Uciekajcie śledzie, celebryta jedzie!

avatar użytkownika MagdaF.

 

 

 

 

Zaleceniem dyplomowanych właścicieli czarnych kozetek,  lekarzy i farmaceutów, a także wszystkich  bezdyplomowych samouków, zajmujących się hobbistycznie ludzką „psyche”, czyli szamanów, czarowników i uzdrowicieli, jest regularny odpoczynek od polityki. Przynajmniej jeden dzień w tygodniu poświęcony innemu zajęciu, który służyć ma nie tylko relaksowi, oczyszczeniu aury i  wyciszeniu emocji, czyli eliminacji z osobistego idiolektu wyrazów niecenzuralnych, głównie na „Q”, ale i pozytywne naładowanie akumulatorów energią czystą, nieskażoną czarnym urokiem polityków, posłów, ministrów a nawet  tych, którzy ich opisują.

 

Bo polityka na dłuższą metę jest dołująca. Szczególnie ta aktualna, prowadzona w imieniu PO i PSL i na przekór stwierdzeniom naukowców, że nasz kraj położony jest poza obszarami sejsmicznymi, regularnie od pięciu lat sprawia, że jesteśmy nawiedzani mniejszymi lub większymi wstrząsami, które demolują Polskę i życie Polaków. Choć ich epicentrum jest zmienne, zawsze sytuuje się w głównych kolebkach obu rządzących partii, ze szczególnym uwzględnieniem terenów nadmorskich, co, jak każdy wie, jest naturalną konsekwencją bliskości morza i bałwanów.  Reakcje organizmu na przedawkowanie takiej polityki, od mdłości, agresji, na koszmarach  sennych skończywszy, jest odruchem  najzupełniej naturalnym; dlatego tylko naturalne metody mogą być na nie odtrutką. Należy więc je zastosować, bo czy może być bardziej koszmarny sen niż ten o Michale Tusku, który daje klucze do samolotu OLT przebranemu za pilota swemu tatusiowi? Albo o zachłannym strażniku ukrytego złota, mitycznym gryfie, z twarzą Marcina Plichty?

 

Nie mniej szkodliwe są koszmarne jawy nieoczekiwanie wychodzące na jaw: o generale, który już nie może wyprzeć się współpracy z bezpieką, więc twierdzi, że służyła ona „wyciąganiu informacji z drugiej strony” i o Józefie Bąku, który z narażeniem na zdemaskowanie wszedł w struktury mafijne OTL, by je wyśledzić i bohatersko zaaresztować samolot. Choć należy dziękować Bogu, że nie zatrudnił się w rosyjskiej spółce handlującej bronią, bo jego tatuś  musiałby zlikwidować cały kontrwywiad. W tym kontekście informacje  byłego „zmęczonego” procentami posła z PSL,  który radzi, jak łamać prawo, czy ministra sprawiedliwości, że sędziów rozliczy instancja „wyższa” a zarekwirowana „marycha” służy szczytnym celom naukowym,  są śmiesznie nieszkodliwe,  choć ostatni news o profesorze okuliście, przywracającym komercyjnie wzrok, jest tu akurat informacją budującą. Szczególnie, jeśli pacjentami są wyborcy Platformy.

 

Postanowiłam więc jeden dzień przeznaczyć na zajęcia relaksujące, na świat celebrytów (i nie myślę tu bynajmniej o europośle Marku Migalskim), świat „gwiazdorzenia”, czerwonych dywanów, wyszukanych strojów, fryzur i makeupów, czyli tego wszystkiego, co czyni życie łatwiejszym, mniej skomplikowanym (jak uważa Kasia Tusk na swoim blogu)  i wszyscy ci, łącznie z Dodą, którzy, zajęci narracją skupioną tylko wokół siebie, mają głęboko politykę i polityków. Zaczęłam od przeglądania stron plotkarskich i newsów z „wielkiego świata”, później przejrzałam kilka kolorowych pisemek, które mają w tytule obco brzmiące imię żeńskie i ogarnął mnie strach. Taki sam, jak po obejrzeniu konferencji prasowej Tuska, donosach Grupińskiego na IPN czy wypowiedziach Niesiołowskiego. Strach, o którym nie zdają sobie sprawy czytelnicy takiej lektury czy widzowie polskich seriali, tok-showów, programów parakulturalnych i wszelkich Can you… czy Must be…, wypływający ze smutnej prawdy, że  celebryci są dla nich takim samym zagrożeniem, jak politycy. Potrafią dopaść o każdej porze dnia, od bladego świtu,  przy „Kawie czy herbacie”,  „Poranku TVN24”, w których  brylują panie „dziennikarki” obdarzone zamiast wykształcenia, jedynie słabą dykcją,  czy w programie "Pytanie na Śniadanie", gdzie misją jest promocja wyuzdanych zachowań seksualnych i innych  podobnych zboczeń, aż po wczesne godziny nocne. Wtedy, śpiące już panie, zastępuje męski rodzaj celebrytów, zastanawiających się nieustannie jak dobrze wyglądać po 40-stce, dobiegające do 50-tki intelektualne przedszkole lub całkiem „trzecia płeć” w hardcorowym wydaniu duetu „Woli i Tysio”.

 

Przez okrągły dzień, regularnie co kwadrans, wpadają do naszych domów celebryci i straszą  menopauzą, prostatą, grzybicą, parodontozą czy inna zgagą;  piękna pani domu w białych rękawiczkach czyha na kurz w naszych mieszkaniach, a kucharka doskonała, czując oddech konkurencji nowego programu You can eat  ze zdwojoną siłą trzepie lokami nad naszymi garnkami. Za nasze pieniądze, Drodzy emeryci i renciści, zawzięci oglądacze całego tego prymitywizmu i tandeciarstwa rodzimego i obcego, przywleczonego zza oceanu, kalającego język polski,  promującego antykulturę, antyrozrywkę i antywzory. Ich  medialny byt i szokująco wysokie stawki zależą tylko od nas, od liczby oglądających program, od społeczeństwa na garnuszku złodziejskiego ZUS i pracujących za 1500 zł miesięcznie. Od kupujących ten cały kolorowy, papierowy i plotkarski chłam  z życia gwiazd i gwiazdeczek. Tam też sieje grozą. Zwierzenia przeróżnych  „-holików”, sesja bieliźniana Doroty Wellman (prawie jak Krzywonos), seks w niewielkim mieście, czyli kto nie nosi bielizny lub co sobie  wymienił, powiększył, podniósł, wyprasował, gdzie, za ile i dla kogo; kto bierze ślub, rozwód i kto ma raka i gdzie. Im gorszy produkt, tym lepiej się sprzedaje. Wystawa pudli i pudelków przystrojonych przez podobnych im „kreatorów” mody. Świat alternatywny, wypełniony prymitywną, więc łatwą do przyswojenia rozrywką i nakazujący myślenie zgodne z obowiązującymi trendami.

 

A gdy wieczorem, zmęczeni lansem celebryci idą  w przysłowiową „Polskę”, zalegają modne kluby i restauracje, szastają naszymi pieniędzmi, bawią się i piją do upadłego, by dostarczyć tematów kolejnym tabloidom, my, zmęczeni ich obecnością w naszym domu, szykujemy się do snu śniąc o fatamorganie. I niech nie przyjdzie nam do głowy wychodzenie na żaden spacer przed snem. Bo kolejny celebryta na ferrari,  który już dawno powinien być osądzony za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, tym razem przesiadł się na skuter i grasuje po przejściach dla pieszych. On i tak po zdjęciu kasku będzie niewinny, a wy zapłacicie mandat. A w razie poważniejszych obrażeń nie możecie liczyć na żadne przywileje, lotnicze pogotowie, nieplanowane operacje czy kosztowną rehabilitację. I niech wam nie przyjdzie do głowy podawać ich do sądu, oni mają niepisany immunitet zwany „pomrocznością jasną” i jeśli ktokolwiek pójdzie siedzieć to Wy.

 

Ma rację Beata Pawlikowska, która w jednym z wywiadów stwierdziła, że nie ma ludzi białych, żółtych, czarnych i czerwonych, po tym, jak pewien szaman w dżungli amazońskiej posmarował ją przezroczystym sokiem z tajemniczych owoców, po którym jej twarz zrobiła się czarna. Ma rację, bo są tylko ludzie mądrzy i głupi. Mądrzy, którzy nie wierzą politykom i celebrytom,  i głupi, którzy za nich  płacą. „Kocham cię, Polsko!”.

 

 

Tekst opublikowany w nr.35/2012 Wrszawskiej Gazety

 

 

Serdecznie polecam moją książkę: 

 

 

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

 

 

1 komentarz

avatar użytkownika wiw-apolonia

1. Uciekajcie śledzie, celebryta jedzie!

Polecam do obejrzenia PO - gdańskich koni pociągów na lotnisku Lecha Walesy,

Bardzo ciekawa galeria !

http://www.epgd.net.pl/fotogaleria.php?kategoria2=343&galeria=big

 WiW