CZY ZASŁUGUJEMY NA WIĘCEJ ?

avatar użytkownika Aleksander Ścios

 „Bywało, że traciliśmy wolność, ale nie traciliśmy godności. Pod kierownictwem premiera Donalda Tuska idzie ku temu, że stracimy godność, a wolność też będzie zagrożona”

- powiedział w Sejmie Jarosław Kaczyński podczas styczniowej debaty nad informacją rządu ws. katastrofy smoleńskiej.

Warto, by sztab wyborczy partii opozycyjnej pamiętał o tym oświadczeniu, gdy rozważa obecnie propozycję debaty Tusk-Kaczyński. Jeśli do niej dojdzie – rozmówca Tuska ryzykuje nie tylko oddanie pola, na którym rozgrywa się walka o znaczenie słów, ale również utratę podstawowego atrybutu odróżniającego opozycję od grupy rządzącej.

Przed rokiem Jarosław Kaczyński w liście otwartym dotyczącym spraw polityki zagranicznej przypomniał fundamentalną zasadę: "by polityka była skuteczna musi być najpierw moralnie słuszna". Z tej zasady słuszności powinna wynikać odrębność programu PiS i ona decyduje o sile argumentów partii opozycyjnej. Niezależnie od wartości poszczególnych propozycji gospodarczych bądź politycznych, o ich doniosłości rozstrzygają przede wszystkim  standardy moralne reprezentowane przez głoszących je polityków. Bez tych norm – projekty PiS-u nie będą się różniły od  pustych obietnic wyborczych PO.

W ciągu ostatniego roku, Jarosław Kaczyński wielokrotnie pokazywał, że jego stosunek do ludzi z grupy rządzącej znajduje źródło w  nakazie respektowania praw i zasad moralnych, bez których polityka staje się zaledwie prymitywną walką o władzę. 

Słowa prezesa PiS: „Nie będę współpracował z nikim, kto był nie w porządku wobec mojego brata i innych poległych. Bo zachowania wobec nich były haniebne, one politycznie i moralnie wykluczają współpracę.” - wyrażały nie tylko sprzeciw wobec postaw przeciwników politycznych, ale ustalały nieprzekraczalne granice moralnego konsensusu.

Absolutnie wykluczam mój udział we współpracy do czasu daleko posuniętej ekspiacji z ich strony” – dodał wówczas Kaczyński, wyraźnie określając warunki na jakich współpraca byłaby dopuszczalna.

Po 10 kwietnia 2010 roku te warunki nigdy nie zostały spełnione. W niedawnym wywiadzie dla „Naszego Dziennika” Kaczyński przypomniał, że nie chciał się spotkać z premierami Tuskiem i Putinem w Smoleńsku, by przyjąć ich kondolencje, mimo specjalnego zaproszenia z ich strony.  Padły słowa:  Nie chciałem odbierać kondolencji od ludzi, którzy w takim czy innym sensie są za to, co się stało, odpowiedzialni. Nie chciałem stwarzać wrażenia, że w kwestii tej tragedii traktuję ich jako niewinnych.

Partia opozycyjna wielokrotnie podkreślała osobistą odpowiedzialność Donalda Tuska za rozpętanie kampanii nienawiści i pogardy, której konsekwencją była tragedia smoleńska. „Winą obciążającą Tuska jest generalnie ten tragiczny finał wojny z Prezydentem, a więc rozdzielenie wizyt w Katyniu na dwie. Finałem rozdzielenia była katastrofa i śmierć Prezydenta wraz z towarzyszącymi mu osobami. Tak widziałem to wtedy i tak widzę to do dziś” –stwierdził niedawno Jarosław Kaczyński, a w Białej Księdze parlamentarnego zespołu PiS znalazły się mocne słowa, w których wskazano, że rząd Tuska ponosi bezpośrednią  odpowiedzialność za  sytuację, która doprowadziła do tragedii smoleńskiej.

Przemawiając podczas styczniowego posiedzenia Rady Politycznej szef partii opozycyjnej nie miał wątpliwości, że zachowania grupy rządzącej po 10 kwietnia wynikają z kontynuacji programu nienawiści. "Przez wiele miesięcy” – uznał Kaczyński -  trwała fatalna, żeby nie powiedzieć haniebna, zniesławiająca wielu ludzi, w tym świętej pamięci prezydenta RP kampania wokół nacisków, wokół rzekomych win tych, którzy polegli. Sam pomysł, żeby obciążyć za katastrofę tych, którzy zginęli już pokazuje poziom moralny osób, które się w to angażowały”.

Gdy były członek Platformy Obywatelskiej dokonał w Łodzi okrutnego mordu politycznego, politycy PiS zaproponowali rządzącym podpisanie wspólnej deklaracji przeciw przemocy w życiu publicznym. Spotkali się z cynicznym rechotem i usłyszeli oświadczenie wiceszefa PO Rafała Grupinskiego : „Jednostronne deklaracje i ustawianie się w roli pokrzywdzonego niewiele dają. Więcej refleksji nad sobą i mniej apeli do innych. To będzie lepsze dla całości sprawy”. Kaczyńskiemu zarzucono, że nie chce się spotkać z Bronisławem Komorowskim, a swoimi wypowiedziami „pokazuje niestety, że ciągle jest rozemocjonowany i ta agresja ciągle jest obecna w życiu publicznym”.

Po morderstwie w Łodzi, prezes PiS przemawiając w Sejmie przypomniał, że kampania przeciwko niemu i jego partii rozpoczęła się 5 lat temu od przemówienia Donalda Tuska i jest dziś prowadzona w ramach „przemysłu nienawiści”. Podkreślił również, że „to nie jest tylko atak na PiS, ale na wielką część społeczeństwa”.

Polacy mają prawo do wolności, suwerenności i godności” – przypomniał polityk podczas niedawnej konwencji wyborczej we Wrocławiu – „Nie wolno nas oszukiwać ani nami manipulować.”

Jeśli przyjmiemy, że w cytowanych wyżej słowach Kaczyńskiego zawarty jest autentyczny wyznacznik zasad, którymi chce kierować się partia opozycyjna, trzeba postawić pytania: czy wolno wówczas prowadzić partnerską debatę z człowiekiem oskarżanym o wzniecenie kampanii nienawiści, człowiekiem odpowiedzialnym moralnie i politycznie za tragedię smoleńską?  A skoro w wystąpieniach Jarosława Kaczyńskiego pojawia się zapowiedź wyjaśnienia prawdziwych okoliczności tragedii smoleńskiej i osądzenia winnych śmierci polskiej elity, trzeba pytać: czy prezes PiS ma prawo siadać do rozmów z człowiekiem, którego odpowiedzialność wydaje się bezsporna i który za lata swoich rządów może ponieść konsekwencje karne?

Za odpowiedzią na te pytania kryje się niemniej ważny dylemat: jakiej treści przekaz otrzyma elektorat PiS, gdy po werbalnych deklaracjach szefa opozycji, Donald Tusk zostanie potraktowany jako partner i uznany godnym rozmówcą Jarosława Kaczyńskiego?

Juliusz Mieroszewski, na którego słowa "by polityka była skuteczna musi być najpierw moralnie słuszna" powoływał się Kaczyński, napisał kiedyś w emigracyjnej „Kulturze” : „Polscy politycy nie doceniają słowa jako instrumentu oddziaływania politycznego. Domorośli "realiści" pouczają nas ustawicznie, że w polityce liczą się tylko fakty. Zapominają natomiast, że w polityce początkiem z którego kiełkuje i wyrasta fakt, jest zawsze słowo. 

Powinniśmy mieć pewność, że politycy opozycji traktują serio własne słowa i oświadczenia. Taka gwarancja jest nam potrzebna, by miarą zasad moralnych odróżnić skuteczną politykę od populistycznego politykierstwa. Jeśli hasłem wyborczym PiS mają być słowa:  "Polacy zasługują na więcej" – niech tym „więcej” będzie zgodna z elementarną etyką  korelacja słów i czynów.

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie. 

4 komentarze

avatar użytkownika kazef

1. @Szanowny Panie Aleksandrze

PiS podjął grę podobną do tej z ostatnich wyborów prezydenckich.

Tendencję i rozłożoną w czasie amplitudę działań obecnej kampanii PiS widać już wyrażnie.
To jest gra na zdobycie głosów wyborców niezdecydowanych i z róznych powodów rozczarowanych, a wcześniej głosujacych na PO. To jest także działanie na minimalizowanie frekwencji.
Dziwię sie przy tym PO, bo ustawiczne gadanie o debatach, wałkowanie od miesiąca tego tematu, bardzo zniechęca do wyborów i może spowodowac pozostanie lemingów w domach. Chyba, że sztabowcy PO szykują cos ekstra na najblizsze dni i zapedzą jednak ludzi do urn. Alternatywnym rozwiazaniem gwarantujacym zwyciestwo może być dla nich jedynie "cud nad urną".

Potwierdzeniem faktycznego targetu kampanii PiS jest równiez hasło "Polacy zasługuja na wiecej" wprost odwołujące sie do świata TVNu stworzonego dla wyborców PO. Kuszacego swoją treścia tych samych ludzi umiarkowanie zadowolonych z obecnej rzeczywistości, do których permanentną demagogię kieruje Tusk.
W tę właśnie grupę "odbiorców" uderza PiS.

Działacze PiS liczą, że zagryziemy zęby. Że ich twardy, ideowy elektorat i tak zagłosuje na partię Jarosława Kaczyńskiego. Ewentualny ubytek mają im zrekompensować z nawiązką głosy przeciągnietych lemingów.

Myślę o tego typu strategii to samo, co Pan. Nie jestem pewien, jak takie metody przełożą sie na wyniki wyborów. Za to pewien jestem ich moralnej szkodliwości.

Nie chcę tego wątku rozwijać. Mało się ostatnio odzywam. Widzę co sie dzieje, grzmię w duchu. I zagryzam wargi.

Zagłosuje na PiS. Muszą wygrać te wybory.
Kontynuacja czteroletniej, moralnej degrengolaty, którą PO zaraża Polaków, mordowanie atrybutów państwa polskiego i zamazywanie istoty polskiej tożsamości - na to wszystko nie możemy juś sobie pozwolić.
Takich czterech lat jeszcze nie mieliśmy.

Pozdrawiam serdecznie.

Ostatnio zmieniony przez kazef o sob., 10/09/2011 - 00:23.
avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

2. Krotko mowiac

ten rzad, a wlasciwie nierzad jest rzadem oprawczym w stosunku do s.p. prezydenta Lecha Kaczynskiego i innych i ta prawda niechaj sie w tych wyborach przebije i niechaj zostanie zmazana narodowa wina wyboru na prezydenta oprawce (juz to nie tylko moralnego bo i politycznego) jego poprzednika.

Co do pana Jaroslawa, to jeszcze przed smiercia swego brata - bedac na Jasnej Gorze - wyznal jak dziecko, ze jest tutaj po raz pierwszy i widzi, gdzie jest Bijace Serce Polski. Jestem przekonany, ze tamto odkrycie - ugruntowane najswietszym cierpieniem - przyniesie Zmartwychwstanie Polski.

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika Unicorn

3. http://www.wykop.pl/artykul/8

http://www.wykop.pl/artykul/873121/napis-na-budynku-sejmu-09-09-2011/
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/warszawa_nieznani_sprawcy_wyswietlili...,
Swoją drogą niezłe państwo policyjne bo to raczej nie podpada pod żadne niszczenie mienia...

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Sierota

4. W pierwszej kolejności

powinniśmy mieć pewność, że społeczeństwo odczuwa potrzebę załugiwania na więcej w sferze zasad i etyki.
Z obserwacji na przestrzeni ostatnich lat wynika, że takiej potrzeby jednak nie odczuwa i tu jest jedna z przyczyn popierania populizmu. Kolejną jest złamany kod moralny. Złamany nie w wyniku represji a własnego lenistwa i oportunizmu.

Na przestrzeni ostatnich lat Polska znacznie oddaliła się od zasad i etyki cywilizacji łacińskiej, ale nie w wyniku represji i terroru a wskutek decyzji i wyborów zdemoralizowanego społeczeństwa. Zdemoralizowanego za własnym przyzwoleniem i o podporządkowaniu życia społecznego etyce można myśleć dopiero wówczas, gdy społeczeństwo wyartykułuje taką potrzebę. Na razie nic nie wskazuje na wolę podporządkowania się etyce i wydaje się, że kolejne decyzje i wybory podporządkowane będą zaledwie pragnieniu zaspokojenia własnych roszczeń, które wskutek kryzysu ulegają zawężeniu.