Konna dyplomacja (3)

avatar użytkownika godziemba

 

Na początku 1939 roku doszło do przełomu w stosunkach polsko-niemieckich.
W końcu października 1938 roku niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop przedstawił polskiemu ambasadorowi w Berlinie Józefowi Lipskiemu ofertę „globalnego uregulowania” wszystkich problemów polsko-niemieckich. Zawierały one zgodę Warszawy na włączenie Gdańska do Rzeszy, poprowadzenie eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady przez Pomorze Gdańskie oraz przystąpienie Warszawy do paktu antykominternowskiego. W zamian oferował gwarancję nienaruszalności polskich granic oraz przedłużenie układu z 1934 roku na 25 lat.
Józef Beck uznał te propozycję za bluff i nie poinformował nawet o tych niemieckich propozycjach prezydenta Ignacego Mościckiego oraz generalnego inspektora sił zbrojnych marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Jednocześnie nakazał Lipskiemu odrzucenie żądań niemieckich.
Propozycje te zostały powtórzone przez Hitlera 5 stycznia 1939 roku w czasie rozmowy z szefem polskiej dyplomacji w Berchtesgaden. Beck odrzucił te żądania, podkreślając, iż musi się liczyć z opinią polskiego społeczeństwa.
Po powrocie poinformował o niemieckich naciskach najważniejszych dostojników w Polsce. Przeoczonym sygnałem o zmianę stosunku Berlina do Warszawy była niespodziewana rezygnacja Goeringa z uczestnictwa w tradycyjnym organizowanym w Białowieży „dyplomatycznym” polowaniu.
W czasie wizyty Ribbentropa w Warszawie w końcu stycznia 1939 roku, niemiecki szef dyplomacji po raz kolejny usłyszał polskie „nie” na swoje propozycje uregulowania problemów polsko-niemieckich. Beck poprosił Ribbentropa aby nie był „przypadkiem optymistą relacjonując kanclerzowi to, co pan od nas usłyszał w sprawie Gdańska i autostrady. Wprowadziłby pan go w błąd (…). Ostrzegam pana raz jeszcze przed optymizmem”. W obliczu zdecydowanych nacisków Berlina, Beck uznał, iż jedynym wyjściem dla Polski było ponowne zbliżenie do Paryża i Londynu.
Zdaniem Stanisława Schimitzka Beck zdawał się wierzyć, iż propozycje Hitlera byli jedynie „płaszczyzną wyjściową dla przetargów, które doprowadzą do możliwego do przyjęcia rozwiązania i nie przeszkodzą kontynuacji dotychczasowej polskiej polityki zagranicznej”. W rozmowach ze swymi podwładnymi wzmiankował o naciskach niemieckich, którym zamierzał „dzięki odpowiedniej taktyce z powodzeniem się oprzeć, nie schodząc z dotychczasowej linii swej polityki”.
Wiarę w dyplomatyczne umiejętności Becka podkładał również Edward Raczyński, pisząc, iż „w ciężkich i trudnych warunkach minister stawia czoło grożącej nawale”. Z kolei wedle Wacława Jędrzejewicza, Beck utrzymywał swe otoczenie w przekonaniu, że stosunkom polsko-niemieckim daleko było jeszcze do stanu grożącego wojną, starając się zachować niczym nie zmącony spokój. Jednak Jan Gawroński wspominał, iż po styczniowej wizycie w Niemczech „troska i niepokój malowały się na twarzy ministra aż nadto wyraźnie”. Stan dotkliwego prowizorium w stosunkach polsko-niemiecki dostrzegał także Leon Mitkiewicz sugerując potrzebę zastanowienia się nad sowiecką propozycją zawarcia sojuszu antynazistowskiego, gdyż „jasne jest coraz bardziej, że Polska musi jak najprędzej zejść z liny, na której balansowaliśmy praktycznie przez 20 lat, korzystając z tego, że Niemcy i Rosja były osłabione wojną i rewolucją”. 
Osobisty tłumacz Hitlera, Paul Schmidt z nie skrywanym podziwem opisywał twardą postawę polskiego ministra, który „nieustępliwy był zwłaszcza odnośnie do Gdańska (…) zaofiarował on Niemcom jedynie zabezpieczenie ich interesów gospodarczych w tym mieście, ale nic nie chciał słyszeć o inkorporacji Gdańska do Rzeszy w sensie politycznym. W żadnym wypadku nie mogę tego żądać od polskiej opinii publicznej – brzmiała stereotypowa odpowiedź”.
Styczniowa intensyfikacja polsko-niemieckich kontaktów nie uszła uwadze zagranicznych dyplomatów, którzy jednak przekonani byli, iż o ostatecznej zgodzie Becka na żądania niemieckie. Noel, którego Beck nie wtajemniczył w kulisy rozmów z Ribbentropem, nie ukrywał satysfakcji widząc czarne chmury zbierające się nad polskim ministrem i Polską.
O ile prasa rządowa z „Gazetą Polską” na czele starała się uspokajać nasilające się w społeczeństwie niepokoje co do najbliższej przyszłości Rzeczpospolitej, to publicyści socjalistyczni i ludowi nawoływali do porozumienia z Londynem i Paryżem „gdy wybije godzina decydujących kroków Niemiec we wschodniej Europie”. W obliczu nadciągającego niebezpieczeństwa od sanacyjnych władz żądano pilnej zmiany polityki zagranicznej, gdyż „polityka polska musi mieć na oku interesy Polski. Ale właśnie w interesie Polski leży to, żeby Niemcy nie wzrosły jednostronnie w sile i potędze.” Słuszny postulat, tyle tylko, że Rzeczpospolita nie miała realnych możliwości zapobieżenia niemieckiej hegemonii.
Dziennikarzy „Warszawskiego Dziennika Narodowego” zgadzając z tezą Piłsudskiego, by uważać sprawę Gdańska za swoisty barometr polsko-niemieckich stosunków, uznawali, iż „naruszenie status quo nad Bałtykiem powinno być dla Polski casu belli”. Jednocześnie z ulgą przyjęli wizytę Ribbentropa w Warszawie w rocznicę podpisania deklaracji z 1934, co „symbolizuje niejako stosunek do niej narodu niemieckiego”. Niepokoje związane z poprzednimi rozmowami Becka w Niemczech zostały w pewnym stopniu rozwiane, a sternik polskiej dyplomacji zachował „pełną niezależność sądów w określaniu zadań i celów” prowadzonej przez siebie polityki.
W połowie marca 1939 roku położenie Polski uległo zasadniczemu pogorszeniu po wkroczeniu Niemiec do Czechosłowacji oraz utworzeniu Protektoratu Czech i Moraw oraz proniemieckiej Słowacji. II Rzeczpospolita została otoczona przez III Rzeszą z trzech stron, a jej terytorium przypominało klin wbity w środek państwa Hitlera.
Druzgocząca przewaga, jaką osiągnęły Niemcy nad Polską, nie mogła pozostać bez wpływu na dwustronne relacje. 21 marca Ribbentrop w kategoryczny sposób powtórzył Lipskiemu znane żądania niemieckie. W trzy dni później na konferencji kierownictwa polskiego MSZ „określiliśmy – jak zapisał Szembek – dokładnie, gdzie są granice naszych bezpośrednich interesów, i poza tą linią prowadzimy normalną politykę i podejmujemy akcje, traktując to jako nasze normalne, bieżące prace. Poniżej tej linii przychodzi nasze polskie non possumus. To proste: będziemy się bić”.
Jednocześnie w tym samym momencie Hitler, co prawda odrzucił chwilowo możliwość zbrojnego zajęcia Gdańska, uznał jednak, iż „Polska (…) winna być tak pobita, by w następnych dziesięcioleciach przestała być czynnikiem politycznym, który trzeba brać pod uwagę”.
W końcu marca Beck zapowiedział niemieckiemu ambasadorowi von Moltke’mu, że Warszawa jakąkolwiek próbę zmiany statusu Wolnego Miasta uzna za agresję skierowaną przeciwko niej. Gdy ambasador wykrzyknął pompatycznie: „chcecie prowadzić rokowania na ostrzu bagnetów!”, Beck odpowiedział spokojnie: „według waszego systemu”.
            W Londynie nie znano przebiegu tych rozmów, jednak angielski rząd uznał za wskazane zmianę ugodowej wobec Hitlera polityki. 20 marca 1939 roku Chamberlain wystąpił z propozycją, aby Wielka Brytania, Francja, Związek Sowiecki oraz Polska wydały wspólną deklarację zapowiadającą regularne konsultacje w sprawie zachowania pokoju w Europie. Propozycja ta nie zyskała poparcia Warszawy, Beck bowiem słusznie nie ufał Stalinowi. Ponadto nisko oceniał wartość konsultacji jako środka efektywnego powstrzymania III Rzeszy.
            W tej sytuacji 31 marca 1939 roku brytyjski premier wystąpił z propozycją ogłoszenia jednostronnej gwarancji dla Rzeczpospolitej „na wypadek jakichkolwiek działań mogących wyraźnie zagrozić niepodległości Polski i które by Rząd Polski uznał za konieczne odeprzeć przy użyciu swych narodowych sił zbrojnych. Rząd JKM będzie się czuł zobowiązany do udzielenia Rządowi Polskiemu natychmiastowego poparcia, będącego w jego mocy”.
            Józef Beck pragnął jednostronną gwarancję przekształcić w zależność wzajemną, udał się więc natychmiast do Londynu, gdzie uzyskał zgodę swych brytyjskich rozmówców. 6 kwietnia 1939 roku ambasador Edward Raczyński oraz podsekretarz stanu w Foreign Office Aleksander Cadogan parafowali tekst porozumienia, nie zawierającego co okazało się niezwykle istotne, konwencji wojskowej.
            Pod wpływem Londynu, 13 kwietnia także Francja potwierdziła swe sojusznicze zobowiązania wobec Warszawy.
Cdn
 

2 komentarze

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

1. Pan Godziemba

Szanowny Panie,

Nie rozumiem tego zdania:

Mitkiewicz sugerując potrzebę zastanowienia się nad sowiecką propozycją zawarcia sojuszu antynazistowskiego,

O jakim państwie Pan mówi używając nomenklatury:

antynazistowskiego

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika godziemba

2. Panie Michale

Panie Michale,

Tak Mitkiewicz określał III Rzeszę.

Płk. Mitkiewicz uważał, iż winniśmy (II RP) razem z Kremlem, Paryżem i Londynem utworzyć antyhitlerowski sojusz. Biedaczek nie znał Rosji Sowieckiej i pisał takie farmazony.

Pozdrawiam

Godziemba