Wojna domowa to dla nas zagłada

avatar użytkownika Jan Kalemba

Pan Piotr Lisiewicz z Gazety Polskiej coraz częściej daje się prowokować do retoryki wojennej w sporze politycznym, a przecież zbrojne konflikty wewnętrzne są straszliwie wyniszczające. Przypomnijmy niektóre wojny domowe z ostatnich niewiele ponad 200 lat.

Francuska prowincja Wandea w 1793 r. podjęła walkę w obronie monarchii i kościoła katolickiego, a rewolucyjny Komitet Ocalenia Publicznego nakazał bezwzględną pacyfikację i wymordowanie wszystkich mieszkańców departamentu. Wielu historyków uważa, iż miało tam miejsce pierwsze ludobójstwo współczesności.

Bitwy wojny secesyjnej w USA lat 1861-65 przypominały wzajemne wyżynanie się w pień, a obozy jenieckie były w istocie sadystycznymi mordowniami. W rezultacie około trzy czwarte miliona żołnierzy amerykańskich poniosło śmierć, a kolejne ćwierć miliona zostało kalekami. Dla porównania – w drugą wojnę światową poległo niecałe 300 tys. żołnierzy USA.

Specjalnością wojny domowej w Hiszpanii w latach 1936-39 były masowe rozstrzeliwania. Jeńców nie brały obie strony i zabijano natychmiast schwytanych przeciwników. Poza tym, wkraczając na zdobyty teren, rozstrzeliwali z definicji – republikanie księży, zakonników i zakonnice, a rojaliści wszystkich podejrzewanych o poglądy lewicowe.

W latach 90. na terenie rozpadającej się Jugosławii wynaleziono w istocie trójstronną wojnę domowa. Biły się pomiędzy sobą odłamy plemienia serbskiego, które historia podzieliła religijnie na prawosławnych, katolików i muzułmanów. Antagonizmy rozkładały się równo, tłukli przeto z równym zapałem – katolicy muzułmanów i prawosławnych; muzułmanie katolików i prawosławnych; prawosławni katolików i muzułmanów. Natomiast główną rozrywką trzech stron konfliktu było strzelanie do cywilów z karabinów snajperskich lub moździerzy.

Dla dzisiejszej Polski taki konflikt byłby zabójczy, a bez tego jesteśmy w stanie katastrofy demograficznej oraz na skraju gospodarczej. Na razie wojna toczy się tylko na słowa, a w sferze moralnej już poczyniła takie spustoszenia, że jedna strona akceptuje zaniedbania w ochronie Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej – co wystawiło go na śmierć – bo był przeciwnikiem politycznym. Seanse nienawiści na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, po pół roku zaowocowały natomiast mordem politycznym w Łodzi...

Wiem, że zablokowane zostały kanały dialogu społecznego. Wychodzą co prawda gazety różnych opcji, ale czyta je kilkaset tysięcy, z pewnością mniej niż milion osób. Podobnie rzecz ma się z portalami internetowymi. W Polsce żyje natomiast ok. 30 mln. dorosłych obywateli i prawie wszyscy oni oglądają telewizję. Tu zaś ogólnie dostępne kanały opanowane są przez opcję wrogą nurtowi konserwatywno-patriotycznemu.

Wydaje się, że położenie polityczne Polski jest bez wyjścia. Impas ten – jak uważam – musi być przełamany. Jedną z metod jest dotarcie do ludzi obojętnych oraz „młodych wykształconych”. W pierwszej kolejności powinno się skończyć z szokowaniem ich naszą odmiennością zewnętrzną. Wszystkie osoby, nurtu konserwatywno-patriotycznego, występujący publicznie powinny przeto popracować nad swoim emploi.

Polityka wymaga wyrzeczeń i poświęceń. Warto więc chyba zatrudnić konsultantów od mody, wizerunku oraz wymowy. Niełatwo zdobyć powszechną sympatię osobom nadmiernie egzaltowanym – może to być pomylone z tzw. „nawiedzonym maniactwem”. Podobnie jest z hipisowskim zamiłowaniem niektórych facetów do niedbałego wyglądu, szczególnie długich włosów. Natomiast dżentelmen pod 40-tkę – na przykład pan poseł Wipler – nie może szczebiotać głosikiem prymuska z liceum – trzeba iść do logopedy i nauczyć się wymowy dorosłego chłopa...

Czy warto kpić ze „światowych” gadżetów tak ulubionych przez „młodych i wykształconych”? Pamiętam jak mnie denerwowały kpiny z moich dżinsów Levi’s, z tak wielkim trudem zdobytych, a na przełomie lat 50. i 60. nie było to proste. A jak pokolenie naszych rodziców kpiło z ukochanego przez nas Elvisa Presleya. Pamiętam też, jakie idiotyzmy potrafiłem wyczyniać jeszcze w wieku 30 lat...

Pod koniec ubiegłego roku zamieszkałem pomiędzy „młodymi wykształconymi” na warszawskiej Białołęce. Biedne zagubione stworzenia tyrające po 12 godzin dziennie i trzęsące się ze strachu przed managementem, kursem franka, przed wszystkim, a najbardziej przed jakąkolwiek zmianą rzeczywistości...

Nie ustawajmy w próbach dotarcia do nich!

7 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @Jan Kalemba

Witam,

Pan Piotr Lisiewicz z Gazety Polskiej nie wyrósł nigdy z nurtu pomarańczowej alternatywy i sztubackich wygłupów . Akurat traktowanie poważnie wezwań do rewolucji w wykonaniu faceta, który w przebraniu jelonka lata po mieście, to drobna przesada.

Co zaś do :

"Biedne zagubione stworzenia tyrające po 12 godzin dziennie i trzęsące się ze strachu przed managementem, kursem franka, przed wszystkim, a najbardziej przed jakąkolwiek zmianą rzeczywistości..."
pełna zgoda. Strasznie mi ich żal. Jak sobie przypomnę moją młodość, stosunki w pracy, które owocują do dzisiaj prawdziwymi przyjaźniami, to mi ich żal.

Sami ich popchneliśmy w ten wyścig szczurów i i "integrację" wymuszaną wyjazdem grupowym z firmy, na który jadą z coraz wiekszym lekiem, strach o pracę, donosy na kolegów, którzy mogą być zagrożeniem...

Ale żadnej rewolucji w sensie "francuskiej" czy "serbskiej" w Polsce nie będzie, więc tez nie ma co straszyć po próznicy, bo jakis facet ze sztucznym porożem zarabia na wierszówkach.

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Jan Kalemba

2. Pani Marylo

Ukłony

Jan Kalemba
avatar użytkownika Józuś

3. Gazeta Polska?

Jest to dziwna gazeta, o dość niskim poziomie merytorycznym. Nie napisze, że jest moja, ani nasza. Nie wiem.

Józuś

avatar użytkownika UPARTY

4. Gazeta Polska jest jedyną "naszą" gazetą, bo innej nie mamy!

Jeśli chodzi o Piotra Lisiewicza, to wbrew pozorom jest on jednym z najpoważniejszych dziennikarzy w Polsce, jednym z najbardziej przenikliwych. To, że zwraca uwagę na wielkie problemy żartując samym sobą, oznacza tylko to, że inna droga przykucia uwagi społecznej mogła by być ryzykowna dla niego. Błazna nie ma co zbijać, bo to błazen i po stanowisko nie będzie sięgać. Gdyby starał się zachowywać dostojnie to nie wiadomo czy był między nami. Moja prywatna lista "przedziwnych wypadków śmiertelnych" jest bez porównania dłuższa od tej oficjalnej.
Jeśli zaś chodzi o "wojnę domową", to też ma rację. My do tej pory zachowywaliśmy się dziwacznie. My twierdziliśmy że "z nimi" gramy w szachy a oni grali i dalej grają z nami w oszukiwanego salonowca. Oczywiście, że taka postawa miała sens, w momencie gdy nasi przeciwnicy byli silni, skoro wiedzieli, że my gramy w szachy nie bili aż tak mocno, jakby bili gdyby czuli się zagrożeni. Ponieważ wydaje się że teraz słabną to być może jest jeszcze ( już?) czas do zmiany postawy.
Jeśli chodzi o "dobre rady" w postaci aktywizacji politycznej ludzi biernych, to jest to pomyłka. Takich wbrew pozorom nie ma.
Ci co nie chodzą na wybory sa lemingami i to bardzo praktycznymi. Oni są tak zajęci realizacją swoich bezpośrednich interesów, ze w ich siatce pojęciowej nie mieści się nawet 5 minut poświęcone na sprawy publiczne, pójście na wybory to z reguły dłuższa sprawa- czasem 20 min lub pół godziny. Czyli coś co jest całkiem wykluczone.
Co do zaś nadania naszym politykom modnego wyglądu, by ułatwić im dotarcie do nieczynnego obecnie elektoratu, to tez pomysł chybiony. MY nie możemy uzależniać trwałości naszego ewentualnego rządu od poparcia ludzi nie z naszego środowiska. Bo wtedy oni zajmą pozycję banku. Najgorszą rzeczą jaką bank może uczynić naiwnemu klientowi jest udzielenie kredytu na inwestycję jego życia. Np. na budowę biurowca. Człowiek zainwestuje w przedsięwzięcie wszystkie swoje pieniądze i na powiedzmy 20% inwestycji weźmie kredyt, pod zastaw oczywiście całego budynku. Na miesiąc przed zakończeniem budowy bank wypowiada kredyt. Człowiek oczywiście nie ma z czego go zwrócić i bankrutuje wzorowo prowadząc inwestycję. Traci przy okazji dorobek całego życia. Uzależnienie się od poparcie nie swoich wyborców byłoby skrajną nieodpowiedzialnością.
A nawiasem mówiąc mnie nie przeszkadza to, że posłanka Szczypińska poszła do Sejmu z torebką kupioną na bazarze ale za to opatrzoną logo Diora, bo nawet jak słyszała o firmie Dior, to nie znała wyglądu jego logo. W końcu w jej rodzinnym mieście nie było sklepu tej firmy , a ona do Sejmu trafiła po to by reprezentować swoje miasto a nie po to by aspirować do "wyższych sfer".

uparty

avatar użytkownika Jan Kalemba

5. @ Uparty

Gazetę Polską czytam od czasów, gdy zaczęła wychodzić jako dziennik Nowy Świat. Nie wiem jednak czemu miałbym nie uznawać np. Naszego Dziennika za "naszą" gazetę.

Wśród wielu Pana spostrzeżeń budujących dialog - choćby tylko po stronie konserwatywno-patriotycznej - widać też chyba sekciarskie zacietrzewienie, które od dziesiątków lat rozwala zwartość polskiej prawicy. Przez takie zacietrzewienie, jakże łatwo jest nas skłócić i podzielić.

Wymieniajmy jednak myśli i starajmy się korygować błędy.

Pozdrawiam

Jan Kalemba
avatar użytkownika UPARTY

6. Oczywiście nikt nie może być sędzia we własnej sprawie,

ale powiem tak: największym problemem naszego środowiska są ci, którzy chcą je upodobnić do obozu przeciwnego. W tamtym obozie na prawdę nie ma nic dobrego. Na prawdę sądzę, że wszelkiego rodzaju stoicyzm, czy nawet para stoicyzm jest satanizmem. Wszystko co zawiera choćby elementy stoicyzmu jest złe, złe w podstawowym znaczeniu tego słowa.
Wytłumaczę o co mi chodzi w krótkich słowach. Kuszenie Chrystusa była to propozycja megagiantycznej łapówki. Wszystkie królestwa tego świata - to dużo, ale żeby ta łapówka była realna, to znaczy, że musiała istnieć w ówczesnym świecie realna możliwość ich zdominowania. I rzeczywiście ok 30 roku po Chrystusie w nieodległej od Jerozolimy Aleksandrii zaczęła się prześwietna kariera niejakiego Seneki.
Wszystkie obietnice składane Chrystusowi przez szatana w nim się ucieleśniły. Po pierwsze stał się jednym ciałem z cesarzem, bo z nim obcował, zdobył majątek szacowany na ponad 50 % wartości cesarstwa- co w ówczesnym systemie prawnym czyniło go właścicielem wszystkiego a na dodatek umarł w komforcie śmiercią samobójczą. Do ostatniej chwili życia dyktował swoje (?) myśli.
Nie chcę w tym miejscu powtarzać wszystkich jego myśli, ale ze względu na podobieństwo do Ewangelii dla osób mniej podejrzliwych mogą one stanowić jej komentarz lub nawet "twórcze rozwiniecie". Doszło nawet do tego, że chciano go okrzyknąć "honorowym chrześcijaninem" . Ale Boga dla niego jest jeden i jest sumą wyobrażeń o Bogu wszystkich ludzi. Dobry uczynek nie wymaga żadnej rekompensaty , bo fakt iż się go uczyniło jest już wystarczającą za niego zapłatą. Wynika z tego, że najlepszy człowiek musi umrzeć po trzech tygodniach, bo mniej więcej tyle można przeżyć bez jedzenia. Bo skąd ma mieć na jedzenie człowiek czyniący dobre uczynki, itd, itp.
Nasza mowa ma zaś być prosta tak, tak, nie , nie- reszta pochodzi od złego. W tej kwestii, ale tylko w tej kwestii rzeczywiście jestem zacietrzewiony. I wszystkim też tak radzę.

uparty

avatar użytkownika Jan Kalemba

7. @ Uparty

Nie patrzmy zbyt wysoko, bo idąc nie zauważymy przeszkody, przez którą upadniemy.

A gdzie mi tam do osobistości, przez Pana przywołanych.

Jan Kalemba