Niekonsekwencja władz - korytarz Kaliningrad-Gdańsk otwierać, w Warszawie getto dla kibiców z Rosji

avatar użytkownika Maryla

To co z tym "nowym otwarciem" w stosunkach Warszawa-Moskwa? Z jednej strony otwieramy korytarz, którego chciał Hitler w 1939 roku z Kalinigradu do Gdańska (znów Wolnego Miasta Danzing?) a z drugiej strony tworzymy getto dla kibiców z Rosji, oddzielejąc ich jako jedyną nację od międzynarodowej grupy kibiców, którzy przyjadą na EURO2012?

Jak informuje "Fakt":

Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz zgadza się, by rosyjscy fani futbolu stworzyli podczas Euro własne miasteczko kibica, ale nie w zabytkowym Parku Skaryszewskim tuż koło Stadionu Narodowego, gdzie planowali, ale na oddalonym Polu Mokotowskim.

Stołeczny ratusz wolałby wprawdzie, by kibice ze Wschodu bawili się razem ze wszystkimi przed Pałacem Kultury w centrum miasta, jednak rosyjska organizacja piłkarska nalegała, że chce zgromadzić swoich kibiców w jednej strefie, przeznaczonej tylko dla nich i nazwanej Russkij Dom.

– Nie będziemy im tego utrudniać – zapewnia prezydent Gronkiewicz-Waltz.

 

Etykietowanie:

6 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

2. wizja lokalna "Moskowskiego Komsomolca"

zachwycony stadionem, nie wie chyba nic o gettcie dla Rosjan, za to zanipokoili go podopieczni Palikota z Przekąsek Zakąsek od Gessler. Ma się czego bać, tam przypalają papierosami - pijacka banda , kto wie, co zrobią , co Taras każe?

"Natomiast zaniepokoiło go usytuowanie hotelu Le Meridien Bristol, w którym zatrzymają się podopieczni Dicka Advocaata.

"Nie jest to najcichsze miejsce. Naprzeciwko przez całą dobę czynny jest znany w całym mieście lokal Przekąski Zakąski. Wszystkie trunki, w tym miejscowa Żubrówka, kosztują tam 1 euro, a wszystkie zakąski - 2 euro. Dla kibiców to prawdziwy raj. Nie wiadomo natomiast, czy takie sąsiedztwo będzie dobre także dla piłkarzy" - pisze reporter "Moskowskiego Komsomolca", jednej z najpopularniejszych gazet w Rosji. "

http://www.polskatimes.pl/artykul/526251,moskowskij-komsomolec-zachwycon...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. Żeglarze nie skorzystają z

Do Kaliningradu bez wiz, ale... nie dla wszystkich i nie od razu

Żeglarze nie skorzystają z zasad ruchu bezwizowego (© Anna Arent-Mendyk)

W najbliższy piątek, 27 lipca, wejdzie w życie polsko-rosyjska umowa
o małym ruchu granicznym. Prawo do ruchu bezwizowego przez granicę
będzie przysługiwać mieszkańcom powiatów nadgranicznych Pomorza oraz
Warmii i Mazur, a także obwodu kaliningradzkiego. Będzie się można
przemieszczać dopiero po upływie... 60 dni, czyli pod koniec września.

- Dopiero z dniem 27 lipca Konsulat Generalny RP w
Kaliningradzie - dla mieszkańców strefy przygranicznej po stronie
rosyjskiej, oraz Ambasada Federacji Rosyjskiej w Warszawie i Konsulat
Generalny FR w Gdańsku - dla mieszkańców strefy przygranicznej po
stronie polskiej, zaczną przyjmować od osób zainteresowanych wnioski o
wydanie zezwoleń na przekraczanie granicy w ramach małego ruchu granicznego - czytamy w oświadczeniu rzecznika prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Zgodnie z umową, strony wydają zezwolenia w możliwie najkrótszym czasie, ale nie dłuższym niż 60 dni kalendarzowych.W wyjątkowych przypadkach okres ten może być przedłużony do 90 dni kalendarzowych.
Niestety, z nowych przepisów nie będą mogli skorzystać żeglarze obu
krajów. Mały ruch graniczny dotyczy tylko dróg lądowych. - Obie strony,
rosyjska i polska, liczyły na to, że dzięki małemu ruchowi granicznemu
rozwinie się turystyka żeglarska na akwenie Zalewu Wiślanego i
żuławskich rzekach - mówi Jolanta Kwiatkowska, wójt Stegny. - Niestety,
miejscowych żeglarzy przed rejsem do Kaliningradu obowiązują standardowe
procedury. Być może niedługo się to zmieni.



Przekraczanie granicy ma się odbywać na podstawie specjalnego
zezwolenia, wydawanego na dwa lata. Jego koszt wyniesie 30 euro. Osoba,
która przekroczy granicę na podstawie tego dokumentu, będzie mogła
przebywać w wyznaczonych strefach przygranicznych do 30 dni, a łączny
czas jej pobytu (w ciągu dwóch lat) nie może przekroczyć 90 dni.



Przypomnijmy, po stronie polskiej umowa obejmuje część województwa pomorskiego: Gdynię, Gdańsk, Sopot oraz powiaty pucki, gdański, nowodworski i malborski. Z kolei w województwie warmińsko-mazurskim: Elbląg
i powiaty elbląski, braniewski, lidzbarski, bartoszycki oraz Olsztyn,
jak również powiaty: olsztyński, kętrzyński, mrągowski, węgorzewski,
giżycki, gołdapski i oleck
i. Natomiast po stronie rosyjskiej cały obwód kaliningradzki.



http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/623331,do-kaliningradu-bez-wiz-al...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Obwód kaliningradzki bez

Obwód kaliningradzki bez mitów
Nasz Dziennik, 2012-07-28

Najnowszym wydarzeniem związanym z miejscem obwodu kaliningradzkiego w
polskiej polityce zagranicznej jest wejście w życie 27 lipca br. porozumienia o
małym ruchu granicznym. Zostało ono podpisane 14 grudnia 2011 r. przez ministra
spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego i jego rosyjskiego odpowiednika
Siergieja Ławrowa.

Na jego mocy wprowadzono ruch bezwizowy pomiędzy ową rosyjską eksklawą a
pogranicznymi powiatami i miastami polskimi. Na Pomorzu umową zostały objęte
Sopot, Gdańsk i Gdynia oraz powiaty: malborski, pucki, nowodworski oraz gdański,
a w województwie warmińsko-mazurskim Elbląg i Olsztyn oraz powiaty: giżycki,
mrągowski, elbląski, kętrzyński, olsztyński, braniewski, gołdapski, lidzbarski,
olecki, bartoszycki i węgorzewski. Stało się tak, mimo że jeszcze w czerwcu 2011
r. w Soczi ówczesny premier FR Władimir Putin skrytykował pomysł wprowadzenia
uprzywilejowanej strefy ruchu transgranicznego pomiędzy obwodem a Polską. Rosja
ostatecznie jednak przyjęła ten projekt. Porozumienie zostało ratyfikowane przez
Sejm RP 16 marca, a przez Dumę 25 maja br. Rosyjskie wahania wynikały zapewne ze
względów strategicznych. Moskwa od lat domaga się ruchu bezwizowego z Unią
Europejską.

Głównymi oponentami takiego rozwiązania są jednak bogate państwa docelowe
nielegalnej imigracji (Niemcy, Austria, kraje skandynawskie). Wyborcy w tych
krajach nie darowaliby swoim politykom tak wielkiego osłabienia kontroli granic
zewnętrznych strefy Schengen, jakim byłoby ich zupełne otwarcie na całą Rosję z
jej biednym społeczeństwem i źle strzeżonymi granicami w Azji Środkowej.
Podpisanie umowy polsko-rosyjskiej pogarsza sytuację negocjacyjną Kremla w
relacjach z Brukselą. Unia okazuje w ten sposób za pośrednictwem Polski i na jej
ryzyko swą dobrą wolę i proces dalszego otwierania się na Rosję może zawiesić do
czasu stosownej rekompensaty ze strony Moskwy - tzn. uszczelnienia granic w Azji
i nawiązania rzetelnej współpracy w ściganiu przestępczości transgranicznej, co
w warunkach skorumpowanego państwa rosyjskiego szybko nie nastąpi. Wstrzymuje
zatem de facto cały proces na wiele lat. Otwarcie granic Polski na swobodę
podróżowania Rosjan z obwodu kaliningradzkiego jest pomysłem, delikatnie mówiąc,
kontrowersyjnym. Jego krytycy powszechnie wskazują na łatwość sfałszowania
stosownej dokumentacji wewnątrzrosyjskiej, a zatem na możliwość uczynienia z
owego wyłomu w systemie strzeżenia granic wschodnich RP i UE bramy dla
transgranicznej działalności przestępczej rosyjskiej mafii. Doświadczenia sprzed
uszczelnienia granicy (które nastąpiło w latach 1997-2007 i było procesem
związanym z wchodzeniem Polski do Schengen) nie są zachęcające. Jej zamknięcie
skutkowało zaś trzy-, czterokrotnym spadkiem liczby przestępstw popełnianych w
Polsce przez obywateli rosyjskich, która to wielkość w 2011 r. osiągnęła minimum
i wynosiła 133.

