Premierzy, koperty i łzy ukrzywdzonych

avatar użytkownika Jan Kalemba

Tylko emeryci pamiętają z dzieciństwa premiera Józefa Cyrankiewicza, który piastował ten zaszczytny urząd w latach 1947-52 oraz 1954-70, a więc łącznie przez ponad 20 lat. Ten komunistyczny dygnitarz na usługach Moskwy odznaczył się w pamięci „ludu pracującego” dwiema cechami.

Po pierwsze – przeniósł był w 1965 r. kopię pomnika księcia Józefa Poniatowskiego sprzed Pomarańczarni w Łazienkach pod okna swojego biura, które znajdowało się wówczas w Pałacu Namiestnikowskim. Są tacy, którzy tę lokalizację uznają za nienaruszalną świętość.

Pomnik ufundowała polska arystokracja na znak radości z Kongresu Wiedeńskiego 1815 r. Realizacja „projektu” przeciągała się, aż car zabronił ustawienie pomnika w spacyfikowanej w 1831 r. Warszawie. Eleganckie towarzystwo pod przewodem hrabiny Anny z Tyszkiewiczów Potockiej podarowało go przeto pogromcy Powstania Listopadowego, feldmarszałkowi Iwanowi Paskiewiczowi jako rzeźbę św. Jerzego. W tym charakterze figura wędrowała po rosyjskich garnizonach, aż osiadła na stałe w siedzibie rodowej Paskiewiczów w Homlu. Stamtąd w 1922 r., mocą traktatu ryskiego, pomnik trafił do Warszawy, a rodacy – w uznaniu oczywistości, że książe „Pepi”  tych perypetii nie zawinił – ustawili jego pomnik na Pałacu Józefa Piłsudskiego, na honorowym miejscu przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Niemcy później plac przemianowali na Adolf Hitler Platz, a pomnik całkowicie zniszczyli w 1944 r. Po wojnie Duńczycy wykonali jego kopię i podarowali ją Warszawie. Nie ustawiono jej na dawnym miejscu bo komuniści uznali, że książe nie może stać na placu, który uzyskał zaszczytne miano Józefa Stalina.

Po drugie – załatwiał każdą sprawę, którą danemu „przedstawicielowi ludu pracującego miast i wsi” udało się przedstawić Cyrankiewiczowi osobiście i bezpośrednio. Nie było to łatwe, bo komunistycznych dygnitarzy otaczał zawsze szczelny wianuszek goryli. Szczęściarzom udawało się czasem podać premierowi kopertę z petycją i jak głosiła fama – każdemu sprawę załatwił. W oczach gawiedzi chodził przeto w glorii chwały – „Taki ludzki PAN”...

Któryś ze spindoktorów pana Tuska usłyszał pewno o tym od swego dziadka lub babci i namówił premiera na powtórkę tego numeru. Czasu mało – wybory tuż, tuż – więc nie ma co się pitigrylić. Teraz do dygnitarza jeżdżącego po Polsce dopycha się wielu, ale tylko gdy TV to kameruje. No i słyszymy stanowczy głos premiera – „Proszę konkretnie, nazwisko. Ja takie sprawy załatwiam od ręki!”

Tylko Andrzej Ż. Zakłócił nieco ten rytuał swoją próbą samospalenia przed URM. Ale pan premier wrócił na krótko do Warszawy, sprawdził jak tam w szpitalu na Szaserów i oświadczył stanowczo – „W Urzędzie Skarbowym była kontrola i żadnych nieprawidłowości nie stwierdziła!”...

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Jan Kalemba

Witam,

wszystko sie w nas burzy na to, co wyprawiają rządzący. Jak patrzę na to wszystko, to mam wrażenie deżawi. Tylko w jakiejś obleśnej formie tragifarsy.

Tuskowi daleko do Cyrankiewicza, tak jak Komorowskiemu do Gomułki. To jakiś cyrk przebierańców. Pierwowzory były wyraziste , naśladowcy myszowatymi kopiami.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Jan Kalemba

2. Pani Marylo

Daleko upadło te jabłko od jabłoni.

pozdrowienia

Jan Kalemba
avatar użytkownika Maryla

3. kilka dni - co robił 4 lata matoł?

http://wybory.onet.pl/parlamentarne-2011/aktualnosci/,1,4861109,aktualno...

Tusk przyznał też, że współpraca z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych ma "obciążenia biurokratyczne", np. zbyt późne organizowanie konkursów. - Myślę, że będzie kwestią dosłownie dni, żeby tę kwestię wyregulować, bo to nic nie kosztuje poza odrobiną wyobraźni i dobrej woli - zapowiedział premier.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl