Hołdys - promocja ignorancji

avatar użytkownika momorgan
Dopada mnie stan ostrego przygnębienia, kiedy na jakichś telewizyjnych śniadankach wśród zebranych przy stole gości widzę Zbigniewa Hołdysa.  Coś się niedobrego porobiło w głowie i sercu tego znakomitego muzyka i zawołanego rockmana, co kazało mu stać się Tymińskim (Palikotem, Lepperem) komentatorów politycznych. Od wymienionych postaci różni go jednak to, że tamci mówili to, co chcieli usłyszeć ludzie, a on mówi to, czego od niego oczekują zapraszający do studia. Natomiast łączy go z nimi ignorancja, miałkość merytoryczna oraz demagogia.

Dla mnie najważniejszą kwestią jest to, aby wypowiadający się miał jakieś fundamentalne pojęcie o poruszanym zagadnieniu, przynajmniej jakiś fragmencik wiedzy, wiedzy niepełnej, ale jednak w poznanym fragmencie solidnej i przemyślanej, a wtedy niech sobie mówi, co chce. Bardzo proszę - wolno mu.

Natomiast trudno mi strawić ignorancję i permanentne bałwaństwo, mizdrzenie się do redaktorów i ćwierć inteligenckiej publiki, której całkowicie wystarczy, że mówi Hołdys, a skoro on mówi, to nie może mówić bzdur (to właśnie clou wspomnianej ćwierć-inteligenckości).

Rozpaczliwe i smutne zjawisko pod nazwą "Hołdys" celnie punktuje Robert Mazurek (blog na stronie "Uważam Rze") w felietonie "Kogo skarcić za Hołdysa?", opisując grono postaci, które można by skarcić za intelektualną dewiację rockmana:

Bo jak inaczej skwitować aktywność polityczną Władysława Bartoszewskiego czy Kazimierza Kutza? Maestria stylu Tomasza Wołka porównywalna jest tylko z eposami Jacka Kwiecińskiego z „Gazety Polskiej”, a i tak obaj mogą czyścić buty Waldemarowi Kuczyńskiemu. Nikogo nie dziwi ani to, jak Antoni Macierewicz rozmienia na drobne własne zasługi, ani to, jak pogrąża się w szaleństwie Stefan Niesiołowski od dekady niezajmujący się niczym innym jak wylewaniem hektolitrów żółci. To prawda, politycy, publicyści, mędrcy z obu stron zawstydzają w bezpardonowych i żałośnie lizusowskich manifestach niejednego młodziaka. (...) Więc jeśli czegoś można Ci, Zbyszku, na sześćdziesiątkę życzyć, to jednego: nie u nich szukaj rozumu. Stać cię jeszcze na nonkonformizm, na bunt autentyczny, nie na beczenie w stadzie.

Nie wierzę - w przeciwieństwie do autora felietonu, -  że muzyk zrezygnuje z beczenia w stadzie, że stać go nonkonformizm. Za bardzo wrósł w salonowy establishment, za mocno wszedł i utkwił w trybach tego, co wypada mówić i jak wypada się zachować, aby być cool, za dużo lizania bycia lizanym się wydarzyło, aby nagle wysuszyć plwocinę i poczuć się naprawdę świeżo. Niestety. Chociaż, wierzę w cuda i w niedoskonałość poznania drugiego człowieka i zawsze mam nadzieję na zmianę.

 

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. @momorgan

Hołdysowi "nic sie nie porobiło" z głową. On tak ma od młodości.
Był ulubionym uczniem prof. Leszka Kołakowskiego.

A 3 maja 2007 r. był jednym z sygnatariuszy słynnego Ruchu na Rzecz Demokracji, który sie spotkał przeciwko "faszystowskim rządom PiS-LPR-SO" wydał oswiadczenie i zszedł do podziemia, by wychłynąć na saloony po listopadzie 2007 r.

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Rekin

2. No cóż

typowy przykład salonowego oportunizmu ludzi którzy kiedyś czytali książki.