Marginalizacja tego, co wiejskie i rolnicze - dr Barbara Fedyszak-Radziejowska,

avatar użytkownika Maryla

Znane pytanie Davida S. Landesa („Bogactwo i nędza narodów"): „Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy", ma wiele odpowiedzi. Jedną z nich jest uzależnienie naszej zamożności od miejsca w przestrzeni społecznej. Im bliżej centrum, z jego władzą, prestiżem, edukacją, nauką, przemysłem i usługami, tym większa szansa na zamożność. Im bliżej peryferii, czyli wsi i rolnictwa, tym większy niedostatek. Takie jest doświadczenie naszej cywilizacji.

Wiarygodnym testem dla narodowej wspólnoty, jej solidarności i sprawności państwa jest sposób traktowania własnych peryferii. Ani „wielka przeprowadzka" ze wsi do miast, o której marzyli zwolennicy naukowego marksizmu w Europie, ani „wielka przeprowadzka" z miasta na wieś, co realizowali Czerwoni Khmerzy w Kambodży, nie były dobrym pomysłem.

Na peryferiach Europy

Problemy ekonomicznej i symbolicznej dominacji centrum nad peryferiami łatwiej zrozumieć, gdy w miejsce miejskich metropolii i peryferyjnych wsi rozważać będziemy położenie Polski względem starych krajów UE. Podobnie jak Grecja czy Portugalia, nasze państwo jest bardziej rolnicze i mniej zamożne niż wszystkie peryferyjnie położone państwa. Także z tego powodu mamy problem z dostępem do wąskiego grona decydentów UE, a w sferze symbolicznej z ich akceptacją dla naszych doświadczeń, wyznawanych wartości oraz historycznej roli odegranej przez Polaków w czasach walki z dwoma totalitaryzmami XX w. Z tej perspektywy odpowiednikiem idei „wielkiej przeprowadzki" jest „wielka migracja zarobkowa" z peryferyjnej Polski do europejskich centrów, co nie jest przecież dobrym rozwiązaniem gospodarczych problemów Polaków.

Tak więc punkt widzenia zależy od położenia na kontinuum centrum – peryferiach. Inaczej widać te problemy z pozycji peryferii, a inaczej, gdy umieszczamy samych siebie w naszym małym, lokalnym centrum. Świadomość tej różnicy pozwala zrozumieć zagrożenia procesem unifikacji i potrzebę zachowania różnorodności w gospodarce, polityce i kulturze.

Centrum i peryferie to także problem symbolicznej dominacji centrum i marginalizowanie obecności peryferii w mediach centralnych. To brak wymiany informacji i komunikacji między peryferiami, które walczą ze sobą o przychylność centrum, nie szukając porozumienia z innymi, peryferyjnie położonymi społecznościami (państwami). Jesteśmy krytyczni wobec zorganizowanych, walczących o swoje interesy rolników, ale porozumienie Litwy, Łotwy, Polski, Węgier czy Bułgarii wydaje się nam wcale sensownym rozwiązaniem.

Gra o podmiotowość

O zależnościach centro-peryferyjnych w UE pisze interesująco Tomasz Zarycki („Peryferie. Nowe ujęcia zależności centro-peryferyjnych". Scholar 2009). Zwraca uwagę na kłopoty peryferii ze zdiagnozowaniem własnej rzeczywistości i własnych interesów. Silniejsze centrum zawsze dąży, najczęściej z sukcesem, do dominacji. To ono produkuje teorie naukowe o dużym stopniu ogólności, narzucając swój język opisu. Peryferie częściej dostarczają wiedzy konkretnej, o charakterze studium przypadku.

Ale peryferie nie są bezsilne w swoim pragnieniu zachowania autonomii. Próbują tworzyć pola dyskursu i negocjować akceptowalne przez obie strony rozwiązania. Dominacja centrum nie musi być egoistyczna i arogancka, a przemoc symboliczna narzucona peryferiom, bezdyskusyjna. Aktywne i podmiotowe peryferie mogą i powinny negocjować warunki integracji i własne ścieżki rozwoju gospodarczego. Nawet bardzo zdominowane peryferie mogą grać z centrum o swoje interesy, używając własnych kapitałów kulturowych, społecznych czy politycznych.

Mam wrażenie, że dobrze rozumiemy problemy, z którymi położona peryferyjnie Polska musi się mierzyć w UE. Oczekujemy, że w ramach unijnej polityki spójności i solidarności otrzymamy środki z funduszy strukturalnych, bo pozostawienie biednych krajów wyłącznie mechanizmom wolnego rynku pogłębia dystans między starymi i nowymi państwami członkowskimi. Rozumie to także sama Unia, bo po każdym kolejnym rozszerzeniu do nowych, słabszych ekonomicznie regionów kieruje większość funduszy strukturalnych.

Polska wieś wykluczona

Protestujemy przeciwko dominacji silnego centrum w sferze symbolicznej. Złości nas, i słusznie, traktowanie upadku muru berlińskiego jako symbolu upadającego komunizmu. Nie rozumiemy, dlaczego nasza opowieść o Porozumieniach Sierpniowych, stanie wojennym i zwycięskiej Solidarności przegrywa ze scenami burzenia tego muru. Z wielkim trudem wprowadzamy do europejskiej narracji opowieść o Zbrodni Katyńskiej i innych zbrodniach komunizmu. Nieobecność Prezydenta RP śp. Lecha Kaczyńskiego w filmie opowiadającym o wojnie wypowiedzianej Gruzji przez Rosję wydaje się nam niezrozumiała.  

A my jacy jesteśmy wobec własnych peryferii, czyli wobec naszej wsi i rolnictwa? Czy negocjujemy wzajemne relacje? Czy prowadzimy merytoryczny dyskurs o polityce wspierania ich rozwoju? Nie chcemy marginalizacji Polski w UE, ale marginalizujemy nasze własne peryferie. Nie chcemy być wykluczani, ale wykluczamy rolników, zarzucając im nieuzasadnione „roszczenia" i „mentalne bariery modernizacji".

A jakie miejsce w naszej pamięci zajmuje symboliczny kapitał polskiej wsi? Opowieść o walce Polaków z komunizmem zaczynamy od Poznania 1956, a ostatnio także od Żołnierzy Wyklętych. Czy jest w niej miejsce dla wiejskich peryferii? A jest o czym pamiętać. Pierwsze starcie Polaków z komunizmem odbyło się w czasie referendum 1946 r. i wyborów 1947 r. To był test wiarygodności obietnic Stalina wobec Polski i Polaków. Jedyną opozycją było wtedy PSL Stanisława Mikołajczyka liczące 800 tys. członków (z legitymacjami). Co prawda wygrało wybory 1947 r., ale przegrało wszystko, bo wyniki zostały sfałszowane. 

Skala represji w czasie wyborów była dramatycznie duża. Znamy nazwiska 118 zamordowanych członków PSL-u oraz 147 kandydatów aresztowanych tuż przed wyborami. W więzieniach znalazły się 2 tys. działaczy terenowych, a różne formy represji objęły ok. 100 tys. zwykłych członków i sympatyków PSL-u.

Polska wieś była zapleczem dla Żołnierzy Wyklętych – pisze o tym prof. Zdzisław Zblewski. Mateusz Szpytma podaje za Israelem Gutmanem, że na 4119 Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata (obliczenia z 1999 r.) 1266 to chłopi i leśnicy. Czy w narracji polskiego centrum pamiętamy o rodzinach Kowalskich, Ulmów i Baranków zamordowanych za ukrywanie Żydów? Czy przegrana przez komunistów batalia o kolektywizację polskiego rolnictwa jest częścią naszej wspólnej pamięci?

Z gorszego świata

W debacie publicznej to, co wiąże się ze wspólną polityką rolną, z płatnościami bezpośrednimi, z systemem KRUS, podlega stereotypowej marginalizacji, chociaż w większości europejskich krajów stanowi racjonalną politykę i efektywny sposób godzenia interesów rolników produkujących żywność z konsumentami, którzy za zdrową żywność chcą płacić możliwie mało. 

Ale za najbardziej dramatyczne uważam polityczne konsekwencje wieloletniej marginalizacji „wieśniaków" i „roszczeniowych rolników". Przez lata pisano o nich językiem wykluczenia. Opiniotwórczy, nieżyjący już profesor socjologii pisał: „Linia oddzielająca wieś od miasta jest dziś linią najbardziej fundamentalnego podziału społecznego", jest „głębokim pęknięciem cywilizacyjnym" oddzielającym „podstawową masę ludności wiejskiej od reszty społeczeństwa"(…) „ta cywilizacyjna nisza uwalnia chłopa od przymusu modernizacyjnego… skazując go tym samym na status człowieka z gorszego świata".

Gdy w 2004 r. dotarła wreszcie na polską wieś normalna europejska polityka rolna, proces modernizacji rolnictwa przyspieszył. Sektor rolny jest dzisiaj w relacjach handlowych z krajami Unii na plusie, a wykorzystanie unijnych środków jest sprawnie i efektywnie realizowane przez „chłopów z gorszego świata". Tyle że o tym sukcesie wsi i rolników nikt w symbolicznym centrum Polski nie wie. 

A ostoja wiejskiego ciemnogrodu została w ostatnich latach rozszerzona o nowych wykluczanych i nowych marginalizowanych obywateli Rzeczypospolitej. Premier Donald Tusk pierwszy dodał do niej mohery, potem doszli tzw. obrońcy krzyża, a ostatnio dołączają „pisowskie ścierwa", „pisowskie bydło" oraz „pisuarowcy". 

Takie oto bywają zaskakujące konsekwencje zgody na marginalizację tego co wiejskie i rolnicze, gdy dominujące, egoistyczne i aroganckie centrum przyzwyczaja się do rozdawania certyfikatów ważności i nieważności swoim obywatelom.

Autor: Barbara Fedyszak-Radziejowska, | Źródło: Gazeta Polska Codziennie,

http://niezalezna.pl/29567-marginalizacja-tego-co-wiejskie-i-rolnicze

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

1. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Wszystkie rządy bały się chłopów.

Chłop potęga jest i basta,

Pani doktor Fedyszak, zawsze pięknie mówi.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz