę sytuację protestowali wszyscy: od
polskich nacjonalistów, poprzez ludowców – po partie mniejszości
narodowych (w Polsce głównymi mniejszościami byli Ukraińcy, Żydzi,
Niemcy i Białorusini – łącznie ok. 31 % mieszkańców). Szczególnie ostry
protest i jednocześnie walkę nie tylko przeciw państwu polskiemu ale i
Polakom na Kresach prowadzili nacjonaliści ukraińscy oraz komuniści.
Tych pierwszych wspierały Niemcy i Litwa, drugich – ZSSR. Stąd płynęły
środki finansowe i broń. Tam udzielano schronienia zagrożonym
aresztowaniem. Lata 30. zaczęły się łunami pożarów i krwią nie tylko
urzędników ale i gospodarzy Polaków, którym okrutną wojnę wydały bojówki
OUN z jednej strony a komunistyczna dywersja – z drugiej. Rebelię
ukraińską spacyfikowało wojsko poddając zagrożone tereny tak zwanemu
kwaterunkowi wojskowemu (stacjonowaniu wojska w długim okresie). Z
jaczejkami komunistycznymi i masowo nasyłanymi, głównie z BSSR,
dywersantami walczył Korpus Ochrony Pogranicza – KOP. W sporze ukraińsko
– polskim wypowiedziała się nawet Liga Narodów uznając racje rządu
polskiego, chroniącego porządek i bezpieczeństwo.

Około roku 1933-34 sytuację opanowano. Nasiliły się wówczas ataki na
rząd ze strony opozycji polskiej: narodowców i ludowców odsuniętych od
władzy przez sanację uosabianą przez marszałka Józefa Piłsudskiego.
Władza marszałka słabła. Był już ciężko chory i po roku – 12 maja 1935
zmarł. W tych okolicznościach w warunkach zaostrzającego się sporu
politycznego i nasilonych w pierwszej połowie roku 1934 ataków na rząd
ze strony polskich nacjonalistów (ONR) zamordowanie ministra Pierackiego
przez bojówkarza OUN było bezpośrednią przyczyną podjęcia w
nadzwyczajnej decyzji o utworzeniu Miejsca Odosobnienia w Berezie
Kartuskiej dla czasowego izolowania tam osób zaangażowanych w
działalność zagrażającą spokojowi publicznemu i bezpieczeństwu państwa.
Kryzys ekonomiczny zaczął ustępować już w następnym roku, gdy państwo
podjęło wielkie inwestycje, w tym obronne (powstał potężny Centralny
Okręg Przemysłowy). Kryzys polityczny trwał.


Ruiny więzienia w Berezie. Fot: Wikimedia Commons / Czalex

W wyniku wspomnianych działań przede wszystkim zdelegalizowano i
osadzono w Berezie grupy polskich nacjonalistów z ONR, a następnie
rozbito i aresztowano kierownictwo nacjonalistów ukraińskich z OUN. Do
więzienia trafił m.in. Stepan Bandera. Inicjator utworzenia MO premier
Leon Kozłowski bezpośrednio po śmierci ministra Pierackiego uzyskał
zgodę marszałka Piłsudskiego na zastosowanie środka nadzwyczajnego.
Bereza miała funkcjonować jeden rok do czasu spacyfikowania nastrojów i
sytuacji politycznej w Polsce. Podstawą prawną utworzenia MO był dekret z
mocą ustawy jaki w dniu 17.06.1934 r. podpisał prezydent Ignacy
Mościcki. Artykuł 1 Dekretu stanowił: „Osoby, których działalność lub
postępowanie daje podstawy do przypuszczenia, że grozi z ich strony
naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec
przetrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscu odosobnienia nie
przeznaczonym dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw.
Artykuł 2, Ust. 1: Zarządzenie co do przetrzymania i skierowania osoby
przetrzymanej do miejsca odosobnienia wydają władze administracji
ogólnej. Ust. 2: Postanowienie o przymusowym odosobnieniu wydaje sędzia
śledczy. Ust. 3: Odpis postanowienia będzie doręczony osobie
przetrzymanej w ciągu 48 godzin od chwili jej przytrzymania. Artykuł 4,
Ust. 1: Odosobnienie może być orzeczone na 3 miesiące; może być
przedłużone w związku z zachowaniem się odosobnionego na dalsze 3
miesiące w trybie określonym w Artykule 2 Ust. 2”.

Powyższy tryb doprecyzowano specjalnym regulaminem postępowania: z
wnioskiem o odosobnienie mógł wystąpić starosta powiatowy do miejscowego
wojewody, który albo wniosek aprobował albo nie. W przypadku aprobaty
wniosek był kierowany dalej do odpowiedniego referatu Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych, gdzie po rozpatrzeniu przedkładano go do decyzji
ministra. Zatwierdzony przez ministra wniosek wracał do wojewody, który
wysyłał kopię decyzji do sędziego śledczego Sądu Wojewódzkiego w
Brześciu. Ostateczną decyzję podejmował sędzia, po czym następowała
eskorta zatrzymanego do MO w Berezie. Nie wszystkie wnioski były
załatwiane „automatycznie”. Świadczą o tym dane jakie przytacza w swej
książce I.Polit. Wynika z nich np., że w roku 1936 na 494 wnioski
skierowane do Sądu – ten nie zaakceptował blisko 1/3 z nich.

W MO panował surowy regulamin odbywania odosobnienia. Osadzonych
pozbawiano ubrań cywilnych, musieli wykonywać wszystkie polecenia
wynikające z regulaminu. Pobudka latem zaczynała się o godzinie 3.30 a
zimą o 4.00. Po apelu przydzielano osoby do grup roboczych według
określonych zawodów. Prace dotyczyły przede wszystkim urządzania MO i
obsługi obiektu (kuchnia, pralnia, szwalnia, stolarstwo). Osoby, dla
których danego dnia nie starczało zajęcia, poddawano gimnastyce. Przerwa
obiadowa trwała dwie godziny. Praca trwała łącznie pięć godzin z
wyjątkiem niedziel i świąt. Wyżywienie obejmowało poranną zupę lub
czarną kawę i 75 dkg chleba na resztę dnia. Typowy obiad to kapuśniak i
gulasz z kaszą na drugie danie. Odosobnieni nie naruszający regulaminu
mogli korzystać z biblioteki oraz wysyłać i otrzymywać listy (podlegały
wewnętrznej cenzurze). Na ogół także paczki żywnościowe od rodzin. W
pierwszym okresie osadzeni uczestniczyli w mszach św. Później msze
zniesiono a modlitwa była kwestią osobistą.

Naruszający regulamin podlegali następującym karom: 1. nagana, 2.
pozbawienie prawa czytania książek przez 2 tygodnie, 3. pozbawienie
prawa do korespondencji, 4. pozbawienie prawa otrzymywania paczek, 5.
tygodniowe zmniejszenie racji żywnościowej, 6. kara postu, tj.
otrzymywanie tylko chleba i wody nie dłużej niż 7 dni 7. kara tzw.
twardego łoża, tj. pozbawienie pościeli do 7 dni 8. karcer, tj. izolatka
– jednorazowo do 7 dni zamknięcia.

Inną kwestią były szykany i złośliwości ze strony niektórych
policjantów pełniących służbę w MO. Maksymalnie 300 osób jednorazowo
izolowanych było nadzorowanych przez około 90 policjantów. Tych
ostatnich rekrutowano w szczególnie dokładny sposób. Do tej
niewdzięcznej służby, od której wielu się uchylało różnymi sposobami,
kierowano policjantów młodszych, z ukończoną szkołą policyjną, bez kar
regulaminowych lub dyscyplinarnych na poprzednim posterunku. Uchylanie
się od służby w Berezie polegało m. in. na tym, że przeznaczeni do
przeniesienia starali się „podpaść”, co automatycznie wykluczało
skierowanie do służby w MO. Policjanci podlegali także znacznemu
rygorowi, zwłaszcza w pierwszym okresie, gdy komendantem był
podinspektor policji z Poznania Bolesław Greffner (usunięty już w
grudniu 1934 roku, zastąpił go aż do likwidacji MO podinspektor Józef
Kamala-Kurhański ze Lwowa, zamordowany potem w Oświęcimiu). Za czasów
komendantury Greffnera, jak ustalił Ireneusz Polit, “około 60%
policjantów było karanych”, głównie za obniżanie dyscypliny
regulaminowej wobec więźniów.

Osadzonych traktowano rozmaicie w zależności od grupy jaką
reprezentowali. Jak potwierdzają wspomnienia odosobnionych a
udokumentował to cytowany I.Polit, najlepiej – z szacunkiem i bez szykan
– traktowano polskich narodowców oraz ukraińskich nacjonalistów.
Znacznie gorzej komunistów, do których jednocześnie z wrogością odnosili
się jedni i drudzy. Administracja MO szorstko traktowała „przestępców
skarbowych”, w większości pochodzenia żydowskiego, to jest spekulantów,
dla których – jak pisze I.Polit – „praca, do której nie byli
przyzwyczajeni, a także gimnastyka były nie do zniesienia”. Jak
stwierdzają we wspomnieniach odosobnieni, zwłaszcza inteligenci, jedną
ze szczególnie negatywnych stron sytuacji w Berezie było swoiste
preferowanie kryminalistów, którymi wysługiwała się służba policyjna
pozyskując od nich donosy lub inspirując ich sadystyczne wybryki wobec
politycznych.

Nie ma dokładnych danych ilu izolowanych przebywało w Berezie do
momentu przekwalifikowania MO w obóz dla internowanych w drugiej połowie
1939 roku. Według ustaleń Polita, w 1934 roku do MO skierowano 252
mężczyzn, z tego 44 polskich nacjonalistów, 41 komunistów i 167
nacjonalistów ukraińskich – łącznie 252 na około 800 wniosków o
zatrzymanie. W roku 1936 na 493 wnioski o zatrzymanie osadzono 369 osób,
zwolniono 123. W roku 1937 skierowano do odosobnienia 832 osoby, w tym
73 polskich narodowców, 6 członków polskich partii chłopskich, 227
nacjonalistów ukraińskich, 2 socjalistów (polski PPS i żydowski Bund),
506 komunistów, 15 kryminalistów, 3 „lichwiarzy”, z tym, że na skutek
„ruchu” osadzeń i zwolnień z MO według stanu na 14.01.1937 w Berezie
odbywało izolację 275 osób. Polit ocenia, że przez cały okres istnienia
Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, tj. około 6 lat, przez obóz
przeszło łącznie około 3 tysięcy zatrzymanych.

Komuniści, obywatele polscy osadzani w Berezie, byli różnej
narodowości: Polacy, Ukraińcy, Białorusini i Żydzi. Na podstawie danych
archiwalnych Polit ustalił narodowość izolowanych komunistów w okresie
dwóch lat – 1937 i 1938. Wyglądało to następująco: w 1937 roku – 52
Polaków, 33 Ukraińców, 34 Białorusinów, 245 Żydów. Na początku roku 1938
– według stanu na 1 stycznia: 80 Polaków, 37 Ukraińców, 39
Białorusinów, 154 Żydów. Dane te, choć niepełne, ukazują prawidłowość
jakże sprzeczną z opiniami współczesnego piśmiennictwa białoruskiego na
ten temat. Po pierwsze – Białorusini trafiali do izolacji w Berezie
tylko jako komuniści i pośród nich, na tle zwłaszcza Żydów i Polaków,
stanowili znikomą część. Nie może więc być mowy o „dziesiątkach tysięcy
Białorusinów więzionych w Berezie”. Tego po prostu – nie było. Opinie
jakie trafiają się na ten temat w piśmiennictwie białoruskim to przykład
„czarnej legendy Berezy” i efekt bezrefleksyjnego powtarzania tez
dawnej propagandy sowieckiej. Poza tym nie mogło ich być w Berezie
„dziesiątków tysięcy” skoro przez całe 6 lat izolowano łącznie około 3
tysiące zatrzymanych, różnych narodowości. Przypominamy, że jednorazowo w
MO przebywało około 300 zatrzymanych czyli tylu ilu w średniej
wielkości więzieniu obwodowym.

Jak oceniały skutki funkcjonowania MO w Berezie Kartuskiej władze i
jak odnosiła się do nich opinia publiczna, w tym ta jej część, która
sympatyzowała z partiami opozycyjnymi (ONR – Stronnictwo Narodowe, OUN,
Stronnictwo Ludowe i KPP, w tym KPZU i KPZB)? Jak wreszcie do faktu
istnienia obozu odniosły się polskie władze na emigracji, składające się
właśnie z przedstawicieli izolowanej w Berezie opozycji? Zaczniemy od
przywołania okoliczności aresztowań i ocen ze strony dwóch głównych
zainteresowanych grup, niemal stale „reprezentowanych” w MO:
nacjonalistów polskich (ONR) i ukraińskich (OUN).

Bezpośrednio po zamordowaniu ministra Pierackiego władze aresztowały
całe kierownictwo ONR oraz 600 członków organizacji. Po kilku tygodniach
większość – z braku dowodów – zwolniono, zaś 9-osobową grupę
kierowniczą skierowano do Berezy. Jeden z czołowych działaczy ONR
przeznaczony do izolacji – W.Sznarbachowski tak opisywał dojazd do
Berezy: „W trzech czy dwóch karetkach (więziennych), między każdym z nas
i po bokach podłużnych ławek siedzieli policjanci w pełnym uzbrojeniu i
mający – jak nas uprzedzono – rozkaz strzelania gdybyśmy próbowali
uciekać. Przywieziono nas na Dworzec Wileński lub Wschodni na pociąg
Brześć – Baranowicze. (…) W przedziałach rozsadzili nas policjantami.
Dyscyplina rozluźniła się szybko, atmosfera stała się sympatyczna, (…)
posterunkowi (…) bez oporu przyjęli pieniądze i poszli do baru
dworcowego zakupić sporo wódki, zakąsek i mięsiwa. Jak tylko pociąg
ruszył zaczęła się zbiorowa pijatyka (…) przyjechaliśmy rankiem (…)
policjanci rozchełstani, my także (…), na nasz transport oczekiwał już
ze swoimi chłopcami z Golędzinowa nadkomisarz PP Kamala (…), ostrymi
słowami przywrócili porządek. Zaaresztowali naszą eskortę, odebrali jej
broń i pasy (…)”. Późniejsze zatrzymania polskich narodowców były
związane głównie z ekscesami zakłócającymi spokój i bezpieczeństwo
publiczne, w tym w szczególności z zamieszkami antyżydowskimi na tle
zatargów o monopol w handlu. Szczególnym tego przykładem były liczne
zajścia w 1936 roku w Czyżewie na Podlasiu (w całym Białostockiem w tym
roku zanotowano aż 348 takich wystąpień, z czego 21 miało charakter
zorganizowany i masowy). Po zajściach w Czyżewie na terenie całego
obszaru skoncentrowano silne formacje policji, którą także zaatakował
podburzony tłum. Aresztowano około 50 osób, z czego następnie 9
skierowano do Berezy. Jak pisze I.Polit – „dopiero wtedy nastąpił spokój
w powiecie”. Po „uspokojeniu” izolowanych zwolniono z MO po miesiącu.

Nacjonaliści ukraińscy z OUN przebywali w Berezie głównie w latach
1934-36 oraz już jako internowani – w drugiej połowie 1939 roku. Po
wyjaśnieniu rzeczywistych sprawców mordu na ministrze Pierackim
aresztowano około 300 członków i sympatyków OUN, z czego 100 skierowano
do Berezy. Byli to głównie inteligenci zaangażowani w irredentystyczny
ruch ukraiński w Małopolsce Wschodniej (woj. lwowskie, tarnopolskie i
stanisławowskie). W okresie od 1934 roku do wiosny roku 1936 izolowano w
Berezie 227 Ukraińców. W przeciwieństwie do „uspokojenia” po
odizolowaniu polskich narodowców, odosobnienia członków OUN nie dawały
zamierzonych przez władze efektów. Wśród czasowo izolowanych w MO w
Berezie był między innymi późniejszy dowódca UPA Roman Szuchewycz. Jak
pisze cytowany Ireneusz Polit, Ukraińcy wykorzystywali wolny czas do
ponoszenia swojej wiedzy – organizowali kursy samokształceniowe, języków
obcych oraz przedmiotów ścisłych. Wybitni inteligenci osadzeni w
Berezie wykładali dla swych kolegów nawet filozofię i historię. Uczyli
m.in. historii UWO (Ukraińska Organizacja Wojskowa), jak się zachowywać w
śledztwie, a nawet organizowali wieczory poetyckie.

Jeden z osadzonych – znany ukraiński działacz nacjonalistyczny
E.Wreciona – w pozostawionych wspomnieniach tak opisywał pobyt Ukraińców
w MO: „(…) Główny kontyngent więźniów Berezy stanowili Ukraińcy, prawie
wyłącznie członkowie OUN. Bezwarunkowo Berezy nie można zestawić z
Sołówkami czy też Oświęcimiem ale osiedlem wypoczynkowym nie była.
Uważam, że głównym błędem chrzestnych ojców Berezy było ograniczenie
deportowanych do elity organizacyjnej OUN. Tych niespełna dwustu
nacjonalistów stworzyło tak zwarty moralnie blok, że wszystkie próby
‘reedukacji’ ze strony administracji obozowej musiały się załamać (…)”.
Ciekawe są spostrzeżenia innego znanego działacza ukraińskiego
odosobnionego w Berezie Kartuskiej – W.Makara, który tak pisał o
korzystaniu przez OUN-owców z biblioteki obozowej: „(…) Mnie i
większości kolegów najbardziej podobały się dzieła Piłsudskiego. (…) Z
przyjemnością czytaliśmy jego wskazówki o sposobach fabrykowania i
kolportowania bibuły i uwagi w sprawie uzbrojenia. W rozmowach jakie
następnie przeprowadzaliśmy, porównywaliśmy metody polskiej rewolucyjnej
organizacji z naszymi. Dla wielu z nas lektura ta stanowiła naukę i tej
nie odrzucaliśmy (…)”. Wreciona pisał też: „(…) Administracja obozu
była zachwycona naszą pilnością studiowania książek, wśród których nie
brakło pełnego wydania dzieł Piłsudskiego. To zupełnie tak jakby
złodziejom na czas ich pobytu w więzieniu dano do dyspozycji fachową
literaturę (…)”.

