Coraz więcej wiem...(7)

avatar użytkownika guantanamera

Gdzieś w początkach roku 1984 roku do Warszawy przyjeżdża z nowym programem Piwnica Pod Baranami. Idziemy ze znajomymi, zabieram magnetofon, na który nagrywam piosenki i śpiewane dokumenty. Trafiamy na spektakl z „pomyłką scenografa” … Oto w wiszącej na scenie klatce ktoś umieścił popiersie Lenina, a przed nim zapaloną świeczkę.. Piotr Skrzynecki wchodząc na scenę walił w klatkę dłonią, klatka z Leninem obraca się, a widownia zamiera z zachwytu. Trzeba kabaretu, żeby światu przywrócić równowagę. Za kratami nie Polska, nie cały „obóz socjalistyczny”, ale człowiek odpowiedzialny za zbrodnie systemu. Naprawdę trzeba było mieć odwagę i wyobraźnię. W roku 2001 dowiem się, że z tego powodu aktorzy wzywani byli do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Tłumaczyli się, że scenograf włożył to popiersie do klatki przez pomyłkę, miało być jakieś inne...

Zgodnie ze swoimi tradycjami Piwnica śpiewa przeróbkę urzędowego dokumentu. Tym razem jest to „Dekret o prawach stanu wojennego” do muzyki Zbigniewa Preisnera. Najpierw co „zakazane zostało... „- A więc: organizowanie zgromadzeń, pochodów, wszelkiego rodzaju manifestacji zbiórek publicznych, imprez artystycznych i sportowych. Z kolei co nakazane zostało. Na tle murmurando chóru „można, można, jednak można” albo „można, można nawet trzeba”: oglądać i słuchać audycji i komunikatów nadawanych przez PR i TV, czytać Trybunę Ludu i Żołnierza Wolności.. Dekret kończył się miłą przyśpiewką: „Uwaga, Uwaga! Osoby które nie wykonały polecenia można ukarać karą od dwóch lat pozbawienia wolności do kary śmierci włącznie, włącznie, włącznie...” Gdy tylko Wanda pojawiła się w Polsce odtworzyłam jej nagranie, żeby też miała z niego trochę radości, a ona słuchając śpiewanego „Dekretu”usiadła ze śmiechu na podłodze. Kiedyś w szkole kiedy zakończyło się przedstawienie Wanda też wiła się ze śmiechu na podłodze. Wtedy kurtyna się podniosła....Nagranie bawiło nas nieodmiennie przez kilka następnych tygodni.

Chętnie słuchałyśmy też hymnu „Piwnicy”, słynnych „Dezyderatów. "Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech i pamiętaj jaki spokój możesz znaleźć w ciszy. O ile to możliwe bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi. Wypowiadaj swą prawdę spokojnie i jasno; wysłuchaj innych, nawet tępych i niedoświadczonych, oni też mają swoją opowieść. Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha. Porównując się z innymi możesz stać się pyszny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie. Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla ciebie źródłem radości. Wykonuj z serca swą pracę; jakkolwiek byłaby skromna ją jedynie naprawdę posiadasz w zmiennych kolejach losu. Bądź ostrożny w interesach; na świecie bowiem pełno oszustwa. Niech ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty: wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu. Bądź sobą. Zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj spokojnie co lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się rzeczy młodości. Rozwijaj siłę ducha, by mogła osłaniać cię w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności. Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.... Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy; masz prawo być tutaj. I czy jest to dla ciebie jasne, czy nie wszechświat jest bez wątpienia na właściwej drodze. Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem czymkolwiek ON ci się wydaje. Czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj pokój ze swą duszą. Przy całej swej ułudzie, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat. Bądź uważny, dąż do szczęścia. A.D. 1692"

Przepisałam tekst na maszynie, z trzema kopiami, przy okazji ucząc się słów na pamięć i jedną z kopii dałam Wandzie. „Owszem, to dobry sposób na życie!” powiedziała i kartkę ze słowami wskazań powiesiła nad swoim biurkiem. Maszynopis wisiał tam nieodmiennie przez wiele lat blednąc i żółknąc. Od jesieni 1987 roku w Warszawie zaczęłam bywać coraz rzadziej. A kiedy po dłuższej przerwie znów odwiedziłam Wandę w jej mieszkaniu, zobaczyłam dezyderaty w nowej wersji - przepisane na komputerze, chyba czcionką gotyk. Minęło wiele lat zanim dotarła do mnie wiadomość - ciekawe, czy tym razem prawdziwa - że tekst rzekomo znaleziony w Baltimore to pochodząca z XX wieku mistyfikacja autorstwa kogoś z hippisowskich kręgów. Prawdę mówiąc zawsze odnajdywałam w nim pewną specyficzną lekkość bytu, ale niewątpliwie jest piękny!

Pod kartką z dezyderatami Wanda przypięła dziwny rysunek. Oto po ramionach maleńkich ludzików pnie się w górę jakiś wielki, jakby nadmuchany olbrzym. Zastanawiam się co oznacza. Czy to aluzja do wypraw wysokogórskich, gdzie na sukces jednej osoby pracuje wielu innych, mniej znanych alpinistów? Czy może ogólnoludzkie przesłanie, mówiące, że każdy człowiek tuczy się depcząc po innych? A może to ilustracja słów poety? „Lecz dopóki ty i twoi/ Duchem bożym nie skrzydlaci, / Chcecie stać na głowach braci, / Tak jak szatan dotąd stoi/ Ciałem - formą, która kuta / Od tysięcy lat we świecie , / Choć spróchniała - duchy gniecie, /Wyrobiona i przeżuta,/ Przeświecona piekłem mara....”. Pewnego dnia, kiedy omawiałyśmy bieżącą sytuację polityczną Wanda nagle zaczęła recytować: „To nie na słońc, gwiazd granicy z kochankami mdlejąc latać, Włosy splatać i rozplatać, tchnienie tracić w błyskawicy, Ale twardo, ale jasno, wśród narodu swego stać...” Fragment tego samego wiersza. - Co ona nagle z ta poezją? pomyślałam, a Wanda chyba zobaczyła moje zdumienie, bo przestała...

Latem 1984 roku wyremontowanym po wypadku samochodem oczywiście znów jedziemy do Szwecji. Śniła mi się w ponurych dniach stanu wojennego. Pokochałam Szwecję gdy po raz pierwszy zobaczyłam brunatne skały, między którymi ledwie przeciskała się asfaltowa autostrada, czapki drzew na wzgórzach, a jeszcze bardziej kiedy zaczęły nam wyłazić na drogę łosie albo wyłaniać z porannej mgły stada reniferów morelowego koloru, kroczące spokojnie drogą i nie obawiające się samochodów - a tylko wysiadających z nich ludzi. Każdy pobyt w tym kraju pozostawiał wspomnienia rozległych przestrzeni, od miesięcy nietkniętych ludzką stopą leśnych polan, bezmiernych i pustych lasów, w których czułam się jak na bezludnej wyspie. I śpiewałam Te Deum Laudamus... Zwłaszcza teraz, po restrykcjach stanu wojennego, Szwecja daje nam swobodę i poczucie wolności. Jesteś tu w grupie, ale nikt nie depcze ci po piętach. Bliscy są na odległość głosu, ale głos niesie daleko - nawet na kilka kilometrów.

W 1984 roku Wanda wyrusza razem z nami. Nie. Było trochę inaczej. Z nami wyruszył brat Wandy, Michał. Wanda przyleciała samolotem do Sztokholmu, tam spotkała się ze szwedzkimi alpinistami, pociągiem przyjechała do nas i przez dwa prawie tygodnie bawiła się w zbieranie jagód, by w drodze powrotnej znów zatrzymać się w Sztokholmie i stamtąd odlecieć do Austrii. Jako słynna himalaistka i żona Austriaka poruszała się wtedy bez przeszkód po Europie, podczas gdy my wszyscy musieliśmy się podporządkować prawom PRL-u, wydanym tuż po stanie wojennym Inne też były nasze - związane z wyjazdem - potrzeby. My jechaliśmy zarobić trochę pieniędzy oraz odpocząć od rządów generałów, Wanda miała zamiar na szwedzkich leśnych wykrotach - w niezbyt trudnych warunkach - „rozchodzić” swoją wielokrotnie składaną i operowaną nogę. Liczni uczestnicy tej wyprawy naprawdę cieszyli się jej obecnością.

Wandy umiejętności można było ocenić już przy pakowaniu samochodu i zamontowanego na dachu bagażnika. Umiała gdzieś powtykać niezliczone tobołki, które zabieraliśmy wyruszając w drogę. Moim małym fiatem jechaliśmy w trójkę, więc miejsca na bagaż zostawało niewiele. Wanda zaprezentowała wówczas swoje umiejętności, doskonalone w warunkach górskich wędrówek. Sprawnie nas spakowała, upychając bagaże gdzie się tylko dało, a co się w samochodzie nie zmieściło umocowała na dachu alpinistycznymi linami, które mi kiedyś ofiarowała, wiążąc na nich z wprawą wyszukane węzły. W Szwecji mieszkaliśmy w małym drewnianym domku, na tyłach domu mieszkalnego naszej gospodyni. Urządzony bardzo prosto dawał naszej gromadzie maksimum komfortu. Tłoczyliśmy się w osiem osób w dwóch pokojach, ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. Przecież wracaliśmy dopiero wieczorami.

Zasiadaliśmy przy posiłku wokół stołu i rozpalali ogień na kominku. A wtedy - to spostrzeżenie Wandy - najwyższą rangę zyskiwały drobiazgi. Nie wiem, czy znasz ten stan ducha, który pojawia się gdy wszystko dokoła wydaje się przyjazne i dobre, a ty przestajesz troszczyć się o cokolwiek. Zachwycały mnie zawsze drobiazgi opisywane w poezji Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Choćby w wierszu o toaście na Saskiej Kępie, podczas kolacji u przyjaciół: - Mruczy kot. Dzieci w łóżeczkach śpią. /A ot puszki na półce. Tam georginie. /Lichtarz z mosiądzu lśni. Waltornie Mozarta grzmią./ A deszcz po szybie płynie jak w kinie./ O bojowniku stary, ty przecież dobrze wiesz,/ że tym, co razem idą, wszystko sprzyja./ Więc jak latarnie wznoszę ten wiersz. / światłem szerokim. Za przyjaźń...

Tak właśnie my, wpatrzeni w ogień kominka cieszyliśmy się z małych wydarzeń, z których każde urastało do rangi symbolu. Cieszy nas, że umiemy już sami piec chleb - z pięknej, białej szwedzkiej mąki. Tu, w Szwecji, wiele osób piecze samodzielnie chleb, który kosztuje wtedy kilkakrotnie taniej od gotowego, a na dodatek o wiele bardziej smakuje. Cieszy fakt, że udały się zrobione w Polsce i przewiezione samochodami przetwory ze zdobytego kartkowego drobiu i wieprzowiny i domowy, zrobiony w Polsce i wysuszony - makaron. Cieszy nagrana na kasetę piosenka Stevie Wondera - „I just call to say I love you”- wielki przebój tamtego lata. Cieszy nas, że mamy piękną pogodę, że jest nam dobrze razem, gdy siadamy przy stole a na kominku płoną brzozowe bierwiona i że zaprzyjaźniamy się z małżeństwem Polaków mieszkających w Republice Federalnej Niemiec.

Cieszy nas - ale to już wcale nie jest drobiazg - że trabantem przyjeżdża z Rzymu Wiesiek, którego kilka dni wcześniej pobłogosławił Ojciec Święty, a on przewiózł to błogosławieństwo do nas, do Szwecji i uroczyście nam przekazał. We własnym imieniu Wiesiek obdarowuje nas swoimi grafikami, którym nadał nazwę „workowce” Jest to seria grafik, na których przedstawił jakby strachy na wróble - worki zawieszonej na skrzyżowanych drewnianych deskach czy kijach.... Najważniejsza jest tu konstrukcja krzyża – i zawieszony na niej pusty materiał, o kształcie ludzkiego ciała, symbolizuje nasze ludzkie, pozorne tylko przyjmowanie krzyża, puste gesty, które udają naśladowanie Chrystus „aż do końca”. Wiesiek niedawno przyjął chrzest i bierzmowanie - swoim przeżyciom i przemyśleniom na temat pustych, wydrążonych ludzi i ich letniej wiary nadał taki kształt, a jego artystyczna wizja okazuje się niezadługo naprawdę prorocza.

Tak wiele osób przyjęło chrzest w stanie wojennym... I co? Ileż osób o znanych nazwiskach, które w stanie wojennym korzystały z ochrony jaka dawał im Kościół, po 1989 roku wystąpiło przeciw niemu. Zapowiadały to„workowce” naszego przyjaciela. I tak nasze uczucia i myśli krążą od spraw i wydarzeń drobnych - do najważniejszych i - jak zwykle w życiu - dopiero na tle spraw zasadniczych ujawnia się ranga drobiazgów, a drobiazgi nie mają sensu bez spraw wielkich. W Szwecji nie ma żadnych szczytów do zdobywania, ale przychodzi moment, gdy Wanda jednak postanawia być najlepsza. Objawia się to w ten sposób, że któregoś dnia, gdy zaczyna lać deszcz i postanawiamy wracać, ona nie reaguje na wezwania do powrotu. Szwecja to nie białe Himalaje, gdzie każdego widać na kilometry. Więc kiedy Wanda nie odpowiada na kolejne sygnały - wrzaski, krzyki, pohukiwania i trąbienie klaksonami - zaczynamy miotać się po wzgórzach w poszukiwaniu naszej zaginionej koleżanki himalaistki. Po godzinnych poszukiwaniach odnajdujemy ją za którymś pagórkiem. Dłubie sobie spokojnie jagody, kompletnie lekceważąc nasze wołania, deszcz, który zacina i naszą rosnącą wściekłość. - Czy ty nie słyszysz naszego wołania?!!! - zadajemy jej retoryczne pytanie - a ona nam odpowiada z całym spokojem nieomal doprowadzając nas do furii: - Oczywiście, że słyszę, ale postanowiłam być dzisiaj najlepsza! Tego dnia rzeczywiście uzbierała jakąś rekordową ilość jagód - chyba 35 kilogramów. Małośmy jej nie rozszarpali ze zwykłej irytacji, ale szczęśliwie udało się nam opanować najgorsze instynkty. Wyobrażam sobie jednak jak na podobne pomysły Wandy mogli reagować jej koledzy - alpiniści. Od czasu do czasu jeździliśmy do miasteczka Torsby, żeby oglądać tam różne cuda – te, które dzisiaj możemy kupować w polskich sklepach i w IKEI. Popołudniami można tam było obserwować upiorny spektakl. Sznur samochodów snujący się - jeden za drugim - z prędkością około 30 kilometrów na godzinę. Ich niedługa trasa wiodła od stacji, do małego ryneczku, wokół niego i z powrotem ku stacji więc tworzyły zamknięte koło poruszające się w widmowym tańcu. W każdym z samochodów kilkoro młodych ludzi, z puszkami piwa albo innego napoju w rękach, czasem nawet - zwłaszcza na zakrętach - konwersujących ze sobą z jednego samochodu do drugiego. Egzystencjalną pustką i chłodem wiało od szwedzkiej młodzieży. Jacy ci młodzi ludzie są ładni, jak ładnie ubrani - myślałam - i jacy puści, jak ilustracja słów Jezusa o tym, że ci, którzy nie będą spożywać Jego Ciała nie będą mieli w sobie życia. Obserwując tę widmową defiladę dziękowałam Bogu, że podobnych nie widzi się w naszej Polsce. W tamtym czasie polska młodzież chodziła na msze za Ojczyznę, studiowała na tajnych wykładach historię Polski i czytała literaturę drugiego obiegu. A dzisiaj... zdjecie Na jednym ze zdjęć, które zrobiliśmy sobie w Szwecji od Wandy oddziela mnie Witek, większość z nas patrzy przed siebie, w obiektyw aparatu. Ruchy Wandy i moje - co uwieczniła fotografia - są niemal identyczne. Idziemy noga w nogę, tak samo przechylone, tak samo skłaniamy głowy, prawa ręka w kieszeni, lewa zgięta, Wanda opiera ja o kieszeń, ja też, odrobinę inaczej, bo trzymam w niej okulary...

Odnotowałam to dopiero niedawno, kiedy czytałam książkę o „neurolingwistycznym programowaniu”. Jednym z polecanych tam sposobów wywierania wpływu na drugą osobę jest naśladowanie i odwzorowywanie jej zachowań.

W zasadzie są to sprawy oczywiste. Skłonność zaprzyjaźnionych osób do nieświadomego wzajemnego naśladowania opisał w V wieku święty Grzegorz z Nazjanzu (Oratio). Cytuje go św. Franciszek Salezy w swojej, napisanej 400 lat temu książce "Filotea", w rozdziale o przyjaźni.: Św. Grzegorz z Nazjanzu podaje, że wielu przyjaciół i wielbicieli świętego Bazylego naśladowało go nawet w jego zewnętrznych niedoskonałościach, w jego powolnej mowie, głębokim zamyśleniu, kształcie brody i chodzie." Święty Grzegorz z Nazjanzu przytomnie zauważał, że każdy z nas ma zbyt wiele własnych przywar, więc nie należy jeszcze naśladować cudzych.

Natomiast cyniczne naśladowanie ruchów nieznajomego człowieka stwarzające pozory porozumienia jest dzisiaj zalecane w podręcznikach reklamy i propagandy. „Możesz zauważyć, że ludzie utrzymujący kontakt mają tendencję do wzajemnego odzwierciedlenia ( mirroring) i harmonizowania( matching) postawy, gestów i wzroku. Przypomina to taniec, w którym partnerzy odwzajemniają i odzwierciedlają ruch drugiego swoim własnym ruchem. Zaangażowani są w taniec wzajemnych reakcji. Ich język ciała pozostaje komplementarny." - czytam w podręczniku o tzw. neurolingwistycznym programowaniu. "Ludzie sukcesu stwarzają kontakt, a kontakt tworzy zaufanie. - Możesz go osiągnąć z kimkolwiek chcesz, świadomie doskonaląc naturalne umiejętności używane każdego dnia. Harmonizując i odzwierciedlając język ciała i ton głosu, bardzo szybko możesz uzyskać kontakt prawie z każdym. Aby stworzyć kontakt, dołącz do tańca innych osób, harmonizując się z ich językiem ciała z wyczuciem i respektem. W ten sposób zbudujesz most, pomiędzy sobą a ich modelem świata. Harmonizacja to jednak nie naśladownictwo, które jest zauważalnym, przesadzonym i niewyszukanym powielaniem ruchów innej osoby, zazwyczaj postrzeganym jako zaczepne. Możesz harmonizować ruchy rąk drobnymi ruchami dłoni, ruchy ciała ruchem głowy. Nazywa się to skrzyżowanym odzwierciedleniem (crossover mirroring). Możesz zharmonizować przemieszczanie wagi ciała i ogólną postawę. Gdy ludzie są podobni, lubią się. Zharmonizowanie oddechu jest bardzo skutecznym sposobem osiągania kontaktu. Może miałeś okazję zaobserwować, że ludzie będący w głębokim kontakcie oddychają w równym tempie. To są podstawowe elementy kontaktu.” Koszmar.

Rozumiesz? Chodzi o to, żeby świadomie naśladować ruchy innej osoby pozorując głęboką wspólnotę i porozumienie. Obudzone w ten sposób zaufanie wykorzystuje się do własnych - przyziemnych i zupełnie nie związanych z przyjaźnią celów. Politycy uczą się gestów mających pozorować życzliwość i otwarcie. Akwizytorzy na specjalnych kursach dowiadują się, że powinni małpować ruchy potencjalnych klientów aby im wetknąć towar. Jeszcze jedno. Autorami wskazówek w cytatach są Joseph O'Connor i John Seymour. W Copyrigt zastrzegli sobie: „The autors asserts the moral light to be idenified as the autors of this work” Tak jest, Szanowni Panowie, nie omieszkam podkreślić, że do tych wskazówek to Wam przysługuje „prawo moralne” - cokolwiek w tym wypadku znaczą owe słowa...

Patrząc na zdjęcie ze Szwecji z naszym idealnie „zharmonizowanym przemieszczaniem wagi ciała i ogólną postawą” - myślę przez chwilę, że mogłoby być wyświetlane na kursach NLP. A jednak tu jest odwrotnie. Żadne crossover mirroring, żaden tam odwzajemniany taniec..To jest zupełnie inny kurs. Jego Autorem jest Bóg, który chce by ludzie naprawdę się przyjaźnili, naprawdę tworzyli wspólnotę, nie udawali. Nie patrzymy na siebie, nie widzimy się, niczego nie udajemy, po prostu idziemy... …

Etykietowanie:

18 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Oglądalem w tamtym czasie programy z podtekstem

Trzeba było też czasami posługiwać się refleksem
By trzymać się nitki wiodącej do sedna
Bo cenzura wtedy była niestety bardzo wredna
Ludzi niby wierzących to mamy całe mrowie
Po co udają dla srebrników każdy powie
To przyświeca im jak w instruktażu NLP
Bo podobno każdy sławy w życiu chce
Ja jako indywidualista zawsze wolałem tańczyć solo
W młodości jak wielu próbowałem być rolą
Ale to przeszło i zostało dziwne wspomnienie
Że miałem do Wolności jedno wielkie pragnienie
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika benenota

2. @guantanamera

Strasznie sympatyczne to pisanie Twoje.

Pozdrawiam ciesząc sie-Ben.

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika guantanamera

3. @Jacek Mruk

"Trzeba było też czasami posługiwać się refleksem By trzymać się nitki wiodącej do sedna.."
Opowiem Ci o takim jednym swoim reportażu "z aluzjami" który był jedną wielką aluzją....
Otóż opisywałam oddział odwykowy dla alkoholików. Byli to przeważnie robotnicy budowlani. Na odwyku musieli punktualnie stawić się na zajęcia - nie pamiętam czy wstawać czy przychodzić rano - bo normalnie to spóźniali sie do pracy. Musieli odpowiedzialnie wykonywać polecenia - bo w pracy ich nie kontrolowano. Nie wolno im bylo przeklinać - bo w pracy rzucali mięsem. No i pić - oczywiście - bo w pracy pili. Wieczorem chodzili do teatru i na koncerty. Z mojego reportażu wyłaniał się obraz jedynego normalnego w Polsce miejsca - i to byl oddział odwykowy.
Cenzor się nie połapał - niczego nie skreślił. Ciekawe czy połapali się czytelnicy :))
Serdecznie pozdrawiam...

avatar użytkownika guantanamera

4. @benenota

No nie! Najpierw - ile jeszcze odcinków (w domyśle - bo przynudzasz) ... A teraz, że sympatyczne...
I w co tu wierzyć?
Pozdrawiam.

avatar użytkownika benenota

5. @guantanamera

No nie...ugiely sie podemna nogi.
Nie wybacze tym razem.Drugi raz mnie zle odczytalas...i teraz nie odrzuce Twej propozycji napisania na te okolicznosc wiersza!

Wyjasniam.Wiednace,oczekujace kwiaty,to nagroda,wyraz uznania za "strasznie sympatyczne to pisanie twoje".
Stracily na urodzie,poniewaz nie zakladalem ze bedzie to az taka "long story"-innymi slowy...nie doczekaly konca...

Teraz domagam sie posypania glowy popiolem...i serdecznego usmiechu.

Zaczytany-Ben.

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika guantanamera

6. @benenota

Nie dość, że wierszem to jeszcze na melodię:

A więc to nieporozumienie...
Wstyd mi naprawdę szalenie!
Przyjm przeprosiny me najszczersze
Naprędce wyrażone wierszem
Ba ja na Twoje dobre słowo
odpowiedziałam obmową...

Refren:
Głupio mi ogromnie
Och, nie miej pretensji do mnie
Niech to wyrazi teraz
melodia Guantanmera!

Guantanmera!
Idę popiołu nabierać
Popiół jest z ogniska
co iskierkami jeszcze błyska...
Może być? :)

avatar użytkownika benenota

7. @guantanamera

Kurcze ale mi mile lyso...tyle wersetow dla mnie.

-Czy Ty sobie zdajesz sprawe z tego,ze od dzisiaj spal bede w pionie?

Dzieki-Ben.

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika benenota

8. Zebymniezostalopaczniezrozumiany

Na stojaco,z podniesiona glowa,rozparty duma...o tak.

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika benenota

9. @guantanamera

Rowniez odpowiem Ci wierszem.Na razie poczatek.

Wpadl mi taki pomysl do glowy.Tytul wymysle pozniej-to nie takie proste.

"You must remember this.
Ten taniec...zwal sie twist.

C.D.N.

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika Maryla

10. @guantanamera

zaczytałam się w Twoich wspomnieniach, wróciłam wspomnieniami do moich przyjaciół.
I jeszcze jedno:

"W tamtym czasie polska młodzież chodziła na msze za Ojczyznę, studiowała na tajnych wykładach historię Polski i czytała literaturę drugiego obiegu. A dzisiaj... "

a dzisiaj wygląda na to, że znów wrócilismy do punktu wyjścia. Młodzież wychowana w przeświadczeniu, że zyje w wolnym kraju, odkrywa, że to tylko ułuda.
I znów wraca na msze na Ojczyznę i zacznie się douczać prawdziwej historii na spotkaniach organizowanych na ulicy, pod namiotem Solidarnych lub w salkach przy kościołach.
My mieliśmy łatwiej, bo mieliśmy świadomość życia w niewoli i kłamstwie.
Oni musza najpierw dojrzeć do tego, żeby to zobaczyć, a dopiero później idą drogą naszą i tych, co przed nami.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika benenota

11. @Maryla

Niech ida.Przez bagna,w zamieci,burzy piaskowej...aby do przodu.

Pozdrawiam.

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika gość z drogi

12. Dobrego Dnia Tobie i Twoim Gościom :)

i ja się zaczytałam w tym pięknym ,wspomnieniowym tekście...zaczytałam i zadumałam...
Jedna Polska,jeden Wróg
i miliony wspomnień każdego z nas...jakże inne od siebie...przepiękna mozaika,
gdyby TAK kiedyś zebrać je razem...wtedy dopiero zobaczylibyśmy Polskę tamtych lat ,
serdeczności na cały Dzień

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

13. @benenota

I tylko nikt nie zwrócił mi uwagi, że nie powinno się posypywać głowy tlącym się jeszcze popiołem....

avatar użytkownika guantanamera

14. @Maryla

Ale też widziałam niedawno w Polsce chocholi taniec samochodów, z młodzieżą wewnątrz nich. Samochodów było kilka, ale idea ta sama - powolna jazda bez sensu. Bardzo chciałabym żeby się młodzież zorientowała co jest prawdą. Żeby pokochała polską literaturę i poezję. Żeby pojęła, że bez mistycyzmu wszystko staje się puste.
Pozdrawiam serdzecznie.

avatar użytkownika guantanamera

15. @gość z drogi

W polowie lat 80-tych przestałam czytać literaturę pisaną prozą. (Na szczęście przedtem sporo zdążyłam przeczytać ..:) Zafasynowała mnie teraz poezja, przedtem lekceważona, bo poezja łaczy teraźniejszość z wiecznością. Ale przede wszystkim dotarło do mnie, że życie każdego człowieka jest 500 000 razy ciekawsze niż jakakolwiek literatura. Tak, historia tworzona przez każdego z nas... Trzeba to uświadamiać ludzim. Pytać - jaka historię TY tworzysz?
Pozdrawiam serdecznie.
PS A przy okazji - sprawa tych komórek. To była melodia czy jednak sygnał ukradziony ptakowi? Nie mogę "pójść na spacer" do intix, bo mi się tam zawiesza komputer - za dużo zdjęć i piosenek. A sprawa sygnału mnie ciekawi :)) No, bo jeżeli oni dają jako sygnał głos ptaków, to ptaki pogłupieją. Trzeba stanąć w ich obronie ..:)

avatar użytkownika gość z drogi

16. Trzeba stanąć w obronie ptaków , Guantanamero :)

ale to był jednak PTOK jak mówią na Śląsku...gawron,albo kawka,ja za bardzo ich nie rozróżniam :)
serdecznie pozdrawiam :)

gość z drogi

avatar użytkownika Jacek Mruk

17. Quantanamera

Rzeczywiście zbyt ujęłaś to w oplot tajemnicy
Więc cenzor nie widział niczego w piwnicy
Kto był bliżej Twojego myślenia się połapał
Kto nie pewnie przez tekst sobie poczłapał
Na dodatek jeszcze ,gdy może miał kaca
Wszystko mu się zlało, szukał gdzie taca
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

18. @Jacek Mruk

Ale to była piękna aluzja. Majstersztyk. Tu "na odwyku" wszystko normalnie i kulturalnie, a tam, w PRL-u chaos, bałagan i brak kultury... Ale cenzor puścił. Niewykluczone, że też "szukał tacy" tego poranka... Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję....