REKOLEKCJE WIELKOTYGODNIOWE KAPELANA AKO - KS. PROF. PAWŁA BORTKIEWICZA - CZ. I

avatar użytkownika Redakcja BM24

Paweł Bortkiewicz TChr

Akademicki Klub Obywatelski

im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu

 

 


 

Od Hosanna do Ukrzyżuj

 

Nie ma takiego drugiego dnia w liturgii Kościoła.

Nie ma takiego drugiego wydarzenia, które odsłaniałoby tak skrajne uczucia – od triumfu, entuzjazmu, euforii po poczucie klęski. Jeszcze nie milknie tłumne Hosanna, a słychać gromkie Ukrzyżuj! A po nim milczenie. Całun milczenia po śmierci Jezusa, Syna Bożego.

Czy możliwa jest taka zmiana nastroju? Tak radykalna? Tak szybka?

 

W Polsce dzisiejszej obserwujemy bardzo czytelne potwierdzenie tej zmienności. Dwa lata temu 10 kwietnia 2010 roku przeżyliśmy szok, niedowierzanie, grozę i ból. A potem przyszła żałoba po katastrofie smoleńskiej. Tysiące ludzi pielgrzymowało pod krzyż na Krakowskim Przedmieściu: młodzież, dzieci, rodziny, związkowcy, harcerze, kombatanci, szkoły, kadra polskich piłkarzy ręcznych, pielgrzymki parafialne. Pamiętam, jak w czasie krótkiej, a tak bardzo zaszczytnej warty przed trumnami Pary Prezydenckiej obserwowałem wchodzących do sali Pałacu Prezydenckiego. Przychodziły rodziny z dziećmi, jakiś beznogi inwalida wsparty na kuli, po nim grupa harcerek i harcerzy, stanęli, zasalutowali, dziewczyny przyklęknęły, jakieś małe dziecko zostawiło wytartego pluszaka przed trumną, wytartego, więc ulubionego… Wielu z nas poczuło na nowo, nawet nie potrafiąc tego wyrazić słowami, pojęciami, konstrukcjami zdaniowymi, wielu poczuło na nowo związek krzyża, dziejów narodowych i wiary chrześcijańskiej.

Dziś – toczą się spory o krzyż w parlamencie, zamiast poważnej dyskusji nad katastrofą smoleńską, zamiast przejęcia przez państwo polskie po dwóch już latach – śledztwa, wraku samolotu, dokumentacji – w Polsce głównym tematem jest trzymiesięczny już serial medialny o pewnej rodzinie i ich sześciomiesięcznej zabitej Madzi. To, co było tak niedawno wartością – jest dziś oplute, wyszydzone.

 

Ktoś powie – zwłaszcza patrząc na Polskę z dystansu, z za granicy – to przecież polskie piekiełko? Czy tylko polskie?

 

Dlaczego zatem Europa – zjednoczona w dawnej przeszłości, Europa, która rodziła się na szlaku do Santiago de Compostela, Europa, która współcześnie, po wojnie – została zjednoczona w szacunku dla wiary, krzyża i Ewangelii, dla godności osoby ludzkiej, dla solidarności, która jest postacią miłości społecznej - dlaczego dziś dobrowolnie ulega islamizacji, bo wcześniej uległa już ateizacji?

Dlaczego o człowieku w tej Europie – Jan Paweł II mawiał, że żyje tak jakby Bóg nie istniał, a w konsekwencji tego stylu życia tworzy kulturę śmierci? Dlaczego o człowieku w tej Europie – Benedykt XVI powiada, że jest on sytym i milczącym apostatą Boga?

 

Czy naprawdę tak niewyobrażalna jest droga od Hosanna do Ukrzyżuj?

 

Spoglądamy na tamte przeżycia i na nasze. Może jakimś specyficznym kluczem od ich odczytania i zrozumienia są słowa św. Pawła z jego hymnu o kenozie, wyniszczeniu Chrystusa?

Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej,

nie skorzystał ze sposobności,

aby na  równi być z Bogiem,

lecz ogołocił samego siebie,

przyjąwszy postać sługi,

stawszy się posłusznym aż do śmierci,

i to śmierci krzyżowej.

Można powiedzieć tak: nasze odejście od Hosanna do Ukrzyżuj – to wynik źle użytej wolności. To taka wolność, która wyparła się swego sensu, tego, co jest szlachetną prawdą o człowieku i co nadaje wartość ludzkiemu życiu.

Chrystusowe nie skorzystanie z tego, by na równi być z Bogiem, to odpowiedź na taką wolność zniewoloną, to wolność Syna Bożego, która ogranicza to, co może – tym, co powinien, tym, co powinien, ze względu na miłość.

Wolność i prawda to swoiste tworzywo, z którego powstaje krzyż.

Wolność wbrew prawdzie stawia ten krzyż – krzyż zdrady, zła, nienawiści, wrogości.

Wolność poddana prawdzie i miłości czyni ten krzyż – znak tragiczny, znakiem zwycięstwa.

 

Pod tym  krzyżem warto nam stanąć. Pod tym krzyżem trzeba nam stanąć.

Będziemy chcieli to czynić w kolejne dni Wielkiego Tygodnia.

 

REKOLEKCJE WIELKOTYGODNIOWE AKO - CZ.II

Ks. Prof. Paweł Bortkiewicz TChr

Akademicki Klub Obywatelski

im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu

 

 

 

Ars moriendi

 

W progu naszych rekolekcji pojawiło się napięcie między Hosanna a Ukrzyżuj – między przylgnięciem do rozpoznanego Boga a Jego odrzuceniem, zdradą.

Ta różnica, to napięcie jest różnicą użycia wolności w nas, jest poddaniem tej wolności prawdzie bądź wyzwoleniem tej wolności z prawdy.

Dziś wkraczamy w bezpośrednią bliskość wydarzeń męki Chrystusa.

Ale zarazem dzisiaj przeżywamy kolejną rocznicę śmierci Bł. Jana Pawła II. Zechciejmy zatem zatrzymać się przy tej agonii, odchodzeniu, przy tym przejściu z tej ziemi do domu Ojca. Uczyńmy to nie tylko i nie tyle ze względów sentymentalnych. To umieranie, jak i to życie to historia człowieka, który przylgnął do krzyża Chrystusa, przywarł swoją wolnością do prawdy krzyża…

Kilka faktów reporterskich z tamtych ostatnich godzin sprzed 7 lat.

Końcowy etap choroby Jana Pawła II zaczął się w czwartek, 31 marca wieczorem. Wskutek infekcji dróg moczowych nastąpiła zapaść sercowo – naczyniowa, połączona z bardzo wysoką gorączką. Zdając sobie sprawę z tego, że niedługo może umrzeć, Papież przyjął święty wiatyk – komunię udzielaną umierającym, której udzielił mu kardynał Marian Jaworski. 

Następnego dnia stan zdrowia Ojca Świętego pogorszył się jeszcze bardziej

Jednak w przerwie między atakami choroby Papież podpisał nominacje dla kilkunastu biskupów krajowych i nuncjuszy.

Pod jego oknem w Pałacu Apostolskim zgromadziło się na modlitwie ok. 100 000 – głównie młodych – ludzi. Jan Paweł II, wiedząc o młodzieży czuwającej na placu Św. Piotra w niemal niesłyszalny sposób skierował do niej słowa podziękowania: "Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie i za to wam dziękuję”

Wieczorem 1 kwietnia - w niektórych stacjach radiowych i telewizyjnych informacje o śmierci Papieża. Radość z tego, że ta informacja jest nieprawdziwa, trwała jednak krótko.

2 kwietnia, w sobotę, Jan Paweł II ok. 15.30 bardzo słabym głosem wyszeptał: "Pozwólcie mi iść do domu Ojca". To były jego ostatnie słowa.

Rozpoczęła się milcząca agonia, która trwała kilka godzin do 21.37.

 

Umieranie i śmierć Jana Pawła II – stały się rekolekcjami dla wielu, dla wielu także osobistym powstaniem do życia. To była wielka lekcja na miarę dziejów – ars moriendi, sztuki umierania, które wedle najlepszych tradycji była sztuką życia.

 

My wszyscy wtedy, chociaż wciąż oddani swoim zajęciom i codziennym pracom - doświadczyliśmy nagle tego, iż we wnętrzu owych czynności, w samym środku naszej krzątaniny wytworzyło się ciemne serce spokoju[1]. Ciemne, bo był smutek i żal, serce – bo była wrażliwość, spokoju, bo istotnie był spokój. To przecież  spokój i pewność wiary kazały nam zapełnić kościoły i nocami trwać w milczeniu na placach.

To był dziwny czas. Przecież nie zrywał z teraźniejszością (wykonywaliśmy przecież nasze obowiązki). Ale teraźniejszość została pozbawiona agresywnego ostrza - odkrywaliśmy to, co nas łączy, a co wydawało się do tej pory zakryte. I tak oto odnawiało się zapomniane poczucie solidarności.

Doświadczenie codzienności, ale i ponadczasowego sensu, doświadczenie solidarności wszystko to razem tworzy posłannictwo pielgrzymki. A w tamtych dniach marca i kwietnia, w tym dniu 2 kwietnia odbywała się najważniejsza pielgrzymka Papieża Pielgrzyma. Papież w tych godzinach ostatnich odbył najbardziej intensywną, najbardziej rozległą pielgrzymką – na krańce świata, świata, którym jest drugi człowiek, ale i na krańce tego świata, którym było jego własne człowieczeństwo.

W obliczu wydarzeń na Watykanie świat złagodniał. To, co uderzało w narastającej świadomości, to odczucie, czy też wrażenie, że dramat rozgrywa się najbliżej nas, ale nie jest faktem “historycznym”, tematem fachowych komentarzy, nie jest nawet reporterską relacją mediów, ale przede wszystkim i nade wszystko dotyka nas samych. Właśnie nie tyle “dotyczy”, lecz właśnie “dotyka”. To był dotyk udręczonego, umęczonego, zniszczonego cierpieniem ciała , które w chwilach słabości nie chowało przed naszym wzrokiem swoich ułomności. To ciało jakby pragnęło “dotknąć” nas i wciągnąć w swoje losy, przekazując tym jakąś niezwykłą mądrość

Pierwszym słowem tej mądrości była obecność i nawrócenie,. Agonia Jana Pawła II ukazywała, że obecność to nie fizyczne uobecnienie, lecz przemiana naszej egzystencji, metanoia. .

Bycie z drugim człowiekiem, bycie w cierpieniu, bycie dla drugiego, które jest ofiarą – taka obecność staje się przemianą życia, nawróceniem, porzuceniem tego, co moje, by być bardziej dla drugiego niż dla siebie.

Ludzie, którzy stworzyli wspólnotę obecnych z Janem Pawłem II, którzy stworzyli tę wspólnotę obecności między sobą przeżyli przemianę, nawrócenie, zmianę życia. Taką silę może mieć obecność.

Słowo drugie tej lekcji umierania to spokój. Owszem był emocjonalny niepokój, jakaś może nadzieja, jakieś walczenie w imię przyzwoitości o to, by coś się zmieniło…. Ale był spokój. Nie spokój poddania się, rezygnacji, klęski. Spokój, który sprawiał, że   groza ta jawiła się nam teraz inaczej. Jeden z komunikatów prasowych watykańskich podawał: “Ojciec Święty jest spokojny i przygotowany”.

“Spokojny i przygotowany” – to w gruncie rzeczy porażające słowa, które jednak zawierały kierunek drogi dla każdego z nas. Spokój i przygotowanie oznaczało przedziwne panowanie nad czasem.

Ojciec Święty w swej kwietniowej pielgrzymce uczył nas wagi “naszego” czasu, uczył nas, że czas nasz zawęża się, kurczy, obnażając naszą absolutną niewystarczalność – od tamtej chwili bezradności błogosławieństwa w Niedzielę Palmową, gdy zamiast słów, cierpieniem wyrażał nic nie mogę… nie poradzę… nie jestem władny … Od tamtej chwili pokazywał dobitnie, że ponad naszą “władzą... jest jakaś potęga wyższa”.

Słowo trzecie – to wierność, która jest dzielnością. Nawet w tym zawężeniu ziemskiego czasu, w tym odkryciu swojej niemocy i bezradności, stając przed otwartymi drzwiami robił “swoje” - to, co robił zawsze, czym służył innym. To była jego dzielność – okazywana do końca.

Dzielność polegała na tym, aby niezależnie od słabości i znużenia pozostać wiernym temu, co zostało jemu powierzone i co czynił w najlepszej wierze, przy najlepszej woli i chęciach dla dobra siebie i innych. On zaś robił swoje będąc pontifexem, pomostem między Bogiem a ludźmi, między ludźmi a Bogiem. 

Dlatego w tych ostatnich godzinach Ojciec Święty prosił o odczytywanie Mu Pisma Świętego czy leżąc uczestniczył w nabożeństwie Drogi Krzyżowej. Ten przekaz był jasny: nikt nas nie zwolni z obowiązku robienia “swego” wedle naszych sił i możliwości. Taka jest miara ludzkiego życia i ludzkiej dzielności.

 

Nasz czas – to, według różnych antropologów kultury, filozofów - czas śmierci zdziczałej, odwróconej.

Śmierć stała się dziś sprawą wstydliwą, ukrytą za parawanem szpitalnym, Umierający dzisiaj znalazł się najczęściej poza gronem najbliższej rodziny. Najbliższą jest mu aparatura, niekiedy personel szpitalny.

Jan Paweł II umierał w domu, wśród domowników, czyniąc śmierć na powrót bliską, oswojoną.

Umierał wbrew  całej kulturze śmierci zdziczałej.

Uczył, że i dziś można zaufać Bogu.

Uczył, że spotkanie z cierpieniem i śmiercią, ta obecność z krzyżem, zmienia człowieka nie tylko cierpiącego, ale i jego otoczenie.

Uczył, że trzeba być wiernym do końca.

Uczył, że niemoc może więcej znaczyć, niż silny krzyk i spektakularny czyn.

Odbył tę ostatnią, najdalszą pielgrzymkę, w kilka godzin do całego świata, byśmy naprawdę uwierzyli Chrystusowi. Byśmy się nie lękali.

 

My jesteśmy tego świadkami.



[1] To określenie i wiele myśli z dalszych refleksji zawdzięczam artykułowi Tadeusza Sławka z „Tygodnika Powszechnego”.

 

Obraz w treści 2

Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika Redakcja BM24

1. REKOLEKCJE WIELKOTYGODNIOWE AKO - CZ. III

Ks.
Prof. Paweł Bortkiewicz TChr

Akademicki
Klub Obywatelski

im.
Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu





Ave crux, spes unica

 

Spoglądamy
na wydarzenia poprzedzające mękę Chrystusa Pana. Z jednej strony Judasz, w
którym dojrzewa ostateczna decyzja zdrady. Wciąż stajemy – poprzez wieki – z
pytaniem: dlaczego? Czy to było rozczarowanie widokiem Jezusa – Innego Mesjasza.
Innego, niż ten, którego Judasz się spodziewał. Czy to była kwestia
niezrozumienia Boga, jakim jest? Próba wykreowania Boga na swój wizerunek,
wedle miary własnych potrzeb? Czy może rzecz miała się inaczej? Może chodziło o
banalną chciwość, tak wyraźnie zaznaczaną przez Ewangelistów. Żądzą pieniądza
sprawia, że człowiek może za cenę okupu niewolnika sprzedać Boga. Ten fakt nie
powinien dziwić dzisiaj, gdy w imię doraźnych korzyści ludzie sprzedają siebie,
swoje przekonania, swój honor, swoją wiarę…

Z
drugiej strony Piotr. On raczej przeczuwa, pojmuje, że szykuje się coś
nadzwyczajnego. Nadzwyczajna sytuacja domagać się będzie niestandardowych
zachowań. Piotr deklaruje zatem swoją gotowość: 
Panie,
dlaczego teraz nie mogę pójść za Tobą? życie moje oddam za Ciebie.

Ta deklaracja okaże się bardzo emocjonalna. Na wyrost.

Obaj uczniowie na swój sposób oddalą się od Jezusa. Zdrada i
zaparcie się. Zdrada – świadome i dobrowolne wyrzeczenie się Boga i – zaparcie
się, czyli tchórzostwo. Jedno i drugie wydaje się mieć podobne konsekwencje,
gdy spojrzymy na to z punktu widzenia Chrystusa Pana.

Zostaje opuszczony przez swoich uczniów, osamotniony, dotknięty
pokusą rozpaczy…

Tym, co różni postawę Judasza i Piotra, to nawet nie motywy (choć
te na pewno sa różne), nie sama fizyczna niejako struktura czynu (wyrzeczenie
się Jezusa), ale – stosunek do winy. Stosunek do własnej winy.

