Po prostu w i e m ... (8)

avatar użytkownika guantanamera

     


       To wydarzenie miało miejsce już po okresie czasu, w którym chcę zamknąć moje wspomnienia, ale łączy się z nimi integralnie... Mogłabym zamieścić tę relację gdzieś na końcu, ale wtedy stałaby się czyś w rodzaju podsumowania, pozornym epilogiem. A przecież zło nigdy nie wypowie ostatniego słowa - nie będzie pisać zakończeń ani epilogów. Zwieńczeniem, a jednocześnie początkiem mojej opowieści są słowa wypowiedziane 160 lat temu. Aktualne bardziej niż całe zło świata.

To wydarzenie miało miejsce 2 albo 3 września 2001 roku. Telefonuje do mnie Pani Stasia Wernik. Skarży się, że do Stanów Zjednoczonych za kilka dni wyjeżdża na całe dwa miesiące Tadzio, młody człowiek, który jest jej serdecznym, wypróbowanym przyjacielem. A pani Stasia jest przykuta do łóżka i ostatnio ciężko chora. Jej nogi wiele lat temu odmówiły posłuszeństwa z powodu straszliwej deformacji stawów kolanowych. To efekt pobytu w III Rzeszy, dokąd została wywieziona we wrześniu 1944 roku, w ramach represji za Powstanie Warszawskie. Wzięto ją, razem siostrą bliźniaczką, z ulicy, w letnim ubraniu, w podkolanówkach - i tak przeżyła zimę roku 1944. Miała 22 lata, 153 centymetry wzrostu i ważyła 42 kilogramy. Ale w cukrowni pod Magdeburgiem musiała dźwigać, nakładać na wózek, przewozić - ciągnąc wózek - zdejmować i układać na rampie, wory po 50 kilogramów każdy, przez 12 godzin każdego dnia, od września do grudnia 1944 roku.

W hitlerowskiej niemieckiej III Rzeszy przetrzymywano ją niedługo - ledwie osiem miesięcy, do wyzwolenia, więc za swoją niewolniczą pracę na początku otrzymała z fundacji pomocy „Polsko-Niemieckie Pojednanie” niewiele, bo ... 320 złotych! A ileż to wymagało zachodu, ile biegania po urzędach, pisania odwołań, kopiowania dokumentów! Dopiero na kilka tygodni przed śmiercią otrzymała pierwszą ratę z funduszu odszkodowań. Kilkaset złotych z początkowo przewidzianej kwoty zagarnęli niemieccy specjaliści od finansowych spekulacji, do Niej zdążyło dotrzeć 2600 złotych. Tyle za reumatyzm, który zaczął się w cukrowni w Oscherschleiben, za głód w czasie wojny, utratę mieszkania w Warszawie, przymusową przeprowadzkę z rodziną do Wrocławia, za trudne życie. Za to, że od wielu lat kulała, potem z trudem poruszała się bez kul albo pomocy, od dawna nie wychodziła z domu, a ostatnie lata już tylko leżała.

Odkąd Pani Stasia przestała wychodzić pomagali jej sąsiedzi i znajomi - wśród nich wielu związanych z parafią i wrocławskimi ugrupowaniami katolickimi - należała do Koła Żywego Różańca w parafii Świętej Rodziny. Tadzio - tak go zawsze nazywała - zaczął odwiedzać Panią Stasię jeszcze jako student, członek diakonii pomocy w duszpasterstwie akademickim. I już na zawsze, do końca, pozostał przyjacielem pani Stasi.

I teraz, kiedy pani Stasia umiera, choć my w to nie chcemy uwierzyć, Tadzio ma odlecieć do Stanów Zjednoczonych na stypendium naukowe. Pani Stasia cieszy się, że otwiera się przed nim wielka szansa, ale jest jej tak bardzo przykro...

