To wszystko wina bandy Kwakina

avatar użytkownika MagdaF.

To wszystko wina bandy Kwakina

                                                                        

                                                                     

Po długiej nieobecności w mediach, Andrzej Olechowski, jeden z ojców-założycieli Platformy Obywatelskiej udzielił wywiadu, w którym powiedział: „Platforma to typowa partia władzy działająca jak korporacja i obowiązują w niej takie same zasady pracy i współistnienia jak w korporacji”. Nic bardziej mylnego. Gdyby przez sześć lat  nieprofesjonalni  pracownicy tak się obijali i tak  partolili robotę, korporacja już by nie istniała. A więc musi to być coś innego.  Np. „drużyna”.

„Dzień puszczyka”, „Todo modo” L.Sciasci czy raczej Gajdar i jego bohater – Timur? Nie znam literackich gustów premiera Tuska, ale przypuszczam, że może być i jedno, i drugie. Niewidzialna, Czarna Ręka, to znak obu organizacji, symbol „dobrych uczynków” i stręczycielstwo „ochrony” tych, którzy jej nie potrzebują. Nie wnikając więc co to jest: czy mafia polityczna, urzędnicza, zawodowa, branżowa, czy rodzinno-kolesiowska, ta istna dyktatura-kreatura, której podobieństwo do największego i najlepiej zorganizowanego przedsiębiorstwa zauważył A.Olechowski, czy zwykła „drużyna” na wzór opisanego sowieckiego produkcyjniaka, w jednym musi być zgoda.  Metody, zasady działania i hierarchia władzy są te same. A osiągnięty cel okazuje się efekciarskim humbugiem lub dziurawym balonem, z którego ulatnia się mieszkanka zakamuflowanego liberalizmem, trującego komunizmu.

 

Jaka jest ta rządząca  „drużyna” i co wspólnego ma z Timurem, chłopcem-komsomolcem, dzielnym bohaterem podwórkowej bandy „dobrych”, który przyjął sobie za znak czerwoną gwiazdę i postanowił utrzymywać porządek pod nieobecność walczących na froncie krasnoarmiejców?  Na Timura, choć działa po kryjomu, można liczyć. Jego drużyna pomoże przynieść wody,  narąbać drewna, uspokoi osierocone dziecko, znajdzie zabłąkaną kozę. Wszystko z poczucia odpowiedzialności, nie dla poklasku, bo drużyna jest szlachetna i pełna miłości do człowieka. Ma tylko jeden kłopot, wręcz obsesję na punkcie hasła „Zawsze i wszędzie Kwakin”. Miszka Kwakin i jego koledzy, to nie konkurencyjna drużyna, to „banda łobuzów i darmozjadów”,  która szczególnie upodobała sobie „jabłonie pierwsza klasa, krzyżówkę miczurinowską, słodkosoczyste”, z sadów czerwonoarmistów.

 „Kwakizm” jest katastrofą dla społeczeństwa, wrzodem na zdrowym, komunistycznym organizmie jego porządnych obywateli, symbolem  wroga ludu i czarnym charakterem – „czyścicielem cudzych sadów”.

 

Rządząca „drużyna” Tuska, nieudani naśladowcy pierwowzoru, w wielu aspektach działania, są jednak jego godnymi naśladowcami. Zarzucanie więc rządzącym, że z bezideowości uczynili sobie ideę, jest całkowicie bezzasadne. Z wielką konsekwencją i zaangażowaniem realizują to, co sobie założyli lub im narzucono jako misję: ciągłość systemową  umocnioną puczem 20 lat temu. Dzień esbeka i agentury, który przypada 4 czerwca, świętowano w zaciszu domowym, choć aż nadto widoczne jest (nawet na festiwalu polskiej piosenki),  że to ta świecka tradycja ukształtowała polskie elity władzy, kultury i rozrywki. Konsekwentna i ostra walka od 1989 roku, krok po kroku, o rząd dusz, o media, kulturę, w imię renesansu komunizmu, jest walką o władzę i własną biografię, w której kategoria prawdy nie istnieje, a wszelkie metody i techniki walki są dozwolone.  Na nic nie zdał się nieporadny kamuflaż, że liberalna demokracja jest spełnieniem marzeń o sprawiedliwym społeczeństwie. Drużyna Tuska nie dba o sprawiedliwość ani tym bardziej o społeczeństwo, które jest zbędnym i kłopotliwym dodatkiem do władzy. Demokracja pozorów, pycha, zarozumiałość i kłamstwa, przy „zamordyzmie” rodem z PRL-u i wszechobecnej manipulacji mają przekonać, że nie tylko okradanie społeczeństwa, ale nawet  kaganiec, knebel i kajdanki są dla naszego dobra.

 

To, co zostało z Timura, to krótkie spodenki,  których rząd nie zmienia po meczu, przechodząc ze sportu do polityki. Konsekwencje tego są opłakane  nie tylko w polityce  zagranicznej rządu, realizowanej głównie na Twitterze lub prowadzonej w formie donosów na Polaków do Watykanu lub donosu na prezesa Kaczyńskiego do kanclerz Merkel, podpisanego przez pięciu byłych ministrów SZ, którym cv schowano w IPN-ie.

 

Ostatnia porażka na najwyższym szczeblu nie jest wpadką prezydenta USA i jego doradców, ale ministra Sikorskiego, który do odebrania nagrody dla Jana Karskiego wysyła TW „Rafla”, „Raufa” i „Serba” w jednej osobie dyplomaty, który nie potrafi publicznie zaprotestować w imieniu Polaków, których pojechał reprezentować, na oszczerstwa wobec Polski. W podobną poetykę zakłamania i strachu wpisuje się odebranie przez premiera nagrody im. Walthera Rathenaua, której, jak stwierdziła w laudacji kanclerz Merkel, premier Tusk jest godny. I wierzymy jej na słowo. Mamy jednak namacalny dowód, że rząd Platformy nie stoi jednak tam, gdzie stało ZOMO, ale jeszcze bliżej mu Armii Czerwonej. Nie tylko wraca Lenin, krasnoarmiejec z czerwoną gwiazdą na pomnikach, zwanych dla niepoznaki obeliskami, ale nastąpiło też cudowne wskrzeszenie sierpa i młota, wbrew protestom społecznym i ustawie. I nawet filozofa Gowina przenicowali na swoją stronę.

 

Najściślej jednak łączy premiera Tuska i Timura  nienawiść do wymyślonego wroga, którą realizuje korzystając z całego arsenału środków od wykluczenia: kpin, szyderstw i pomówień, na stygmatyzacji wszystkiego, co „pisowskie”. Dlaczego? Bo psuje jej szyki, podstawia nogę, wytyka błędy i wzywa do obywatelskiego nieposłuszeństwa.  Metoda podsycania lęku przed „kaczyzmem” i  sterowanie nastrojami, ma swoje źródło w żądzy odwetu za dwa lata prób walki z korupcją, mafijnymi układami i patologią elit, które zręcznie z PRL-u prześlizgnęły się do III RP.  Bezkarne zawołanie byłego marszałka Niesiołowskiego do dziennikarki „Won do PiS-u” jest dowodem, że nazwa partii opozycyjnej stała się obelgą, którą, za  przyzwoleniem rządzących,  posługują się też media, wykonujące z ochotą wyroki na przeciwnikach politycznych, zwanych wrogami. A wroga trzeba zwalczać. Jak „warchoły”, „bandę”, „sektę” i jej herszta, faszystów, antysemitów,  mohery i kiboli. Wszystkie  metody są dobre. Zabić, zadźgać, dorżnąć, zastrzelić, wypatroszyć.

 

Jeśli jednak wydaje nam się, że rzeczywistość opisana przez Gajdara niewiele się zmieniła, to nie mamy racji. „Banda” Kwakina była wrogiem, bo kradła jabłka. „Banda” Kaczyńskiego -  bo nie znała ich ceny.

 

Tekst opublikowany w nr.23/2012 Warszawskiej Gazety

 



 

3 komentarze

avatar użytkownika guantanamera

1. @MagdaF

A wystarczy na stałe wprowadzić do powszechnego obiegu: "4 czerwca - dzień esbeka i agentury". Stanowczo i nieuchronnie. Konsekwentnie i nieodwracalnie. I już nigdy o tym dniu inaczej...To jedno hasło załatwiłoby także dętą rocznicę 89 roku. Wystarczy trochę determinacji w naszej prasie ...

avatar użytkownika basket

2. Tekst

"rewelka". Coraz częściej czytam, że drużynę naszego Timura nazywają POsranią?
O co chodzi?

basket

avatar użytkownika Maryla

3. Magdo

nie inaczej, Sikorski z Tuskiem mocno się nad tym napracowali.

"Ostatnia porażka na najwyższym szczeblu nie jest wpadką prezydenta USA i jego doradców, ale ministra Sikorskiego, który do odebrania nagrody dla Jana Karskiego wysyła TW „Rafla”, „Raufa” i „Serba” w jednej osobie dyplomaty, który nie potrafi publicznie zaprotestować w imieniu Polaków, których pojechał reprezentować, na oszczerstwa wobec Polski. W podobną poetykę zakłamania i strachu wpisuje się odebranie przez premiera nagrody im. Walthera Rathenaua, której, jak stwierdziła w laudacji kanclerz Merkel, premier Tusk jest godny. I wierzymy jej na słowo. "

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl