Rząd jako nowotwór

avatar użytkownika elig

  "Jeśli już ktoś zgadza się z tym, że rząd jest niszczącym społeczeństwo nowotworem, to zazwyczaj dodaje, że w dalszej perspektywie z rządu nie da się po prostu na trwałe zrezygnować.". - ubolewa Gerard Casey, profesor filozofii z Dublina, w artykule "Świat bez państwa" opublikowanym w ostatnim numerze "PlusMinus", weekendowego dodatku do "Rzeczpospolitej" /13-14.10.2012/ Płatny dostęp do tekstu oraz jego obszerny fragment - /TUTAJ/.

  Ten numer "PlusMinus" jest w ogóle antypaństwowy. Na okładce mamy piękną ośmiornicę i napis "W mackach państwa", a w środku m.in. artykuł Dominika Zdorfa "Jak żyć, Ojcze Chrzestny?", w którym autor zastanawia się, czy lepsza jest władza mafii, takiej jak opisana w "Ojcu Chrzestnym", czy też rządy państwa? Wróćmy jednak do Caseya.

  Pisze on:

  "Rządy są odpowiedzialne nie tylko za obecny kryzys gospodarczy, bankowy, mieszkaniowy czy strefy euro. Ich największą zbrodnią jest instytucjonalizacja ubóstwa. Poprzez swoje systematycznie nieefektywne ingerencje gospodarcze, rządy tworzą i utrzymują na socjalnej smyczy całą klasę obywateli, którzy karmieni chlebem i igrzyskami przez współczesny odpowiednik cyrku, są systematycznie infantylizowani i pozbawiani możliwości ucieczki ze stanu ekonomicznego, ale i duchowego kalectwa. Tragedią jest to, że ludzie ci zbyt łatwo wierzą, że ich dozorcy są dla nich dobroczyńcami. (...)

  Bo ludzie ze swej natury nie są wyizolowanymi jednostkami; rodzą się, żyją i rozwijają się w społeczeństwie, czyli w systemie dobrowolnych stosunków między tymi jednostkami. (...) Wbrew temu też, co powszechnie się uważa, rząd i społeczeństwo nie są ze sobą nierozerwalnie związane jako uzupełniające się formy organizacji społecznej, ale są w istocie dla siebie konkurencją. Rząd i społeczeństwo walczą ze sobą o władzę, do tego ta walka jest grą o sumie zerowej. Jeśli trochę władzy zyskuje rząd, to społeczeństwo tę władzę traci, tak samo jeśli społeczeństwu uda się uzyskać jakieś kompetencje, to zdobywa je właśnie kosztem rządzących. (...) rząd jest niewątpliwie zainteresowany coraz większym ingerowaniem w życie obywateli oraz ograniczaniem ich wolności i własności. Wraz z postępującym rozrostem swych kompetencji, administracja coraz bardziej systemowo i systematycznie niszczy naturalne mechanizmy społeczne i zagraża naszej wolności w sposób zupełnie nieosiągalny dla zwykłego przestępcy.".

  I dalej:

  "Jeśli zapytalibyśmy wybitnego XVIII-wiecznego filozofa Davida Hume'a, skąd tak w ogóle wzięły się rządy, odpowiedziałby, że każdy rząd wywodzi się z uzurpacji i podbojów, bez żadnego przyzwolenia na nie ze strony rządzących.".

  Casey stwierdza dalej, że obecne rządy starają się mieć legitymizację demokratyczną, ale demokracja ta oznacza w gruncie rzeczy rządy oligarchii, w której od czasu do czasu zmieniają się oligarchowie. Zauważa też, że:

  "Zasadność istnienia silnego rządu została skutecznie wpojona nam w kościołach, szkołach, uniwersytetach i w mediach. Legitymizację tę podtrzymują rządowe rytuały (...) które mają dziś za zadanie ściśle łączyć naród z rządem." Zadaje potem pytanie:

  " Jednak dlaczego odpowiednich procedur i struktur organizacyjnych, które zapewniają rządy, społeczeństwo czy naród nie mogłyby wypracować sobie same?".

  I tu wreszcie dotarliśmy do zasadniczej słabości tez Caseya, a właściwie wszelkiej myśli anarchistycznej. Oczywiście, że społeczeństwa mogą to zrobić. Połowa westernów jest właśnie o tym. Gdy jednak takie struktury powstaną, to przejmą funkcje rządów i po niedługim czasie po prostu nimi się staną.

  W informacji na temat ostatniej ksiażki Caseya "Libertarian Anarchy - against the state" /TUTAJ/ czytamy:

  "Political philosophy is dominated by a myth, the myth of the necessity of the state. The state is considered necessary for the provision of many things, but primarily for peace and security. In this provocative book, Gerard Casey argues that social order can be spontaneously generated, that such spontaneous order is the norm in human society and that deviations from the ordered norms can be dealt with without recourse to the coercive power of the state.

  Casey presents a novel perspective on political philosophy, arguing against the conventional political philosophy pieties and defending a specific political position, which he identifies as 'libertarian anarchy'. The book includes a history of the concept of anarchy, an examination of the possibility of anarchic societies and an articulation of the nature of law and order within such societies. Casey presents his specific form of anarchy, undergirded by a theory of human action that prioritises liberty, as a philosophically and politically viable alternative to the standard positions in political theory.".

  Mamy jednak liczne przykłady, świadczące o tym, że taki "spontaniczny porządek" wcale wyłonić się nie musi. Najlepszymi są "upadłe państwa" w Afryce,. Weźmy taką Somalię. Centralny rząd przestał tam istnieć ponad 20 lat temu. Nic się jednak nie wyłoniło. Na większości terytorium kraju rządzą lokalni watażkowie, a najlepiej rozwija się piractwo. Nie jest to zachęcające.

  Tak więc ani Casey, ani inni anarchiści nie są w stanie odpowiedzieć na proste pytanie: Jeśli nie państwa i nie rządy - to co?

6 komentarzy

avatar użytkownika UPARTY

1. Po co komu państwo?-A jakie państwo?

Kiedyś bardzo mnie ciekawiło, dlaczego widzę wyraźna niechęć do polskości w historiozofii tak niemieckiej jak i siłą rzeczy również rosyjskiej. Otóż zrozumiałem to słuchając relacji rodziców o Powstaniu Warszawskim. Najbardziej mnie interesowała kwestia skąd ludzie brali jedzenie jak nie było sklepów. I wtedy dowiedziałem się, że jeden od drugiego. Niby proste, ale skoro ludzie mogą się sami wyżywić to po co im rząd? W tym momencie zrozumiałem nienawiść komunistów do powstańców. Oni upatrywali sensu swego istnienia w stawianiu ludziom barie i otwieraniu w nich furtek dla niektórych. Jeśli zaś ludzie mogli by sobie wszystko sami zorganizować to oni byli by nie potrzebni.
Skąd jednak wziął się taki cud jak samoorganizacja społeczeństwa podczas Powstania?
Okazuje się, że początek samoorganizacji społecznej jest bardzo stary, Najpierwej zjazd szlachty w Radomsku na przywitanie Królowej Jadwigi. NIe przyjechała więc szacowni mężowie uchwalili iż każdy z nich na czas bezkrólewia za wroga mieć będzie to kto bunty i awantury wszczynać będzie. Czyli. Każdy z nich osobno miała podjąć taka decyzję.
Natomiast nieco wcześniej w Europie Zachodniej przyjęto inne rozwiązanie. Wilhelm Zdobywca zakazał rycerstwu dokonywanie samodzielnej oceny tego czy dane zachowanie jest buntem czy awanturą. Rycerz mógł co najwyżej w tej sprawie zwrócić się do króla lub jego delegata. czyli zupełnie inna definicja praw i obowiązków społeczny.
Do tego jeszcze kwestia finansowania Kościoła. Od XIV w w Polsce szlachta ale później i wszyscy, zdobyli przywilej wyboru sposobu płacenia dziesięciny. Nie trzeba było wpłacać dziesięciny swemu proboszczowi. Można było np proboszczowi sąsiedniej parafii albo wręcz do klasztoru jak biskup się nie podobał. W Europie Zachodniej dziesięcina w zasadzie wszędzie była pobierana łącznie z podatkami i zawsze była dzielona zgodnie z zasięgiem terytorialnym administracji kościelnej. Tak więc za Zachodzie Kościół musiał dbać o dobre stosunki z włądzą a u nas z ludem. Tam władza płaciła Kościołowi a u nas ludzie.
Tak więc u nas zarówno władza duchowa jak i świecka zostały realnie uzalężnione od ludzi

"Zasadność istnienia silnego rządu została skutecznie wpojona nam w kościołach, szkołach, uniwersytetach i w mediach. Legitymizację tę podtrzymują rządowe rytuały (...) które mają dziś za zadanie ściśle łączyć naród z rządem." Zadaje potem pytanie:

" Jednak dlaczego odpowiednich procedur i struktur organizacyjnych, które zapewniają rządy, społeczeństwo czy naród nie mogłyby wypracować sobie same?".

Są narody, które to sobie wypracowały

uparty

avatar użytkownika michael

2. Są ciekawe i mądre pytania, na które sa tylko dziwne odpowiedzi

Przykład:
"Zasadność istnienia silnego rządu została skutecznie wpojona nam w kościołach, szkołach, uniwersytetach i w mediach. Legitymizację tę podtrzymują rządowe rytuały (...)"
Pytanie:
Dlaczego tak jest?
Odpowiedź:
Mechanizmy sprawowania władzy są rozległym systemem o rozproszonej inteligencji, który w Europie nigdy nie był związany z żadną demokratyczną tradycją. Nowożytna historia polityczna Europy, przez ostatnie tysiąc lat jest historią scentralizowanych systemów absolutnej władzy politycznej i ekonomicznej.


Cywilizacja europejska nie ma nic wspólnego z żadną tradycją demokratyczną, wszystkie systemy władzy politycznej i administracyjnej urządzone są zgodnie z regułami monarchii, dyktatury i absolutyzmu, taka jest także mentalność przeciętnego Europejczyka.

Przeciętny Europejczyk nie rozumie i nie jest nawet w stanie pojąć żadnych reguł demokratycznego sprawowania władzy, a jeśli jest mu źle, albo odczuwa negatywne skutki nie demokratycznej opresji ze strony rządzacej dyktatury, wtedy całkowicie odruchowo szuka sposobów na wzmocnienie absolutyzmu władzy, jako jedynego zrozumiałego dla niego rozwiązania.
Jeszcze mocniej chwycić ludzi za mordę. Może wtedy będzie lepiej.
Jeśli jest problem, należy oddać sprawe prokuraturze.

Absolutyzm nie polega na władzy króla, cesarza, dyktatora, dyrektoriatu albo innej mitycznej grupy, mafii lub oligarchii władzy. Absolutyzm jest zapisany w naturze zjawiska, które nauka nazywa "rozległym systemem o rozproszonej inteligencji".

O objawach działania takiego systemu pisał Jarosław Haszek w epopei "Dobrego Wojaka Szwejka", Cyril Northcote Parkinson w "Prawie Parkinsona", albo Franz Kafka w słynnym "Procesie". To nie były satyryczne utwory pisane dla smiechu, to były calkiem poważne i ponure diagnozy. Przekonała się o tym Anna Fotyga, borykająca się z martwym i wrogim oporem masy inercji Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Przekonała się o tym Zyta Gilowska, mówiąc publicznie o urzędniczej dywersji, blokującej wszelkie próby reformy finansów państwa. Nawet Palikot, próbujący uruchomić choć tylko jedno okienko, dostał po nosie od tego systemu.

Ostatnim antyabsolutystycznym buntem w Europie była mocno przereklamowana rewolucja francuska w końcu osiemnastego wieku. Skutkiem tego buntu, było wzmocnienie europejskich absolutyzmów oraz ich dyfuzja i przerzuty we wszystkie systemy sprawowania władzy. Na wierzchu jest pseudodemokratyczny "mandat", a pod powierzchnia wulgarna i nieludzka dyktatura. O takim mandacie mówił ostatnio Donald Tusk przy okazji wykorzystania tak zwanego głosowania w sprawie wotum zaufania. To nie jest żaden nowy mandat, ale mechaniczne wykorzystanie ostatniego wyniku wyborów. Raz zdobytej władzy nie oddamy, a do jej osłony wykorzystamy wszelkie dostępne nam chwyty.
Tacy Oni są.
To nie jest biurokracja.
To jest system i Jego aksjologia.

avatar użytkownika elig

3. @UPARTY

To bardzo ciekawe. Nigdy by mi nie przyszło do głowy wiązać zdolności do samoorganizacji ze zjazdem szlachty w Radomsku. Niemniej coś w tym jest. Warto pamiętać, że szlachta w Polsce była liczna, a jej tradycje rozpowszechniły się na cały naród. Na Zachodzie tak nie było. Tam przeważyło mieszczaństwo.

avatar użytkownika elig

4. @michael

W tej chwili to raczej rządy oligarchii niż dyktatura. Casey to zresztą zauważa. To prawda, że mamy wokół systemy hierarchiczne. Ich opór bywa potężny. Tusk też tego doświadcza, stąd te jego "gabinety polityczne", które niestety powiększają tylko ogólny chaos.

avatar użytkownika UPARTY

5. Wszystko na tym świecie ma swój początek, środek i koniec

To samo dotyczy zjawisk społecznych, pewnych pojęć doktrynalnych powodujących, że ludzie są przeświadczeni o słuszności takiego a nie innego zachowania. Poza tym bardzo trudno zbudować jest dom o innym planie niż plan fundamentów. W Polsce, oprócz tych dwóch swobód była jeszcze trzecia, nie znana nigdzie indziej instytucja. Był nią urząd wojskiego, który miał dbać o mir domowy w czasie, gdy mężczyźni udawali się na wojnę. Ten urząd wybierany spośród sąsiadów wyjmował niejako stosunki rodzinne spod władzy królewskiej- obecnie państwowej. Dzięki temu rodzina mogła się dużo swobodniej kształtować niż na zachodzie Europy a prawa kobiet były o wiele lepiej chronione. Jak było bardzo źle to kobieta mogła się zwrócić do sąsiadów o pomoc przedłużając niejako mandat wojskiego na czasy pokoju i nie było to naruszeniem jakiejś "świętej zasady. To samo dotyczyło opieki na sierotami. Jeszcze w latach 90-tych znam przypadek spod Łodzi, gdzie sąsiedzi zaopiekowali się nieletnimi sierotami. Ludzie się zebrali i powiedzieli wójtowi, by się nie mieszał do sprawy tej rodziny. Odświeżyli im dom i zapewnili utrzymanie oraz pokryli koszty edukacji. Dzieci do szkoły jeździły autobusem i pewnego dnia okazało się, że autobus nie ruszył z przystanku, bo.... właśnie jedna z sierot na tym przystanku miała wysiąść do szkoły (pokrywanie kosztów przejazdu polegało na tym, że te sieroty otrzymały przywilej jazdy na gapę). Dopiero jak chłopak wyjaśnił, że jedzie do przychodni na badania autobus ruszył! To jest autentyczne!
To też jest skutek powołania 800 lat temu instytucji wojskiego.

uparty

avatar użytkownika elig

6. @UPARTY

Teraz już się o tym nie pamięta. A szkoda....