Rosyjskie zagrożenie - dr Leszek Pietrzak
Raport ABW na temat powiązań PRL - owskich służb specjalnych z KGB ukazał się o 24 lata za późno. Sprawa kontrwywiadowczych zagrożeń dla Polski i jej służb była po roku 1989 całkowicie przemilczana. W III RP ktokolwiek podnosił ten temat natychmiast ściągał na siebie wściekłe ataki przeciwników i oskarżenia o antyrosyjską fobię. Nie liczyły się wtedy żadne fakty. A te wskazywały, że polskie służby są dla Rosjan „przezroczyste”.
Raport ABW mający być wynikiem zrealizowanego projektu „Współpraca SB MSW PRL z KGB ZSRR w latach 1970-1990 – próba bilansu” dotyczy niezwykle ważnego problemu infiltracji służb specjalnych PRL przez sowieckie KGB. Jak wynika z publikacji ABW, w latach 1972-1990 w ośrodkach szkoleniowych KGB oraz na innych uczelniach, należących do sowieckiego MSW przeszkolono około 600 funkcjonariuszy i pracowników MSW PRL. Z tej liczby ABW zdołała zidentyfikować jedynie 362 osoby, których nazwiska podano w raporcie. Nie wiemy dlaczego nie udało się zrobić tego w odniesieniu do całej 600 – osobowej grupy. Ale jeszcze bardziej byłoby cenne ustalenie tego, jak wyglądała kariera wspomnianych funkcjonariuszy po roku 1989. Dopiero to mogłoby w pełni pokazać skalę możliwego zagrożenia ze strony absolwentów sowieckich uczelni dla naszego państwa. Dzisiaj wiemy, że gdy w 1990 r. rozwiązano Służbę Bezpieczeństwa(SB), jej funkcjonariusze dość gładko przeszli weryfikację jaka miał miejsce w lecie 1990r. Nikt ich wówczas nie pytał gdzie odbywali szkolenia i z kim utrzymywali później kontakty. W nowopowstałym Urzędzie Ochrony Państwa (UOP) – poprzednik ABW pracę znalazło prawie 7 tys. funkcjonariuszy dawnej SB, co stanowiło wówczas blisko 90% kadr tej instytucji. W latach 90-tych kadra kierownicza UOP była w całości kadrą wywodzącą się z dawnej komunistycznej SB. Ale w sporej części była to także kadra wykształcona na bezpieczniackich uczelniach Związku Sowieckiego. Wspomnę jedynie o pewnym szczególe jaki utkwił mi w pamięci z czasów gdy pracowałem w UOP. Otóż szef kontrwywiadu w jednej z placówek terenowych UOP, wyszkolony na kursie KGB w Moskwie nie ukrywał swoich sympatii do naszego wschodniego sąsiada. W jego gabinecie wisiał nawet zamiast godła Rzeczypospolitej - portret Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego – twórcy sowieckiej Czeki. Wykształcona w znacznej części w Związku Sowieckim – kadra kierownicza UOP decydowała zatem o jakości polskich służb w latach 90-tych. W latach 1997-1998 część absolwentów sowieckich uczelni zmuszona została do odejścia z UOP. Ale część z nich z powrotem wróciła do czynnej służby, gdy w 2001r. do władzy doszło SLD i na miejscu UOP powstały dwie nowe służby- Agencji Bezpieczeństwa Wewnetrzenego (ABW) i Agencji Wywiadu (AW). Pozostali którzy odeszli z firmy za czasów AWS ulokowali się w biznesie, sektorze informatycznym, telekomunikacyjnym, finansowym, ubezpieczeniowym, bankowym oraz w dziesiątkach firm detektywistycznych kierowanych przez kolegów z „firmy”. Ale jeszcze większy problem powiązań funkcjonariuszy dawnych PRL-owskich służb ze służbami sowieckimi istniał w wojsku.
Służby wojskowe pod kontrola GRU
Problem rosyjskich wpływów w służbach wojskowych zdiagnozowała działająca w latach 2006-2008 Komisja Weryfikacyjna ds. Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI). Jak zostało to opisane w Raporcie z weryfikacji WSI, opublikowanym w lutym 2007r. w WSI, pełniło służbę kilkuset oficerów, którzy w przeszłości odbyli szkolenia na kursach organizowanych przez sowiecki wywiad wojskowy (GRU), KGB bądź pobierali nauki na innych uczelniach podległych sowieckiemu MSW. Pełnili oni w WSI prawie wyłącznie funkcje kierownicze. Aż do roku 1998 w WSI nie podjęto żadnych kroków weryfikujących osoby, które w przeszłości odbyły szkolenia w Związku Sowieckim. Głównie dlatego, że prawie całe kierownictwo WSI samo odbyło takie szkolenia. Wystarczy jedynie wspomnieć, ze w latach 1995 - 1996 szefem WSI był kontradm. Kazimierz Głowacki - absolwent kursu GRU, a Oddziałem Bezpieczeństwa WSI – który tym powinien się zająć kierował płk Marek Witkowski także wyszkolony na kursie GRU. Jeszcze w 1998 r. w WSI służyło 158 oficerów po sowieckich kursach, w większości na kierowniczych stanowiskach. To oni nadawali kształt WSI i decydowali o karierze innych oficerów. Gdy w 1994 r. Polska uczestniczyła w „Partnerstwie dla Pokoju”, coraz częściej dochodziło do oficjalnych kontaktów oficerów WSI z przedstawicielami służb krajów NATO. Jednak przeszłość polskich oficerów przeszkolonych w Związku Sowieckim budziła brak zaufania naszych zachodnich sojuszników. Z tego powodu w latach 90-tych Niemcy nie wyraziły zgody, aby attache w Kolonii został płk Cezary Lipert, absolwent kursu GRU, a Kanada miała poważne zastrzeżenia do osoby płk. Dobrosława Mąki, dwukrotnego uczestnika kursów organizowanych przez GRU. Dopiero w 1998 r., w ramach sprawy operacyjnej „Gwiazda” w WSI zaczęto identyfikować zagrożenie, jakie może płynąć dla służby ze strony absolwentów sowieckich akademii i kursów specjalnych. Jednak, gdy w 2001 r. SLD wygrało wybory, zaniechano dalszego prowadzenia sprawy „Gwiazda”. W latach 2001-2006 w WSI służyło 66 oficerów wyszkolonych w Związku Sowieckim. Zazwyczaj pełnili eksponowane stanowiska. Jednak ich sowiecka przeszłość nie stanowiła żadnej przeszkody dla ich kariery.
Grupa podwyższonego ryzyka
Z kontrwywiadowczej perspektywy, w każdym kraju który chce dbać o swoje bezpieczeństwo grupa absolwentów sowieckich kursów i uczelni, zwłaszcza tych organizowanych przez sowieckie służby uznana by została za grupę podwyższonego ryzyka. W końcu standardowym elementem takiego szkolenia były zawsze próby werbunku kursantów. Wielomiesięczne pobyty oficerów PRL –owskich służb w kontrolowanych przez KGB lub GRU ośrodkach sprzyjały zbieraniu haków, co z kolei ułatwiało werbunek. Sowieci jednak nawet po przeprowadzeniu werbunku, nie od razu korzystali z „pomocy” Polaków. Zwerbowanych polskich oficerów bardzo często pozostawiali „w zamrożeniu” na wiele lat. Proces ich uaktywniania miał miejsce dopiero po wyprowadzania sowieckich wojsk z Polski. To wtedy służby specjalne już Federacji Rosyjskiej zaczęły „odmrażać” pozyskanych kiedyś na kursach polskich agentów. W normalnym suwerennym państwie nikt nie pozwoliłby, aby ludzie szkoleni w przeszłości przez Sowietów kontynuowali karierę w służbach specjalnych i wszystkich innych instytucjach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo tego państwa. W Polsce tak jednak nie było. A nawet było odwrotnie. To przede wszystkim oni mogli robić kariery, wspinając się niekiedy na sam szczyt zawodowej kariery. Tak było m.in. w przypadku ostatniego szefa WSI – gen. Marka Dukaczewskiego, który nawet dzisiaj nieoficjalnie doradza prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, a swój udział w kilkumiesięcznym kursie w Związku Sowieckim woli skromnie nazywać „uczestnictwem w seminarium”. Tak było również w przypadku gen Bolesława Izydorczyka, który w 2000r. dzięki wsparciu ówczesnego ministra Obrony Narodowej Bronisława Komorowskiego mógł wyjechać do Brukseli, gdzie objął eksponowaną funkcje Dyrektora Partnership Coordination Cell (PCC) w sztabie NATO w Mons, która to funkcje pełnił do 2003r.
Ale jeszcze bardziej kuriozalne w tym wszystkim jest to, że po roku 1989 polskie służby w wielu wypadkach posiadały wiarygodne informacje na temat kontaktów dawnych absolwentów sowieckich uczelni z oficerami rosyjskich służb specjalnych i przez lata nic z nimi nie robiły. Mało tego, gdy w 2008r. ABW zorganizowała polityczną aferę wokół działającej wówczas Komisji Weryfikacyjnej tylko po to aby ją skompromitować, posłużyła się właśnie ludźmi, wobec których posiadała wiedzę na temat ich kontaktów z rosyjskimi służbami. Dlatego przy okazji ostatniego raportu ABW na temat zagrożeń, jakie mogą płynąc ze strony absolwentów sowieckich uczelni, dziwne jest to, że były szef ABW Krzysztof Bondaryk problemu tego wcześniej nie dostrzegał.
dr Leszek Pietrzak
tekst ukazał sie w Warszawskiej Gazecie, opublikowany za wiedzą i zgodą Autora
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Bardzo potrzebny Tekst i wiedza o zagrożeniach od lat
dzięki za przytoczenie tego tekstu
pozdrowienia
gość z drogi