             W czasie gdy Pani Stasia żali się przez telefon, płacząc, to przed moimi oczyma, w pokoju, w którym stoję odwrócona od okna, pojawiają się drapacze chmur, okolone kłębami ognia i dymu. Wiem, że to Stany Zjednoczone, nie wiem jakie miasto, przyglądam się, stwierdzam, że to musi być Nowy Jork, Manhattan, nigdzie nie ma grupy tak wysokich budynków... Drapacze chmur są jak makieta, albo obiekty widziane z bardzo daleka i z góry. Widzenie trwa niedługo, ale przynajmniej kilkadziesiąt sekund, rozmawiam obserwując kłębiący się czarny dym i płomienie. - Co to jest, co to za brednie? - myślę jak zwykle - a wtedy w mojej świadomości pojawia się inny środek wyrazu - słowo„terroryzm”. Teraz już po prostu w i e m, że Tadzio do Stanów Zjednoczonych w przewidzianym terminie na pewno nie odleci. Ale gdy jednym torem dociera do mnie, że w Stany Zjednoczone uderzą terrorystyczne zamachy, to drugim torem myślę: „- Bzdura - terroryści nie są w stanie wywołać a ż takich spustoszeń!”. Tak reaguję na większość przeczuć, na które przecież naprawdę nie mam żadnego wpływu. Ale - równocześnie - przypominam sobie wcześniejsze doświadczenia i rozumiem, że to jednak może wydarzyć się naprawdę.

Co do jednego nie mam  n a j m n i ej s z ej  wątpliwości: - Może być Pani absolutnie pewna - mówię z mocą do płaczącej Pani Stasi - 12 września Tadzio na pewno do Stanów nie odleci!

Kiedy kończymy rozmowę, poruszona wizją usiłuję modlić się  - jak to zwykle czynię w podobnych sytuacjach. Ale nie mogę, nie jestem w stanie. Przed katastrofą Challengera miotałam się przez prawie dwa tygodnie - modląc i poszukując ratunku. Wtedy miałam przekonanie, że można było zapobiec wydarzeniu. Tym razem moja modlitwa zatrzymuje się - jak na jakiejś niewidzialnej granicy – i poza nią nie może się przebić. Wszystko co ma się wydarzyć mogę jedynie powierzyć Bożemu Miłosierdziu. A potem wypieram dziwne widzenie ze swojej świadomości i o wszystkim zapominam.

Aż do dnia 11 września 2001 roku. Teraz widok, na który patrzyłam stojąc we własnym mieszkaniu oglądam w telewizji - tyle, że z dołu i jakby z innej strony. Nigdy nie zobaczyłam ujęcia, które byłoby identyczne z tym oglądanym podczas rozmowy prowadzonej z Panią Stasią przez telefon na ponad tydzień przed zamachem.

Ktoś może zapytać: - Jak można było zapomnieć o tej wizji, jak można podobne widzenie wyprzeć ze świadomości? Odpowiadam: To była przecież tylko wizja. Widok, który pojawił się na kilkadziesiąt sekund - prawie jak wspomnienie sceny z filmu - i myśl, która trwała niewiele dłużej - tylko myśl.

A ludzie ginący z głodu? Ich tragedie nie są żadną proroczą antycypacją przyszłych wydarzeń - umierają naprawdę, każdego dnia umierają na świecie z głodu ludzie - podczas gdy w tym samym czasie przekazanie przez rolnika sąsiadowi nadwyżek mleka jest w Unii Europejskiej obłożone karami! A skoro można codziennie wypierać ze świadomości prawdziwą śmierć milionów ludzi nienarodzonych - i dalej żyć - jakby nigdy nic, jakby się nic nie stało... Przecież ci ludzie są mordowani nie w przywidzeniach, ani wizjach, ale naprawdę, każdego dnia - dziesiątkami, setkami, tysiącami. Będą zabijani dziś, jutro i pojutrze... A dobijanie chorych w szpitalach - w krajach sytych i dostatnich – nazwane „dobrą śmiercią” - eu- tanazją? Ktoś, kto codziennie wypiera ze świadomości tę ludzką hekatombę nie może dziwić się, że chciałam zapomnieć o czymś, co było zaledwie wyobrażeniem płonących wieżowców! Tylko myślą - nie zrealizowaną, nie sprawdzoną.

 

Kiedy zastanawiam się dlaczego atak na World Trade Center zobaczyłam prawie dwa tygodnie przed jego realizacją nagle przychodzi olśnienie: błąd tkwi w sposobie postawienia pytania! Nie chodzi o to dlaczego j a wiem wcześniej o wybuchu Challengera i widzę pożary drapaczy chmur. Pytanie trzeba postawić inaczej: skoro w ogóle możliwe jest prorocze przewidywanie, to czemu nie widzą wydarzeń właściwi ludzie? Czemu wybuchu Challengera nie przewidzieli kierujący lotem w NASA - choć docierały do nich nie wizje, ale najzwyczajniejsze w świecie ostrzeżenia, te przekazywane przez producentów pierścieni?! To przedstawiciele NASA powinni byli szaleć z niepokoju przed startem promu, w styczniu 1986 roku, nie ja!

Dlaczego kłębów dymu nad wieżowcami Manhattanu nie zobaczyli dwa tygodnie wcześniej sekretarz obrony USA i dyrektor FBI? Czy nie pracownicy FBI i Pentagonu albo prezydent George Bush powinni byli ujrzeć ten ogień i dym podczas swoich rozmów telefonicznych? Więc czemu nie oni - ale ja, osoba bezradna i pozbawiona możliwości oddziaływania, zostałam adresatem tak strasznych przestróg?

Wydaje mi się że znam odpowiedź: tamci ludzie nie otrzymują właściwych przestróg dlatego, że ich nie c h c ą. Po prostu – nie chcą. Lekceważą znaki. Dają posłuch agentom i szpiegom, wywiadowcom i specjalistom od urządzeń – podglądających, podsłuchowych. To im bardziej odpowiada, na tym się opierają.. Kłamstwem i podstępem usiłują przełamać, zwalczyć i przechytrzyć cudze podstępy i kłamstwa. Mają własne systemy obrony – tak samo obłędne jak systemy ataków.

Przestrogi i znaki do nich nie docierają, bo oni je lekceważą....

Nie polecam im oczywiście korzystania z porad wróżek i jasnowidzów - nie bez powodu Bóg nakazuje odrzucać wszelkie widzenia i zjawy. Ale - czy oni się po prostu modlą? Czy nie powinni spytać o radę Ducha Świętego? Może będą mogli - jak kiedyś Apostołowie - powiedzieć: - Postanowiliśmy, Duch Święty i my ... Może by zapytali poetów! Oby ktoś - kiedyś - nie musiał napisać o nas tego, co Bruckberger pisał o Izraelu: Wielkim nieszczęściem cywilizacji zachodniej było, że jej losy znajdowały się w rękach prawników, a nie poetów.

Wiem dlaczego zobaczyłam pożar i dym nad Manhattanem, gdy rozmawiałam z chorą Panią Stasią. Nie mogłam powstrzymać terrorystów, ani uchronić Nowego Jorku przed atakiem. Ale mogłam uspokoić umierającą kobietę, której zdrowie odebrał wiele lat temu wołający o pomstę do nieba terror państwa - niemieckiego, europejskiego państwa. Terror wynikający z prawa, podparty p r a w e m, odrzucającym Dekalog, ustanowionym przez ludzi, którzy odrzucili Boga i Boże prawo.

Tadzio 12 września do Stanów Zjednoczonych nie odleciał. 11 wyjechał do Warszawy, a po odwołaniu lotów wrócił - i zdążył zobaczyć się z Panią Stasią. Do USA wyjechał kilka tygodni później. Pani Stasia umarła 19 października 2001 roku...

Po 11 września 2001 roku usłyszeliśmy slogany o konieczności obrony „naszej cywilizacji”. W Polsce ze szczególnym upodobaniem wypowiadali się na ten temat cynicy. Ci, którzy nie tak znowu dawno urządzali w Polsce obozy szkoleniowe dla terrorystów, teraz organizowali pokazowe rwanie włosów z głów! Ci, którzy do dzisiaj każdego dnia drwią z Dekalogu chcieli nagle ratować „naszą cywilizację”! „Naszą”? To znaczy - jaką? Czyją? Cywilizację komunizmu? Relatywizmu moralnego? Terroru wobec najsłabszych? Lekceważenia prawdy? Cywilizację nowoczesych barbarzyńców?

Nie identyfikuję się z ICH cywilizacją. Nie chcę znać ICH kłamstw, obłudy i cynizmu, drwin ze spraw świętych i jawnej pogardy dla ludzi. Dla mnie niczym nie różnią się od terrorystów. Są terrorystami. To przez nich metodycznie niszczona jest m o j a, chrześcijańska cywilizacja, moja - i Antoine'a de Saint Exupery...

Moja cywilizacja jest spadkobierczynią wartości przyniesionych przez chrześcijaństwo. (...) Z kontemplacji Boga wypływała zasada równości ludzi, ponieważ wszyscy byli równi wobec Boga. I ta równość była czymś zrozumiałym. Można być równym tylko wobec czegoś (…) Rozumiem źródło braterstwa ludzi. Ludzie byli braćmi w Bogu. Można być bratem jedynie w czymś. Jeżeli braknie łączącego węzła, ludzie będą po prostu żyli jeden obok drugiego, ale nie będą powiązani miedzy sobą. Nie można być bratem w oderwaniu. (...) Rozumiem wreszcie, dlaczego miłość Boga uczyniła ludzi odpowiedzialnymi jednych za drugich i nakazała im nadzieję jako cnotę. Czyniąc każdego człowieka Ambasadorem tego samego Boga, w ręce każdego złożyła zbawienie wszystkich. Nikt nie miał prawa zwątpić, ponieważ był wysłannikiem kogoś większego od siebie. Rozpacz byłaby zaparciem się Boga w sobie. (...)

 Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, zrobiła każdego odpowiedzialnym za wszystkich ludzi, a wszystkich za każdego. Jednostka winna poświecić się dla ocalenia zbiorowości. Nie chodzi tu bynajmniej o jakiś bezmyślny arytmetyczny rachunek. Chodzi o poszanowanie Człowieka poprzez jednostkę. O wielkości mojej cywilizacji świadczy fakt, że stu górników naraża swe życie dla ratowania jednego zasypanego towarzysza. Ratują człowieka.(..)

Ale my roztrwoniliśmy nasze dziedzictwo, a gdy przeciwnicy wyczuli słabość - zostaliśmy zaatakowani. Nasi przeciwnicy chcą nam teraz narzucić nowe zasady, inne prawa moralne, inną religię.

Zwolennicy tej nowej religii nie pozwolą, by kilku górników narażało swe życie dla ocalenia jednego, który został zasypany. Stos kamieni poniósłby przez to szkodę. Należy dobić rannego, jeżeli utrudnia pochód armii. Będą oceniać dobro Wspólnoty według zasad arytmetyki i arytmetyka będzie nimi rządzić. W ten sposób nie włączą się w nic wyższego od siebie.

Ten pilot i pisarz k a ż d e swe słowo żyrował prawdziwym narażaniem życia w obronie cywilizacji - i wreszcie śmiercią w służbie cywilizacji, której bronił.

A my? Czy włączamy się w coś wyższego od siebie? Jakiej właściwie cywilizacji bronimy? Jak bronić naszej - Antoine`a de Saint Exupery i mojej - cywilizacji przed tymi, którzy chcą ją zmienić na zbiorowość jednostek luźno połączonych doraźnymi interesami? Jak bronić jej dzisiaj nie przed hitlerowcami, ale przed tymi, którzy jawnie gardzą Dekalogiem? Drwią z opartego na Nim prawa. Bluźnią. Szydzą z uczuć wierzących. Odmawiają nam prawa do stworzonego przez Boga eteru. Grożą, że zdejmą krzyż z sali obrad Sejmu.

Koniec końców, to ludzie osłabiający prawa moralne - z jakiej by się nie wywodzili cywilizacji - stoją za terrorystycznym atakami na World Trade Center i wszystkimi podobnymi wydarzeniami. To oni popychają do szaleńczych czynów desperatów, którzy gotowi są szafować cudzym i własnym życiem robiąc to dla rozkazodawców których nie znają, dla celów, których prawdziwego sensu nikt im nie zdradza... I tu i tam źli bronią zła złymi środkami, a dobrzy bronią dobra środkami dobrymi... Pokój jest dla ludzi d o b r e j woli.

Wyłom w Dekalogu jest jak wyrwa w przeciwpowodziowych wałach, a wał ochronny jest silny tak tylko, jak jego najsłabsze miejsce. Trzeba nareszcie zobaczyć, że już nie jedno, ale setki, tysiące słabych miejsc grozi powodzią. Czy naprawdę bliski jest czas gdy nas ona zaleje?

W przedmowie do jednej z książek Antoine’a de Saint-Exupery, Roger Caillois zauważa: n

 

Saint-Exupery pisze, by uświadomić ludziom sens i znaczenie ich czynów. (...) Stara się uwrażliwić ludzi na prawa moralne, nie mniej przecież nieubłagane niż prawa fizyczne czy prawa mechaniki, tylko nie tak wyraźne, bardziej złożone, trudniejsze do uchwycenia niż prędkość wiatru czy wahania atmosferyczne. Wolność człowieka sprawia, że wszystko jest tu nieprzewidziane. A jednak w świecie wartości moralnych, podobnie jak w świecie materii, z tą sama prawidłowością, ukrytą, lecz powszechną, wszystko się odnajduje i nic nie ginie.

 

 Przy końcu 2000 roku w Zachęcie wystawiono „instalację” rzeźbiarza skandalisty Maurizio Catellana. Jan Paweł II przygnieciony meteorem... Wzbudzała nasze, ludzi wierzących, ogromne sprzeciwy, protesty. Po ataku na WTC pomyślałam: - Człowieku. Wymień ten meteor na blok betonu z World Trade Center... Będziesz miał prawdziwie autorskie dzieło - twoje od początku do końca. Wypełnisz własny zamysł owocem własnej myśli, bo ruiny WTC są pośrednio dziełem każdego, kto walczy z chrześcijańską wizją świata, z wartościami na jakich się cywilizacja chrześcijańska opiera. Ktoś, kto szydzi z papieża, osłabia, a przez to wystawia naszą cywilizację na ciosy... - Człowieku - myślałam w tamtych dniach - patrz, jak zdruzgotany atakiem na WTC , jak przybity ruinami tych budynków jest dzisiaj Jan Paweł II – prawdziwy, nie woskowy... To nie instalacja, to prawda. I to też jest t w o j e dzieło! Tak! W świecie wartości moralnych, podobnie jak w świecie materii, z tą sama prawidłowością, ukrytą, lecz powszechną, wszystko się odnajduje i nic nie ginie!

Nic nie da ochrona lotnisk, samolotów i budynków, gdy nie jest chroniony Dekalog! Nic nie da głośne likwidowanie terrorystów, gdy każdego dnia po cichu zabija się miliony niewinnych ludzi. Nic nie pomogą najdroższe wysyłane do Afganistanu rakiety - gdy równości ludzi i braterstwa w Bogu nie chronią zasady chrześcijańskiej cywilizacji. Nic nie dadzą systemy mechanicznej inwigilacji, podsłuchy i podglądy, jeżeli wychowujemy szaleńców...

I jednak się zastanawiam … Czy 11 września 2001 roku nie mieliśmy do czynienia z kolejnym ostrzeżeniem Apokalipsy? Czy azbestowy dym nad Nowym Jorkiem nie był owym „zaćmieniem” powstałym gdy zatrąbił czwarty anioł? Czy lecący 22 września 2001 roku do Kazachstanu Jan Paweł II nie jest apokaliptycznym orłem leczącym przez środek nieba, który ostrzega ludzkość - po raz kolejny mówiąc „biada”? (Ap 8,12-13). „Orła przyzywam ze Wschodu, męża mojej woli – z dalekiej krainy. Co powiedziałem – to urzeczywistnię, i jak zaplanowałem - tak też i przeprowadzę!” - to Izajasz. (Iz 46, 10-13) A o powołaniu z „dalekiej krainy” wspomniał sam Jan Paweł II 16 października 1978 roku....

Światu, który dokądś pędzi i pędzi, pomóc mogą dzisiaj tylko wyśmiane Dywizje Papieża. Biedni i cisi ludzie, którzy przychodzą na spotkanie ze Zbawicielem. Zbawicielem, który dymy nad World Trade Center widział nie tydzień wcześniej - ale dwa tysiące lat temu. A widział także napis „Got mitt uns” - odnoszący się do pogańskiego, germańskiego bożka ! - na czapkach hitlerowskich formacji wojskowych i dymy krematoriów nad obozem Auschwitz. Już wtedy odczuł strach, rozpacz i ból każdego mordowanego tam i gdziekolwiek indziej człowieka. Każdego dnia niesie nasz ból i strach, rozpacz i poniżenie - wszystkie efekty ludzkiego g r z e c h u.

A biedni i cisi ludzie przychodzą do Niego po   n a d z i e j ę.

Tym cichym ludziom jeszcze nie dano rady - nie rozbito, nie zdeprawowano, nie zniszczono... Codziennie klękają przed Tabernakulum i każdego dnia Ciałem Chrystusa ratują siebie i cały świat przed złem. Do nich pisał święty Paweł: Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu. ( Ef.6,11-18).

Cisi i biedni, lekceważeni i ośmieszani – my mamy prawdziwą moc i siłę. I jedność.

 

 

 

Etykietowanie:

13 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Nie mogą zobaczyć ,bo brak im wrażliwości

Dekalog znają, lecz wolą doznawać srebrników radości
Znaków nawet gdyby chcieli, nie dostaną niestety
Bo ich dusze są zwinięte jak rolety
Nic się do nich dostać nie może
Bo nie szukają Prawdy i sprawiedliwości Bożej
Dekalog odrzucony celowo by zło się szerzyło
Machina Apokalipsy ruszyła by oczyszczenie się wydarzyło
Jak w Weselu, gdy cham zgubił róg
Tak cywilizacja zgubiła drogę gdzie stoi Bóg
Uznają że to staroświeckie i zabobonne zwyczaje
Dlatego Bóg już nad nami Sprawiedliwością staje
Czasu pozostało niewiele do porzucenia złej drogi
Nawrócić się może każdy kto słucha przestrogi
Wsparty na Kapłanie co z krzyżem stoi
Nie ,co krzyża jak wody święconej boi
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

2. @Jacek Mruk

Jacku Drogi! Założyłam, że takie doświadczenia są mistyczne. Ale ja przecież dalej nie wiem, czy one jednak nie mogą wynikać z jakichś naturalnych, albo zbliżonych do naturalnych przyczyn... Szukam wyjaśnienia i chciałabym je znaleźć.
Jedno jest pewne: Apokalipsa kiedyś się wypełni...

avatar użytkownika Maryla

3. @guantanamera

tak, takie doświadczenia mają głębokie podłoże mistyczne. I masz rację, że "Cisi i biedni, lekceważeni i ośmieszani – my mamy prawdziwą moc i siłę. I jedność."

Ludzkość funkcjonuje, pomimo działania zła, przemocy i mordu dzieki tym cichym i biednym, którzy staraja się przestrzegać Dekalogu i wierzą w dobro i miłość. I niosą ta nadzieją swoje człowieczeństwo przez wieki, poswięcając swoje cierpienia Bogu.
Ale czas Apokalipsy kiedys sie wypełni, gdy ten świat zła osiągnie poziom, w którym te rzesze cichych i skromnych nie będa już mieli żadnego wpływu na działanie tych, co dzierża władzę nad naszym ziemskim losem.

Oby to sie nie wypełniło jak najdłużej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

4. @Maryla

"Ludzkość funkcjonuje, pomimo działania zła, przemocy i mordu dzieki tym cichym i biednym, którzy staraja się przestrzegać Dekalogu i wierzą w dobro i miłość. I niosą ta nadzieją swoje człowieczeństwo przez wieki, poswięcając swoje cierpienia Bogu."
W tę stronę trzeba iść. Takimi się stawać. Podnosić na duchu wycofanych. Wycofani, emigranci wewnętrzni to nie to samo co cisi!!! Trzeba mówić o n a d z i e i. Mimo wszystkich wydarzeń. Mimo że tak strasznie głośni są ci nie do wytrzymania. Nas jest więcej. W i ę c e j.

avatar użytkownika Jacek Mruk

5. Quantanamera

Oczywiście naturalnych , bo zesłanych przez Boga
To dla Ciebie bardzo trudna jest droga
Naznaczona znakami i przeżyciami z tym związanymi
Często nie rozumiana ,a nawet uśmieszkami wytykanymi
Uważam że warto być posłem wśród ciemnoty
To wyróżnienie od Boga choć niesie kłopoty
Wiara Modlitwa i pokora powinny Ciebie wzmacniać
Byś nie miała wątpliwości ,czy mistycznie wzrastać
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

6. @Jacek Mruk

Drogi Jacku! W sumie mistyczne przeźycia też są naturalne:) Innej natury, ale naturalne.
Ale jednak czasem niezwykłe zdawałoby się zdarzenia mogą być wyjaśnione bardzo łatwo. Na przykład - zawsze spotykam kogoś na klatce schodowej. Czasem lepiej niż telepatia może to tłumaczyć pluskwa. Albo nasze głośne zamykanie drzwi dające sąsiadowi sygnał, że może z nami pogadać na schodach. Przepraszam, że zniżam się do takich wyjaśnień, ale trzeba i takie brać pod uwagę żeby nie wpaść w megalomanię... :)) Pozdrawiam...

avatar użytkownika Jacek Mruk

7. Quantanamera

Ogólnie wychodzi w tym temacie sedno właściwe
Bo ostajesz informacje i to bardzo treściwe
Odnośnie sąsiadów to tak też często bywa
Wielu się z tym nawet nie ukrywa
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika Maryla

8. @guantanamera

"Jeszcze do niedawna przy słowach „charyzmat proroctwa” można było znaleźć notkę: „chodzi o dar, który zanikł w pierwszych wiekach chrześcijaństwa”."

Bardzo mądry tekst o odkrywaniu Boga dzisiaj. We wszystkich naszych dziennych sprawach i we wspólnocie obcowania z Bogiem.

http://gosc.pl/doc/1202220.Prorok-Kowalski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

9. @Maryla

Świetny tekst! I tak bardzo potrzebny. Trzeba się zacząć rozglądać wokół siebie....Słuchać... Jakiś komentujący marudzi, że autor momentami żartuje, ale to tak właśnie jest! Czasem to są przekazy wesołe. "Bóg nie jest biurokratą"!!! ( Andre Frossard, "Credo") I zawsze w takich momentach szuka się innych, przyziemnych wyjaśnień, odrzuca te myśli, a myśli za to - "co mi się przywiduje"?!! Ale co do tamtych wieżowców w czasie rozmowy z Panią Stasią, umęczoną przez Niemców, przez ich państwowy terror i dającą mi do zrozumienia że umiera - nie mam wątpliwości - są znakiem. Żeby się opamiętać... Dobrze, że to publikuję...

avatar użytkownika guantanamera

10. Minęło 13 lat...

Gdzie jesteśmy dzisiaj?
Widzimy wszystko jaśniej? Czy przeciwnie - jeszcze bardziej pogrążyliśmy się w chaosie?

avatar użytkownika Maryla

11. Po szesnastu latach

Po szesnastu latach postępowania, Prokuratura Okręgowa w Warszawie złożyła wniosek do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia, o umorzenie postępowania w sprawie Witolda Tomczaka, oskarżonego o uszkodzenie rzeźby „The Ninth Hour”, autorstwa Maurizio Catellana. Instalacja wystawiona była w 2000 r. w galerii Zachęta w Warszawie i przedstawiała papieża Jana Pawła II przygniecionego skałą. Straty spowodowane ingerencją ówczesnego posła spowodowały szkodę wycenioną przez Gerling Polska Towarzystwo Ubezpieczeń Polska na kwotę ok. 40 000 zł.

W ocenie ekspertów wniosek o ukaranie Tomczaka jest niezasadny, ponieważ działanie byłego posła było „wejściem w akt twórczy dopełniający dzieła, zgodnie z jego interaktywnym i partycypacyjnym charakterem”. Ponadto w ocenie prokuratury, umorzenie postępowania jest zasadne ze względu na działanie oskarżonego, które nie miało znamion wandalizmu, lecz stanowiło reakcję na eksponat, naruszający jego uczucia religijne. Zakwestionowana została również wysokość szkody oszacowanej jedynie na podstawie wypłaconego odszkodowania.
http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/298438-po-16-latach-koniec-absurdalneg...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

12. @Maryla

Oby to był koniec tej sprawy! Ale "Sąd nie jest związany wnioskiem złożonym do prokuratury. Do czasu kolejnej rozprawy wyznaczonej na 6 lipca br., obrońcy oskarżonego mają obowiązek ustosunkować się do treści pisma."
Szesnaście lat temu podpisywałam listy i pisałam własne do różnych urzędów....

A dzisiaj dotarło do mnie, że tytyuł instalacji "Dziewiąta godzina" był proroczy. Atak na WTC miał miejsce około tej godziny...

avatar użytkownika guantanamera

13. Wspominam tamte wydarzenia

"I jednak się zastanawiam … Czy 11 września 2001 roku nie mieliśmy do czynienia z kolejnym ostrzeżeniem Apokalipsy? Czy azbestowy dym nad Nowym Jorkiem nie był owym „zaćmieniem” powstałym gdy zatrąbił czwarty anioł? Czy lecący 22 września 2001 roku do Kazachstanu Jan Paweł II nie jest apokaliptycznym orłem leczącym przez środek nieba, który ostrzega ludzkość - po raz kolejny mówiąc „biada”? (Ap 8,12-13). „Orła przyzywam ze Wschodu, męża mojej woli – z dalekiej krainy. Co powiedziałem – to urzeczywistnię, i jak zaplanowałem - tak też i przeprowadzę!” - to Izajasz. (Iz 46, 10-13) A o powołaniu z „dalekiej krainy” wspomniał sam Jan Paweł II 16 października 1978 roku...."

A dzisiaj w Kazachstanie został beatyfikowany ks. Władysław Bukowiński....
A gdy słuchałam Mszy św. beatyfikacyjnej przypomniałam sobie tamtą podróż Jana Pawła II do Kazachstanu...
Jak to się wszystko łączy...