Fejgin i fejginiątka, / Tadeusz Płużański /

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz
                 W dniu 28 lipca w wieku 93 lat zmarł płk Anatol Fejgin, syn Mojżesza i Marii z domu Kacenelebogen jeden z głównych baronów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zastępca szefa Głównego Zarządu Informacji WP, dyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Zbrodniarz stalinowski
 
Wraz z nim odszedł, miejmy nadzieję na zawsze, komunistyczny koszmar w najgorszym, zbrodniczym wydaniu. W 1957 r. Fejgin został skazany na 12 lat więzienia za "naruszenie socjalistycznej praworządności". W III RP za swoje "zasługi" w utrwalaniu "ludowej władzy" domagał się honorowych uprawnień kombatanckich
 
 Z nekrologu, zamieszczonego w "Gazecie Wyborczej" dowiedzieliśmy się, że był... kochanym Mężem, Ojcem, Dziadkiem i Pradziadkiem. Na ogół takie określenia, często przecież spotykane w nekrologach, świadczą o związkach uczuciowych wśród członków najbliższej rodziny. Jako takie, nie rażą czytelnika, choć są może zbyt standardowe i puste.
 
 

Zbigniew Błażyński w książce "Mówi Józef Światło" (Światło był zastępcą Fejgina w MBP) pisał, że "Departament dziesiąty był główną bronią Stalina w Polsce", a jego zadaniem było: "wykrywanie, śledzenie i likwidowanie wszystkich zagranicznych, niesowieckich wpływów w PZPR i gromadzenie materiałów obciążających członków partii z wyjątkiem pierwszego sekretarza Bolesława Bieruta, którego kartoteka znajdowała się w Moskwie. W praktyce zadania Departamentu były bardziej rozległe. Zbierały się tutaj nici wszystkich obciążeń, którymi wzajemnie rozporządzają przeciw sobie dygnitarze reżymu".
X Departament posiadał - jak wylicza Maria Turlejska w książce "Te pokolenia żałobami czarne" - własny wydział śledczy, własny pawilon w więzieniu mokotowskim oraz własne więzienie, przerobione z willi w Miedzeszynie pod Warszawą. Na czele takiej machiny musiał stać ktoś bardzo oddany partii i Moskwie.

"Przyzwoity chłopak"

Anatol Fejgin urodził się 25 września 1909 r. w Warszawie w zamożnej rodzinie żydowskiej, jako syn Mojżesza. Maturę zdał w 1927 r., by przez dwa lata studiować na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Pochodził więc z tzw. dobrego domu i był nieźle wykształcony, co na szczytach komunistycznej władzy nie zdarzało się często. Podobni Fejginowi ludzie, by wymienić pułkownika Jacka Różańskiego (Józefa Goldberga), szefa Departamentu Śledczego MBP i pułkownika  Adama Humera, zastępcy Różańskiego, też stawali się potem oprawcami.

Jakub Berman w rozmowie z Teresą Torańskiej w książce "Oni" pytany o Fejgina: "Znałem go z czasów studenckich. Był przyzwoitym chłopakiem, darzyłem go sympatią. Wyróżniał się inteligencją, dość aktywnie działał w KZM-ie, siedział jakiś czas w polskim więzieniu".
 
Z Jakubem Bermanem,jest  blisko spokrewniony polityk  formacji komunistycznej III RP, Marek  Borowski,syn  Wiktora Borowskiego, pierwotnie Arona Bermana[marszałek  Sejmu w latach od 19 października 2001
do 20 kwietnia 2004

Już w wieku 16 lat Fejgin związał się z młodzieżowymi organizacjami komunistycznymi. Gdy miał 19 lat, w 1928 r. wstąpił do KPP i z jej ramienia działał w Warszawskim Komunistycznym Związku Młodzieży Polskiej. Za komunizm został dwukrotnie aresztowany i skazany (raz na dwa potem na cztery lata więzienia). Etatowym funkcjonariuszem KPP był aż do jej rozwiązania w 1938 r. Do wybuchu wojny pracował jako nauczyciel.
Od 1934 roku przebywał stale na tzw. stopie nielegalnej jak funk - czyli funkcjonariusz KPP na etacie, opłacanym z moskiewskich funduszy.
 

Któż zresztą wówczas przypuszczał, że jakiś tam KPP-owiec Radkiewicz będzie szefem bezpieki w powojennej, komunistycznej Polsce? Że Natan Kikiel-Grünspan podczas wojny zostanie majorem NKWD w sowieckich "grupach specjalnych", a bezpieczniacką karierę zakończy jako zastępca Radkiewicza? Że Mendel Kossoj, który na zlecenie kompartii popełnił liczne morderstwa, a po wojnie - już jako Wacław Komar - będzie szefem wywiadu i kontrwywiadu (cywilnego i wojskowego) Polski Ludowej? Że Mikołaj Demko (lub Mieczysław Moczar, jak kto woli) będzie wiceministrem bezpieki, ministrem spraw wewnętrznych, szefem ZBoWiD-u i jednym z głównych filarów PZPR aż do lat 80-tych? Gdyby taka wiedza - wynikająca bardziej z wyobraźni, niż chłodnej kalkulacji - wówczas, w niepodległej międzywojennej Polsce istniała, to, być może, ci drobni agenci i zdrajcy zostaliby ukarani bardziej surowo. Być może niektórzy z nich zostaliby w ogóle wyeliminowani i zostałoby po nich mniej krwi i łez...


W 1939 r. Fejgin przedostał się do Brześcia, a następnie do Lwowa, gdzie pracował jako ekonomista w tamtejszych Zakładach Artyleryjskich, a później w Państwowej Drukarni. W końcu czerwca 1941 r. ewakuował się do obwodu kujbyszewskiego i pracował w sowchozie jako ekonomista i buchalter, a następnie w Zakładach Zbrojeniowych w Kujbyszewie. W maju 1943 r. spokojne życie ekonomisty zmieniło się - Fejgin wstąpił do 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, gdzie od razu został oficerem politycznym. Brał udział w bitwie pod Lenino. Potem kariera politruka potoczyła się szybko. W lutym 1944 r. został szefem Wydziału Polityczno-Wychowawczego 3 Dywizji Piechoty im Romualda Traugutta, a w styczniu 1945 r. szefem Oddziału Personalnego w Głównym Zarządzie Polityczno-Wychowawczym WP. W maju 1945 r., co było już formalnością, wstąpił do PPR.
W dniu 24 września 1945 r. napisał podanie do szefa Zarządu Informacji WP (pisownia oryginalna):
"Proszę przyjąć mię w poczet pracowników Informacji Wojska Polskiego. Z powagi obowiązków pracownika Informacji zdaję sobie w pełni sprawę i obowiązuję się uczciwie wypełniać je".
 Fejgina nie tylko przyjęto, ale zrobiono zastępcą szefa Informacji - chyba najbardziej krwawej instytucji w stalinowskiej Polsce. Cztery lata później przeniósł się do równie "zasłużonego" Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Partia doceniała takich ideowych i zdolnych komunistów - Fejgin został odznaczony Krzyżem Grunwaldu III klasy, Polonia Restituta V klasy i Virtuti Militari V klasy.
 

Pytany przez Henryka Piecucha (znanego publicystę, specjalizującego się w ujawnianiu komunistycznych tajemnic), były dyrektor Departamentu Specjalnego MBP, płk Fejgin uchylił rąbka tajemnicy na temat kieleckiego pogromu: Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy się chce wygrać. (...) Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyśpieszacz. Stąd pogromy i inne fortele ("Reporter" nr 4, 1990 r.).



Gorsze od mafii

Anatol Fejgin wchodził w skład ścisłego grona bezpieki, tzw. Komisji Biura Politycznego do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego, gdzie zapadały wiążące decyzje o kluczowych śledztwach politycznych. Dla partii taką "centralną sprawą" był tzw. spisek w wojsku - procesy przeciwko kierownictwu WP, które miało być rzekomą "imperialistyczną agenturą" (zapadły wyroki śmierci i wieloletniego więzienia) i sprawa o "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne" przeciwko Władysławowi Gomułce, Marianowi Spychalskiemu i innym. Preparowaniem dowodów zajmował się właśnie X Departament. 16 grudnia 1952 r. Fejgin sporządził notatkę z rozmowy ze Spychalskim (pisownia oryginalna):

"Postawiono przed Spychalskim, że stwierdzono, iż w kraju zaistniał spisek powiązany z anglo-amerykańskim imperializmem, wymierzony przeciwko ustrojowi. Na podstawie drobiazgowego śledztwa i analizy faktów ustalono, że Spychalski był subiektywnie związany z zewnętrznymi siłami, które organizowały spisek, że uczestniczył w tym spisku. (...) Wykazano Spychalskiemu, że jego dotychczasowe wyjaśnienia złożone w śledztwie nie odzwierciedlają jego faktycznej roli w robocie spiskowej. Sytuacja polityczna w kraju i na świecie wymaga pełnego ujawnienia dywersji w Partii, pełnego obnażenia jego udziału w spisku...".

Sprawę prowadził początkowo Różański. Fejgin opowiadał o tym po latach:
 “Sprawa odchylenia prawicowego, prowokatorów w partii, była nadzwyczaj subtelna, to już nie była rozprawa z bandami, z reakcją czy z byłymi akowcami. W tamtym wypadku metody Różańskiego mogły być skuteczne. Tu zawiodły na całej linii”.

 

 
Marian Spychalski,był przetrzymywany w tej samej willi w Magdalence w , której za lat kilkanaście prowadzono rozmowy z "opozycją" Niedoszły medyk, nauczyciel , Anatol Fejgin osobiście torturował Mariana Spychalskiego i Władysława Gomułkę


Barbara Fijałkowska w książce "Borejsza i Różański
" pisze o mechanizmach działania kom-partii, co było powieleniem, choć w łagodniejszej formie, modelu sowieckiego "Berman gromadził wszelkie możliwe materiały mogące skompromitować Bieruta. Brystygierowa wyżywała się w pisaniu donosów na Różańskiego i nie tylko na niego. Różański nienawidził Fejgina, Fejgin Różańskiego, a Światło ich obydwu i jeszcze innych też. Było to chyba gorsze od mafii, bo nawet absolutna lojalność wobec szefów nie stanowiła w bezpiece żadnej gwarancji przetrwania".
Fejgin był absolutnie lojalny, ale po nim również przejechał partyjny walec.

Przestępstwa umorzone

Stalinowską wierchuszką zachwiała śmierć Stalina i ucieczka do Stanów Zjednoczonych Józefa Światły,właściwie   Izaak Fleischfarb, który przeraził się posiadanej przez siebie wiedzy o kulisach bezpieki i partii. Odpowiedzialność Fejgina była szczególna - razem ze Światłą był wówczas w specjalnej misji w Berlinie Wschodnim i nie upilnował swojego zastępcy. Część kompromitujących władzę informacji Światło ujawnił na antenie Radia Wolna Europa. W kraju rozpoczęło się poszukiwanie winnych, nasiliły wzajemne oskarżenia. 10 października 1954 r. wiceszef bezpieki, generał Roman Romkowski,właściwie Nasiek (Natan) Grinszpan-Kikiel vel Natan Grünsapau–Kikiel, złożył oświadczenie:
 
"Od 1952 roku w różnych wynurzeniach Światły, zarówno przede mną jak i Fejginem występował coraz silniej nacjonalistyczno-żydowski sposób reagowania na niektóre posunięcia personalne w naszym państwie i w innych krajach demokracji ludowej".


W rezultacie, 7 grudnia 1954 r., Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego zostało zlikwidowane.W dniu 10 lutego 1954 r. Anatola Fejgina zwolniono z MBP, przeniesiono do rezerwy, wyrzucono z partii, a w kwietniu 1955 r. aresztowano. 11 listopada 1957 r. Sąd Wojewódzki dla m. st. Warszawy skazał go na 12 lat więzienia za to, że od początku 1950 do końca 1953 r. w Miedzeszynie i Warszawie, jako kierownik grupy specjalnej, później dyrektor Biura Specjalnego, a następnie dyrektor Departamentu X MBP bezprawnie pozbawił wolności co najmniej 28 osoby i spowodował szczególne ich udręczenie. Przetrzymywał je bezpodstawnie w więzieniu od kilku miesięcy do trzech lat i polecił podległym funkcjonariuszom bezpieczeństwa stosować wobec niektórych z nich przymus fizyczny i psychiczny. Sąd Najwyższy nie uwzględnił rewizji oskarżonego i utrzymał wyrok w mocy.
W podobnym czasie sądy skazały również innych stalinowskich zbrodniarzy, Stanisław  Romkowski dostał 15 lat,Józef  Różański,właściwie Józef Goldberg, najpierw 5 a potem 14 lat.
 

 

Grób Józefa Różańskiego na cmentarzu żydowskim w Warszawie

 

"Praworządna" władza musiała kogoś poświęcić. Większość odpowiedzialnych nie została bowiem rozliczona, np. szef bezpieki, generał Stanisław Radkiewicz nie stanął przed sądem, przeniesiono go do resortu Państwowych Gospodarstw Rolnych.
W październiku 1958 r. Najwyższy Sąd Wojskowy umorzył inne postępowanie karne wobec Fejgina i dziewięciu innych "oficerów" Głównego Zarządu Informacji WP o przestępstwa związane ze sfingowanymi sprawami "spisku w wojsku" (tzw. sprawą "bydgoską" i "zamojsko-lubelską"). Co udowodniono Fejginowi (a jest to kropla w morzu jego przestępstw):
- bił aresztowanych w sprawie "zamojsko-lubelskiej",
- polecał bić aresztowanych w tej sprawie,
- był obecny przy biciu aresztowanych, akceptując swoją obecnością stosowanie przymusu fizycznego wobec tych aresztowanych,
- groził aresztowanym zastosowaniem przymusu fizycznego, jeśli nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im przestępstw,
- akceptował wnioski podwładnych oficerów w przedmiocie zastosowania wobec aresztowanych długotrwałych nocnych przesłuchań,
- zalecał bądź tolerował stosowanie wobec aresztowanych innych form nacisku (karcery, inscenizowanie bicia).
Pod tymi ogólnikowymi określeniami kryły się wyjątkowo brutalne i wyrafinowane tortury fizyczne i psychiczne.
Dlaczego sąd umorzył sprawę?:
"Ówczesna sytuacja polityczna, a w szczególności nasilona walka zbrojna kontrrewolucyjnego podziemia, w znacznym stopniu określała i rzutowała na postępowanie oficerów organów informacji WP w stosunku do osób stojących poza zarzutem działalności kontrrewolucyjnej. (...) Od czasu popełnienia opisanych czynów, popełnionych przez poszczególnych podejrzanych, upłynęło już około 10-ciu lat".
Inne "argumenty" na korzyść okrutników: owi "oficerowie" byli młodzi, niewykształceni, nieprzygotowani do pracy, nie byli inicjatorami przestępstw, a "metody tego rodzaju były już uprzednio w tych organach niekiedy stosowane".
3 października 1964 r. Rada Państwa skorzystała z prawa łaski i pięć dni później Fejgin, a także Romkowski i Różański wyszli na wolność.

Walka o kombatanctwo

W 1985 r. Fejgin złożył wniosek o przyjęcie go do ZBoWiD i przyznanie uprawnień kombatanckich z tytułu służby wojskowej w okresie wojny w I Dywizji im Tadeusza Kościuszki, a następnie w Głównym Zarządzie Polityczno-Wychowawczym WP. Uprawnienia otrzymał.
W lutym 1990 r. Zarząd Główny ZBoWiD wznowił postępowanie weryfikacyjne i uchylił decyzję przyznającą Fejginowi uprawnienia kombatanckie. W uzasadnieniu decyzji stwierdzono, że zajmując kierownicze stanowisko w MBP stosował niedopuszczalne metody śledztwa i przemoc wobec osób zasłużonych w walce z Niemcami, a po wojnie aresztowanych. Podkreślono, że odbycie przez niego kary pozbawienia wolności i uzyskanie zatarcia skazania nie stanowi przeszkody prawnej do rzetelnej oceny jego działalności i postawy. ZG ZBoWiD powołał się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 20 grudnia 1988 r., zgodnie z którym organ wydający decyzje nie może pominąć postaw i zachowań, które są sprzeczne z godnością człowieka oraz z podstawowymi wartościami humanizmu.
Fejgin odwołał się do Naczelnego Sądu Administracyjnego, wnosząc o uchylenie decyzji. Zarzucił ZBoWiD-owi naruszenie przepisów kpa dotyczących wznowienia postępowania, gdyż okoliczności sprawy opisane w tej decyzji musiały być znane już w dniu przyznania mu uprawnień kombatanckich, nawet gdyby były prawdziwe, czemu on zaprzecza. Stwierdził m.in., że ani w śledztwie, ani w czasie rozprawy sądowej nie udowodniono mu jego osobistego udziału w aktach przemocy. Podkreślał swoje zasługi w WP.
ZBoWiD wniósł o uchylenie skargi Fejgina, a NSA przychylił się do tego. W uzasadnieniu czytamy, że uprawnienia kombatanckie mogą być przyznane wyłącznie osobom szczególnie zasłużonym dla narodu i państwa polskiego. NSA powołał się przy tym na skazujący wyrok z 1957 r. Podkreślił, że nie zawiera on - wbrew temu, co twierdzi Fejgin - w odniesieniu do niego jakichkolwiek ocen pozytywnych. Zarówno z ustaleń Sądu Wojewódzkiego dla m. st. Warszawy, jak i Sądu Najwyższego wynika w sposób jasny i oczywisty, że po zakończeniu II wojny światowej dopuścił się on czynów zasługujących na szczególne potępienie, o rzadko spotykanej w praktyce sądowej szkodliwości społecznej, wyrządzających wielką szkodę całemu społeczeństwu polskiemu i poszczególnym ludziom.

Co wolno...

Dlaczego wierchuszkę stalinowskiej bezpieki - podstawę komunistycznych rządów, utrzymujących terror w Polsce w latach 1945-1955 stanowili Żydzi lub osoby żydowskiego pochodzenia? Wbrew pozorom powód jest prosty. Po pierwsze - ludzie ci wstąpili do partii przed wojną, a w Polsce byli to dużej części Żydzi. Po drugie - Stalin nie chciał obsadzać tych stanowisk Polakami, gdyż im nie ufał, lecz ludźmi pewnymi - wyzbytymi patriotyzmu wobec Polski, którą uważali za wrogą, kosmopolitami o niekwestionowanej lojalności wobec komunizmu.


Po artykule "Gazety Wyborczej" sprzed kilku lat, "upamiętniającym" rocznicę Powstania Warszawskiego, w którym Michał Cichy zarzucił AK mordowanie Żydów, prof. Tomasz Strzembosz napisał m. in.:
 
"Ile to piany z ust wytoczono w walce przeciw ludziom piszącym o Żydach - funkcjonariuszach UB, zajmujących zresztą w tej instytucji najbardziej nieraz węzłowe stanowiska i współdecydujących o torturach i śmierci setek współobywateli. O Fejginach, Różańskich, Brystygierowych, Światłach... Nie o knajakach z Woli, ale o ludziach stanowiących istotną część elity władzy w PRL. Gdybym napisał artykuł o ich zbrodniach (na pewno liczniejszych), nie interesując się zbrodniami Polaków - »ubeków«, byłbym niewątpliwie oskarżony jako ohydny antysemita, selekcjonujących ludzi według kryteriów rasowych. W drugą stronę pisać tak wolno!!!".
 
 
Bolesław Bierut, nazwisko fikcyjne, prawdziwego nie znamy, zrusyfikowany Polak, zecer, przedwojenny członek Komunistycznej Partii Polski, prezydent komunistycznej Krajowej Rady Narodowej, do 1956 r. prezydent Rzeczypospolitej.

Stanisław Radkiewicz, wykształcenie średnie, generał, członek KPP, Centralnego Biura Komunistów Polskich w ZSRS, kierownik Resortu Bezpieczeństwa Publicznego PKWN, szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego do 1954 r.

Jakub Berman,syn Isera  i Guty ( obywatel sowiecki, członek KPP, CBKP, prawnik, “numer drugi” w stalinowskiej Polsce. Pracując najpierw jako podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a później w Biurze KC, sprawował kontrolę nad wszystkimi organami rządu, przede wszystkim nad MBP. Posiadał bezpośrednią linię telefoniczną na Kreml i do samego Stalina.
Roman Romkowski (Natan Grunsapau-Kikiel), wiceminister MBP, generał. Przed wojną członek nielegalnej Organizacji Młodych Komunistów, przeszedł szkolenie w Kominternie - “Szkoła Lenina”. Nadzorował departamenty bezpieki: śledczy, szkolenia i inwigilacji. Jako jedyny miał dostęp do tajnego, obfitego w dolary, złoto i diamenty, skarbca Politbiura. Romkowski często osobiście przesłuchiwał więźniów, m. in. Stefana Korbońskiego.
Józef Światło (Fleischfarb), szewc, NKWD-zista, zastępca Fejgina w X Departamencie MBP. Faktycznie miał wyższą pozycję w bezpiece od swojego przełożonego, co zawdzięczał znajomości z Romkowskim jeszcze z przedwojennego Związku Młodych Komunistów (potem spotkali się w aparacie bezpieczeństwa armii Berlinga). Specjalne zadania otrzymywał wprost od Bieruta, posiadał bezpośrednie połączenie telefoniczne z Moskwą i dostęp do prawej ręki Stalina, Berii. W dwóch stalowych sejfach trzymał materiały kompromitujące wszystkich czołowych członków partii. Zbigniew Błażyński pisał: “Światło miał w swych rękach partię i rząd. Nie było tajemnicy, której by nie znał. Mógł wywindować lub złamać każdego zarówno w hierarchii partyjnej jak i rządowej”. 5 grudnia 1953 r. uciekł na Zachód.
Jacek Różański (Józef Goldberg), przed wojną urzędnik warszawskiego biura prawniczego, szef Departamentu Śledczego MBP. Osobiście przesłuchiwał więźniów stosując wymyślne tortury fizyczne i psychiczne.
Julia (Luna) Brystygier, dyrektor V Departamentu MBP, żona przedwojennego działacza syjonistycznego dr Natana Brystygiera. Swoją wysoką pozycję na szczytach stalinowskiej władzy zawdzięczała temu, że była jednocześnie kochanką Jakuba Bermana i komunistycznych ekonomistów - Hilarego Minca i Eugeniusza Szyra i Bolesława Bieruta.. Kiedy zarzuciła Różańskiemu przynależność do rodziny syjonistów, odpowiedział, że jego związki z NKWD są dłuższe
 
I, dalej Jana Ptasińskiego, Leona Andrzejewskiego (Lejba Ajzena), Józefa Czaplickiego (z racji szczególnego okrucieństwa wobec żołnierzy podziemia zwanego "Akowerem")... I wielu innych, których nazwiska, funkcje i czyny idą w zapomnienie, choć tak być nie powinno.
 
Dziwnym trafem dzieje się jakoś tak, że bezpieka traktowana jest - nadal, jak normalna służba państwowa, stojąca na straży ładu i demokracji, co jest już jawną kpiną z jej ofiar. Przede wszystkim - jej zbrodnie nie zostały rozliczone po 1989 roku, co świadczy, że zbudowany "po upadku komunizmu" system nie jest zdrowy. Wprawdzie na skutek pewnego nacisku społecznego doszło do kilkunastu spektakularnych procesów byłych funkcjonariuszy UB (poza sprawą Adama Humera, właściwie Umera* - na ogół resortowych płotek) i kilku z nich skazano nawet na kary więzienia (niezbyt wysokie), jednakże w większości przypadków nawet niezwykle okrutnych i przerażających swą skalą zbrodni, śledztwa albo w ogóle nie zostały wszczęte, albo też - po bardzo powierzchownym postępowaniu - zostały umorzone z bardzo popularnego powodu, jakim jest... niewykrycie sprawców.
 
Obecny redaktor naczelny Rzeczpospolitej, Tomasz Wróblewski,jest synem komunisty, Andrzeja Wróbleskiego, współpracownika służb specjalnych,wnukiem zbrodniarza stalinowskiego Anatola Fejgina

 

Andrzej Krzysztof Wróblewski  z żoną Agnieszką, synem Tomaszem, synową Beatą i wnuczętami - Agatą i Filipem.

 


*Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza. tom I 1944-1956, Redakcja naukowa: Krzysztof Szwagrzyk, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2005.
 
Tadeusz Płużański

 

Tekst z uzupełnieniami m.z.

 

 


 
 
Etykietowanie:

30 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Michale

kara za myślozbrodnie, jaką wg fejgniątek jest prawda o zbrodniarzach wywodzących się z żydokomuny, wciąż obowiązuje, a nawet się nasila.

"Ile to piany z ust wytoczono w walce przeciw ludziom piszącym o Żydach - funkcjonariuszach UB, zajmujących zresztą w tej instytucji najbardziej nieraz węzłowe stanowiska i współdecydujących o torturach i śmierci setek współobywateli. O Fejginach, Różańskich, Brystygierowych, Światłach... Nie o knajakach z Woli, ale o ludziach stanowiących istotną część elity władzy w PRL. Gdybym napisał artykuł o ich zbrodniach (na pewno liczniejszych), nie interesując się zbrodniami Polaków - »ubeków«, byłbym niewątpliwie oskarżony jako ohydny antysemita, selekcjonujących ludzi według kryteriów rasowych. W drugą stronę pisać tak wolno!!!".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Nie na darmo nazwali się narodem wybranym z ziemia obiecaną ale przez Boga za grzechy nie daną.

Musimy o ich zbrodniach, mówić, przypominać Światu.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

3. Witam Panie Michale

i zastanawiam sie ,dlaczego mnie to nie dziwi,czy już zdążyłam się przyzwyczaić,a może
dlatego,ze wcześniej sie domyslałam
nie ważne WAŻNE,że gazety dawno nie nasze,ale DŁUGI jednak nam przyjdzie spłacać...
nam ,naszym Dzieciom i Wnukom
i TO jest ta dziejowa niesprawiedliwość...wciąż od nowa
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Jacek Mruk

4. Szanowny Panie Michale

Banda przebrana za ludzi triumfowała
Bo wielu Polskich bohaterów zamordowała
Żarli się też między sobą
Mający żądzę władzy każdą dobą
Gdy zagrożenie do nich docierało
Wielu gdzie pieprz rośnie wiało
Chociaż uciekli przed ziemską sprawiedliwością
Staną niewątpliwie przed Boską cierpliwością
Nie wymigają się od kary
Powstaną przeciw nim wszystkie ofiary
Czekam na Pana opisane powiązania
Każdego zbrodniarza z moskiewskiego nadania
By ludzie byli świadomi wszystkiego
Także zła się nadal czającego
Co to uśmiechu nie ma
Bo żre wewnętrzna pustka golema
Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

5. Pani Gość z Drogi,

Sanowana Pani Zofio,

Długi poczynione przez zbrodniczy komunizm spłacamy od 20 lat.Jak ie odsuniemy od koryta, cimoszewiców, borowskich, fejginów-wróblewskich, dzieci Bieruta i Luny Brystygierowej, będziemy płacić przez następne 20 lat.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

6. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Ma Pan rację, to zwierzęta przebrane za aniołków w czasie jasełek w KC PZPR. gdzie leszek Miller był sekretarzem.
Niech Pan popatrzy na gęby, Andrzeja i Agnieszki Wróblewskich, komunistów, bolszewików w białych rękawiczkach.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Jacek Mruk

7. Szanowny Panie Michale

To podkreśliłem o ich uśmiechu
Bo stoją jakby w bezdechu
Zęby szczerzą jak wściekłe hieny
I widać nie mają tremy
Pozdrawiam

Ostatnio zmieniony przez Jacek Mruk o śr., 04/01/2012 - 20:31.
avatar użytkownika gość z drogi

8. Witam panie Michale :)

Jacek słusznie ich nazwał przebierańcami,z uśmiechem sztucznym na ustach
Moskiewska pożyczka i jej skutki i odradzający się smok...zwany "prywatyzacją PO
"nie naszemu"...
pamiętam pierwszą awanturę z poplecznikami ruskich,czyli temat / spółki z rosyjskim kapitałem wojskowym i rolę wałesiaka w tym wszystkim
no cóz
przyjdzie nam przypominać "bochaterów " tych pomysłow ,ich rodowody,też.
re wałesiaka
żenada,tak podpierał lewą nodię,ze wraca w całej krasie,wcześniejszej uwłaszczając sie na
naszym i na Narodowym majątku,zamieszana we wszystkie mozliwe afery ostatnich 20 lat
np paliwowa,węglowa,osoczwe,czy PZU Życie i i Eureko,
ci sami ludzie,te same kalki postępowania i te same rezultaty,czyli
szwajcarskie konta i spotkania na Cyprze...
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

9. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Wszyscy z Panią sie zgadzamy, że Bolek do tego stopnia popierał lewa nogę, że dziś w Polsce mamy w nowym wydaniu komunizm

intelektualista, komunista z Popowa

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

10. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Pięknie dziękuję za cudowne nazwy towarzyszy szmaciaków.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

11. panie Michale i cierpimy za jego głuPOtę okrutnie

i nie tylko moralnie ale i gospodarczo,wszak nie na darmo mówiono,że komuniści nawet piasek na pustyni
zniszczą...i zniszczyli
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

12. Jacek ma rację nazywając ich

właściwym imieniem serd pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

13. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Widzę na Onecie, że PO prowadzi w sondażach mimo zamieszania z lekami, tyle, że to sondaz na zamówienie UB-eckiego TVN

Szanowna Pani Zofio,

Jacek ma rację. Z jedzeniem też. Może nie przeczyta.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Jacek Mruk

14. Szanowny Panie Michale

Ja tylko nazywam ich według ekranu
Bo z takiego pochodzą stanu
Wyrażają to co mają w duszy
A Prawda kłamstwo zawsze zagłuszy
Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

15. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Pięknie dziękuję.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

16. Tomasz Wróblewski

Resortowe Dzieci – nie polecam na Święta
http://wroblewski.tocowazne.pl/n/resortowe-dzieci-nie-polecam-na-swieta

Trudno o bardziej zakłamaną optykę świata. Trudno o groźniejszą interpretację dziejów. Autorzy tłumaczą nam lewicowe poglądy i apologetyczny stosunek do PRL niektórych znanych publicystów, ich pochodzeniem. Grzebią w przeszłości autorów, redaktorów, naczelnych – prasowych i telewizyjnych. Wśród ojców, matek, wujków, znajdują byłych pracowników SB, UB, MO, cenzury, sędziów, prokuratorów, organów PZPR. Odrażający donos. Jak wnoszę z lektury obliczony na najniższe uczucia czytelnika. Dzielenia nas na prawych i świnie z urodzenia.

Może gdyby w naszej historii cenzus pochodzenia nie poczynił tylu szkód , można by książkę ustawić na półce z plotkami i fragmenty puszczać na Pudelku. Ale za nami są prześladowania wierzących, nagonki etniczne 68 roku a wcześniej - etniczna selekcja do pracy w organach represji. Za nami są punkty za pochodzenie na wyższe uczelnie, prześladowania dzieci za przynależność rodziców do AK, pozbawianie praw i majątków arystokratycznych rodzin. Za nami są szkoły i sklepy za żółtymi firankami. Lata krzywd i nieprawości. Antysemityzmu i anty-katolicyzmu. Coś, o czym w żadnym wypadku nie można zapominać. Winnym nie wolno odpuszczać, ale przerzucanie odpowiedzialności na kolejne pokolenia, jest najdurniejszą z możliwych zemst.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

17. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylu,

Na blogu Tomasza Wróblewskiego, napisałem:

Panie Tomaszu, żartowniś z Pana okrutny.
Powinien, Pan milczeć za grzechy ojców i dziadów

Ukłony moje najniższe



Typowa warszawska inteligencja czasu żydokomuny

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

18. Szanowny Panie Michale

KLAN WRÓBLEWSKICH – fragment książki „Czerwone dynastie” Jerzego Roberta Nowaka

Polską scenę medialną nierzadko opanowują całe klany dziennikarzy obstawiając stanowiska w prasie.. I realizując w ten prosty sposób zasadę „dziedziczenia elit”, oczywiście lewicowego chowu. Tyle że dawne komunistyczne zaangażowanie wśród młodego narybku zmienia się w łewicowość liberałów w odpowiednim zachodnim opakowaniu. Typowy pod tym względem jest dziennikarski klan Wróblewskich (pierwotnie Fejginów. Nazwisko Fejgin rodzina zmieniła w konkretnej sytuacji 1940 r. na Wróblewskich).

Przyjrzymy się uważniej trójce dziennikarzy z klanu Wróblewskich: byłemu wpływowemu komunistycznemu dziennikarzowi z „Polityki” i przeciwnikowi „Solidarności” w latach 1980-1981, po 1989 r. redaktorowi naczelnemu „Gazety Bankowej” – Andrzejowi K. Wróblewskiemu, jego żonie – dziennikarce Agnieszce Wróblewskiej i ich synowi najbardziej dziś wpływowemu redaktorowi naczelnemu lewicowego liberalnego „Newsweeka” – Tomaszowi Wróblewskiemu. Warto tu szerzej omówić ich rolę. Wystąpienia dziennikarzy z klanu Wróblewskich nader dobrze ilustrują bowiem, jak chętnie wykorzystuje się wysokie stanowiska w mediach dla zatruwania atmosfery w duchu antykościelnym czy antypolskim, z prowokatorskim wręcz zacięciu w tropieniu rzekomego „polskiego antysemityzmu”.

Andrzej Krzysztof Wróblewski – Fejgin [polonica.net] przez wiele lat był dziennikarzem „Polityki”, dochodząc w niej do bardzo znaczącej funkcji kierownika działu krajowe­go. Od początków swej kariery wykazał dużą „zapobiegliwość” o dobra mate­rialne. Jego były kolega redakcyjny Jerzy Urban złośliwie opisał tę cechę S.K. Wróblewskiego, podając w „Alfabecie Urbana” (s. 204) dość szczególną in­formację:

Kiedy nastałem w 1960 r. w „Polityce” właśnie po korytarzach wiro­wał skandal. Młody dziennikarz Wróblewski wystosował list do różnych przed­siębiorstw, że dostał mieszkanie, potrzebuje mebli, lodówki Ud. i pyta, w czym mogliby mu pomóc. Szukanie protekcji uchodziło za nieprzystojność i zespół „Polityki” szeptał zgorszony. Wróblewski był jednak tylko prekursorem sztuki korzystania z chodów, która potem rozwinęła się i stała powszechna. On sam na zawsze pozostał zaradny.

W latach 1980-1981 jako redaktor „Polityki” zdecydowanie występował w swoich tekstach przeciwko „Solidarności” i Wałęsie. Za przestrzeżenie przed nim „Solidarności”, z inicjatywy Urbana, ukarano rozwiązaniem umów dwóch dziennikarzy „Polityki”. Był współautorem rozmowy z liderami gdańskich robotników w „Polityce” z 1 listopada 1980 r., rozmowy, która wywołała ogromne protesty czytelników z powodu niebywałej arogancji prowadzących ją redaktorów. Jeden z czytelników napisał wprost o swym „głębokim obrzy­dzeniu” z powodu buty dziennikarzy prowadzących rozmowę.

Jeszcze 12 grudnia 1981 r. A.K. Wróbłewski piętnował w „Polityce” uparte uzurpowanie sobie przez „Solidarność” tej samej roli, co Sejm, który jest najwyższym repre­zentantem narodu (!). Na tle takiej postawy A.K. Wróblewskiego wobec „Solidarności”, tym „dziwniejsze” było jego nagłe odejście z „Polityki” w początkach 1982 r. i pojawienie się w kręgach solidarnościowych. Nie wiadomo, jakie były ówczesne motywy i cele Wróblewskiego.

Interesujące w kontekście wspomnianego już zaskakującego zachowania A.K. Wróblewskiego, byłego przeciwnika „Solidarności”, tuż po grudniu 1981 r., wydają się dwuznaczne sugestie J. Urbana w jego „Alfabecie” (s. 206):

Przyjaźniłem się z Wróblewskim i bardzo go lubiłem, coś jednak dziwnego dostrzegam w biegu jego życia i kariery (…). W sumie postać niejasna, zacho­wująca się tak, jakby jakaś niewidzialna ręka to pchała go w jakimś kierunku, to hamowała. Była to niedwuznaczna sugestia, że Wróblewski „jest jakimś agentem”

(por. stwierdzenie R. Piszczyka w książce „K. Andrzejewski o Urba­nie”, Gdańsk 1993, s. 93).

Ciekawe, że w czasie, gdy wyjazdy zagraniczne były wstrzymane i niełatwo było dostać paszport, A. K. Wróblewski dzięki rozmowie z gen. C. Kiszczakiem latem 1982 r. uzyskał „jakoś” taki paszport do USA dla siebie, żony, syna i córki. Wyjechał do Stanów już w nimbie „solidarnościowca”.

Powrócił po kilku latach. Zwierzał się w ankiecie „Res Publiki” z 1987 r. (nr 6): Czuję się obywatelem Polski, ale i obywatelem świata. Nie cierpię zaścianka, nie uważam, że polski pejzaż, polska poezja czy polski patriotyzm są lepsze niż innych narodów.

Na łamach „Odry” z kwietnia 1988 r. snuł dywagacje na temat rzekomej antysemickości polskiej kultury.

Po 1989 r. A.K. Wróblewski szybko staje się wielce wpływowym w mediach, prowadzi cotygodniowy program telewizyjny w drawiczowej telewizji i zostaje redaktorem naczelnym czołowego pisma finansowego „Gazety Bankowej”. Wyróżnia się już wówczas prowokacyjną wręcz skłonnością do tropienia rzekomego „polskiego antysemityzmu”. Uskarża się skądinąd i tak uprzedzonemu do Polski redaktorowi z „Chicago Tribune” na to, że wiele osób w Polsce podejrzewa Mazowieckiego, że jest Żydem. I dodaje:

Polacy nie chcą obwiniać siebie za swe błędy i Żydzi zawsze byli wygodnym kozłem ofiarnym (według „Biuletynu Specjalnego PAP” z 20 listopada 1990 r.).

Po I Kongresie Prawicy Polskiej, przeprowadzając wywiad ze Stanisławem Michalkiewiczem z Unii Polityki Realnej, posunął się do szczególnie obrzydliwej prowokacji, zapytując swego rozmówcę: Czy nie sądzi pan, że wielkim zwycięstwem Polaków w II wojnie światowej było wytępienie Żydów? Osłupiały tak nikczemnym zapytaniem Michalkiewicz odparł, że oczywiście nic takiego nie sądzi. Zabrakło mu jednak wtedy odpowiedniej riposty negującej jakiekolwiek kwalifikacje do występowania w telewizji przez osobę zadającą tak podle postawione prowokacyjne pytanie.

Jak widać, A.K. Wróblewski – monsieur 1′agent provocateur – jak go określił Marian Miszalski w „Najwyższym Czasie!” z 18 sierpnia 1990 r., miał dostatecznie duże „plecy”, by przetrwać na wysokich stanowiskach medialnych, pomimo najbardziej nawet podłych wyskoków.

Jako naczelny „Gazety Bankowej” Wróblewski konsekwentnie hołdował maksymalnemu bezkrytycznemu zapatrzeniu na Zachód, bez względu na polskie narodowe interesy gospodarcze.

To w jego piśmie zrobiono najbardziej panegiryczną reklamę Bagsikowi i Gąsiorowskiemu, i to jeszcze na miesiąc przed ich ucieczką z Polski – por. artykuł Ireneusza Chojnackiego i Sławomira Lipińskiego o Art-B „Genialne dziecko naszych czasów”, „Gazeta Bankowa”, 30 czerwca 1991 r. W artykule cytowano m.in. jakże wymyślną wypowiedź izraelskiego ekonomisty, współpracownika Banku Światowego, Valerego Amiela o Bagsiku i Gąsiorowskim: Czuję się przy nich czasem jak Salieri przy Mozarcie. Bagsik – nowy Mozart! Czyż nie był to najwspanialszy, jakże subtelny komplement dla panów, którzy z wirtuozerią okradli Polskę na wiele milionów dolarów?! Po ucieczce Bagsika i Gąsiorowskiego „Gazeta Bankowa” pod redakcją Wróblewskiego dalej „dzielnie” występowała przeciw tropieniu afer jako oszołomstwu.

Warto dodać, że pod koniec lat 90. A.K. Wróblewski nieoczekiwanie znowu powrócił do pracy w postkomunistycznej „Polityce”, z którą tak niespodziewanie zerwał w początkach 1982 roku.

Żona A.K. Wróblewskiego – Agnieszka – stała się prawdziwą wykrywaczką rzekomych „oszołomów”, tj. tych wszystkich, którzy próbowali bronić polskich narodowych interesów gospodarczych, przeciwstawiając się prywatyzacji „za bezcen”. „Wsławiła się” m.in. gwałtowną, pełną nieukrywanej furii napaścią prasową na łamach „Życia Warszawy” na program Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”. A. Wróblewska konsekwentnie występowała jako rzeczniczka niczym nieokiełznanego kapitalizmu, po stronie oligarchów łamiących wszystkie zasady w imię swego personalnego wzbogacenia. Jej drukowany w tym duchu artykuł w „Gazecie Wyborczej” (nr 284 z 1996 r.) był typowym pod tym względem tekstem, lansującym wilcze prawo silniejszych do łamania wszelkich zasad sprawiedliwości społecznej. Akcentowała: Wy­grywa ten, kto potrafi więcej wyrwać z puli. Sprytniejszy, zdolniejszy, lepiej urodzony, lepiej ustawiony, przegrywa słabszy (podkr. – J.R.N.).

KARIERA TOMASZA WRÓBLEWSKIEGO

Od początku lat 90. zaczęła się przyspieszona kariera syna Agnieszki i Andrzeja Krzysztofa Wróblewskich — Tomasza.
Po zostaniu korespondentem w Waszyngtonie T. Wróblewski szybko „wyróżnił się” rozlicznymi prasowymi manipulacjami, m.in. nagłośnionymi na łamach „Wprost” oszczerczymi rewelacjami żydowskiego dziennikarza z USA na temat rzekomego spisku Papieża Jana Pawła II z Reaganem przeciwko Związkowi Sowieckiemu.

Jako korespondent z Waszyngtonu T. Wróblewski stosował odpowiednią manipulacyjną metodę wspierania lewicowych i antykościelnych argumentów poprzez posiłkowanie się cytatami z amerykańskich publikacji. Krystyna Czuba tak pisała w książce „Media i władza” (Warszawa 1994, s. 19) o metodach Wróblewskiego:

W „Życiu Warszawy” z 9 marca 1993 r. został zamiesz­czony artykuł T. Wróblewskiego z Waszyngtonu „Kościół polski przeciwko polskim rodzinom”. Tytuł ostry wybitnie. Kościół katolicki według amerykań­skiej fundacji PAI jest odpowiedzialny za najgorszy w świecie system opieki zdrowotnej i planowanie rodziny. W artykule zastosowana jest manipulacja stereotypowa (…) Dlaczego Kościół jest odpoiuiedzialny za stan opieki zdrowotnej, a nie Ministerstwo Zdrowia? Chyba dlatego, że przeszkadza w najnow­szych pomysłach dotyczących różnych „bezpiecznych metod”. Artykuł jest tak sformułowany, aby jasne było jedno przesłanie: „Kościół katolicki jest przeciwko.

W swych korespondencjach Wróblewski starał się maksymalnie nagła­śniać różne postulaty sprzeczne z tradycyjną etyką. Jacek Kwieciński pisał w „Gazecie Polskiej” z 4 września 1994 r. o uporze, z jakim T. Wróblewski nagłaśniał różne cywilizacyjne „szaleństwa zachodnie”:

Dużą rolę odgrywa tu zupełnie wyjątkowy korespondent z USA – T. Wróblewski. Przepisuje on bez komentarzy skrajne idiotyzmy z odezw homoseksualistów (…). Śladami ojca prezentował się też jako zajadły tropiciel rzekomego „polskiego antysemityzmu”, m.in. niejednokrotnie atakując w swych tekstach prezesa KPA Edwarda Moskala. W czasie wywiadu z Moskalem dla tygodnika „Wprost” w 1996 r. T. Wróblewski posunął się do skrajnie agresywnego ataku na swego rozmówcę, mówiąc: „Nie tylko Żydzi, ale także wielu Amerykanów polskiego pochodzenia uważa pana za antysemitę i co więcej – są zdania, że pańska postawa może zaszkodzić Polsce w zabiegach o amerykańskie poparcie dla rozszerzenia NATO.

Starał się maksymalnie ośmieszyć i zdezawuować wszelkie polskie protesty przeciw fałszowaniu obrazu stosunków polsko-żydowskich (np. w sprawie „Listy Schindlera”).

Już w początkach swej działalności jako korespondenta w Waszyngtonie T. Wróblewski zmontował prawdziwą prowokację przeciwko związanemu z PC ministrowi Zalewskiemu, fałszywie oskarżając go (później nazwano to „faktem prasowym”), że rzekomo sondował reakcje strony amerykańskiej na odejście Balcerowicza.

Po latach, już jako naczelny „Newsweeka”, T. Wróblewski popisał się szczególnie brutalnym wyskokiem przeciwko osobie Papieża-Polaka, drukując na okładce swego tygodnika zdekompletowaną układankę z wizerunkiem Jana Pawła II, opatrzoną niżej słowami: Świat przed odejściem Papieża. Pisał o tym red. Waldemar Żyszkiewicz na łamach „Naszej Polski” z 20 sierpnia 2002 r.: Słowa brutalne, okrutne, nie do przyjęcia, już nie tylko dla wierzą­cych, ale dla wszystkich, którzy kanony dobrego wychowania (…) wciąż uznają za obowiązującą dyrektywę zachowania. Porcję niesmaku zwiększała lektura bezlitosnych w tonie roztrząsań o sukcesji na Stolicy Piotrowej (…), a także arogancki, skierowany do Papieża przez Andrew Nagorskiego, szefa redakcji obcojęzycznych wydań „Newsweeka” apel, o jak najszybsze ustąpienie z urzędu.

Żyszkiewicz, krytykując pełen uprzedzeń i niechęci styl pisania o Papieżu i redukowania w „Newsweeku” zjawiska religijności do wymiarów czysto socjologicznych, przypomniał, że Wróblewski redaguje swój tygodnik za niemieckie pieniądze. A antypapizm jest szczególnie mocno manifestowany przez dużą część niemieckich mediów.

Dodajmy, że przy innej okazji Wróblewski jako naczelny „Newsweeka” popisał się „ozdobieniem” bloku materiałów o Kościele katolickim reprodukcją bluźnierczego obrazu Jarosława Modzelewskiego „Pamiątka I Komunii”. Jak widać, T. Wróblewski jest konsekwentny w swej niechęci do Kościoła. Był i jest konsekwentny również w swych uprzedzeniach do tradycyjnej polskości i w tropieniu rzekomego polskiego „antysemityzmu”.

Mimo nagminnego uciekania-się do oszczerstw i agresywnych prowokacji Tomasz Wróblewski świetnie .prosperował: mógł pisać największe bzdury i kalumnie, i wszystko mu przechodziło. I w końcu awansował na naczelnego redaktora „Newsweeka”. Bo w Polsce mamy taki system lewicowych mediów, który potrzebuje takich jak on „chuliganów pióra”, zawsze skłonnych do dokopania Narodowi, Kościołowi czy postaciom czołowych polskich patriotów.

Prosperowanie wspomnianego klanu Wróblewskich jest wyraźnym symptomem ciężkich patologii polskich mediów, w których równocześnie skazywani są na zepchnięcie na margines o wiele zdolniejszych od nich dziennikarze, tyle że występujących w obronie patriotyzmu i wartości chrześcijańskich. (Dość przypomnieć choćby zmarginalizowa-nie takich publicystów, jak były szef Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Maciej Iłowiecki czy Wojciech Turek, rozlicznych dziennikarzy dawnego „Ładu”, „Słowa – Dziennika Katolickiego”, „Tygodnika Gdańskiego”, „Młodej Polski”, etc). Na tle tej tak dobranej i tak zgranej trójki dziennikarzy z klanu Wróblewskich jedyną prawdziwie sympatyczną osobą był zmarły już w 1994 r. nestor rodu, ojciec A.K. Wróblewskiego, krytyk teatralny Andrzej Wróblewski.

W wydanym na krótko przed śmiercią wspomnieniowym wywiadzie „Być Żydem” dał on jedną z najbardziej obiektywnych relacji o stosunkach polsko-żydowskich w dobie wojny, ogromnie chwaląc polskie zachowanie w tym czasie. Co więcej, w swojej książce A. Wróblewski bardzo ostro krytykował rolę klik żydowskich w gospodarce (obok Hilarego Minca) i rolę Żydów w UB, pisząc m.in.:

Proporcjonalnie więcej było Żydów wśród katów niż ofiar i chociaż nie wszyscy byli równie gorliwi, to jednak w powszechnym odbiorze postrzegana była ich aktywność.

W innym miejscu swej książki A. Wróblewski ubolewał, że w 1968 r. pod płaszczykiem dotkniętej godności wyjeżdżali z kraju Żydzi, którzy służyli w UB, byli sędziami czy prokuratorami, z rękami umaczanymi po łokcie we krwi. Andrzej Wróblewski nie wahał się nawet napisać w swej książce tego, co niektórzy tak bardzo lubią przemilczać za wszelką cenę. Tego, że jego rodzina w 1940 r. zmieniła nazwisko Fejgin na Wróblewski. (Być może ta jego szczerość wywołała całkowite zniknięcie jego książki z półek księgarskich. Szybko stała się ona całkowicie nieuchwytna w przeciwieństwie do zapełniającej półki ogromnej większości książek z tematyki żydowskiej).

Fakt ujawnienia w swej książce przez Andrzeja Wróblewskiego pierwotnego żydowskiego nazwiska, które nosił jego ród, był tym istotniejszy na tle dominujących dziś innych zachowań. W naszej prasie nie brak bowiem osób, które z prawdziwą furią rzucają się na wszelkie przypominanie pierwotnych nazwisk, nawet w przypadku, gdy chodzi o osoby stalinowskich katów. Tak jak to zrobiła znana „tropicielka antysemityzmu” Alina Grabowska w „Życiu Warszawy”, nie mogąc darować K. Kunertowi, że przypomina autentyczne imiona rodziców niektórych sędziów i oprawców. (Chodziło m.in. o sądową morderczynię bohatera Państwa Podziemnego – gen. Emila Fieldorfa „Nila” -Marię Gurowską z domu Sand, córkę Moryca i Frajdy z domu Einsenman).

Agresywne dążenia do przemilczenia za wszelką cenę oryginalnych na­zwisk rodowych, głównie żydowskich, są w pewnej mierze czymś groteskowym i sprzecznym z samą naturą wiedzy o historii. Przy takim przemilczaniu nikt nie wiedziałby na przykład, że dwie jakże wpływowe postacie doby stalinizmu z Polsce: dyrektor departamentu śledczego w MBP Jacek Różański i dyktator nad prasą i wydawnictwami Jerzy Borejsza byli rodzonymi braćmi: Goldbergami.

Jerzy Robert Nowak

http://niezlomni.com/?p=4395

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

19. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Andrzej Krzysztof Wróblewski był współpracownikiem komunistycznych służb specjalnych.

Za Wikipedią:
Anatol Fejgin (ur. 25 września 1909 w Warszawie, zm. 28 lipca 2002 w Warszawie) – polski działacz komunistyczny żydowskiego pochodzenia, wysoki funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa PRL, zbrodniarz stalinowski.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

20. Tomasz Wróblewski, nowy naczelny WPROST

Po 15 latach wracam do Wprost z pełnym przekonaniem, że ta marka i ten zespół mogą tworzyć tygodnik z którym identyfikować będą się najbardziej przedsiębiorczy Polacy – wiecznie poszukujący i otwarci na świat

— mówi Tomasz Wróblewski, nowy naczelny WPROST. W ostatnim czasie publikował w tygodniku „Do Rzeczy”, tworzył także własny projekt. W swojej karierze był m. in. redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej”, „Dziennika Gazety Prawnej” oraz „Newsweek Polska”.




Tomasz Wróblewski został nowym redaktorem naczelnym tygodnika WPROST.
Wydawca powierzył mu zadanie wzmocnienia wizerunku jako najbardziej
opiniotwórczego polskiego tygodnika.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

21. ach te "służby " jak widać wszędzie mają

swoje dojscia...i wsparcie ,też....
dawno temu,czyli w poprzednim wieku,gdy w każdej znaczącej firmie były twz "kancelarie tajne" zaobserwowałąm dziwną sytuację...pomijając przypadkowe sytuacje..jednak dublowanie nazwisk na zasadzie przyzwoity pracownik o poglądach nie z PRLu miał swój cień w postaci takiego samego nazwiska ...ale już w innym "układzie"często zadrzało się,ze np moja korespondencja np do naszej Komisji S trafiała przez" przypadek"do osoby "godnej zaufania"
moja Pani o tym samym nazwisku natychmiast zwracała ..."nie swoją korespondencję" z uwagą, nie jestem od was,ale piękne sprawy propagujecie ....ale to była Starsza Pani z minionej epoki i dlaczego" tam "się znalazla ,nie wiem../podobno była Sybiraczką /
tu mamy do czynienia
z dużym podobieństwem nazwisk/lisiecki,lisicki/

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

22. Panie Michale,jakże Pana BRAK

i pańskich komentarzy
pozdrowienia z ziemskiej jeszcze drogi...

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

23. a europka nadal się swietnie bawi,tym razem w brukselce

przed chwilą "pewien Niemiec" przerwał wykład dr Gajewskiego w temacie Smoleńska i Lotu Samolotu TU 154 M
czego boi się Niemiec...? Rosji,czy powrotu do tematu Smierci nad Smoleńską Ziemią.....?
nie pomogły protesty pani Fotygi,panu Gajewskiemu dano 2 minuty dla dokończenia ...zdania
szok i kompromitacja...te dwa narody zawsze szły ręka w ręke ,gdy działy się zbrodnie na Naszym Narodzie

gość z drogi

avatar użytkownika Pelargonia

24. Kochana Zosiu,

Próbuję się z Tobą skontaktować, ale Ty nie odpowiadasz na moje komentarze.
Czy przeczytałas już ostatni odcinek Okruchów?

Serdeczności Tobie i twoim Bliskim:-)

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

25. Droga Ewuniu...zaglądałąm na pocztę ale nic nie znalazłam...?ki

diabeł zamachał ogonem i zgarnął ? Czy możesz dać nowe namiary :) z góry dziękuję :)
Fakt,że ostatnio nie miałam głowy do niczego,więc mogło mi coś umknąć...ale nie aż TAK ?)
serdeczności i pozdrowienia dla Mamusi i Pelargoniowa :)
pozdr z drogi

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

26. nowy naczelny...

Panie Michale,miał Pan Rację we Wszystkim...

gość z drogi

avatar użytkownika Pelargonia

27. Kochana Zosiu,

Podaje link na Okruchy:

http://ewcia22.blogspot.com/

Serdeczności:-)

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

28. Dzięki ,droga Ewo :)

dzięki i pozdrowienia :)

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

29. czym skorupka za młodu...

Wróblewski: Prezydent ostatniego wyboru


Żeby przekonać państwa do udziału w wyborach, moglibyśmy napisać coś
o roli prezydenta. 
Głowa państwa, jedyna osoba wyłaniana głosami
wszystkich Polaków, i cały ten splendor – pałac, limuzyny. Moglibyśmy
napisać coś o racji stanu, że tradycja i ponadpartyjny bezpiecznik
naszej państwowości. Ale państwo doskonale wiecie, że prezydent Nowej
Soli ma więcej uprawnień niż prezydent z Krakowskiego Przedmieścia,
a system wyborczy zostawia go na łaskę i niełaskę aparatu partyjnego. No
to po co zrywać się w niedzielę? Jesienią będą kolejne, te właściwe,
wybory.

Medialne wyrocznie pouczą nas oczywiście o obywatelskim obowiązku. Inne
uderzą w społecznikowski ton – ten, kto nie głosuje, nie ma później
prawa do narzekania. Ale i na to niech państwo się nie złapią. Wybory
to żaden obowiązek, tylko prawo, z którego korzystamy, jeżeli widzimy
taką potrzebę. A narzekać możemy, bo płacimy podatki.

Ostatnim
razem ponad połowa z nas poszła głosować. Wśród państwa są pewnie i ci,
co zaufali, że wszystko się zmieni. W końcu chwila była podniosła. Ledwo
co pochowaliśmy jednego prezydenta i mieliśmy wrażenie, że politycy
przechodzą jakąś wewnętrzną przemianę. Niestety, na wrażeniach się
skończyło i im większe było rozczarowanie, tym większa może być teraz
niechęć do głosowania. I my nie będziemy odżegnywać państwa od czci
i wiary, jeżeli zbojkotujecie wybory czy wręcz nazwiecie to biernym
oporem.

Ale z tym biernym oporem jest jednak pewien problem.
Partolenie roboty i narażanie na szkody reżimowych fabryk może i mogło
przyspieszyć upadek PRL, ale z wyborami może być odwrotnie. Partie
polityczne i ich kandydaci na prezydenta nie chcą waszego wysiłku.
Cieszą się z biernego oporu. Najchętniej do wyborów dopuszczaliby tylko
członków swoich partii. Własnych klanów. Gdyby było inaczej, to nie
myśleliby o wyeliminowaniu z głosowania Polaków za granicą albo
ogłosiliby wybory w internecie. Jeżeli jesteście młodzi i dochodzicie
do wniosku, że aby założyć rodzinę, trzeba się wynieść do Londynu, to PO
i prezydent Komorowski wolą, żebyście zastosowali bierny opór.
Nie chcą, żebyście brali udział w wyborach. To samo, jeżeli jesteście
przedsiębiorcami i uwierzyliście, że runą mury dla przedsiębiorczości
albo uprości się prawo podatkowe.


Jeżeli jednak macie drugi dom
nad jeziorem i nieźle wam się powodzi, to – z kolei Duda – wolałby,
żebyście w ten weekend wyjechali z miasta. Dotyczy to też każdego, kto
ma dobrą pamięć i wie, ile tak naprawdę poprawiło się w kraju przez
ostatnie ćwierć wieku. Duda nie chce, żeby głosowali ci, co zapamiętali
zmorę kolejek, mieszkań z przydziału, talonów na samochód i kartek
na cukier.
Jeżeli uważacie, że w naszym interesie leży moralne wsparcie
dla Ukrainy, to Korwin-Mikke nie chce, żebyście państwo głosowali.
Ogórek i SLD to taki dziwny duet, który wolałby, żeby rzecz odbyła się
w ogóle bez wyborów. Bo jeżeli Ogórek chce czyjegoś udziału w wyborach,
to na pewno nie chce go SLD, i na odwrót.

Tak czy owak, wybiorą
jakiegoś prezydenta, i to głosem naszego oporu. A państwa obrzydzenie
do polityki wpadnie do ogólnej statystyki niegłosujących. Mało tego,
powody, dla których chcieliśmy zademonstrować naszą złość i poczucie
zdrady, nie znikną, tylko zostaną wzmocnione. Państwa zmagania o zmiany
będą jeszcze trudniejsze.

Nieważne, jaką broń i formę walki
wybierzecie – czy będziecie wszystkich i wszędzie skarżyć – o kredyt
we frankach, o urzędniczą bezczynność, o nadużycie władzy. A może
zaangażujecie się w organizację ekologiczną, komitet samorządowy,
założycie własną szkołę w proteście przeciwko państwowej edukacji.
Wstąpicie do jednej z organizacji przedsiębiorców czy raczkujących
organizacji obywatelskiego nieposłuszeństwa. Cokolwiek byście, państwo,
robili, to ten, przez którego nie chcieliście iść na wybory, zawsze
będzie wam bruździł. I to jest ten głos, który powinniście oddać.(...)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

30. ach te czerwone dynastie

wiecznie żywe niczym lenin
poniedziałkowe serdeczności Wszystkim
a Tobie Panie Michale,serdeczne modlitewne westchnienie

gość z drogi