Kolejną grupą „zagrażających”, począwszy od połowy 1936 roku, byli
spekulanci, czyli – jak to określały okólniki MSW: “element gospodarczo
szkodliwy”. Pierwszą reakcją połączoną z odizolowaniem trzech
“spekulantów” oskarżanych o zawyżanie cen cegieł była kontrola
zarządzona w tej sprawie przez samego premiera F.Sławoja-Składkowskiego.
Do Berezy wysłano dwóch handlarzy narodowości żydowskiej i jednego
Polaka. Tak zaczęła się walka przy pomocy MO ze spekulantami i
„elementem kryminalnym”. Szło o to by nie prowadzić w jak to określano –
oczywistych sprawach – długotrwałych procesów sądowych, lecz poprzez
odosobnienie prowodyrów rozmaitych szkodliwych dla ludności działań –
wpłynąć prewencyjnie na szerszy „element”. Premier Składkowski dokonywał
w tym celu niezapowiedzianych objazdów po kraju, a nawet osobiście
sprawdzał ruch cen na targowiskach w Warszawie. Zalecał podobne
działania wojewodom, a ci – starostom. Podobnie postępowano wobec
pracodawców szykanujących robotników bądź korzystających z bezrobocia w
celu zaniżania wypłat wynagrodzeń. Te same działania dotyczyły osób
zajmujących się przemytem i paserstwem. Dotyczyło to zwłaszcza
recydywistów, w tym unikających płacenia podatków. Akcja prewencji wobec
spekulantów trwała do samego końca istnienia MO.


Zalecenie
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 1937 r. dot. liczniejszego kierowania
do więzienia w Berezie kryminalistów i spekulantów (fragment). Źródło:
W.Śleszyński. „Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej 1934-39″

Jako przykład przeciwdziałania kończącego się osadzeniem w Berezie
można podać reakcję władz na spekulację kapitałami i akcjami PKO w
związku paniką finansową wywołaną zajęciem Austrii przez hitlerowców
oraz ultimatum Polski wobec Litwy. Organizatorów zamieszek przed bankami
i winnych spekulacji skierowano do MO. Byli to warszawiacy: Chaim
Holpern, Abram Frondzinst, Mojżesz Kirszblum, Moszek Wajcman, Izaak
Eksztajn, Abram Glikson, Henryk Tanenbaum, Stanisław Długołęcki, Stefan
Segorski, Wacław Woiszewski, Herman Majorek i Izrael Bronders.
Informacje o tym natychmiast podawała prasa lokalna. Ireneusz Polit, z
którego danych tu korzystamy, podaje przykłady instrukcji
antyspekulacyjnych, jakie Urzędy Wojewódzkie przekazywały Starostwom
Powiatowym. Na przykład dla przeciwdziałania zakupowi ziemi rolnej przez
Niemców w województwie łódzkim Naczelnik Wydziału
Społeczno-Politycznego zalecał starostom: „ (…) powinien pan starosta
zapakować do Berezy tego spekulanta parcelacyjnego, który się koło tego
kręci. Spekulanci parcelacyjni odgrywają rolę tych naganiaczy za pewien
procent i oczywiście znajdują nabywców najbardziej obciążonymi
pieniędzmi, a do takich należą u nas (Łódzkie) Niemcy. Jak się doniesie,
że za taką działalność, ktoś dostał się do Berezy – sprawa się zmieni
(…)”.

W tym samym czasie do Berezy zaczęli trafiać przestępcy pospolici,
zwłaszcza recydywiści, co do których chciano uniknąć długotrwałej
procedury sądowej i uzyskać efekt przestrogi wobec im podobnych –
kieszonkowców, koniokradów, sutenerów, w tym takich jak notowany przez
policję „168 razy włamywacz Ignacy Tkacz”, itp.). Ta grupa osadzonych
przebywała w Berezie na ogół po “klasyczne” 3 miesiące. Premier
Składkowski w Senacie tak podsumowywał tę akcję, przywołując opinie
izolowanych kryminalistów: „No widzicie, że w Polsce jest coraz lepiej,
jest jakaś sprawiedliwość. To nie to, co więzienie, gdzie człowiek się
wyspał i wypoczął. Tu (w Berezie) jest porządek”. Nie wiemy od kogo
premier zaczerpnął tę opinię, ale wyrażał ją publicznie. Również
meldunki policyjne oparte na statystykach i działaniach operacyjnych,
dowodziły skuteczności odstraszającej roli pobytów w Berezie wśród
złodziei. O ile wśród osadzonych w Berezie spekulantów większość była
pochodzenia żydowskiego, o tyle izolowani kryminaliści to w większości
Polacy.

Odosobniani w MO „uciążliwi obcokrajowcy” to przede wszystkim
nielegalni przybysze, głównie Żydzi, uciekinierzy z Austrii i Niemiec.
Motywacją dla takiej polityki władz była chęć nakłaniania Żydów do
emigracji do Palestyny (władze polskie, w tym wojskowe, współdziałały w
tym zakresie z żydowskimi organizacjami syjonistycznymi głoszącymi idee
utworzenia państwa Izrael – szkolono przy tym żydowskich bojowców do
walk z Arabami w celu ochrony przybywających do Ziemi Świętej osadników
żydowskich z Polski. W przedwojennej Polsce mieszkało ponad 2,8 mln
Żydów).

O izolowanych komunistach już wspominaliśmy. Dodajmy, że obok
komunistów do MO w Berezie trafiali także aktywiści radykalnego ruchu
chłopskiego, zwłaszcza po masowych zamieszkach i manifestacjach rolników
połączonych z naruszaniem mienia prywatnego i bójkach z policją.
Aktywistów komunistycznych izolowano natomiast prewencyjnie, na ogół
przed spodziewanymi manifestacjami, np. przed 1 Maja. Wśród ogółu
przetrzymywanych w Berezie komunistów większość, choć różnej
narodowości, stanowili mieszkańcy Kresów Wschodnich. Wiązać to można ze
szczególną ich aktywizacją na tych terenach gdzie sowieccy inspiratorzy
byli takim działaniem najbardziej zainteresowani i gdzie zwłaszcza wśród
części ludności białoruskiej i żydowskiej hasła komunistyczne
znajdowały największy posłuch. Poza Kresami środowiska komunistyczne
szczególnie aktywne były w Warszawie, Zagłębiu Dąbrowskim i przemysłowej
Łodzi. Znalazło to odzwierciedlenie w strukturze osadzonych w MO.
Apogeum liczby zatrzymań działaczy komunistycznych w Berezie stanowił
początek roku 1938. Później, po delegalizacji oskarżanych o
agenturalność partii KPP – KPZB i KPZU przez podporządkowany Stalinowi
Komintern, większość izolowanych w Berezie komunistów – zagubionych w
polityce swych sowieckich mocodawców – podpisała deklaracje o
zaprzestaniu działalności w partii komunistycznej, po czym zostali
wypuszczeni na wolność. Zjawili się w MO, jak już wspominaliśmy, w
połowie roku 1939, gdy polski wywiad zaobserwował przygotowania do
zbrojnej dywersji na Kresach. Była to zapowiedź tego co stało się po 17
września tego roku. Liczbę komunistów izolowanych w Berezie do tego
czasu prezentowaliśmy wyżej.

Innych kategorii niż wspomniane w Berezie nie było dopóki pełniła ona
funkcję Miejsca Odosobnienia. Wobec każdej z wymienionych grup
zatrzymania miały na celu zastraszenie środowiska, w którym dane osoby
działały lub indywidualną prewencję przeciw „szkodliwym działaniom”
zatrzymanych. To ostatnie spotykało pojedyncze osoby szczególnie
krytyczne (a zdaniem władz – podburzające do społecznych niepokojów) –
na przykład dziennikarzy nie zawsze związanych z konkretnymi partiami
opozycyjnymi. Szczególnym tego przykładem było osadzenie w Berezie
konserwatywnego dziennikarza wileńskiego Stanisława Cata-Mackiewicza.

Fakt uruchomienia Miejsca Odosobnienia, izolowania w nim aktywistów
wspomnianych ugrupowań i kategorii wywołał falę protestów opozycji.
Parlamentarzyści narodowcy (Stronnictwo Narodowe) składali interpelacje w
Sejmie – rząd odpowiadał. Obie strony, co zrozumiałe, składały
całkowicie sprzeczne oświadczenia. Protestowali także posłowie
socjaliści z PPS i Klubu Ukraińskiego. Ostro protestowali także posłowie
z Komunistycznej Frakcji Poselskiej. Opinia publiczna była w sprawie
istnienia MO podzielona. Jak podkreśla Ireneusz Polit, izolowanie
spekulantów i kryminalistów spotykało się z dużym poparciem. Co do
członków ugrupowań politycznych – zależało od poglądów danej części
społeczeństwa. Popierający rząd uważali odosobnienia za słuszne,
popierający poszczególne ugrupowania opozycyjne – nie.

Po upadku Państwa Polskiego w wyniku agresji hitlerowsko –
stalinowskiej w 1939 r. władzę na emigracji objęła opozycja (z poparciem
rządu francuskiego, który odmówił dalszego uznawania rządu sanacyjnego i
uniemożliwiał wszelkimi sposobami imigrację piłsudczyków do Francji).
Rząd emigracyjny, najpierw we Francji a po jej upadku w Wielkiej
Brytanii, formował zacięty przeciwnik obozu sanacyjnego, generał
Władysław Sikorski. Jego politycznym zapleczem stali się polscy
nacjonaliści (Stronnictwo Narodowe), socjaliści (Polska Partia
Socjalistyczna), ludowcy (Stronnictwo Ludowe) oraz chrześcijańscy
demokraci z partii Sikorskiego – Stronnictwo Pracy. Podkreślić jednak
trzeba, że również część środowisk sanacyjnych uważała, iż Berezę
należało dawno zlikwidować, gdyż stanowiła instytucję nadzwyczajną i
funkcjonującą poza przepisami kodeksu karnego, a przez to –
niekonstytucyjną. „Sprawa Berezy” na emigracji dołączyła do całego
szeregu oskarżeń z jakimi dawna opozycja – teraz emigracyjne kręgi
rządowe – wystąpiła przeciwko osobom z rządów przedwrześniowych. Wskutek
tych opinii premier Sikorski w czerwcu 1940 roku powołał specjalną
„komisję do zbadania przyczyn klęski wojennej”. Jedną ze spraw badanych
przez tę komisję była także „sprawa Berezy”. I tu rzecz
charakterystyczna: nowy rząd badający „sprawę Berezy” zorganizował we
Francji… obóz – „ośrodek odosobnienia” (!), w którym przymusowo
„odizolował” kilkuset dawnych urzędników i wyższych oficerów polskich
uznanych za szkodliwych wobec nowej władzy!

W kwestii oceny „Berezy” Komisja opracowała 66-stronicowy materiał.
„Wiele w nim nieścisłości, przejaskrawień oraz błędów” – kwituje badacz
problematyki, przywoływany przez nas Ireneusz Polit. Na podstawie tego
materiału polski rząd emigracyjny w dniu 26.09.1941, na wniosek ministra
sprawiedliwości, socjalisty Hermana Liebermana, po stwierdzeniu, że
“obóz był bezprawiem”, jednomyślnie przyjął rozporządzenie formalnie
likwidujące Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Poza likwidacją
przepisów o MO, w nowym rozporządzeniu zapowiedziano ponowne zbadanie
sprawy po wojnie oraz ewentualne odszkodowania dla osób, które doznały
szkód „na zdrowiu, czci lub majątku” w wyniku odbycia odosobnienia.
Chciano też zbadać odpowiedzialność osób, „które nadużywając swej władzy
urzędowej przyczyniły się do spowodowania (powyższych) skutków”. Tak w
sposób formalny i prawny zakończył się kontrowersyjny eksperyment
zwalczania w międzywojennej Polsce „zagrożenia dla bezpieczeństwa
państwa i obywateli oraz porządku publicznego”. Więcej do tej kwestii
nie wracano. Wracała natomiast publicystyka. W ramach sporów
politycznych na emigracji „Bereza” stała się jednym z argumentów
służących do zwalczania przeciwników politycznych. Ostatni przedwojenny
premier rządu RP, generał dr Felicjan Sławoj-Składkowski przed
wspomnianą komisją nie stawał, ani nie mógł dawać wyjaśnień, gdyż
generał Sikorski odmówił jego prośbie o zgodę na imigrację do Francji.
Tak zareagowali opozycjoniści, gdy opozycją być przestali, a stali się
rządem.

Zdzisław J. Winnicki

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Elig

Szanowna Pani,

Bereza Kartuska była miejscem odosobnienia dla przeciwników politycznych, najbardziej demokratycznego państwa w Europie, w którego skład wchodziło wiele narodów, nacji, które na wszystkie możliwe sposoby chciały zniszczyć Polskę.
Moim zdaniem i mego ojca, dziadów, Bereza nie powinna mieć miejsca w II Rzeczypospolitej.

Czy Pani i ci wszyscy piszący by Polsce dokopać,sądzą, że dziś nie ma Berez.
Mamy tysiące aresztów wydobywczych. Gdzie są stosowane tortury,
Vide Jan Pospieszalski TVP Info, sprawa Starucha.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika elig

3. @Maryla

Problem polega na tym, że siedzieli tam nie tylko ludzie typu Szechtera /jak błędnie myślałam/ ale prawdziwi polscy patrioci, tacy jak ów Rossman, weteran wojny 1920 r.,który przypłacił życiem pobyt w Berezie. W dodatku początkowo ten obóz był przeznaczony właśnie dla nich, dopiero potem zaczęto wysyłać tam komunistów i działaczy OUN.
Wkleiła Pani mój pierwszy link :)))

avatar użytkownika elig

4. @Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

To, że dziś jest bezprawie, nie usprawiedliwia bezprawia w II RP. Zresztą potępił je emigracyjny rząd polski. Patrz - cytat na końcu mojej notki.

avatar użytkownika Maryla

5. @elig

wkleiłam, bo Pani stawia tezy, jakby NIE CZYTAŁA ZE ZROZUMIENIEM tego, co wybiórczo cytuje.

"Bezpośrednio po zamordowaniu ministra Pierackiego władze aresztowały
całe kierownictwo ONR oraz 600 członków organizacji. Po kilku tygodniach
większość – z braku dowodów – zwolniono, zaś 9-osobową grupę
kierowniczą skierowano do Berezy."

A te tezy sa kopią komuszych ataków.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

6. Pani Elig

Szanowna Pani,

Miejsce odosobnienia dla przestępców politycznych w Berezie powstało 80 lat temu.
Inne czasy zwyczaje , obyczaje.
Komunizm był śmiertelnym zagrożeniem dla Polski.

W Poznaniu, wstrzymano budowę autostrady ze względu na siedlisko ślimaczków wielkości 2 milimetrów.

W USA, przetrzymuje się więźniów na kilka lat bez wyroku. Tortury są nagminne. W dzisiejszej Polsce, komuniści tez wyrazili zgodę na torturowanie więźniów w Szymanach.

Pozdrawiam

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Unicorn

7. Normalne, najpierw były

Normalne, najpierw były prośby potem groźby i na odwrót, flirtowano z obozem narodowym dość skutecznie zresztą. Co do komunistów i tak byli zbyt delikatni. Po drugiej wojnie z partyzantką niepodległościową już się nie cackano, można napisać, że "odwdzięczyli się" za przechowanie w więzieniach podczas czystek Stalina w typowo bolszewicki sposób...
Bereza to typowy mit komuny. I nie tylko, co widać w różnych bełkotach lewackich ględników.
Zgadzam się to była hańba: zbyt lekkie traktowanie komunistów :)

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika sierp

8. Bereza nie stanowi powodu do chluby, ale warto pamiętać...

... że w obozach koncentracyjnych (oficjalnie zwanymi obozami dla internowanych) utworzonych w stanie wojennym siedziało w sumie 3 razy więcej ludzi niż w Berezie.
http://sierp.libertarianizm.pl/?p=105
http://pl.wikipedia.org/wiki/Obozy_dla_internowanych_1981-1982

avatar użytkownika Maryla

9. „Obóz w Berezie Kartuskiej

„Obóz w Berezie Kartuskiej miał być dowodem na „faszyzację” Polski” – z Tomaszem Greniuchem, doktorantem historii na KUL-u rozmawia Tomasz Kwiatek

http://www.ngopole.pl/2011/07/04/%E2%80%9Eoboz-w-berezie-kartuskiej-mial...

(..)

Propaganda komunistyczna chętnie wykorzystywała fakt istnienia obozu w Berezie Kartuskiej. Przypomnij proszę, jak w czasach PRL przedstawiano temat tego obozu.

Obóz w Berezie Kartuskiej stał się koronnym dowodem, jak już wspomniałem, na „faszyzację” II RP i ucisk mniejszości narodowych, które Armia Czerwona w 1939 roku „wyzwoliła”. Propaganda PRL podkreślała przede wszystkim, że więźniami obozu byli wyłącznie komuniści nie wspominając o narodowcach, których „męczeństwo” nie pasowało do jedynie słusznej historii Berezy Kartuskiej. Symbolem komunistycznej propagandy wokół Berezy Kartuskiej są losy płk Kostki-Biernackiego, okrzykniętego „Diabłem z Berezy”. W 1945 roku został on zatrzymany przez komunistyczne władze Polski. W roku 1953, po długoletnim pobycie w więzieniu, został skazany na karę śmierci w oparciu, o łamiący zasadę nie działania prawa wstecz, dekret „O odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego” z 22 stycznia 1946 r. Wyrok ten został później zamieniony na 10 lat więzienia. Ostatecznie Wacław Kostek-Biernacki, symbol Polskiego „faszyzmu”, niesłusznie okrzyknięty komendantem Berezy Kartuskiej zmarł w 1957 r.

Wytłumacz mi, czym teraz dla młodego pokolenia narodowców jest obóz w Berezie Kartuskiej?

Bereza Kartuska, to ponury rozdział w historii Polski. To upadek federalistycznej koncepcji Piłsudskiego i kompromitacja sanacji. Narodowcy osadzeni w obozie traktowali ten okres jako próbę idei, próbę sił, jako „hartowanie młodości”. Zdali ten egzamin celująco, tylko kilku z pośród ponad 70 osadzonych tam zrezygnowało z życia politycznego. Efekt był nawet odwrotny, od zakładanego przez sanacyjne władze. A mianowicie osadzeni w Berezie narodowcy, zamiast, według oczekiwań władz, załamać się i zrezygnować z narodowej działalności, ideowo okrzepli stając się często po wyjściu z Berezy prawdziwymi fanatykami. To właśnie lekcja Berezy nauczyła młodych narodowców podziemnej działalności, którą zainicjowali już pod koniec 1934 roku, a która była znakomitym przygotowaniem na okres okupacji. W ten właśnie sposób współcześni narodowcy patrzą na Berezę Kartuską, która przyczyniła się co najwyżej do stworzenia „legendy” i nimbu „męczeństwa” w środowisku narodowców.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl