MEDIA ALBO ŚMIERĆ

avatar użytkownika Aleksander Ścios

 Niezależnie od skutków fatalnej decyzji o wykluczeniu z PiS-u trzech europosłów, nietrudno  dostrzec, że w tle tej sprawy ujawniły się potężne mechanizmy, wobec których środowisko opozycji jest dziś całkowicie bezradne. Przyszłość PiS-u i rokowania wyborcze prawicy będą zależały od dostrzeżenia, a następnie pokonania tych ograniczeń.  

Nawet powierzchowna analiza zdarzeń prowadzących do usunięcia tzw. ziobrystów, musi skłaniać do wniosku, że mieliśmy do czynienia z wyreżyserowanym spektaklem, w którym rolę aktorów odegrali politycy, a misję suflera powierzono publicystom i rządowym ośrodkom propagandy. Najbliższe miesiące przyniosą zapewne odpowiedź na pytanie: kto wystąpił w roli przygodnego statysty, kto zaś prowadził grę według ustalonego scenariusza?

Rozbijanie formacji opozycyjnej jest bowiem stałym elementem gier powyborczych od 2007 roku, a rozpoczęty wówczas festiwal uśmiercania PiS-u nabiera rozpędu po każdych, przegranych wyborach. Z doświadczeń poprzednich kampanii wynika, że najlepsze efekty osiągano inspirując działania politycznych renegatów i zdesperowanych nieudaczników, biegających po mediach z nadzieją na swoje pięć minut. Występ takiego osobnika stanowił nieocenione źródło pogłosek i spekulacji, dając materiał do produkcji kolejnych wątków  służących destrukcji. Ten scenariusz z powodzeniem stosowano w roku 2007 i 2010, wykorzystując do woli próżność kilku błaznów.

Już wówczas ujawniła się niepokojąca słabość partii opozycyjnej, która nie potrafiła znaleźć sposobu na zablokowanie medialnych rozgrywek. Niemal każda wizyta przedstawiciela PiS-u w mediach lub wypowiedź na temat sytuacji wewnętrznej w partii była użyta do eskalacji  konfliktu i napędzała kolejną machinę dezinformacji.

Stosowano tu znaną w działaniach dezinformacyjnych zasadę posłużenia się przeciwnikiem dla wymuszenia takich zachowań i wypowiedzi, które miały budować fałszywą narrację.

Doskonałą ilustracją tej metody może być wywiad Zbigniewa Ziobry  dla "Uważam Rze", w którym prowadzący tak formułowali pytania, by skłonić rozmówcę do wyjawienia rzekomych pretensji i zmusić go do krytyki prezesa PiS-u.

O ile podstawowa dezinformacja sprowadza się do przedstawienia kłamstwa jako prawdy, o tyle ta metoda prowadzi do zmuszenia przeciwnika, by to on sam stworzył fałszywy obraz i wprowadził w błąd odbiorcę. Jej dewizą nie jest sugestia „kłamcie, kłamcie, zawsze coś z tego zostanie”, lecz: „perorujcie, perorujcie, w końcu odpowiednio do tego postąpicie".

By tak się stało, muszą zostać spełnione dwa warunki: trzeba doskonale znać przeciwnika i mieć pewność, że cechuje go naturalna skłonność do wyrażania myśli sprzyjających realizacji zamierzonego celu. Przystępując do gry musiano zatem wiedzieć o wewnętrznych konfliktach w PiS-ie i trafnie oceniano predyspozycje poszczególnych posłów. Obecne działania tym różnią się od wcześniejszych kombinacji, że perfekcyjnie rozegrano ambicje jednej grupy, konfrontując je z obawami drugiej.

Do powszechnych należą sytuacje, w których politycy PiS-u podejmują wyłącznie tematy narzucone przez ośrodki propagandy, reagują polemicznie na rozliczne „wrzutki” i działają w rytm podanej narracji. Dla wielu z nich pokusa zaistnienia w okienku telewizyjnym lub spotkania z dziennikarską „gwiazdką” jest na tyle silna, że prowadzi do wyłączenia mechanizmów samokontroli. Biegając do rządowych mediów nie potrafią uniknąć reakcji schizofrenicznych, żaląc się później, że ich wypowiedzi zostały wypaczone, a intencje poddane manipulacji. Ten żenujący spektakl mogliśmy oglądać również po październikowych wyborach.

W tej sytuacji, od kierownictwa partii opozycyjnej należało oczekiwać wydania bezwzględnego zakazu występów medialnych. Po doświadczeniach kolejnych rozgrywek powyborczych, taki zakaz byłby najmądrzejszą odpowiedzią na zakusy małych demiurgów, próbujących kreować nieistniejącą rzeczywistość. Złamanie zakazu stanowiłoby dostateczną przesłankę, by pożegnać nazbyt elokwentnego posła. Ta prosta reguła chroniłaby nie tylko przed eskalacją rzekomych  sporów i nakręcaniem psychozy rozłamu, ale pozwalała uzyskać czas na wygaszenie emocji i poskromienie ambicji niektórych polityków. Ponieważ wśród mediów głównego nurtu nie ma dziś żadnego, które można uznać za  przychylne opozycji – taka decyzja byłaby w pełni racjonalna i korzystna dla interesów PiS-u.

Skoro nie sięgnięto po dogodny środek – nie może dziwić, że wykluczenie Zbigniewa Ziobry i jego kolegów poprzedziła wręcz klasyczna operacja medialna przeprowadzona według reguł dezinformacji. Zaprzęgnięto w nią wszystkie rządowe przekaźniki, włączono podatne na manipulację środowiska blogerskie, wykorzystano wypowiedzi polityków PiS - nadając im wymiar daleki od intencji rozmówców. Media zaroiły się od cytatów „anonimowych informatorów”, a tytuły publikacji umiejętnie podsycały atmosferę, epatując odbiorców przekazem o „ziobrystach” – rozłamowcach, planujących tworzenie drugiej partii opozycyjnej.  Zadanie okazało się tym łatwiejsze, że opisana wyżej metoda jest szczególnie skuteczna wśród społeczeństw uzależnionych od przekazu medialnego, przyjmujących bezkrytycznie każdą dziennikarską brednię. To zatem, czego ośrodki propagandy nie mogły oznajmić wprost, zostało dopowiedziane w setkach publikacji internetowych lub w dywagacjach partyjnych kolegów rzekomych secesjonistów.

Zasługę w tym procederze miało kilku prominentnych posłów PiS, uczestniczących ochoczo w nakręcaniu destrukcyjnej koniunktury i podejmujących każdy, najbardziej absurdalny wątek o intencjach „ziobrystów”. Dopiero to zachowanie ujawniło rzeczywisty obszar konfliktu i wskazało krąg osób zainteresowanych  pozbyciem się partyjnej konkurencji. Nietrudno zauważyć, że wśród ludzi, którzy z trafnej uwagi o przegranych wyborach uczynili koronny zarzut w stosunku do własnych kolegów, znajdowali się główni sprawcy wyborczej porażki PiS-u. Dla nich medialna operacja stanowiła rodzaj kurtyny, za którą można ukryć własną nieudolność i zatuszować popełnione błędy. Tłumaczy to gorliwość, z jaką ludzie ci współuczestniczyli w dziele demontażu macierzystej partii. Umiejętne wykorzystanie tej relacji zdecydowało o powodzeniu całej kombinacji, zaś wykrycie domniemanej frakcji „ziobrystów”  służyło spreparowaniu  politycznego alibi.

Nie można natomiast znaleźć usprawiedliwienia dla późniejszych zachowań samego Zbigniewa Ziobry, który widząc w jakim kierunku zmierza kombinacja, nie pohamował medialnej aktywności i nadal dostarczał  przeciwnikom użytecznych argumentów. Jeśli nawet plan podziału PiS-u powstał przed wyborami, a intencje Ziobry zostały weń wplecione i zmanipulowane – doświadczonemu politykowi nie wolno było popełniać tak kompromitujących błędów. 

Nie ma wątpliwości, że gra na rozbicie opozycji nie zostanie zakończona na obecnym etapie. Trzech wykluczonych to za mało, by zdezintegrować i zachwiać partią Jarosława Kaczyńskiego. Kolejna faza operacji będzie zmierzała do wykreowania „nowej prawicy” i sfinalizowania pisowskiej frondy jako koncesjonowanej opozycji, np. w formie partii republikańskiej.

Trudno przypuszczać, by kierownictwo PiS - u wyciągnęło wnioski z dotychczasowych porażek.  Świadczą o tym wypowiedzi niektórych polityków wyrażających zadowolenie z usunięcia rzekomych rozłamowców i traktujących tę decyzję jako ostrzeżenie dla pozostałych „ziobrystów”. Sztandarowym argumentem przeciwko nim jest zarzut prowadzenia „rozmowy przez media”. Szef Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński oznajmił, że dyskusja o przyszłości partii będzie możliwa, „pod jednym wszakże warunkiem, że będzie to dyskusja wewnątrz partii, a nie na zewnątrz”, zaś rzecznik partii Adam Hofman uznał za konieczne „zaprzestanie festiwalu medialnego”.

Wypada żałować, że tak trafna konkluzja nie prowadzi do równie słusznych działań. Argument wysuwany wobec „rozłamowców” jest o tyle fałszywy, że formułują go ludzie uznający rządowe ośrodki propagandy za stosowne miejsce do komunikowania się z wyborcami i prowadzenia w nich rozmów o przyszłości Polski.  Nie wiadomo zatem, dlaczego to samo miejsce miałoby okazać się niewłaściwe dla dyskusji o przyszłości partii opozycyjnej? Tak Joachim Brudziński, jak panowie Czarnecki czy Hofman nie mają najmniejszych oporów przed występami w rządowych przekaźnikach, wierząc najwyraźniej, że w ten sposób ich głos trafia do prawicowego elektoratu. Jeśli dopuszczają „rozmowę przez media” z milionami wyborców PiS-u , czemu odrzucają scenariusz podobnej rozmowy o przyszłości własnej partii? Czy widząc prawdziwe oblicze tych mediów, chcą chronić przekaz przed zafałszowaniem tylko wówczas, gdy dotyczy to spraw wewnątrzpartyjnych? A jeśli tak, to czy jest on więcej wart od poważnej rozmowy o przyszłości Polaków?

Trzeba stawiać tak sarkastyczne pytania, by uprzytomnić sobie, jak wielka jest skala schizofrenicznych zachowań, w których praktyka działania nie dorównuje werbalnym deklaracjom. Słuszna skądinąd uwaga o potrzebie toczenia dyskusji w życzliwych środowiskach nie prowadzi bowiem do żadnej, sensownej pointy. Politycy PiS-u nadal traktują media III RP jako jedyne źródło komunikowania z wyborcami i nawet świadomość fałszowania przekazu nie jest w stanie odwieść ich od uczestnictwa w propagandowych spektaklach. Co odróżnia taką postawę od praktyk przedstawicieli grupy rządzącej, którzy z medialnych inscenizacji i handlu kłamstwem uczynili fundament swojej władzy? Kłamstwo zaś sprzedaje się tym, którymi się gardzi. Czy zatem opozycja musi być skazana na korzystanie z narzędzi oszustów?

Kolejne przegrane wybory i skutecznie rozegrana „kombinacja rozłamowa” powinny prowadzić do wniosku, że podstawą zbudowania silnej opozycji muszą być niezależne media i własny, oparty na prawdzie język komunikacji. Bez tych atrybutów partia opozycyjna nie ma prawa oczekiwać zwycięstwa. Juliusz Mieroszewski, na którego słowa "by polityka była skuteczna musi być najpierw moralnie słuszna" powoływał się Jarosław Kaczyński, napisał kiedyś w emigracyjnej „Kulturze” : „Polscy politycy nie doceniają słowa jako instrumentu oddziaływania politycznego. Domorośli "realiści" pouczają nas ustawicznie, że w polityce liczą się tylko fakty. Zapominają natomiast, że w polityce początkiem z którego kiełkuje i wyrasta fakt, jest zawsze słowo.

Polityka moralnie słuszna może być oparta tylko na słowie nieskażonym manipulacją i złą intencją. Podobnie jak odbudowa autentycznej wspólnoty wymaga odtworzenia elementarnych reguł semantycznych, tak kreowanie wolnego słowa winno stać się priorytetem partii Jarosława Kaczyńskiego. Po doświadczeniach ostatnich lat widać, że media III RP stanowią dla polityków opozycji śmiertelną pułapkę, a każda próba konfrontacji kończy się bolesną porażką. Blokada informacyjna i skrzywiony, zafałszowany obraz polskiej rzeczywistości jest zasadniczą przyczyną wyborczych klęsk opozycji. „Kombinacja rozłamowa” nie byłaby możliwa, gdyby PiS dysponował własnymi środkami przekazu i potrafił komunikować się poza nurtem rządowych mediów. Czas również zdobyć się na refleksję i uznać, że politycy tej partii są całkowicie bezsilni wobec metod propagandystów i nie potrafią przeciwstawić się narzuconej narracji. Nie ma dziś żadnej pewności, że PiS przeżyje następną konfrontację z aparatem dezinformacji.

Joachim Brudziński i Adam Hofman mają rację, gdy żądają zaprzestania festiwalu medialnego i nie chcą prowadzenia „rozmowy poprzez media”. Trzeba jednak ten postulat rozciągnąć na cały obszar komunikacji i nie ograniczać do wewnętrznych spraw partii. Nie da się prowadzić dialogu z Polakami  korzystając z ośrodków wrogiej, nienawistnej propagandy. Taka rozmowa musi zakończyć się fałszywą konkluzją i uwłacza wyborcom PiS-u. Nie da się również pokazać prawdy o stanie państwa używając narzędzi, którymi posługują się oszuści. Za postulatem posłów PiS musi zatem pójść projekt tworzenia własnych, niezależnych od dyktatury mainstreamu mediów i plan przełamania monopolu informacyjnego. To dziś najważniejsze wyzwanie dla opozycji.

 

 

Artykuł został opublikowany w nr 45/2011 Gazety Polskiej.

Etykietowanie:

8 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Panie Aleksandrze

zauważono krytykę i odnotowano :)

Hmm... "Rzekome pretensje" Ziobro do lidera PiS? Rzekome? "Uważam Rze" jako ośrodek rządowej propagandy? Ciekawe.

A jeszcze ciekawsze kto "tak formułował pytania, by skłonić rozmówcę do wyjawienia rzekomych pretensji i zmusić go do krytyki prezesa PiS-u" podczas licznych w ostatnim czasie komunikatów ziobrystów gdzie pytań nie zadawno - na konferencjach ogłaszających powstanie klubu, w liście do prezesa PiS? Wychodzi, że faktycznie diabeł!

Ach, nasza miłość do dzielnych, odważnych ale jakoś tak mimo wszystko anonimowych blogerów jest od lat ogromna! Najlepsze bowiem jest to, że tak naprawdę to oni zazwyczaj pracują w zachodnich bankach i w godzinach pracy siedzą cichuteńko jak myszki pod miotłą. Za to na blogach - pełen odjazd! No i już na koniec - biedny ten Ziobro. Zmuszony do krytyki. Tak naprawdę to chciał prezesa pochwalić :-).

wu-ka

http://wpolityce.pl/artykuly/17796-prowadzacy-tak-formulowali-pytania-by...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

2. Wydaje mi sie

ze warto by sie najpierw zastanowic, kiedy w ogole mozliwa jest dezinformacja odnosnie partii? I od razu mozna sobie odpowiedziec, ze im bardziej partia jest niedostepna i dziala skrycie, niejako na sposob mafii, tym latwiej jest na jej temat dezinformowac.

I odwrotnie, im partia jest bardziej otwarta, tym trudniejsza jest jaka kolwiek dezinformacja na jej temat.

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika Aleksander Ścios

3. Pani Marylo,

Wybiórcza i mało konstruktywna ta wypowiedź :) A w dodatku wskazuje na jakieś potężne kompleksy i uleganie zabobonom. Nienowa też myśl o "anonimowych blogerach" produkujących swoje nienawistne elaboraty w mentalnej "klatce faradaya". Nie znaliśmy jeszcze pojęcia bloger, gdy powstawały takie "polemiki".

Pozdrawiam Panią

avatar użytkownika Aleksander Ścios

4. Wojciech Kozlowski,

To trafna refleksja. Łatwiej też nieprzyjacielowi rozgrywać konflikty, gdy sama partia nie próbuje ich rozwiązać. W tym wypadku wykorzystano gotową już osnowę kombinacji.

avatar użytkownika Krzysztofjaw

5. @Autor

Szanowny Panie,

Pisze Pan: "Nie ma wątpliwości, że gra na rozbicie opozycji nie zostanie zakończona na obecnym etapie. Trzech wykluczonych to za mało, by zdezintegrować i zachwiać partią Jarosława Kaczyńskiego. Kolejna faza operacji będzie zmierzała do wykreowania „nowej prawicy” i sfinalizowania pisowskiej frondy jako koncesjonowanej opozycji, np. w formie partii republikańskiej"...

Całkowicie się zgadzam. Chłopcy - jak ich z czułością nazywam - plany strategiczne mają dobrze opracowane, z alternatywami różnych kolejnych działań w przypadku niesatysfakcjonujących dostatecznie efektów realizacji wcześniejszych. Cel jest w sumie jeden: stworzenie układu PRL-bis: partia (koalicja rządząca) z koncesjonowaną opozycją parlamentarną (a'la SD, chwilami część ZSL, PAX), wykreowaną i kierowaną przez siebie opozycją pozaparlamentarną (a'la KOR, ROPCiO, Znak, częściowo KIK czy PAX. Reszta ma być radykalnymi oszołomami, faszystami, śmiesznymi moherami, chcącymi doprowadzić do III WŚ i zniszczyć Polskę!

Wykreowana przez Chłopców taka Polska i jej scena polityczna ma aprobowac i ewentualnie reformowac obecny chory system a nie go zmieniać, czyli "Socjalizm/globalizm/unionizm" TAK, wypaczenia "NIE".

A jak kreuje się scenę polityczną... Może tak jak pisałem na swoim blogu (http://krzysztofjaw.blogspot.com/2011/11/gdzie-zmierza-polska-retrospekc...):

Dzisiaj - już po wyborach oraz usunięciu z PiS "ziobrystów" - mogę jako alternatywę strategiczną przedstawić następujący hipotetyczny przebieg wydarzeń partyjno-politycznych, wynikający ściśle z syjo-marksistowskiego zalecenia do kreowania i "zabezpieczania" całej sceny politycznej, nawet poprzez budowanie własnej opozycji:
1. B. Komorowski (quasi WSI) będzie dalej dążył do zbudowania swojego zaplecza politycznego. Nie może oprzeć się jedynie na swoim przyjacielu od polowań w Rosji (odbywanych w latach 90-tych na zaproszenie KGB). Byłoby to zbyt jednoznaczne. Wesprze go zapewne G. Schetyna dzieląc od środka PO i część SLD związaną z R. Kaliszem,
2. Trzon PO związany z D. Tuskiem będzie powoli marginalizowany. Wszak samo premierowanie - po odsunięciu go od kandydowania na prezydenta - już było w jego stronę ukłonem strategów. Co prawda PO wygrało za mocno i trzeba było roszady polityczne oraz promowanie Schetyny na premiera i Palikota na wicepremiera odsunąć w czasie, ale możemy się spodziewać w przyszłości rządu koalicyjnego w składzie: większa część PO kierowana przez Schetynę, Ruch Palikota, część SLD kierowana przez Kalisza i z pewnością PSL jako niezbędnik - "opiekun" wsi od początku istnienia PRL...,
3. Część SLD związana z L. Millerem będzie zachowana jako "zarząd" dbający o przypływ niezbędnej gotówki, pochodzącej z eksploatacji - zawłaszczonej po 1989 roku - polskiej gospodarki,
3. Pozaparlamentarnie rząd wspierać będą nawet się.. burząc i gniewnie protestując (sic!) różni wykreowani "Oburzeni", "Anonimowi", lewacy wszelkiej maści,
4. Po stronie PiS osłabiona zostanie opcja patriotyczno-narodowa, by z czasem - w miarę osiągania wieku emerytalnego przez Jarosława Kaczyńskiego - zostać całkowicie "wypleniona" z "układu". Jej miejsce zajmie bardziej centrowa prawica, ta nowoczesna i młoda z Z. Ziobrem i PJN,
5. Pozaparlamentarnie dla "patriotycznych sierotek po PiS" tworzona i uwiarygadniana jest już koalicja JKM, Prawicy Marka Jurka, środowisk wojskowych i biznesowych oraz dawnego komunistyczno-narodowego stowarzyszenia "Grunwald" przy częściowym poparciu Nowego Ekranu,
6. Dla domknięcia całości oficjalnej sceny politycznej spróbuje się założyć jeszcze partię republikańską. Początki tych zamierzeń zauważyć można w tekście naczelnego Salon24 Igora Jankego pt. Jak zbudować polską partię republikańską?,
7. Nie zagospodarowana reszta rozproszonych prawych patriotów, w tym tradycyjna endecja, będzie kreowana na nacjonalistów, faszystów czy antysemitów albo sprowadzona do przestępców i pospolitej chuliganerii (jak polscy kibice). Jasno to widać po wściekłych niemal atakach na Marsz Niepodległości...

Pozdrawiam serdecznie

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika Beta

6. P. Kozłowski nie pisał o

P. Kozłowski nie pisał o rozwiązywaniu konfliktów w łonie partii, lecz nawoływał do jej ,,otwartości". Zestawmy to z następującym zdaniem artykułu: ,,Niemal każda wizyta przedstawiciela PiS-u w mediach lub wypowiedź na temat sytuacji wewnętrznej w partii była użyta do eskalacji konfliktu i napędzała kolejną machinę dezinformacji." To ma być przesłanka i wniosek? Do tego porównywanie PiS do,,mafii" . Zaiste bardzo konstruktywne i na pewno, należałoby taką wypowiedź zamieścić w tych wymarzonych , planowanych prawicowych mediach.

avatar użytkownika dodam

7. Panie Aleksandrze,

ten artykuł różni się od innych Pańskich tekstów pojawieniem się słabo uzasadnionych opinii i hipotez. Trzy przykłady by nie być gołosłownym:

  • "W tej sytuacji, od kierownictwa partii opozycyjnej należało oczekiwać wydania bezwzględnego zakazu występów medialnych." Czy nie wystarczyłby krótki kurs sztuczek Olejnik, Żakowskiego, Michnika, Lisa i sióstr mniejszych w prostytuowaniu się dla ubekistanu oraz metod radzenia sobie z nimi?
  • "wielka jest skala schizofrenicznych zachowań" - każda demokratyczna struktura zachowuje się niespójnie jeśli tylko jest dostatecznie liczna i zawsze będzie przegrywać z mafijną. Wszelkie polityczne projekty działań powinny uwzględniać tę cechę.
  • "projekt tworzenia własnych, niezależnych od dyktatury mainstreamu mediów i plan przełamania monopolu informacyjnego." trafnie skrytykował już Dzierzba (http://blogmedia24.pl/node/53334). Dodam tylko, że usunięcie jednego tylko słowa "własnych" wystarczy bym podpisał się pod tym postulatem obydwoma rękami.

Pozdrawiam,

Ostatnio zmieniony przez dodam o czw., 10/11/2011 - 16:39.
avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

8. Pani Beta

nie rozumie, ze w partii otwartej, ktorej dzialania sa transparentne, nie ma konfliktow, bo one sa wowczas w partii samorozwiazywalne.

A anonimowa Beta ma charakter tez niejako mafijny ;)))

Wojciech Kozlowski