Po prostu w i e m ...(6)

avatar użytkownika guantanamera

 

    Ponieważ w poprzednim odcinku moich wspomnień przywołałam przewidywania wydarzeń dramatycznych, postanowiłam ten fragment poświęcić wydarzeniom niezwykłym ale wspaniałym...

W roku 1981 wpadła mi w ręce mała książeczka zatytułowana „Kromka chleba”. Wybór myśli kardynała Stefana Wyszyńskiego dokonany przez ks. prałata Zdzisława Peszkowskiego. W stanie wojennym przepisałam tę pożyczoną książeczkę na maszynie żeby mieć ją na własność. A przepisując wielu z tych myśli nauczyłam się na pamięć... Oto jedna z nich: „W chwilach rozłąki najbardziej właściwą drogą kontaktu między ludźmi jest niezawodny węzeł nadawczy - Serce Boże. Listy zniszczeją, atrament zblednie, a to, co żyje wiecznie zachowa swoją świeżość. Odnaleźć się możemy najpełniej tylko w modlitwie.” Książeczkę później dostałam w prezencie...

   Łączność przez niezawodny węzeł nadawczy – Serce Boże. Te słowa doskonale opisują wspólnotę myśli, która pojawia się poprzez modlitwę i czasem prowadzi ludzi w te same miejsca - w tym samym celu...

    23 czerwca 1986 roku. Nagle przypominam sobie o imieninach Wandy, która właśnie uczestniczy w wyprawie na K2.  W i e m, że Wanda weszła na szczyt, a teraz już schodzi... Cieszę się - składając jej w myślach życzenia imieninowe i gratulacje. Dwa dni później agencje prasowe donoszą, że 23 czerwca Wanda Rutkiewicz weszła na K2. Kiedyś z kolei wiedząc, że wchodzi na szczyt nagle pomyślałam, że z niego powinna koniecznie zejść na drugą stronę. Później się okazało, że taką właśnie decyzję podjęła – nie wiem - wcześniej niż o tym pomyślałam, czy później...

   Latem roku 1986 przyjechałam na kilka dni do Wrocławia. W naszej parafii gości akurat misjonarz z Kolumbii o. Stanisław. Opowiada o swoich pieszych podróżach do oddalonych kościołów, o tamtejszych wiernych, o maleńkich dzieciach przynoszonych przez matki i biegających w koło podczas Mszy świętych, o ludziach wędrujących wiele kilometrów, by spotkać się z Jezusem. Ale największe wrażenie wywarła na mnie Jego prośba: - Proszę, módlcie się za mnie. Może nie uwierzycie, ale ja o d c z u w a m k a ż d ą modlitwę odmawianą za mnie w Polsce. Odczuwam ją z odległości tysięcy kilometrów! Słucham zdumiona. To przecież właśnie moje doświadczenia! Odczuwanie z daleka ludzkich myśli.

     B a r d z o chcę porozmawiać o tym z franciszkaninem, ale z jakichś powodów muszę szybko jechać do Warszawy. Stamtąd telefonuję do mojej Mamy i proszę, żeby poprosiła naszego księdza proboszcza,a może ojców franciszkanów o pomoc w odnalezieniu ojca Stanisława.
      Mama zatelefonowała do parafii, dostała telefon klasztoru franciszkanów, potem kolejne telefony, ale wszędzie pytanie traktowano z rezerwą i nieufnością. Nie dziwiłam się. Wreszcie dostała jakiś następny telefon, dzięki któremu ewentualnie można było spróbować podjąć dalsze mozolne poszukiwania.
      A ja jak zwykle modliłam się często przed Najświętszym Sakramentem w Kościele Najświętszego Zbawiciela. Któregoś dnia właśnie mam wyjść ale... zatrzymuję się po kilku krokach. Po prostu w i e m, że nie powinnam wychodzić z kościoła....

      Od czasu mojego wypadku w 1984 roku nieco częściej - choć nie zawsze - słucham bezsłownych wskazówek. Więc i teraz zawracam, wiedząc, że jest jakiś powód, dla którego powinnam pozostać. Modlę się długą chwilę przed Tabernakulum, zastanawiając się o co chodzi... Nic się nie dzieje, więc wstaję i znów kieruję do wyjścia. A stamtą idzie ubrany w brązowy habit franciszkanin. Przyglądam się uważniej.... nie mogę uwierzyć własnym oczom! Poszukiwany od dwóch tygodni po całej Polsce ojciec Stanisław właśnie idzie w stronę ołtarza. Ukląkł, a potem usiadł w skupieniu by się modlić.

     Po kilkunastu minutach podeszłam do niego. I w ten oto sposób jednak udało mi się zapytać ojca Stanisława o tę fascynującą łączność, która pozwala nam porozumiewać się poprzez tysiące kilometrów. Ponieważ załatwiał tego dnia w Warszawie jakieś ważne sprawy, wędrowaliśmy po Warszawie moim samochodem. O. Stanisław załatwiał wizy i kupował bilety samolotowe, a ja opowiadałam mu o własnych przedziwnych doświadczeniach. Opowiedziałam również o tym, że poszukuję go od wielu dni we Wrocławiu.
         Zadaję więc pytanie o odczuwane z daleka myśli i modlitwy, a ojciec Stanisław wyjaśnia, że, owszem, czuje wparcie modlitewne, ale ani tych swoich ani moich przeżyć w sposób zbliżony do naukowego wyjaśnić nie potrafi. Cóż. Jesteśmy w tej samej sytuacji... Ale się spotkaliśmy!

       Tamtego dnia, gdy odwiozłam o. Stanisława do klasztoru franciszkanów w Warszawie, natychmiast zatelefonowałam do mojej Mamy, żeby odwołać poszukiwania i opowiedzieć o tym niezwykłym spotkaniu. Zanim zdążyłam zacząć swoją opowieść, usłyszałam: - Niestety, gdziekolwiek w tej sprawie zatelefonuję, nikt nie chce mi niczego konkretnego powiedzieć. Wiesz, jaka jest sytuacja. Nie wiedzą przecież kim jestem i jakie są moje prawdziwe intencje i dlaczego go poszukuję. Boją się... - tłumaczyła moja Mama nieufnych księży i zakonnice. - Dziękuję Ci bardzo, powiedziałam - właśnie się z ojcem Stanisławem spotkałam. I opowiedziałam zdumionej Mamie o niezwykłym oczekiwaniu i równie niezwykłym spotkaniu w kościele przed Najświętszym Sakramentem.

      Napisałam do ojca Stanisława do Kolumbii i dostałam odpowiedź. Niestety, na tym nasza korespondencja - z mojej winy - się zakończyła. Obiecałam przekazać adres jego parafii w Kolumbii zamożnym znajomym w kraju i za granicą i rzeczywiście podałam ten adres kilku osobom, ale - przyznaję - nie wiem, czy cokolwiek z tego wynikło. Zwłaszcza, że podawałam adres do parafii, a z listu, który dostałam dowiedziałam się, że o. Stanislao po ciężkiej chorobie został przeniesiony do stolicy Kolumbii. Niedługo potem moja Mama trafiła do szpitala, i tak mijały tygodnie i miesiące - a później było mi wstyd i w końcu nie napisałam wcale. Te słowa są moim usprawiedliwieniem - i wyjaśnieniem.
    

    W roku 1986 nareszcie - po raz pierwszy w życiu - wyruszam na pielgrzymkę na Jasną Górę. Idę z Wrocławia z „dwunastką”, grupą prowadzoną przez dominikanina, ojca Ludwika Wiśniewskiego. Na pielgrzymkową trasę wyruszam właściwie bez intencji - może tylko z prośbą o zmiany w Polsce. Ale już w 1987 roku postanawiam, że moja intencja będzie dotyczyć sprawy naprawdę wielkiej i poważnej: proszę Boga, aby przywrócił wolność wyznawania wiary w Związku Radzieckim. Jest to sposób w jaki chcę spłacić mój dług - poznałam Bożą dobroć i miłość, więc modlę się teraz, by inni mogli ją poznać także.
      Na jednym z postojów, gdzie odpoczywa wspólnie kilka grup pielgrzymkowych, siadam w miejscu, z którego dobiega do mnie głos kobiety, która po polsku, ale ze wschodnim akcentem opowiada coś siedzącym wkoło pielgrzymom. Przesiadam się bliżej i teraz słyszę słowa: - Przyjechaliśmy tu ze Związku Radzieckiego ja i mój dwunastoletni syn, żeby prosić Maryję o pomoc, żeby szkolni koledzy syna mogli chodzić do kościoła i nie musieli bać się ujawniać swojej wiary... A więc modlimy się o to samo! Niezwykłe uczucie - naprawdę nie sądziłam, że ktoś jeszcze w naszej pielgrzymce będzie modlił się o wolność wiary w sowieckim imperium! A tu jest nas już przynajmniej troje! A tam, gdzie dwóch albo trzech ..... tam jest z nami Jezus. Cieszę się, że odnaleźliśmy się wśród wielotysięcznego tłumu. Gdybym usiadła kilka metrów dalej nie usłyszałabym jej słów!

      Jasna Góra staje się teraz moim portem. Ilekroć jadę sama z Wrocławia do Warszawy albo w drugą stronę, czy podróżuję pociągiem, czy samochodem - zatrzymuję się w Częstochowie, żeby odwiedzić Tę, która dzięki swej odwadze pomogła zmienić losy świata - według Bożych planów.
      Byłam tam również 15 sierpnia 1991 roku gdy do Jasnogórskiego sanktuarium na spotkanie z Janem Pawłem II przybyło ponad milion młodych pielgrzymów z zagranicy, w tym bardzo wielu zza naszej granicy wschodniej. Może przyjechał na nie tamten spotkany na pielgrzymce chłopiec, którego modlitwa została wysłuchana... miał już 16 lat! A 31 grudnia 1991 roku przestał istnieć Związek Radziecki.

      Na początku 1989 wreszcie dochodzi do skutku mój wymarzony wyjazd do Rzymu! Jadę z wycieczką zorganizowaną przez PEKAES. Mam zapłacić jakąś niezbyt wielką kwotę w złotych – które pożycza mi Wanda i 60 dolarów, co dzisiaj wydaje się niewiele, ale wtedy była to kwota wcale niemała. Dolary zarobiłam w Szwecji. W programie wycieczki jest audiencja generalna Ojca Świętego, a ja - to oczywiste - jadę wyłącznie po to, żeby znaleźć się na tej audiencji. W Nim, w Janie Pawle II odnalazłam osobę której poszukiwałam - człowieka naprawdę zakochanego w Bogu. Zrozumiałam to słuchając Jego homilii o zaopuszczonej miłości i o tym, że Jezus przyszedł na świat po to, aby ktoś wreszcie na tę zaopuszczoną miłość Bożą odpowiedział równie wielką miłością.

      Tuż przed wyjazdem zdarza się znowu coś dziwnego. Na placu na Rozdrożu - pamiętam w którym miejscu to się stało - dopada mnie myśl, że trwają już prace nad zmianami w propagandzie, że będzie teraz nastawiona na kierowanie do ludzi niedostrzegalnych sygnałów i w wyniku zastosowania psychologicznych sztuczek ludzie będą jak marionetki pociągane za niewidzialne nici. Myśl się wizualizuje, prawie widzę te niewidzialne nitki w powietrzu …

     W środę, 8 marca 1989 roku po wejściu do auli Pawła VI od razu odłączam się od wycieczki. Chcę być sama. W 1981 roku ofiarowałam za papieża swoje życie, jest On dla mnie kimś niezwykle ważnym i drogim i po prostu boję się, że w tej jedynej dla mnie chwili musiałabym wysłuchiwać komentarzy na temat wystroju sali czy ubrań pielgrzymów... Wolę się asekurować. Uciekam.

      Siadam w pustym odległym sektorze po lewej stronie auli, z samego brzegu po prawej stronie, mam nadzieję, że to sektor dla cudzoziemców, ławki się zapełniają, słyszę niemiecki język, o jak to dobrze, nie znam niemieckiego, nic nie rozumiem. Jestem nieobecna, zatopiona w myślach.. - Pani jest Polką...? - pada niespodziane pytanie skierowane do mnie od sąsiada z lewej strony. A jednak nie udało się …
     Pytającym jest ksiądz. Wygląda bardzo młodo, ma okrągłą buzię, okulary, mówi bardzo szybko, co sugeruje, że jest obdarzony niespożytą energią. - Mieszkam teraz w Niemczech Zachodnich i przyjechałem do Rzymu z niemiecką grupą – wyjaśnia, a ja domyślam się, że zobaczył książki, które trzymam... W podarunku dla Ojca Świętego przywiozłam kilka pierwszych tomów Biblioteki Maryjnej wydawnictwa ks. Marianów, rozpoczętej w 1986 roku „Traktatem o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” św. Ludwika Marii Grignion de Montfort.

     Zapytana wyjaśniam, że jestem wyrzuconą z pracy dziennikarką. Opowiadam o naszej strasznej sytuacji, o mojej wizji na temat propagandy w Polsce, o ludziach jak pociągane za sznurki marionetki. Księdza nurtują te same problemy – opowiada o sytuacji kościoła w Niemczech, o atakach tamtejszej prasy i nawet teologów na Jana Pawła II.

      Rozmawiamy - to znaczy ksiądz mówi, a ja właściwie tylko słucham - o działaniu w Niemczech grup New Age i o tym, jak wielkim zagrożeniem dla ludzi słabej wiary są sekty. Porusza wiele tematów, a każdy z nich wydaje się niesłychanie istotny i ważny – ponieważ jest właśnie taki dla mojego rozmówcy - pełnego wielkiej energii i wielkiej wiary. Nasza rozmowa kończy się, gdy do auli wchodzi Jan Paweł II. Po zakończeniu audiencji grupa z Niemiec zbiera się do wyjścia – i tak rozstajemy się księdzem i niemieckimi pielgrzymami. Ja zostaję w tym samym miejscu do chwili kiedy papież - który jeszcze przyjmuje jakieś delegacje - opuści aulę.

     W sobotę 11 marca 1989 roku uczestniczę w audiencji prywatnej u Jana Pawła II. Dostałam zaproszenie od ojca Konrada Hejmo - i jakże jestem mu za to wdzięczna! Gdy oczekiwaliśmy na Ojca Świętego w korytarzu przed Salą Klementyńską okazało się, że wśród około 70 osób jest znany włoski kardiochirurg. Przedstawiony przez o. Konrada zadeklarował od razu, że ofiarował swoje serce Janowi Pawłowi II... - Ale nie chirurgicznie - dodał, a o. Hejmo przetłumaczył nam ten żart na polski. Później ojciec Konrad opowiadał o zwyczajach jakie są zwykle zachowywane podczas takich audiencji prywatnych Jana Pawła II, a także o często popełnianych przez pielgrzymów gafach – co i mnie się zaraz potem zdarzyło. Mówił o problemach z jakimi boryka się Kościół w USA - którego biskupi właśnie przybyli z wizytą ad limina. Prowadził tę rozmowę, żeby nam zająć czas - ponieważ oczekiwanie na przybycie Ojca Świętego trwało dość długo.
      Wiele razy jeszcze widziałam pracę o. Konrada, a polegała ona właśnie na takich rozmowach z pielgrzymami w czasie gdy oczekiwali na Jana Pawła II - w Bazylice św Piotra, na placu św. Piotra i - bardziej familiarnie – w ośrodku „Corda Cordi”. Podczas tych niezliczonych rozmów podawał różne – jawne przecież – informacje z życia kościoła. Jak łatwo było agentom wysłanym z pielgrzymkami i wycieczkami nagrywać jego słowa, by potem – jako podawane poufnie – umieszczać w jakichś raportach.


     Podczas audiencji wręczyłam Ojcu Świętemu przywiezione książki, a wśród nich „Traktat o prawdziwym nabożeństwie...” Wiem, oczywiście, że Jan Paweł II czytał kiedyś wskazówki św Ludwika Marii Grignion de Montfort, chciałam jednak podkreślić, że my w Polsce, „Traktat...” czytamy i że jest to nasza ukochana książka .... Wtedy nie rozstawałam się z nią i każdy dzień zaczynałam zamieszczoną tam litanią do Ducha Świętego.

     Mija kilka lat i po raz pierwszy słyszę w radio pozdrowienie „- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica...”. Przypominam sobie czas gdy modliłam się żebyśmy pozdrawiali Jezusa na ulicach... Cieszę się bardzo, że już w Radio Maryja to czynimy! Mija znów kilka miesięcy i w którejś z gazet trafiam na taką fotografię ojca Tadeusza Rydzyka, która uzmysławia mi, że... to chyba jest kapłan którego spotkałam w Rzymie, w auli Pawła VI, 8 marca 1989 roku, na audiencji generalnej Jana Pawła II. Kapłan, z którym rozmawialiśmy o wpływie propagandy na stan ludzkich umysłów ... 

Widział ktoś lepiej przygotowany przypadek?

     Kto wie, może wtedy podczas tego krótkiego, incydentalnego spotkania, ja też spełniłam rolę posłańca albo katalizatora? Nie jestem pewna czy to był ojciec Tadeusz. Ale na pewno Radio Maryja i TV TRWAM to dzisiaj jedyne elektroniczne media, w których nie ma tych „nici” z mojej wizji. Media, w których zła nie nazywa się dobrem, a dobra złem. W których przekazuje się Prawdę i nie manipuluje ludzkimi umysłami. W których nie potępia się człowieka, ale grzech. W których nie poniża się Polski i Polskiego Narodu. W których wciąż znajduje oparcie nasza wspólnota narodowa. W których nie podmienia się znaczeń polskich słów. W których kultura dalej jest kulturą a sztuka sztuką.
      Powstały dzięki kapłanowi który nie jest letni! Bo czy mogą być ludźmi letni depozytariusze Chrystusa? Powołaniem kapłana jest nie być letnim! Chrystus przyszedł rzucić na ziemię ogień! Nie odwołał – i nigdy nie odwoła Swojego życzenia, aby ogień naprawdę zapłonął! Więc kto ma ten żar rozrzucać jeśli nie kapłani!

      I jeszcze jedno wydarzenie z udziałem niezawodnego węzła nadawczego – Bożego Serca. Jest sierpień roku 2000. Marzę o wyjeździe do Rzymu, ale mnie na to nie stać. Więc modlę się, proszę Pana Boga, żeby pomógł, żeby coś wymyślił. Dzwoni telefon. To pani Stasia, moja cudowna znajoma. Poznałyśmy się w Ruchu Odbudowy Polski i mamy te same poglądy na wszystko. Ma pytanie, czy pojadę za Nią do Rzymu... Wygrała ten wyjazd w konkursie „Naszego Dziennika”, a ponieważ ani Ona sama, ani nikt z Jej rodziny nie może w tym terminie wyjechać, więc chce zapytać, czy może ten wyjazd scedować na mnie.... I tak byłam w Rzymie w Jubileuszowym Roku 2000.

 

25 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Wcześniej to poruszałem ,przypadki się nie zdarzają

To ślad Boga i ludziom się zdarzają
Dziwne można rzec sytuacje w drodze życia
Dla jednych radość , dla innych powód ukrycia
Nie wiadomo jak ludzie zareagują na stan
Wielu jest takich, którym się rodzi plan
O dziwnościach majakach , czy nawet psychicznej chorobie
Kiedyś bym się przejął , teraz lekceważę sobie
Bo któż jest ważniejszy dla ludzi Wiary
Bóg ,czy manipulatorów zagubione w życiu ofiary
Dla mnie Prawda i Bóg jest równoznaczne
Wiarę w Boga od Prawdy każdy zacznie
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Pani Guantanamera,

Szanowna Pani Guantanamero,

Z Przyjemnością przeczytałem kolejny rozdział Pani życiorysu wojennego.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika guantanamera

3. Pan Michał Stanisław de Zeleśkiewcz

Panie Michale! Ten odcinek nie jest wojenny.... To cudowne spotykać ludzi których bardzo chce się spotkać bez telefonowania i pisania listów. To cudowne wiedzieć co się dzieje z przyjaciółmi - chociaż to jest raczej braterstwo - odległymi o tysiace kilometrów... To cudowne iść śpiewając pielgrzymkowe piosenki, a przy okazji rozwalać Związek Radziecki... I dowiadywać się jak dobrzy są ludzie wystawiający po drodze jedzenie i picie dla nas oraz użyczający noclegów - w mieszkaniach, albo stodołach. (W stodołach jak wiadomo śpią "stodolary"...) To niezwykłe uciekać od ludzi w auli Pawła VI i w efekcie....spotkać ojca Tadeusza Rydzyka.
Ale.... wojenne incydenty jeszcze będą niebawem, oj będą .. ...
A przy okazji - obiecał Pan wkleić mi tutaj Imię Jezus wypisane przez Isię piłeczkami.
Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika guantanamera

4. @Jacek Mruk

"Dla jednych radość..." - ogromna radość. Dla tych, którzy chcą wyruszyć na Jasną Górę w sierpniu - pierwsza zwrotka pielgrzymkowej piosenki.

W drogę z nami wyrusz, Panie!
Nam nie wolno w miejscu stać...
Gdy zbłądzimy podaj rękę,
Gdy upadniemy, pomóż wstać!
I do Serca Swego prowadź
Prowadź nas!
Pozdrawiam!

avatar użytkownika guantanamera

5. W drogę...

W tamtej pielgrzymce od czasu do czasu - już na postojach - śpiewaliśmy:
Związek Radziecki rozwiąże Ludwik Wiśniewski
Pałac Mostowskich obsadzi ksiądz Orzechowski...
na melodię piosenki Guantanamera..

Natomiast pod tym adresem:
http://www.youtube.com/watch?v=UGMkIjMcKrs
jest piękna piosenka Beaty Bednarz. Dedykuję ją wszystkim czytającym i sobie. Ale nie potrafię tutaj wstawić...

avatar użytkownika Jacek Mruk

6. Quantanamera

Pozwolę trochę obciążyć Twój blog
Ale chcę poprawić Twój krok


Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

7. @Jacek Mruk

Drogi Jacku! Miałam nadzieję, że ktoś się zlituje i wklei, zwłaszcza tę: "Jeśli w głębi serca wiesz..." Wczoraj ją po raz pierwszy usłyszałam. I ona mnie urzekła. Serdecznie dziękuję...
Natomiast z piosenką "W drogę z nami..." łączy się wspomnienie.
Gdzieś za Trzebnicą. Bezmiar zieleni. Jest może 10-ta przed południem. Słońce nie pali. Wśród zielonych łąk pnie się lekko w górę polna, niezbyt szeroka droga. Tą drogą przez tę zieleń dłuuugim aż po horyzont wężem idą pielgrzymi. I śpiewają: "W drogę z nami wyrusz Panie, nam nie wolno w miejscu stać!" W szybszym tempie niż na tym nagraniu - ale to jest też piękne.
Pozdrawiam...

avatar użytkownika Jacek Mruk

8. Quantanamera

Cieszę się że mogłem wypełnić Twoje życzenie
Dziękuję też za wątek z Pielgrzymki wspomnienie
Mnie nie dane było być ani razu
Lecz wierzę, że dotrę do Matki obrazu
Przeszkody kiedyś się skończyć muszą to wiem
A wtedy nie będzie Pielgrzymka marzeniem snem
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

9. @Jacek Mruk

Pielgrzymka, to z u p e ł n i e inna modlitwa, zupełnie inna perspektywa. Nic, nic innego poza drogą nie istnieje. Nie ma internetu, warto nie zabierać komórki!!! Inny świat. Inne tematy. Inni ludzie. Przyroda, droga i cel wędrówki....
Warto. Trzeba. Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

10. @guantanamera

...Miałam nadzieję, że ktoś się zlituje i wklei...
***
Bez litości...:)) pozwolę sobie przypomnieć, także wszystkim, którzy borykają się z problemami... >>>TU

Trzymam kciuki i...
Pozdrawiam serdecznie...:)



avatar użytkownika guantanamera

11. @intix

Ta instrukcja to opisywanie słowami obrazków. Ja na to jestem za głupia, mnie trzeba napisać od początku do końca. Na razie nie będę tym obciążać mojego rozumku - nie przewiduję masowego wklejania czegokolwiek, dopóki nie zmienię komputera, bo aktualnie to by się skończyło tak, że nie mogłabym dostać się do własnych wpisów.
A poza tym - od czego mamy Przyjaciół ? :))
Pozdrawiam serdecznie :)

avatar użytkownika intix

12. :)

avatar użytkownika Jacek Mruk

13. Quantanamera

Komórkę mam ,ale jedynie w ogrodowej altanie
Naturę blisko , lecz tam z ludźmi spotkanie
Wiem że Trzeba lecz wciąż brak możliwości
Wierzę że następnego roku moja osoba zagości
Wtedy się oczyszczę z wszystkiego co się przykleiło
By na duszy i w sercu lepiej było
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

14. @Jacek Mruk

Chcę tu coś opowiedzieć... Więc na pielgrzymkę wyruszałam z Wrocławia. Nasz pierwszy postój to była Trzebnica. Kiedy wróciłam do Wrocławia i odnowiłam dawne znajomości okazało się, że jedna z moich koleżanek ze studiów jest po amputacji części stopy, prawie nie chodzi w mieszkaniu, nie wychodzi z domu. Rzuciłam pomysł wyjazdu gdzieś gdzie będzie zieleń - pomysł chwycił. Ale nie bylo ustalone gdzie pojedziemy.... Zaczęłam myśleć, że to powinna być Trzebnica - na Jasną Górę - za daleko, zbyt męczące, to pierwszy wyjazd od lat. Dzwoni telefon, odbieram i słyszę: - Wiesz, postanowiłam że chcę jechać do Trzebnicy.... Zaniemówiłam. Myślę sobie - wróci zdrowa...Oczywiście powiedziałam o swoim marzeniu i że to znak... Syn, chyba wtedy maturzysta, albo na I roku studiów, zniósł Mamę z piętra z pomocą sąsiada... W sanktuarium św. Jadwigi prowadzili ją syn i córka. Wychodząc bez kul sama podeszła do stoiska z książkami i.... kupiła książkę o Jasnej Górze, też myślała właśnie o pielgrzymce - TAM... Potem pojechaliśmy na łąkę, a z kolei do Jej krewnych. W ich domu weszła i zeszła po kręconych wąziutkich schodach. To nie było całkowite uleczenie - ale od tej chwili życie mojej koleżanki stało się zupełnie inne.
Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika kazef

15. @guantanamera

Niezwykły, piękny wpis.
To się przezywa razem z Panią.
Cd. piszę na privie.

avatar użytkownika guantanamera

16. @kazef

Dziękuję za te słowa.

avatar użytkownika Jacek Mruk

17. Quantanamera

Masz zdolności i jednoczysz się zawsze myślami
Bo to dar, który jest poza zmysłami
Nie mam takich problemów , mogę biegać śmiało
Inne mam trudności, jest ich nie mało
Chyba dlatego ,że nie jestem fizycznie ułomny
Staram się w życiu być zawsze skromny
Następny rok mobilizuje mnie by cel zrealizować
Muszę zatem już zacząć wszystko stopniowo planować
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

18. @Jacek Mruk

Drogi Jacku!
Nie, nie myślałam w ten sposób... Po prostu bardzo chciałam opowiedzieć o tym niezwykłym wydarzeniu, o tej Pielgrzymce na Jasną Górę na miarę sił.... Ale morał miał być właśnie taki: że są przeróżne utrudnienia, ale one też znikają kiedy się tam idzie...
Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika guantanamera

19. Chcę jeszcze powrócić

do wygłoszonej tamtego dnia katechezy. Jan Paweł II w cyklu "Zmartwychwstanie" mówił o wtedy o "przenikaniu" przeszłości z teraźniejszością i przyszłością w Bożej perspektywie. O słowach Jezusa: "Zanim Abraham stał się, JA JESTEM" (J8,58) . "Według Pawła, pomiędzy chwałą zmartwychwstania i odwiecznym Boskim synostwem Chrystusa zachodzi zjawisko przenikania; boskie synostwo Jezusa w pełni objawia się w zwycięskim zakończeniu Jego mesjańskieo posłannictwa." - powiedział Jan Paweł II. Trzeba, żebyśmy zaczęli zauważać to "przenikanie", to panowanie Boga nad czasem także w naszych ziemskich losach...

avatar użytkownika Jacek Mruk

20. Quantanamera

Utrudnienia bywają wcześniej i sprawiają problemów wiele
Wierzę że jak zaplanuję modlitwą w kościele
To się ziści cel jak wiele innych
Bo na Boga nie ma żadnych silnych
Zauważyć rękę Boga to nie problem żaden
Choćby gdy siadamy przed śniadaniem ,czy obiadem
To dary Boga ,choć przez człowieka wypracowane
Bez Boga nie urosłyby i nie byłyby dane
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

21. @Jacek Mruk

I codziennie o tych darach z Bogiem rozmawiamy: "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...". Po prostu - rozmawiamy..
Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika guantanamera

22. Przywołuję tę opowieść

gdy mija 1 rocznica kanonizacji Jana Pawła II i zbliża się 70 rocznica urodzin o.Tadeusza Rydzyka.
Jaki to był wielki dar - spotkać się w Nimi w Rzymie.
Doświadczyć, że istnieje ukryty wymiar zdarzeń ...
A to jest przecież najważniejsze...

avatar użytkownika Maryla

23. @guantanamera

Jaki to był wielki dar - spotkać się w Nimi w Rzymie.
Doświadczyć, że istnieje ukryty wymiar zdarzeń ...

Tak, Opatrzność Boża kieruje naszymi krokami i czasami wspominając ciąg wydarzeń w naszym życiu stajemy zadziwieni ich logiką i konsekwencją .

Szczęść Boże!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

24. @Maryla

Tak właśnie - zadziwieni.... Gdy wydarzenia późniejsze wyjaśniają nam te wcześniejsze ...
Ale to jest przecież powołanie... :))

Z Panem Bogiem!

avatar użytkownika guantanamera

25. Oglądając wczoraj

prez tak wiele godzin wspaniałą, niezwykłą uroczystość konsekracji toruńskiego kościoła pw NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II oczywiście wspominałam tamten dzień...