ŚMIERTELNIE GROŹNY MIT PAWŁA LISICKIEGO

avatar użytkownika Aleksander Ścios

Wartość publicystyki mierzy się miarą słów i żadne inne atrybuty nie mogą decydować o czyjejś wiarygodności. Publicysta, który poważnie traktuje słowo i chce budować własny wizerunek musi brać pełną odpowiedzialność za to, co napisał  przed miesiącem, rokiem czy dziesięcioma laty. 
To przypomnienie jest konieczne, ponieważ aparat propagandy III RP posługuje się nie tylko semantycznym oszustwem, przypisując chamom walory polityków, osłów obdarzając mądrością, a funkcjonariuszy mianem dziennikarzy, ale powszechnie żeruje na odbiorcach dotkniętych amnezją, którzy nie są w stanie zapamiętać tego co „wybitny” żurnalista wypisywał w nieodległej przeszłości. Ten skuteczny mechanizm wyłonił już dość szemranych „autorytetów”, „prawicowych” mędrków i „niezależnych” publicystów, którzy codziennie muszą dziękować Bogu, że Polacy nie mają na tyle rozumu, by zdobyć się na  refleksję i rozgonić to załgane towarzystwo. 
Dlatego sądzę, że Paweł Lisicki, który od wielu tygodni pozuje na publicystę „prawicowego, niezależnego i niepokornego” powinien zostać skonfrontowany z opiniami, jakie jeszcze do niedawna głosił w sprawach dla Polaków najważniejszych. Rzeczy, które publicysta ten wypisywał od dnia tragedii smoleńskiej, są – w moim odczuciu – na tyle głupie i podłe, że nie wolno ich pomijać milczeniem.
Ten subiektywny wybór tekstów można uzupełnić wieloma innymi wypowiedziami Lisickiego, z których wyłania się obraz daleki od obecnej inscenizacji.

19 kwietnia 2010 roku w tekście „Czas łez, czas życia”, Lisicki – w pełnej harmonii z ówczesną retoryką dowodził – „Być może straszna tragedia pod Smoleńskiem będzie miała jeszcze jeden skutek. Być może przyczyni się do przełomu w stosunkach z Rosją. Oby. Wygląda wprawdzie na to, że Kreml podjął decyzję o ociepleniu stosunków z Polską już wcześniej. Jednak solidarność zwykłych Rosjan, wczucie się w polską sytuację pozwalają na pewne nadzieje. Mimo całej ostrożności wynikającej z doświadczenia nie wolno takiej szansy z góry przekreślać. Gdyby poza wyrazami współczucia udało się spełnić najważniejsze polskie postulaty w sprawie Katynia, można by mówić o rzeczywistym zbliżeniu. Czyż nie byłoby to zarazem realnym wypełnieniem testamentu Lecha Kaczyńskiego?

Dzień później w tekście –„Kampania pod znakiem żałoby”, naczelny „Rzeczpospolitej” pouczał  Polaków – „Pojmuję doskonale uczucia, które bliskim zabitych dyktują te słowa. Dzięki nim oswajają to, co pełne grozy i straszliwe, ową niespodziewaność i nieprzewidywalność śmierci włączają w wyższy sens. A jednak w tym okazywaniu bólu też trzeba umieć zdobyć się na powściągliwość i dokonać rozróżnienia między metaforą a prawdą. Trzeba pamiętać, że nie ma poświęcenia ani męczeństwa bez świadomości tych, którzy giną. […]Najgorsze co mogłoby się wydarzyć, to gdyby ten język bólu i żałoby przestał być retoryką pogrzebową i opanował debatę polityczną. Gdyby ów ton, zrozumiały w momencie dramatu, zaczął dyktować przebieg kampanii prezydenckiej. Byłoby to fatalne z kilku powodów. Po pierwsze wątpliwe moralnie. Warto pamiętać, że w Smoleńsku zginęli przedstawiciele różnych obozów politycznych. Jak znaleźć dla nich wspólny mianownik? I czy taka próba potraktowania ich wszystkich jako jednej ofiary nie byłaby uzurpacją?”

23 kwietnia poznaliśmy charakterystykę Jarosława Kaczyńskiego, którego Lisicki typował jako naturalnego kandydata PiS w wyborach prezydenckich:
Ludzie widzą w nim teraz przede wszystkim człowieka zdruzgotanego cierpieniem. Kogoś, kto niczym biblijny Hiob musi znieść śmierć najbliższych. Miliony mogły obserwować jego skupioną twarz przy trumnie brata. Patrzeć i współczuć. Widzieć nie polityka, nie ideologa IV RP, nie sprawnego i bezwzględnego gracza politycznego, ale żałobnika. […]Jarosław Kaczyński staje przed szansą na zwycięstwo. Wszakże odwołanie się do współczucia to za mało. By wygrać, powinien pokazać, że się zmienił. Nie tylko że potrafi znosić cierpienie, ale też że ono go przemieniło. Potrzebny jest mu inny ton i przede wszystkim gesty. Znaki wskazujące, że były premier potrafi puścić w niepamięć urazy i jednać się ze swymi politycznymi oponentami”

29 kwietnia 2010  w tekście „Walka na mity, walka o śmierć” Lisicki zatroszczył się o przebieg kampanii prezydenckiej:
Wygląda na to, że głównym tematem kampanii prezydenckiej nie będzie, niestety, spór o przyszłość Polski, ale o to, kto jest sprawcą katastrofy z 10 kwietnia. O to, kto sprawniej i lepiej przekona do swojej wizji tragedii. Zwolennicy pierwszego mitu – najczęściej można go znaleźć na łamach „Naszego Dziennika” lub w Internecie – widzą w katastrofie zamach, prawdopodobnie efekt spisku władz rosyjskich. Nic tu nie było przypadkowe.[…] Teorie spiskowe mają dwie zalety. Po pierwsze, pozwalają ludziom, którzy w nie wierzą, zracjonalizować śmierć i jej grozę. Przestaje być ona czymś nieodgadnionym, brutalną raną zadaną nie wiadomo po co i przez kogo. Staje się dziełem człowieka i to człowieka złego. Po drugie, dzięki temu ofiary tragedii stają się prawdziwymi herosami, obrońcami narodu przed zagładą; męczennikami, którzy oddali życie za Polskę. Wiadomo już, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Na kogo i przeciw komu głosować. Szkoda tylko, że zwolennicy tezy o zamachu nie są w stanie wskazać, jakimi motywami mieliby się kierować jego ewentualni organizatorzy. By przeprowadzić taki zamach, Rosjanie musieliby być absolutnymi szaleńcami. O to jednak nikt ich nie oskarża.”

W tekście „Nie tracić miary rzeczy” z 12 lipca 2010 poznaliśmy poglądy tego „konserwatysty” na temat sporu o krzyż umieszczony na Krakowskim Przedmieściu. Lisicki nie zapomniał również udzielić dobrych rad partii Jarosława Kaczyńskiego: „[…]nie uważam, żeby pozostawienie krzyża w obecnym miejscu było dobrym pomysłem. Czas żałoby się skończył i krzyż, który tak dobrze ją wyrażał, powinien zostać przeniesiony. Zamiast niego można umieścić przed pałacem tablicę, która będzie upamiętniała wszystko to, co stało się w Polsce po 10 kwietnia. Propozycję tę zgłosili niektórzy politycy PO i wydaje się ona rozsądna. Dlaczego? Nie, nie dlatego, że krzyż ma znaczenie religijne, a państwo jest świeckie. To zły argument. Liczy się co innego. Zwolennicy zachowania krzyża twierdzą, że upamiętnia on nie tylko tragiczną śmierć ofiar katastrofy, ale też niezwykły sposób jej uczczenia. Przypomina o solidarności tysięcy ludzi, którzy postanowili oddać Lechowi Kaczyńskiemu hołd. To prawda, tyle że niecała. Bo w tym samym stopniu, w jakim jest symbolem pamięci, jest też, a przynajmniej może się łatwo stać, symbolem politycznym. Znakiem rozpoznawczym dla ludzi, którzy są zwolennikami legendy Lecha Kaczyńskiego. Którzy porównują tragedię smoleńską z Katyniem i uważają, że ofiary katastrofy były poległymi.
Ale w jakiej bitwie poległ Lech Kaczyński? Czy naprawdę wolno jednym tchem wymieniać przypadkową tragedię – katastrofę pod Smoleńskiem – ze świadomą ofiarą z życia, co stało się udziałem oficerów zamordowanych w Katyniu? Nie wolno. To zatracenie miary rzeczy. Obrona krzyża miała sens wtedy, kiedy zagrożona była sama tożsamość narodowej wspólnoty. Nie ma powodu, żeby dziś w demokratycznej walce miał się on stać narzędziem jednej partii. Żeby był bardziej znakiem PiS niż PO. Obecny prezydent ma przeto – mniemam – prawo domagać się przeniesienia krzyża poza pałacowy dziedziniec. Jeszcze jedno. Obrona krzyża zamyka ponownie partię Jarosława Kaczyńskiego w zaułku, z którego wydostała się w trakcie kampanii prezydenckiej. Przypomina o dawnym wizerunku Prawa i Sprawiedliwości jako ugrupowania nierozumiejącego współczesności, o ciasnych horyzontach, blisko związanego z Radiem Maryja. Wszystko to skutecznie odpycha umiarkowanych wyborców z centrum, których głosy Kaczyński zdobył.”

23 lipca w publikacji „Droga ku przepaści” Lisicki podsumował sytuację na Krakowskim Przedmieściu  - „Spór o krzyż przed Pałacem Prezydenckim wydaje się zakończony. Ale straty polityczne, które poniosła opozycja, są oczywiste. Budowany z trudem w czasie kampanii prezydenckiej wizerunek Jarosława Kaczyńskiego jako przywódcy umiarkowanego, całkiem się załamał.
Czy odpowiedzią mają być słowa Antoniego Macierewicza o zbrodni pod Smoleńskiem? Albo obrona krzyża jako pomnika wystawionego rzekomo poległemu prezydentowi? Który ma być znakiem „pełnej prawdy o Smoleńsku”? Tak jakby w tej pełnej prawdzie, o której mówią politycy PiS, mieściło się coś więcej niż to, co jednak wiemy z dotychczasowej prawdy: że lotnicy byli źle przeszkoleni, że nie powinni startować i lądować, że organizatorom zabrakło wyobraźni, a katastrofa była smutnym rezultatem mieszaniny zuchwalstwa, blagi, bałaganu z polskiej strony oraz niekompetencji po rosyjskiej? Wydaje się, że wiadomo wystarczająco dużo, żeby domagać się dymisji Bogdana Klicha oraz osób odpowiedzialnych za szkolenia w armii.  Zamiast tego słyszę Jarosława Kaczyńskiego, który twierdzi, że kto ataków na nieżyjącego prezydenta nie łączy z katastrofą „ma jakieś kłopoty z myśleniem”. Ale owo „połączenie” musiałoby prowadzić do tezy, że katastrofa została ukartowana przez atakujących prezydenta, w domyśle rząd. Przecież to absurd. Przyjęcie tej tezy to pójście drogą ku przepaści. W polityce nie wolno być zakładnikiem emocji.”

W podobny sposób, Paweł Lisicki wyrażał swoją troskę  o prawicę w tekście „Dreszcz z 10 kwietnia” – „Nie wiem, co się stało z częścią polskiej prawicy. Co się stało z jej zdrowym rozsądkiem? Gdzie jest jej instynkt samozachowawczy? Jedni mówią o męczennikach, inni o poległych pod Smoleńskiem, jeszcze inni o ofierze złożonej przez naród albo o zbrodni. Zamiast analizy króluje mętna mistyka. Sypią się metafory, padają podniosłe hasła i slogany. Niektórzy politycy PiS ogłosili, że nie zważając na nic, będą dziś bronić krzyża, miejsca pamięci o śp. Lechu Kaczyńskim na Krakowskim Przedmieściu. Działają pod wpływem szczególnej atmosfery, która uniemożliwia racjonalny namysł.”
Konkluzja tego artykułu pozwalała docenić intelektualne zaangażowanie autora: - „Zamiast widzieć ludzkie błędy, bałagan, niechlujstwo, złą organizację, tromtadrację; zamiast próbować wyciągnąć wnioski na przyszłość, tak aby podobna katastrofa nigdy się nie powtórzyła, autorzy takich wypowiedzi dzień po dniu przegrywają walkę o rozum, pławią się w cierpiętnictwie i pseudomartyrologii.”

Na koniec tego przeglądu zostawiam jeden z najbardziej reprezentatywnych tekstów Lisickiego –„Śmiertelnie groźny mit”  z 19 listopada  2010, w którym naczelny „Rzepy” rozprawił się z „mitami smoleńskiego spisku”. Ze względu na głębię zawartych tam refleksji, przytaczam go niemal w całości:
Do tej pory nie potrafiłem się dowiedzieć, jaki interes miałaby Rosja w przeprowadzeniu zamachu. Odpowiedź główna to zemsta i chęć zastraszenia. Rosjanie, nie mogąc znieść suwerennościowej polityki śp. Lecha Kaczyńskiego, postanowili go za karę zabić, jednocześnie terroryzując cały region. Po co? Rosjanie zawsze tacy byli. Nigdy nie odpuszczali wrogom, a kto im w oczy piaskiem sypał, tego w końcu usuwali.
Od  początku mi się wydawało, że opowieść ta kupy się nie trzyma. Na rosyjski spisek brak dowodów. Można wykazać bałagan, niekompetencję, chaos i głupotę. Tyle że to nie to samo, co zbrodnia z premedytacją.
Poza tym rachunek zysków i strat. Rzekoma korzyść – twierdzą zwolennicy spisku – to ukaranie zbyt samodzielnego polityka. A straty – pytam? Przecież byłyby nieporównywalnie większe. Gdyby ów rzekomy zamach wyszedł na światło dzienne, a nikt mnie nie przekona, że istnieją zbrodnie doskonałe, bezśladowe, oznaczałoby to całkowite zerwanie stosunków Rosji z Zachodem. W końcu u licha jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej czy nie? Krótko: Rosjanie musieliby być szaleńcami, żeby coś takiego przeprowadzić.
I argument następny. Ze wszystkiego, co do tej pory wiadomo, wynika, że polska załoga zdecydowała się lądować w warunkach, w których nie miała do tego prawa. Nawet jeśli założyć, że jakimś cudem ktoś wytworzył sztuczną mgłę, to pilot sam powinien był szukać innego lotniska.
Mit smoleńskiego spisku wydaje mi się zatem śmiertelnie groźny dla polskiej prawicy. Po pierwsze teza o zamachu jest tak radykalna, że pozwala przejść do porządku dziennego nad rażącymi zaniedbaniami polskich organizatorów lotu. Łatwo im wykazać, że nie przygotowywali morderstwa; tym samym rząd unika odpowiedzialności za nieudolność i błędy.
Po drugie, posługując się myśleniem zamachowym, prawica traci zdolność przekonywania wyborców do swoich racji. Zainfekowana irracjonalizmem będzie musiała przegrywać kolejne batalie o kształt państwa. Ostatecznie liczba osób, które przyjmą, że w zderzeniu z kilku-dziesięciocentymetrowej grubości brzozą nie łamie się skrzydło samolotu, jest ograniczona. Nic nie poradzę, że tak myślę.”

Komentarz do tych wiekopomnych mądrości będzie krótki.
Wolno panu Lisickiemu wypisywać co zechce i nawet dziś – gdy rosyjski mit „pancernej brzozy” legł w gruzach, a racje mają „pławiący się w cierpiętnictwie i pseudomartyrologii”- powtarzać swoje banialuki i stroić się w szaty „prawicowego” publicysty. Byłoby jednak doskonale, gdyby pokładając ufność w głupocie Polaków i wierząc w powszechną amnezję, zechciał pamiętać, że są rzeczy, które okrywają hańbą.   

10 komentarzy

avatar użytkownika UPARTY

1. Nie myślę aby ten mit

był groźny. Jedyną zaletą Lisickiego, która niestety zanikła było to, że w redagowanym przez niego piśmie mogli drukować też i autorzy z naszego kręgu kulturowego. Oczywiście w każdym numerze UważamRze każdy nasz pogląd był od razu zestawiony z poglądem drugiej strony. Było to tak zwane "dziennikarstwo wyważone", czyli takie które mówiło nam, że jednak nie mamy racji w różnych ważnych sprawach, bo ... inni sądzą inaczej. Myślę, że jego los bezie podobny do Losu Marcinkiewicza, który tez chciał być "po środku" i w rezultacie został z niczym. Nie uważam z drugiej strony, że zajmowanie się Lisickim jest już nekrofilią ale mam nadzieję, ze już niedługo tym będzie.

uparty

avatar użytkownika Foxx

2. Panie Aleksandrze

Tym razem się z Panem nie zgadzam do tego stopnia, że pozwolę sobie na zwerbalizowanie tego braku zgody. Przede wszystkim Lisicki - inaczej, niż np. Karnowscy - konsekwentnie jest światopoglądowo w tym samym miejscu. Umownie możemy go określić centrowym konserwatystą. Prezentując jego, ale nie tylko, poglądy nie sposób zignorować kontekst, jakim jest sekwencja czasowa i następujące po sobie zdarzenia.
Nie pamiętam, czy pisałem o tym na BM24, ale śledząc powstawanie "WPolityce.pl" (zał. w czerwcu 2010) i stanowisko członków późniejszej redakcji "Uważam Rze" (pierwszy numer - luty 2011) prezentowane np. w publikacjach "Rzeczpospolitej" miałem jednoznaczne wrażenie, że w zamyśle było to tworzenie zaplecza medialnego dla partii "Między Kuchnią a Salonem", która sama się przedstawiała nazwą ukradzioną stowarzyszeniu Polska Jest Najważniejsza.

W pewnej chwili (grudzień 2010) zbiegły się wydarzenia z dwóch różnych porządków. "Politycy" w rodzaju Kluzik, czy Poncyliusza, korzystając z oferty TVN na ich lans totalnie się ośmieszyli w oczach wielu osób (pamiętne gotowanie zupy pomidorowej przez Joannę w nieemitowanym już programie "Miedzy Kuchnią...", wizyta ekipy "Dzień dobry TVN u Poncyliuszów i "materiał" o "pidżamkach od św. Mikołaja"...)

Drugi ciąg wydarzeń dotyczył tzw. "polskich uwag do raportu MAK", które w aktualnym szumie informacyjnym praktycznie znikły z eteru. Jakiś czas temu na swoim blogu wskazałem na tylko kilka różnic między ustaleniami polskich ekspertów (z których nie skorzystała ani "Komisja Millera", ani np. autorzy "Anatomii Upadku"...

http://foxx-news.blogspot.com/2011/07/brak-podstaw.html

Były to kwestie przełomowe, ponad wszelką wątpliwość oficjalnie kwitujące fakt mataczenia przez MAK. Od tamtej pory ton komentarzy niedoszłego medialnego zaplecza "MKaS" się mocno zaostrzył, chociaż w różnym stopniu, w zależności od konkretnego autora. Jednocześnie Karnowscy zaczeli otwarcie popierać PiS, a Lisicki zaczął się coraz bardziej dystansować od oficjalnej narracji na temat Smoleńska (chociaż przez pierwsze miesiące "U Rze" prezentowało tzw. "wyważone" podejście). Jest to ewolucja, w której ci pierwsi doszli już do ściany, chociaż w punkcie startu byli przecież bardziej centrowi, niż Lisicki.

Pozdrawiam.

PS "U Rze" odbierałem zupełnie inaczej, niż Uparty, ale to temat na oddzielną dyskusję :)

avatar użytkownika intix

3. Szanowny Panie Aleksandrze

Wartość publicystyki mierzy się miarą słów i żadne inne atrybuty nie mogą decydować o czyjejś wiarygodności. Publicysta, który poważnie traktuje słowo i chce budować własny wizerunek musi brać pełną odpowiedzialność za to, co napisał  przed miesiącem, rokiem czy dziesięcioma laty... 
***
TO ZŁOTA MYŚL.. w odniesieniu do każdego piszącego...
Pozwoliłam sobie JĄ podkreślić...
I tu chyba nie chodzi tylko o własny wizerunek,
Ale również odpowiedzialność za wływ wypowiedzianego słowa...
Które trafia do serca Czytelnika... do Jego głowy...

Pozdrawiam serdecznie


Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika michael

4. Ludzkie poglądy, wiedza i wyobraźnia, to niełatwa rzeczywistość

... i prawdziwie zmienna.

Ludzie dojrzewają, dorastają, analizują i wnioskują, często dowiadują się o tym, o czym naprawdę pojęcia nie mieli. Całość ludzkiego światopogladu i przyjmowanych w kształtującej się świadomości opinii bardziej zależy od tej "prawdziwości" niż od "stałości". Nie tylko kobieta zmienną jest. Nawet policyjny detektyw zmienia swoje diagnozy w miarę gromadzonych przesłanek i dowodów. Nie mówię tu oczywiście o policjantach III RP, ale o postaciach literackich,...

Dopiero po tym wstępie mogę całkowicie szczerze napisać, że w tym konkretnym przypadku całkowicie zgadzam się z opinią Alekanra Ściosa dotyczącą prawicowości i konserwatyzmu redaktora Pawła Lisickiego. I naprawdę nie chodzi tu o stałość czy konsekwencję, jak pisze Foxx.

Chodzi o tą prawdziwość. Ja sam na tą cechę redaktora Lisickiego zwracałem uwagę już wcześniej. On nie jest ani konserwatystą, ani prawicowcem, ale zawodowym redaktorem naczelnym, który myśli jedynie o sukcesie ekonomicznym wydawnictwa, które go zatrudnia. Kropka.
Niestety, prawda nie jest najważniejszym kryterium w Jego polityce redakcyjnej.

Podam inny przykład, który zwrócił moją uwagę w ostatnią środę [16.01.2013]. Rafał A. Ziemkiewicz w swojej stałej rubryce w GP, "Zero zdziwień" w felietonie "Ostrożniej z tą pewnością" brnie w stopniowy odjazd od tak cenionej przeze mnie prawdziwości. Otóż nie wierzę w to, że człowiek o kulturze umysłowej Rafała A. Ziemkiewicza nie odróżnia tego co wiemy, od tego czego się domyślamy, nie wierzę, że nie odróżnia udowodnionych faktów od prawdopodobnej lub zupełnie nieprawdopodobnej hipotezy. Nawoływanie do ostrożności jest z zasady słuszne. Wskazuje na to doświadczenie literackich detektywów. Najbardziej nawet atrakcyjna hipoteza jest tylko hipotezą, do momentu, w którym będzie udowodniona jej prawdziwość albo nieprawdziwość. Znowu kropka.
A to co robi Rafał A Ziemkiewicz, wskazuje na to, że albo o tym pojęcia nie ma, albo bawi się w kunktatorskie manipulowanie prawdą.
Szkoda mi czasu na szczegółową polemikę z Panem RAZem, ale to co w tym wypadku pisze, bardzo mi przypomina działalność red. Pawła Lisickiego.

Nie wierzę w naiwność ani jednego, ani drugiego.

avatar użytkownika kazef

5. @michael

Dzieki, że to napisałes, bo sam już zabierałem się do sklecenia czegoś podobnego. Lisicki, jest jak piszesz - jemu chodzi o kase, zawodowy naczelny i do tego oportunista. Człowiek bezideowy, bedzie pisał to, co mu każe właściciel. Hajdarowicza też na poczatku nie potępił po wywaleniu Gmyza, dopiero potem się zdystansował - pewnei juz wtedy, jak zobaczył widoki na swoją przyszłośc "poza URz".

No i jeszcze RAZ. Od dawna nie mam złudzeń co do tej postaci. On jeszcze w starej dobrej "Fantastyce" kłócił się z Maciejem Parowskim na temat tego, czy da się pogodzić pisanie pod publiczkę z poziomem literackim. RAZ uważał, że się da, a nawet trzeba...
Ostatni jego feleton w "Gazecie Polskiej" to już jednak insza inszość. To jest polityczna deklaracja, której nie powstydziliby się panowie z Nowego Ekranu z jednej strony, a Paweł Lisicki z drugiej. RAZowi prawda o Smoleńsku wydaje się niebezpieczna, i radzi wątpić w zamach, nei propagować go, bo za wcześnie, bo wszystkie dowodzy mają Rosjanie itd. Ani razu, powtarzam - ani razu, nei wspomina w tym tekście o ustaleniach Zespołu A. Macierewicza, o raportach niezależnych naukowców. RAZ boi się prawdy, wynajduje powody, by o niej nei mówić.
Ten tekst RAZa jest jak znamię. Ja go sobie dobrze zapamietam.
Podobnie jak pamiętam wiele z cytowanych przez Pana Aleksandra fragmentów tekstów Lisickiego, który zawsze "dobijał" czytelników swojego tygodnika akurat wtedy, gdy prawa Polska potrzebowała dokładnei czegoś odwrotnego: wsparcia i głosu sprzeciwu przeciwko medialnym terrorystom. Własnei wtedy on wyjeżdżał ze swoimi madrościami, pacyfikując z pozycji rednaczelnego nienazwane w ten sposób, ale podskórnie tak przedstawiane "oszołomskie" nastroje.

Pozdrawiam

avatar użytkownika UPARTY

6. Lisicki, Ziemkiewicz, Teologia Polityczna i wielu innych

To ludzie, którzy nie chcą pogodzić się z faktem, że my i oni to inne kręgi cywilizacyjne, to inne formacje kulturowe. Oni chcą by państwo jako instytucja było zwornikiem wszystkich ludzi, bez względu na ich kulturę. Ja nie mam nic przeciwko temu, ale też mi na tym tak bardzo nie zależy.
Bowiem warunkiem by taką funkcje państwo mogło pełnić jest powszechna na to zgoda, jest zgoda na taką jego formę. Oznacza to w praktyce samoograniczanie się poszczególnych formacji społecznych w swych żądaniach wobec państwa, oznacza to powszechną zgodę na to, że państwo będzie chronić przede wszystkim interesy wspólne dla wszystkich formacji a wszystkie formacje będą dbać o stan państwa. Nie będzie zaś chronić interesów poszczególnych formacji, grup interesów.

Oczywiście raz przyjęty taki pogląd wymaga również identycznego stosunku do różnych mniejszych instytucji powszechnych, przeznaczonych "dla ogółu".
Oznacza to w praktyce, że każdy kto chce funkcjonować w ramach takich instytucji nie może realizować swego interesu ani emocjonalnego, ani finansowego, bo ma troszczyć się o tę instytucję. W praktyce sprowadzało by się do przyjęcia zasady, że wszyscy ludzie funkcjonujący w ramach instytucji publicznych nie pracują a im służą , nie pobierają więc wynagrodzenia za pracę a odszkodowanie za nie zajmowani się swoimi sprawami.

Tzw "lewica" nie może się z takim obrazem państwa zgodzić, bo z tego wynikał by jego chrześcijański charakter, wręcz teokratyczny jego ustrój.

Jak dobrze zastanowić się nad skutkami społecznymi chrześcijaństwa i przeanalizować Objawienie w kategoriach używanych przez osoby zajmujące się organizacją pracy, to okaże się że jest ono afirmacją skuteczności materialnej, jest instrukcją jak żyć efektywnie., jak minimalizować ryzyko życia, jak sobie poradzić z nieoznaczonością zdarzeń przyszłych.

Analizując w ten sposób doktrynę tzw. "lewicy" można przyjąć, że najnowocześniejsze z ich poglądów to wnioski św. Tomasza i św, Bonawentury, czyli są oni zapóźnieni o jakiejś 700 lat lub więcej, w stosunku do nas. Są zaś w ich doktrynie również i założenia dużo starsze , choć takich sprzed Platona jest rzeczywiście niewiele.

Tamte założenia doktrynalne nie pozwalają jednak skutecznie funkcjonować żadnej społeczności i to jest ich problem. Nie mogą się więc zgodzić na przyjęcie kryterium skuteczności, czyli prawdy w życiu publicznym, bo okaże się, że są za głupi by być "kimś".

Gdy chodziłem "pod Krzyż" na Krakowskim Przedmieściu zdarzało mi się wdawać w dyskusje z młodymi lewakami starającymi się wywrzeć presję na obrońców, by ci odstąpili od Krzyża. Pamiętam zdziwienie jednego z nich, który w dyskusji ze mną powołał się wielkość Elliade`go, gdy mu powiedziałem, ze fundamentalna w jego systemie myślenia zasad stołeczności nie daje się zweryfikować praktycznie, że "badania terenowe" jej nie potwierdzają, w związku z tym całość jego rozważań można uznać za błędne.
Jak to? Zdziwił się lewak. A po chwili dodał "To co tylko dla tego, że jakaś teoria jest nie prawdziwa to mam ją porzucić, przecież ja żadnej innej nie wymyślę!"

Tak więc wszyscy, którzy upatrują swego interesu w "sprzedaży" swego dorobku intelektualnego muszą w końcu kwestionować Chrześcijaństwo, bo nic lepszego nie mogą wymyślić. Jedyna rada to odrzucić prymat prawdy. To jest przypadłość i Ziemkiwicza i Lisickiego i Karłowicza, i wielu innych. Moim zdaniem nie ma na nią rady i nie można z nimi stworzyć żadnej sensownej wspólnoty.

Stąd też idea instytucji ponad formacyjnych aczkolwiek bardzo ładna formalnie w ich ustach sprowadza się do tego, byśmy troszczyli się o dobro wspólne a oni będą się troszczyć o swoje, czyli że oni będą korzystać za naszym pośrednictwem z ofiarności biednych, którzy nam zaufali .

Ponieważ od czasu powstania PIS`u takie życie jest trudne, to z jednej strony mamy kryzys ekonomiczny a z drugiej pogłębiający się podział społeczny. No cóż "mój klient, mój pan". Macie co chcecie.

uparty

avatar użytkownika Foxx

7. ...

Ja felieton RAZ-a w ostatnim "G.P." odbieram inaczej. Nie widzę w nim słowa o "wątpieniu w prawdę", tylko prezentację polityki jako gry oraz wskazanie słabych stron propagowania PRZEZ POLITYKÓW tezy o zamachu w sytuacji, gdy mimo miliarda poszlak przy braku jednoznacznego dowodu Putin/razwiedka mogą żonglować narracją jak chcą. I jako ten "ostatni Mohikanin" na BM24, ja się z RAZ-em zgadzam. Za optymalną taktykę uważam podejście porzucone przez J. Kaczyńskiego po informacji o wykryciu trotylu. Poddawanie pod wątpliwość wszelkich tego wartych działań strony "polskiej" i ruskiej bez jednoznacznego orzekania o zamachu.

Piszę to jako bloger, który 18.04.2010 zebrał poszlaki, które już wtedy wyglądały "interesująco":

http://foxx-news.blogspot.com/2010/04/cui-bono-2-czyli-kwestia-stylu.html

Poza tym trudno mi się zgodzić z zestawieniem RAZ-a z Lisickim. Drugi z nich nie zajął stanowczego stanowiska w żadnej sprawie z wyjątkiem okoliczności własnego odejścia z "U Rze". Tymczasem choćby "Michnikowszczyzna" to kawał dobrej, dobrze udokumentowanej roboty, która wielu znanym mi małolatom "otworzyła oczy". Stanowisko w sprawie Marszu Niepodległości 2010 - jako pierwszej osoby z prawicowego "głównego nurtu" (w reakcji na "gwizdki Blumsztajna") ruszyło lawinę z rozrostem składu Honorowego Komitetu Poparcia dla tej inicjatywy przez osoby i organizacje spoza środowisk narodowych. Nacjonaliści bardzo to sobie cenią do dzisiaj.

Porównanie tych działań (bardzo aktywna obrona Marszu w mediach i na publicznych wystąpieniach w momencie, gdy main-stream nazywał to tylko i wyłącznie "faszyzmem"/"nazizmem") z "kawiarnianą polityką" Lisickiego wypada "tak sobie".

No i nie bardzo do mnie trafia odmawianie komuś prawicowości, czy konserwatyzmu, bo jakieś sprawy widzi inaczej, niż my, nie jest tak radykalny, czy uważa, że polityczna taktyka powinna być inna, niż aktualnie stosowana przez lidera PiS. To nie jest kryterium treści - czyli prawdy (które byłoby oczywiste) - tylko formy.

avatar użytkownika UPARTY

8. @Foxx

Ja nie krytykuje Ziemkiewicza i co do niego to mam nawet nadzieję, ze w końcu zda sobie sprawę z ostrości podziałów w Polsce, oraz z tego, ze nie ma "trzeciej strony", bo obecnie zarysowany podział ujawnił różnice między nami w rozumieniu pojęć pierwotnych dla naszego i ich systemu myślowego i emocjonalnego. Co więcej rozumiem, że konieczność porzucenia swego środowiska, swoich znajomych nie jest łatwa.
Ja mam pretensje do Ziemkiewicza tylko o sposób obrony Pitery (tego filmowca) gdy pojawiły się informacje o tym, że był TW.
Gdyby powiedział on, że znalezienie się na celowniku SB można porównać do wpadnięcia pod tramwaj , co skutkuje zawsze trwałym kalectwem, ale i kaleki mają swoje prawa, to bym to zrozumiał i nawet może zaakceptował, ale stwierdzenie, że jego przyjaźń jest ważniejsza od prawdy jest charakterystyczne dla "Onych" .
Ta obrona tworzy kontekst dla pozostałych wypowiedzi Ziemkiewicza i pokazuje podobieństwo jego postawy do postawy środowiska Tygodnika Powszechnego, Piwnicy pod Baranami i innych "salonów".
W tym kontekście wypowiedzi Ziemkiewicza nabierają na prawdę innego znaczenia.
tym, że powtarzam, nie tracę nadziei, że w końcu podejmie "trudne decyzje".

uparty

avatar użytkownika kazef

10. @tu.rybak

Pewnie, że miał rację.
Twoje porównanie z tym młodym pijarowcem jak najbardziej trafne - to ten sam sznyt i świat pseudowartości.
"Skoro oni funkcjonują w sztucznym świecie, to i ich przemyślenia są fałszywe"