Do swojej winy człowiek
ustosunkowuje się zazwyczaj dwojako: albo ucieka od niej albo też uznaje ją i
dokonuje aktu skruchy. „Pierwszy sposób ucieczki od winy polega na «odwróceniu
wzroku» od winy. Albo «odwraca się wzrok» od winy jako całości, albo «zamazuje
się» niektóre, szczególnie niepokojące człowieka składniki zjawiska winy.
«Odwracając spojrzenie» człowiek zarazem stara się zepchnąć winę w głąb
podświadomości, w niepamięć, w niebyt. Wierzy on dość naiwnie, że pozbycie się
świadomości winy jest równoznaczne z uwolnieniem się od winy. Ale to pozór.
Jako ślad po winie pozostaje w człowieku «uraz» do ludzi i do sytuacji, które
kiedyś były źródłem winy” (
J.
Tischner.
Etyka wartości i
nadziei
)

Wina może też jednak stać
się czynnikiem szansy dla człowieka. Może tak się dokonać pomimo jednoznacznie
negatywnego i destrukcyjnego charakteru winy. Dzieje się to wówczas, gdy człowiek,
sprawca zła, potrafi uznać swoją winę, przy okazji niejako odkrywając dwie
fundamentalne wartości wewnątrz samego siebie: „wewnętrzną prawdę człowieka i
dobroć jego woli” (J. Tischner).

Dramat Judasza stał się
tragedią, gdyż nie tylko odwrócił swój wzrok od winy, ale zrezygnował z próby
uporania się z nią. Dokonał zła i to zło go zniszczyło. Sam wybrał zło, które
go zabiło.

Inaczej stało się z
Piotrem. Nie wiemy nic, nie mamy przekazu o jego podróży w głąb samego siebie,
o owym odkrywaniu wewnętrznej prawdy i dobroci woli. Ale to wędrowanie
rozpoczęło się od spotkania ze wzrokiem Pana.

To skrzyżowane
spojrzenie, odnotowane w Ewangelii, w jakimś stopniu zastąpiło fizyczne bycie
pod krzyżem.

Ale Piotr przeżył
tajemnicę krzyża. I jako pierwszy pokazał, że owa najgłębsza prawda o nas
samych, owo odkrycie dobroci woli ma swój dogłębny związek z krzyżem.
Piotr poprzez swój
krzyż, swoje doświadczenie krzyża nie niknie w niebycie, w samozagładzie,
Zyskuje swoje ocalenie, Zyskuje obecność, która jest zarazem nawróceniem.

To
właśnie dlatego krzyż od tamtej chwili Męki Chrystusa Pana stał się znakiem
tożsamości i ocalenia chrześcijan.

Jest
odtąd nie tylko znakiem rozpoznawczym dla chrześcijan, jest centralnym symbolem
wiary chrześcijańskiej. Stąd różne gesty, działania i przedmioty, określające
ten symbol, wyrażają zarazem niezwykle głębokie treści duchowe, jakie w symbolu
tym są zawarte.

Pierwszym
działaniem tego typu jest znak krzyża kreślony na czole na samym początku życia
chrześcijańskiego - podczas udzielania sakramentu chrztu i bierzmowania. Już
św. Cyprian (+ 258) znak ten wiąże z biblijną pieczęcią, oznaczającą
przynależność do Boga i przeznaczenie do zbawienia. Ci, których opieczętowano
znakiem krzyża, stali się własnością Chrystusa, toteż winni całe swoje życie
umieszczać w przestrzeni Jego łaski. "Najpierw — wyjaśnia św. Cyryl w jednej
z katechez  mistagogicznych — namaszczono
was na czole, abyście wolni byli od wstydu, z którym chodził wszędzie pierwszy
grzeszny człowiek, i odsłoniętą twarzą jak w zwierciadle odbijali chwałę
Pańską. Następnie na uszach, abyście otrzymali uszy, które słuchają Bożych
tajemnic, uszy, o których powiedział Izajasz (50,4): I dał mi Pan ucho do słuchania; oraz Pan Jezus w Ewangelii: Kto ma uszy, niech słucha. Potem na
nozdrzach, abyście po przyjęciu boskiej oliwy mówili: Jesteśmy wonnością Chrystusa dla Boga między tymi, którzy idą na
zbawienie
(2 Kor 2,15). Wreszcie na piersiach — abyście przyodziani w pancerz sprawiedliwości,
stawili śmiało czoła szatańskim zakusom
(Ef 6,11.14)".

Warto
może przytoczyć jeszcze świadectwo św. Cyryla z Jerozolimy: "Nie wstydźmy
się wyznać Ukrzyżowanego! Ufnie uczyńmy znak krzyża palcami na czole i na
wszystkim, na chlebie, który spożywamy, na kielichu, który pijemy, przy wejściu
i wyjściu, przed snem kładąc się na spoczynek, przy wstawaniu, chodzeniu i
spoczynku. Jest on wielką obroną. Nie muszą za niego płacić ubodzy, trudzić się
słabi. Od Boga jest dany jako łaska. Krzyż jest znakiem wierzących, postrachem
szatanów. W krzyżu triumfuje nad nimi wierny, jeżeli się nim znaczy z ufnością.
Na widok krzyża przypominają sobie Ukrzyżowanego. Lękają się Tego, który
smokowi starł głowę. Ceń tę pieczęć, a ponieważ jest darmo dana, tym więcej
czcij Dobroczyńcę".

Szczególnie
przekonującym dowodem na to, że znak krzyża był bardzo często używany przez
starożytnych chrześcijan, są świadectwa Ojców o odruchowym żegnaniu się w
sytuacjach zgoła wierze przeciwnych. "Może gdy ich co w cyrku przestraszy
— narzeka św. Augustyn na niekonsekwentnych chrześcijan — natychmiast się
żegnają i stoją tam, mając na czole to, od czego odstąpili". Historyk
Sozomen zapisał plotkę, powtarzaną w gronie chrześcijan, że sam Julian
Apostata, "przynaglony odruchem dawniejszego nawyku, całkiem zrozumiałym u
chrześcijanina zaskoczonego niebezpieczną sytuacją, sam nie wiedząc jak i
kiedy, uczynił na sobie znak krzyża świętego" (Historia Kościoła V,2).

Gorzkie
uwagi św. Augustyna na temat niekonsekwentnych chrześcijan są dzisiaj bardzo
aktualne. Gdy dwa lata temu przeżyliśmy największą tragedię narodową we
współczesnych dziejach, żałoba smoleńska skupiła się pod krzyżem. W tym znaku
spotykali się wszyscy – przedstawiciele różnych opcji politycznych, różnych
przekonań, różnych wyznań. Pod tym krzyżem stanęło w swoich portretach na Placu
Zwycięstwa w Warszawie 96 różnych ofiar. Większość z nich miała katolickie lub
chrześcijańskie pogrzeby. Może nawet wszyscy…

Chwilę
potem, gdy groza żałoby przeminęła zaczęło się dławienie winy, banalizowania
zła i tworzenia zła i odpowiedzialności fikcyjnej.

Krzyż
był nie do pogodzenia z tymi manipulacjami. Krzyż nie miał prawa obecności w
tamtych przestrzeniach. Dlatego konstrukcja kłamstwa powiązana została z
demontażem krzyża. Atak na prawdę o losie, życiu, wydarzeniach stał się zarazem
atakiem na krzyż…

Piotr
uczy nas, ale i Judasz na swój sposób przestrzega o wadze i powadze spotkania z
krzyżem w ludzkim życiu.

 

 

W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie,

W krzyżu miłości nauka.

Kto Ciebie Boże, raz pojąć może,

Ten nic nie pragnie, ni szuka

 

[…]

Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie,

W boleści sercu zadanej

 

I
jeszcze słowa Jana Pawła II:

„Jeżeli Krzyż zostaje przyjęty,
przynosi zbawienie i pokój. Bez Boga Krzyż nas przygniata; z Bogiem daje nam
odkupienie i zbawienie. Weź Krzyż!, przyjmij go, nie pozwól, aby przygniotły
cię wydarzenia, ale z Chrystusem zwyciężaj zło i śmierć! Jeżeli z Ewangelii
Krzyża uczynisz program swojego życia, jeżeli pójdziesz za Chrystusem aż na
Krzyż, w pełni odnajdziesz samego siebie!'”




 

avatar użytkownika intix

2. @Maryla

Witam.
Bóg zapłać... za te Rekolekcje Ks. Prof. Pawła Bortkiewicza TChr.

Pozwolę sobie, dla Zainteresowanych, dołączyć Rekolekcje Wielkopostne,  wygłoszone przez ks. Michała Olszewskiego SCJ na Warszawskich Bielanach w dniach 16-18 marca 2012 roku.

Wielki Tydzień ze Słowem, cz.1 -  Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam! 

Zanim wysłuchasz dalszej części konferencji, obejrzyj pierwszą część „Cyrku Motyli”, gdyż film ten jest bazą dalszej części rekolekcji!
http://www.youtube.com/watch?v=fyRnby4oE0E&feature=player_embedded

Wielki Tydzień ze Słowem, cz. 2 -   Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam!

"...Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej – zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź. Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co g łębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym."
Jesli Bóg z nami...




avatar użytkownika intix

3. @Maryla

Przepraszam za powiększone liternictwo... nie wiedziałam, że tak wyjdzie...
Nie potrafię teraz zmienić...

Serdecznie Pozdrawiam...