Polityczna relacja z meczu

avatar użytkownika KWORUM

Długo zastanawiałem się, czy coś na temat piątkowego meczu Polska – Ukraina napisać. Co brałem się do pisania, odchodziła chęć i to nie dlatego, że nie wiedziałem o czym pisać, bo wątek był i kiełkował od ostatniego gwizdka czeskiego sędziego, ale z powodu niechęci do tematu i wielkiego kibicowskiego kaca. Po trzech dniach nastąpiła chwila refleksji, a i głowa ostygła, więc zabrałem się do pisania, bo szkoda, aby moje przemyślenia, dotyczące tego szokującego wydarzenia wyparowały i zatarły się w świadomości.

Do samego meczu w zasadzie nie ma po co wracać, bo już wszystko powiedziano i napisano. Dla porządku należy tylko podać, że Polska przegrała kolejny mecz eliminacyjny do mistrzostw świata w Brazylii z Ukrainą 1:3. Opinie są zgodne. Każdy widział jak było i tu nikt nie odważył się czarować i pijarować, bo na piłce to każdy się zna i taki ktoś, mówiący inaczej naraziłby się na prześmiewczy lincz. Co innego w polityce, chociaż wszyscy widzą, że jest źle, ale główni twórcy tej żenady twierdzą , że jest wprost przeciwnie. Mogą tak twierdzić, bo na polityce nikt się nie zna, dlatego słuchają się telewizora a tam sielanka; zielona wyspa, gwarancje premiera i całej reszty, że jest dobrze.

Dlatego skreślę kilka zdań o meczu ale nie o meczu, tylko o filozoficznej wizji przyczyny POrażki naszych piłkarzy, może lepiej będzie jak napiszę nie naszych ale polskich piłkarzy. Tak będzie bezpieczniej.

Otóż, dlaczego polska reprezentacja przegrała mecz w sposób kompromitujący i to na najdroższym stadionie w globalnej okolicy? No bo mecz można przegrać a jakże, każdemu może się to zdarzyć, ale żeby przegrać mecz, trzeba grać, trzeba chcieć i dopiero później przegrać, po walce.

I tu nasuwa się pewne spostrzeżenie, aby pokonać przeciwnika podczas ważnego meczu, trzeba mieć jakiś motyw czy bodziec. A przykład idzie z góry. Jeśli np. premier, jak wszyscy wiemy kibic nr jeden, twierdził, że polskość to nienormalność, to po co piłkarze, grający na co dzień dla innych, mają się wysilać. Kasę mają zapewnioną, przyszłość ustawiona, po co się męczyć.

Rzeczywiście oprawa meczu godna mistrzostw świata, stadion pękał w szwach, szczególnie loża honorowa nafaszerowana gwiazdorami rodzimej polityki. Kogóż tam nie było, otóż wszyscy byli z salonu III RP i premierzy i prezydenci. O właśnie, czy ktoś wie, czy był również towarzysz Jaruzelski?, bo jakoś w telewizorze go nie zobaczyłem - jak wszyscy to wszyscy. Zapewne każdy miał ten sam plan, przyjść na mecz, czy lubi czy nie lubi, bo tak wypada i dlatego, że była szansa wygrzać się w blasku sukcesu. A tu nic, normalna kicha, pozostał tylko przylepiony uśmiech pana prezydenta, mówiący znajomo: Polacy, nic się nie stało. To tylko mecz, za to w gospodarce same sukcesy bo Polska to nie Cypr, u nas bankomaty nadal są czynne.

Na najbardziej zdegustowanego wynikiem, wyglądał pan premier, zmarszczone brwi, bolesny grymas w oczach, usta zagryzione, ledwo widoczne i nie skrywana burza mózgu – co zrobić, co wymyśleć, jak wyjść z twarzą ze stadionu. Jakąś strategię trzeba przyjąć, bo oficjalne stanowisko będzie od poddanych oczekiwane. Nie jest to proste, bo wszyscy, jak już na wstępie wspomniałem, znają się na piłce i ciemnoty wcisnąć się nie da. Tym razem na tych wstrętnych pisowców winy zrzucić się nie da. Ale zaraz, może trener ma ichnie poglądy lub większość piłkarzy. Trzeba będzie to sprawdzić, a tymczasem, chyłkiem, chyłkiem ze stadionu do limuzynki i cześć, przecież premiera nie może być tam, gdzie porażka, to by było nie zgodne z wytycznymi.

W czasie tej piłkarskiej imprezy w miniony piątek (a tak na marginesie, kto gra w piątki tak ważne mecze) można było również zauważyć, że z ust, nie tylko grających, leciała obfita para, ale i kibiców, co niechybnie oznaczało, że temperatura na stadionie była lodowata, chociaż, jak wiadomo, tym razem udało się zamknąć dach. A propos kibiców, ci jak zwykle stanęli na wysokości zadania, podobno gwizdali soczyście tylko dwa razy; raz na zakończenie meczu i drugi raz, kiedy na wielkim telebimie pokazano premiera Donalda Tuska.

Kończąc, należy stwierdzić, że aby wygrać mecz, ale i nie tylko mecz, trzeba mieć wiarę, no i oczywiście umiejętności, trzeba mieć motywację i silne przywództwo za sobą, żyć w kraju, w którym docenia się ludzką pracę i szanuje obywateli, mieć jasną wizję przyszłości tu w kraju nie na uchodźstwie.
No i jak tu wygrać mecz gdy wielki stadion a mała wiara.

Zbigniew Skowroński

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Panie Zbigniewie

Witam,
jezeli ktos sie cieszył z wyników meczu, to był to Komorowski, który rżał ze szczęścia od początku do końca meczu.
Co zas sie tyczy kibiców - to była to zbieranina wyhodowana na EURO2012, wymalowana i przebrana , ale to nie sa prawdziwi fanatycy piłki. Nawet Bielecki miał pretensje, że 2 tysiące Ukraińców zagłuszało 55 tyś Polaków.
A prezenterzy byli zachwyceni, że tylko wygwizdali , a nikt nie krzyczał Donald matole, ani J..ć PZPN. Na mecz z San Marino juz nie jadą, nie ma Bronka, nie ma Donka, nie ma darmowych biletów..

Pozdrawiam


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika KWORUM

2. Malowane władze, malowani kibice

Ma Pani rację z tymi kibicami, ale wygwizdali Donka - dobre i to, biorąc pod uwagę rodzaj widowni.
Ale, gdy chodzi o kwaśną minę Tuska to miałem rację... bardzo gorzko wygląda, jakby coś go gryzło i nie tylko
Pozdrawiam gorąco i z nadzieją
Zbyszek

KWORUM

avatar użytkownika guantanamera

3. @KWORUM

Świetna ocena sytuacji i doskonale napisana:)).
"co zrobić, co wymyśleć, jak wyjść z twarzą ze stadionu." Chyba z twarzą nie wyszedł... (Na ogół wychodzi się z tym, z czym się weszło...)
Ja na piłce się nie znam, ale na twarzach odrobinę...