Zagrożenie, że ten pozytywny trend zostanie teraz odwrócony, jest więc
poważne. To jednak nie groźba wzrostu przestępczości, choć ważna, powinna
określać spojrzenie na tę sprawę z punktu widzenia interesów Rzeczypospolitej.
Umowa polsko-rosyjska w omawianej kwestii zwiększa presję Moskwy na Litwę i
Łotwę (które do owego porozumienia nie przystąpiły) jako na kraje tranzytowe dla
ruchu między obwodem kaliningradzkim a Rosją właściwą pogłębia rozejście się
solidarnych do 2010 r. wobec Rosji polityk zagranicznych Warszawy i Wilna
(Litwini już skrytykowali to porozumienie), a przede wszystkim czyni z paszportu
rosyjskiego atrakcyjniejszy dokument podróżowania po Unii Europejskiej niż
paszport ukraiński, białoruski, mołdawski i gruziński. Polska dotąd trzymała się
zasady, iż warunki przekraczania granicy RP dla obywateli rosyjskich nie mogą
być lepsze niż te, które obowiązują Ukraińców. Wiele mówiono także o
konieczności "izolacji dyktatora (tzn. Łukaszenki) i jego nomenklatury i
otwarcia się na zwykłych Białorusinów". Zwracano także uwagę na destabilizującą
rolę akcji paszportyzacyjnej prowadzonej przez Rosję w Abchazji i Osetii
Południowej, gdzie masowe nadawanie obywatelstwa Federacji Rosyjskiej było
przygotowaniem do moskiewskiej agresji na Gruzję. Otwarcie się na obwód
kaliningradzki jest wbrew tym wszystkim zasadom. Mieszkańcom Lwowa, Grodna czy
Brześcia trudniej będzie teraz przyjechać do Polski niż mieszkańcom Królewca.
Nie tylko prezydent Litwy Dalia Grybauskaite, ale i liczni Ukraińcy, Białorusini
i Gruzini mogą dojść do wniosku, że Polsce pod rządami Tuska i Sikorskiego
bliżej jest do Rosji niż do nich.



Historia obwodu

Podbity przez ZSRS w 1945 r. i włączony na mocy postanowień konferencji
poczdamskiej w skład Rosyjskiej FSRR północny fragment dawnych Prus Wschodnich
(ok. 15,1 tys. km) stał się po rozpadzie Związku Sowieckiego rosyjską eksklawą
terytorialną oddzieloną od trzonu Federacji terytorium Polski, Białorusi, Litwy
i Łotwy. W roku 2010 liczył on 941,5 tys. ludności, z czego ok. 423 tys.
mieszkało w Królewcu zwanym przez Rosjan Kaliningradem. Nazwa ta nadana miastu
przez Sowietów zawiera w sobie hołd oddany Michaiłowi Kalininowi -
przewodniczącemu Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad, a w
latach 1938-1946 przewodniczącemu prezydium Rady Najwyższej ZSRS. Był on jedną z
sześciu osób, których podpis znajduje się na rozkazie o rozstrzelaniu oficerów
polskich ze Starobielska, Ostaszkowa i Kozielska. Fakt, iż miasto to nadal nosi
imię owego zbrodniarza, wiele mówi o dzisiejszej Rosji. Natomiast z powodu
opisanych powyżej okoliczności dotyczących jego sowieckiego patrona na polecenie
ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego nazwa Królewiec jest jedyną
oficjalnie używaną przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Królewiec często
występuje w polskich mediach w mitycznej formie i to zarówno w charakterze
militarnego straszaka, jak i "bałtyckiego Hongkongu" otwierającego szansę na
owocną współpracę gospodarczą. Nie jest ani jednym, ani drugim. O ile jednak
pierwszym stać się może, o tyle na realizację drugiego scenariusza szanse są
raczej znikome.



"To nie Prusy mają armię, to armia ma Prusy"

Duch tego stwierdzenia wciąż unosi się nad północną częścią dawnego matecznika
Prus. Obwód kaliningradzki w okresie sowieckim był bowiem najbardziej
zmilitaryzowaną częścią ZSRR i dziedzictwo to nadal kształtuje jego charakter.
Mimo poważnych redukcji sił przeprowadzonych w drugiej połowie ostatniej dekady
XX wieku obszar ten pozostaje najbardziej zmilitaryzowanym terytorium w Europie.
Apogeum koncentracji rosyjskich sił zbrojnych w regionie przypadało jednak na
pierwszą połowę lat 90. ubiegłego stulecia. To wówczas znalazły się w nim
oddziały wycofywane z Europy Środkowej oraz z Nadbałtyckiego Okręgu Wojskowego
likwidowanego wskutek odzyskania niepodległości przez Litwę, Łotwę i Estonię
(obwód kaliningradzki pozostał jedyną jego częścią nadal podległą Moskwie). Stan
rzeczywisty zbrojeń rosyjskich na tym obszarze jest trudny do oszacowania i
wśród ekspertów krążą na ten temat silnie rozbieżne dane. Uległ on istotnej
redukcji w porównaniu z sytuacją sprzed kilkunastu lat i obecnie wynosi zapewne
od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy wyposażonych jednak w
stosunkowo liczny sprzęt bojowy (od 800 do 1300 czołgów, zbliżoną ilość bojowych
wozów opancerzonych, ok. 200 samolotów, 50 śmigłowców i po kilkaset dział i
wyrzutni rakietowych różnych typów, w tym zdolnych do przenoszenia głowic
jądrowych małej mocy). Rosyjska Flota Bałtycka, której obwód kaliningradzki jest
główną bazą, uchodzi za najnowocześniejszą w całej marynarce wojennej Rosji i w
połowie ubiegłej dekady liczyła ok. 100 jednostek. Jakiekolwiek zmiany zaszłyby
od tego czasu, zgrupowanie rosyjskich wojsk w regionie Królewca pozostaje
liczącą się siłą wojskową, szczególnie w odniesieniu do niewielkich sił
zbrojnych Litwy i mocno okrojonej armii polskiej, liczącej ok. 30-40 tys.
żołnierzy. Nic zatem dziwnego, że obwód kaliningradzki często występuje w
publicystyce państw bałtyckich i Polski jako źródło ewentualnego zagrożenia
wojskowego. Jest to opinia uzasadniona z militarno-technicznego punktu widzenia,
ale na razie przesadzona z punktu widzenia realiów politycznych. Te jednak
oczywiście mogą ulec zmianie, i to raczej na gorsze.



Zbrojenia i manewry

W początkach czerwca bieżącego roku członkowie parlamentarnych komisji ds.
międzynarodowych Litwy, Łotwy i Estonii w trakcie konsultacji w litewskim
kurorcie Nida wydali wspólną deklarację, w której wyrazili zaniepokojenie
postępującym procesem militaryzacji, a de facto nuklearyzacji obwodu
kaliningradzkiego. Ich szczególne obawy wywołała perspektywa instalacji pocisków
typu SS-26 Stone (Iskander) zdolnych do przenoszenia ładunków jądrowych. Rosja
wielokrotnie groziła Polsce rozmieszczeniem tej broni w swojej nadbałtyckiej
enklawie w przypadku instalacji w naszym kraju elementów amerykańskiej tarczy
antyrakietowej. Projekt ten, jak wiadomo, został jednak pogrzebany wspólnym
wysiłkiem rządu PO - PSL i administracji Baracka Obamy (obietnica powrotu do
koncepcji tarczy w roku 2018 - tzn. rok po zakończeniu ewentualnej drugiej
kadencji prezydenckiej obecnego lokatora Białego Domu, nie może być traktowana
poważnie). Mimo to Moskwa najwyraźniej realizuje swój zamiar dotyczący
nuklearyzacji obwodu. W wydanym w maju br. raporcie Federacji Amerykańskich
Naukowców autorstwa Hansa M. Kristensena, poświęconym niestrategicznej broni
jądrowej, jako bazę rosyjskich pocisków nuklearnych wskazuje się Czkałowsk,
położony 17 km na północny zachód od Królewca, gdzie dzięki zdjęciom
satelitarnym wykryto istotne modyfikacje infrastruktury istniejącej tam
rosyjskiej bazy wojskowej. Chłodno patrząc na tę sytuację, należy traktować ją
jako nieprzyjazny wobec Polski i państw bałtyckich gest polityczny. Środki
przenoszenia broni jądrowej w postaci wyrzutni SS-21 Scarab (Toczka) znajdują
się bowiem w obwodzie kaliningradzkim już od dawna. Dodanie nowych zmienia zatem
nieco parametry techniczne wyrzutni, ale nie istotę problemu. Broń jądrowa nie
służy zresztą do prowadzenia wojen. Jej funkcją jest odstraszanie i demonstracja
woli politycznej jej posiadacza. Teren, na którym jest rozmieszczana, jest w ten
sposób "znaczony" jako obszar, który będzie broniony z pełną determinacją, nikt
bowiem nie wątpi, że państwo dysponujące bronią jądrową nie dopuści do jej
przejęcia przez agresora. Ponieważ jednak na obwód kaliningradzki nikt nie
zamierza napadać i sztabowcy rosyjscy o tym wiedzą, rozmieszczanie w nim broni
jądrowej ma inne znaczenie. Jest ono instrumentem psychologicznego oddziaływania
na opinię publiczną państw sąsiednich. Podobną rolę odgrywały organizowane we
wrześniu 2009 r. na obszarze od Murmańska do Brześcia, w tym w Leningradzkim
Okręgu Wojskowym (symptomatyczny to fakt dla zrozumienia klimatu moralnego
panującego w Siłach Zbrojnych FR, iż mimo zmiany nazwy Leningradu na Sankt
Petersburg, Leningradzki Okręg Wojskowy zachował nazwę z czasów sowieckich), w
obwodzie kaliningradzkim, na Białorusi i u wejścia do Zatoki Gdańskiej manewry
wojskowe "Zapad 2009" i "Ładoga", w trakcie których ok. 30 tys. żołnierzy
rosyjskich i białoruskich ćwiczyło tłumienie polskiego powstania na
Grodzieńszczyźnie oraz odparcie ataku na Gazociąg Północny. Symulowano wówczas
rosyjski atak jądrowy i konwencjonalny na Polskę oraz zajęcie państw bałtyckich
z Finlandią włącznie. W przypadku tego ostatniego państwa była to pierwsza
rosyjska demonstracja zbrojna pod jego adresem od kilkudziesięciu lat. Fakt
przeprowadzenia owych manewrów w 70. rocznicę sowieckiej inwazji na Polskę,
okupacji państw bałtyckich i ataku na Finlandię podkreślał
polityczno-symboliczny wymiar operacji.



"Bójcie się nas i ustępujcie nam, bo jesteście sami"

Kroki te (rozmieszczenie rakiet i manewry) nie mają w obecnej sytuacji
międzynarodowej praktycznego znaczenia militarnego, są natomiast elementem
rosyjskiej strategii politycznej podkreślania drugorzędnego statusu
bezpieczeństwa nowych członków NATO w regionie Morza Bałtyckiego. Dokonywana tą
metodą rosyjska demonstracja wojskowa jest adresowana przede wszystkim do
Polski, Litwy, Łotwy i Estonii i ma wykazać rządom i opinii publicznej tych
państw, że ich interesy nie liczą się w strategicznej grze prowadzonej przez
wielkie mocarstwa i Moskwa może bezkarnie je lekceważyć przy biernej postawie
Sojuszu Północnoatlantyckiego, który na tego typu kroki albo nie reaguje wcale,
albo odpowiada na nie jedynie retorycznie, kontynuując "strategiczny dialog z
Rosją". Podważa to wiarygodność NATO wśród społeczeństw wymienionych krajów i ma
je uczynić podatniejszymi na polityczną presję Kremla. Innymi słowy, rosyjskie
zbrojenia w obwodzie kaliningradzkim powinny nas niepokoić, ale na razie z uwagi
na ich polityczne, a nie wojskowe znaczenie. Zadaniem rządu RP i mediów polskich
jest zaś uodpornienie polskiej opinii publicznej na tego typu nacisk,
podnoszenie sprawy na forum NATO i UE i współpraca w zakresie realizacji
wszystkich tych zadań z Wilnem, Rygą i Tallinem oraz państwami skandynawskimi. W
odniesieniu do Szwecji istotnie podjęto tego typu współdziałanie w lutym 2010 r.
w postaci wspólnego artykułu ministra Sikorskiego i jego szwedzkiego
odpowiednika Carla Bilda w "New York Times", w którym wezwali oni Rosję do
wycofania broni jądrowej z sąsiedztwa Unii Europejskiej - tzn. z obwodu
kaliningradzkiego i z półwyspu Kola. Stało się natomiast niedobrze, że na
wspomnianym tegorocznym czerwcowym spotkaniu parlamentarzystów państw bałtyckich
w Nidzie zabrakło Polaków i wyrazu solidarności Rzeczypospolitej z naszymi
północno-wschodnimi sąsiadami.



Królewiec nie będzie "bałtyckim Hongkongiem"

Fakt, że obwód kaliningradzki jest najdalej wysuniętą na zachód częścią
Federacji Rosyjskiej, jest źródłem wielu "mitów pozytywnych". W oparciu o niego
tworzone są bowiem puste w swej istocie sformułowania retoryczne, pozbawione
rzeczywistej treści, które jednak wpuszczone do obiegu medialnego i do debaty
politycznej zaciemniają obraz rzeczywistości. Do tej kategorii należą
sformułowania o "pilotażowej" roli obwodu kaliningradzkiego w relacjach UE -
Rosja, obwodzie jako "pomoście" dla kontaktów z Federacją Rosyjską, "głównym
obszarze tranzytowym" dla handlu z owym państwem lub "uprzywilejowaną strefą
wolnocłową" dającą szansę na szybki rozwój gospodarczy i robienie dobrych
interesów przez inwestorów zagranicznych. Ta ostatnia teza posłużyła nawet w
końcu lat 90. do ukucia hasła o perspektywie powstania "bałtyckiego Hongkongu" -
tzn. specyficznego obwodu Federacji Rosyjskiej (niczym Hongkong w
komunistycznych Chinach), który ma szanse na szczególnie dynamiczny rozwój
gospodarczy. Realia przeczą owej retoryce. Obwód kaliningradzki leży na uboczu
szlaków tranzytowych z Europy do Rosji i ma słabą infrastrukturę komunikacyjną
(porty, drogi kołowe i żelazne, lotniska). Silna centralizacja państwa
rosyjskiego, szczególnie zaś w odniesieniu do kontaktów z zagranicą, powoduje,
iż władze regionalne mają bardzo ograniczony wpływ na naturę i skalę kontaktów
zewnętrznych. Symbolem tego może być fakt, iż na obchody 750-lecia założenia
miasta w 2005 r. na polecenie Putina zaproszono jedynie ówczesnego prezydenta
Francji Jacques´a Chiraca, kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera i premiera
Hiszpanii José Luisa Zapatero (dla którego miała to być nagroda za porzucenie
obozu amerykańskiego po zamachach na madryckie metro z 11 marca 2004 r.), nie
zaproszono zaś ani prezydenta Polski, ani Litwy - sąsiadów obwodu, i uczyniono
to wbrew woli władz owego regionu. Specjalna strefa gospodarcza (pod różnymi
nazwami i w różnej skali ulg i przywilejów celno-podatkowych) tworzona była w
obwodzie dwukrotnie i dodatkowo trzeci raz silnie modyfikowano jej zasady.
Prawnie w roku 1991, a faktycznie w 1992, powołano Wolną Strefę Ekonomiczną
zniesioną na rozkaz Moskwy w 1995 roku. W kolejnym roku, 1996, lobbing władz
lokalnych Królewca doprowadził do zmiany tej decyzji i powołania Specjalnej
Strefy Ekonomicznej. W marcu 2001 r. musiano jednak uznać ponownie fiasko tej
inicjatywy, której zasady prawne gwałcone były zresztą przez sam rząd rosyjski.
Na przełomie roku 2005 i 2006 na mocy decyzji Dumy Państwowej Rosji doszło więc
do trzeciej już z rzędu modyfikacji przepisów rządzących gospodarką regionu z
punktu widzenia jej kontaktów z zagranicą. 23 grudnia 2005 r. przyjęto ustawę
wprowadzającą nowe regulacje "uwzględniające geopolityczne położenie obwodu".
Weszła ona w życie 1 kwietnia 2006 r. i ma obowiązywać przez 25 lat, ale prawa
nabyte na mocy ustawy z 1996 r. pozostają w mocy w okresie przejściowym do 2016
roku. Trudno odgadnąć, czy wprowadzone prawo rzeczywiście wykaże się deklarowaną
przez jego twórców trwałością. Dotychczasowe doświadczenie na to nie wskazuje.
Częste zmiany statusu podyktowane meandrami polityki Moskwy nie sprzyjają
stabilizacji warunków prowadzenia biznesu w obwodzie kaliningradzkim i raczej
zniechęcają, niż zachęcają przedsiębiorców zagranicznych, preferując duże firmy,
zdolne do podjęcia ryzyka inwestycyjnego. Gros firm polskich to małe i średnie
przedsiębiorstwa. Ich atutem jest świadomość realiów, a nie potęga finansowa.
Pozaekonomiczne ryzyko biznesowe pozostaje więc problemem, z którym muszą się
borykać wszyscy inwestorzy. Geopolityczne znaczenie regionu nie jest zatem
związane ani z jego potencjałem ekonomicznym, ani z jego rzekomym położeniem
tranzytowym jako mityczną "bramą do Rosji", gdyż takową nie jest - położony na
uboczu i pozbawiony infrastruktury komunikacyjnej.



Kto pierwszy zdąży ze swoją elektrownią jądrową?

Obok względów wojskowych o znaczeniu obwodu kaliningradzkiego rozstrzygnąć może
najnowsza inicjatywa Moskwy - budowa Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej (Bałtycka
AES) pod Niemanem (Ragnetą). Decyzja o jej powstaniu została ogłoszona w
specjalnym rozporządzeniu rządu rosyjskiego z 25 sierpnia 2009 roku. Termin
oddania pierwszego bloku wyznaczono na rok 2016, a drugiego na 2018. Rosja stara
się o uzyskanie unijnego certyfikatu bezpieczeństwa dla elektrowni w Niemanie,
co niewątpliwie jest częścią strategii propagandowej osłony tej inwestycji wobec
europejskiej opinii publicznej wciąż pamiętającej katastrofę w Czarnobylu i
nieufnej wobec rosyjskich technologii nuklearnych. Ma to szczególne znaczenie w
relacjach z Niemcami w związku z ich rezygnacją z energetyki jądrowej,
zapowiedzianą po tragedii w japońskiej Fukuszimie. Według planów rosyjskich,
nadwyżkę energii z Bałtyckiej AES można by po modernizacji linii przesyłowych
eksportować na Litwę, a przez NordBalt także do Szwecji. Sam obwód
kaliningradzki zaopatrywany jest bowiem w energię elektryczną z elektrowni
gazowej (jej współudziałowcem jest państwowy Rosatom, który będzie zapewne także
właścicielem 51 proc. akcji Bałtyckiej AES) i nie potrzebuje opisywanej
inwestycji, która wobec tego faktu ma znaczenie eksportowe - tzn. ma być
instrumentem rosyjskiej ekspansji na rynku energetycznym w basenie Morza
Bałtyckiego. W perspektywie zbudowania linii przesyłowej z Litwy do Finlandii
ewentualny rynek zbytu na energię z owej elektrowni poszerzyłby się o wszystkie
państwa położone na jej trasie, obejmując, obok obu wymienionych, także Łotwę i
Estonię. Budowa łącznika między siecią litewską i polską lub bezpośredniej linii
do naszego kraju włączyłaby także Rzeczpospolitą do grona odbiorców energii
wytwarzanej w obwodzie kaliningradzkim, zwiększając jej uzależnienie od Rosji.

W Moskwie rozpatruje się także projekt położenia podwodnego kabla, biegnącego
wzdłuż Nord Stream do Niemiec. Plany budowy elektrowni jądrowych - jednej w
obwodzie kaliningradzkim i drugiej na Grodzieńszczyźnie - mają służyć
podtrzymaniu rosyjskiej dominującej pozycji jako głównego dostarczyciela energii
i surowców energetycznych w regionie i jako takie są projektem konkurencyjnym
tak wobec planowanej polskiej elektrowni jądrowej, jak i wobec inwestycji
estońsko-łotewsko-litewskiej w podobną instalację w Visaginie, w której (jeszcze
jako Ignalino 2) do 2010 r. aktywnie uczestniczyła także Polska. Rozbicie
solidarności polsko-bałtyckiej w tym zakresie naturalnie leży w żywotnym
interesie Rosji. Nasycenie rynku w regionie nadbałtyckim energią elektryczną z
elektrowni rosyjskich i białoruskich podważałoby sens planowanych inwestycji
estońsko-łotewsko-litewskich i polskich. Projekty rosyjskie mają także na celu
ubiegnięcie włączenia państw bałtyckich do unijnego systemu ENTSO-E (European
Network of Transmission System Operators for Electricity) i utrzymanie ich w
kontrolowanym przez Moskwę tzw. pierścieniu energetycznym BRELL (Białoruś,
Rosja, Estonia, Łotwa, Litwa), a zatem w postsowieckiej przestrzeni
energetycznej. Rosja podejmuje zatem w tej sprawie kampanię propagandową na
forum Rady Państw Morza Bałtyckiego. Celem tej akcji jest odrzucenie litewskich
obiekcji wobec inwestycji w elektrownię pod Niemanem oraz przyciągnięcie
funduszy z innych państw regionu, potencjalnie zainteresowanych importem energii
z Bałtyckiej AES. Moskwa zamierza jednak zachować pakiet kontrolny, nie
zezwalając obcym inwestorom na przekroczenie progu własności 49 proc. akcji.

W grze o usytuowanie elektrowni jądrowej w regionie nadbałtyckim pojawia się
także wątek korupcyjny. Finansowana z budżetu UE likwidacja starej litewskiej
siłowni w Ignalinie przedłuża się, za co odpowiada dawna niemiecka spółka Nukem,
przejęta następnie przez kapitał rosyjski. Obniżanie wiarygodności Litwy
marnotrawiącej fundusze unijne przeznaczone na ten cel i niedotrzymującej
obietnic leży w interesie Kremla, gdyż ogranicza zdolność Litwinów do starania
się o unijne wsparcie finansowe innych inicjatyw energetycznych Wilna, co
oczywiście pozostawia wolne pole projektom rosyjskim. Pozostająca w tle tej
sprawy biznesowa współpraca niemiecko-rosyjska także warta jest odnotowania. 24
października 2011 r. agencje informacyjne doniosły o śmierci dyrektora
generalnego litewskiej spółki Wisagińska Elektrownia Atomowa Szarunasa
Vasiliauskasa, który w tajemniczych okolicznościach wypadł za burtę swojego
jachtu i utonął w Zalewie Wiślanym w pobliżu Nidy na Mierzei Kurońskiej.



"Słowo honoru czekisty" zamiast kanału w Skowronkach

Osobnym zagadnieniem dotyczącym interesów Rzeczypospolitej w regionie obwodu
kaliningradzkiego jest spór polsko-rosyjski o dostępność dla żeglugi
międzynarodowej szlaku wodnego Bałtyk - Cieśnina Piławska - Zalew Wiślany -
Elbląg. Drożność tej trasy decyduje o istnieniu bądź nie walorów Elbląga jako
portu pełnomorskiego. W tym charakterze stanowiłby on konkurencję dla portów
rosyjskich w Bałtijsku i Królewcu. Problemem jest też wstrzymywanie komunikacji
pomiędzy portami polskimi a rosyjskimi poprzez zakaz ruchu jednostek polskich w
rosyjskiej części Zalewu, co najsilniej uderza w aktywność ekonomiczną portu
elbląskiego. Rosja do 2009 r. podtrzymywała ów spór, czasem go łagodząc, a
czasem podsycając, zarówno z uwagi na swoje interesy gospodarcze, jak i przede
wszystkim wykorzystując go jako instrument demonstrowania swojej politycznej
woli ocieplenia lub ochłodzenia stosunków z Polską. W latach 2006-2009 szlak ten
był zamknięty przez stronę rosyjską. Jego otwarcie nastąpiło w dwóch etapach.

Najpierw warunki żeglugi statków państw trzecich płynących przez Cieśninę
Piławską do i z polskich portów nad Zalewem Wiślanym zostały uregulowane w
rozporządzeniu nr 533 rządu Federacji Rosyjskiej z dnia 15 lipca 2009 roku.
Szlak ten otwarto wówczas dla statków pod banderą państw Unii Europejskiej
(warto przy tym zwrócić uwagę na fakt, iż spora część statków europejskich
właścicieli zarejestrowana jest pod tzw. tanimi banderami egzotycznych krajów, a
ich rejs musi być anonsowany na 15 dni przed terminem, co w praktyce eliminuje
żeglugę nieregularną, czyli właśnie jednostki państw trzecich). Potem, od 1
września 2009 r. na mocy umowy polsko-rosyjskiej podpisanej w Sopocie przy
okazji uroczystości związanych z 70. rocznicą wybuchu II wojny światowej, trasa
ta została udostępniona także dla jednostek polskich. Było to zapewne związane z
polskimi planami budowy kanału przez Mierzeję Wiślaną. Inwestycja ta miała
rozpocząć się w 2009 r., lecz w wyniku wspomnianego porozumienia została na mocy
decyzji polskiego Ministerstwa Infrastruktury odłożona do 2017 r., co należy
uznać za sukces Rosji. Polska zamiast stworzyć materialne gwarancje
niezależności żeglugi do swoich portów na Zalewie Wiślanym, zadowoliła się łatwo
podważalnymi gwarancjami prawnymi. Manewr Kremla doprowadził ponadto do
wstrzymania realizacji polskiego rozwiązania infrastrukturalnego, zniechęcił
potencjalnych inwestorów i wytworzył sytuację sprzyjającą rozproszeniu zebranych
dotąd na ten cel środków. W umowie znalazł się także zapis ułatwiający
wstrzymanie ruchu przez jedną ze stron, co we wcześniej obowiązującej, choć
ustawicznie łamanej przez Rosję regulacji z 1946 r. było możliwe tylko na
wypadek wojny. Cechą charakterystyczną rosyjskiej strategii w kwestii żeglugi na
Zalewie Wiślanym pozostaje zatem unikanie ostatecznego rozwiązania problemu, po
to, by móc uczynić zeń narzędzie nacisków politycznych na Polskę w razie
zaistnienia takiej potrzeby.

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=1145678

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. Wyborcza z Moskwy o Kaliningradzie

Nasz region czasem nazywają lotniskowcem. Nie zawsze chce płynąć kursem wytyczonym przez Moskwę

Kaliningrad
- pruski duch ukryty w sowieckim ciele. Na zdjęciu - Wioska Rybacka
nieporadnie nawiązująca do zniszczonej w 1945 r. historycznej zabudowy.




Od piątku granica strefy Schengen została nieco uchylona dla
Rosjan. Około miliona mieszkańców obwodu kaliningradzkiego może teraz
bez wiz, tylko ze specjalnymi przepustkami, odwiedzać przygraniczną
strefę Polski. Polacy z tego rejonu mogą jeździć do bałtyckiej enklawy
Rosji.



Dla biednej północy warmińsko-mazurskiego i niewiele bogatszych
przygranicznych rejonów Pomorza to nadzieja na poszerzenie rynku i
solidne dodatkowe zarobki. Dla Moskwy ten wyłom w Schengen jest jeszcze
ważniejszy - ma być krokiem do obiecywanego rodakom przez Władimira
Putina całkowitego zniesienia obowiązku wizowego dla Rosjan jadących do
Europy. Europejczycy będą się uważnie przyglądać, co dobrego i co złego
przyniesie polsko-rosyjska umowa o małym ruchu granicznym. Dla Rosji to
poważny sprawdzian. Mieszkańcy najdalej wysuniętego na zachód regionu
Federacji ten egzamin zdadzą. Bo są bez wątpienia najbardziej
europejskimi Rosjanami.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,12210842,Kaliningrad_zarazony_Europa...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. bohater afery korupcyjnej PO w Sopocie

Jacek Karnowski zaprasza Rosjan z obwodu kaliningradzkiego do Sopotu

Ostatnio oficjalnie otwarto mały ruch graniczny
z obwodem kaliningradzkim. W uroczystości uczestniczył m.in. prezydent
Jacek Karnowski, który zamierza zacieśnić współpracę z sąsiadami. Sopot
prowadził już kilka projektów z tym rosyjskim obwodem. Były to m.in.
turnieje piłkarskie czy wymiany wystaw między muzeami.



- W sopockiej marinie już się pojawiają łódki z Królewca. Liczę na
wymianę turystyczną, a także na to, że zacznie się ruch handlowy. Oby,
tak jak kiedyś Szwedzi odkryli Trójmiasto, tak teraz zrobili to
mieszkańcy Kaliningradu - podkreśla prezydent Karnowski.



Zdaniem prezydenta połączenia z sąsiednim obwodem nie są zbyt
drogie, a samochodem z Sopotu do granicy można dojechać w 1,5 godziny. Turyści z tej części Rosji, zdaniem samorządowców, dotąd raczej niezbyt często odwiedzali Trójmiasto.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl