Tadzio "Wodzu", który był zanim powstała Solidarność

avatar użytkownika Smok Gorynycz

Tadzia poznałem w 1982 roku. W październiku zaczęliśmy razem studiować historię. Razem w sensie organizacyjnym, bo Tadeusz różnił się od nas niezwykle. My 19-20-latkowie. On lat trzydzieści i trzy. My świeżo po maturach, on od kilkunastu lat pracujący fizycznie. Mieliśmy oczywiście „staż” opozycyjny: manifestacje roku ’81, po 13 grudnia jakieś ulotki, udział w „zadymach” z 1 i 3 maja 1982. Lecz nasza walka z komuną wobec życiorysu Tadeusza jawiła się trochę śmiesznie: on miał za sobą strajk w stoczni gdańskiej w 1970, działalność w Wolnych Związkach Zawodowych, strajki sierpniowe… Dystans między nami a nim zrozumiały i oczywisty.
Rychło jednak Tadeusz stał się kolegą z roku Tadziem. Potem został już do końca i dla wszystkich Wodzem. To przez podobieństwo do Wodza Bromdena z „Lotu nad kukułczym gniazdem”: 190 centymetrów wzrostu z małym okładem, lekko siwiejące włosy do ramion, no i przede wszystkim podobny styl gry w koszykówkę. Opisując tym przydomkiem cechy fizyczne Tadzia nieświadomie określiliśmy najważniejszą chyba cechę Tadziowej duszy: ukochanie wolności.
Niechętnie Tadzio opowiadał nam o swojej działalności opozycyjnej. Wszyscy wówczas zresztą mieliśmy oczy na szypułkach a uszy naokoło głowy obawiając się szpiclów. Zresztą wiedział "Wodzu", że jego wiedza o prawdziwych relacjach wśród stoczniowych działaczy opozycji i „Solidarności” mogłaby nadwątlić nasz idealistyczny stosunek do podziemia i zwłaszcza do Wałęsy. Parę razy tylko mu się wymykały uwagi typu: „Teraz to mądruje i za przywódcę robotniczego robi, a jak do stoczni przyszedł to nawet spawać nie umiał, sam go uczyłem”.
Najważniejsze dla Tadzia były studia. Zaczął pracować zaraz po ukończeniu podstawówki, do wszystkiego dochodził własną ciężką pracą, uporem i wsparciem swojej mamy – mieli tylko siebie. Na początku miał z nauką sporo kłopotu, rozbawiał nas nieraz do łez - „To dobra książka, dowiedziałem się z niej wszystkiego o benadynach i cytersach”, „Słuchajcie, ten Rzym nie był jednak wiochą zabitą dechami”. Wykładowców czasem załamywał, na przykład śpiąc smacznie na ławce po jakiej nocnej lekturze, ale lubiliśmy go wszyscy. No prawie. Jego relacje z dziewczętami były dość skomplikowane: jedne się go po prostu bały, z innymi – z gatunku „patrzcie wszyscy och, ach jaka jestem wspaniała” – drażnił się specjalnie i z premedytacją doprowadzał do białej gorączki. Jednak z czasem Tadzio radził sobie coraz lepiej. On, robotnik po przyzakładowej szkole zawodowej i wieczorowym technikum, stawał się historykiem.
Studia skończył oczywiście na podstawie pracy z historii najnowszej. Dwa lata po magisterium przyszły wybory czerwcowe. Już wtedy kontaktu z nim nie miałem. Po latach dowiedziałem się, że „Wodzu” napisał swoją wymarzoną książkę „Zanim powstała Solidarność”. Potem, że nie żyje. Zabiło go umiłowanie wolności. Tadzio pracował w kuratorium, po zwycięstwie SLD w 2001 roku zaczęły się czystki. Kuratorem został jakiś stary komunista i Tadzia wyrzucił. Tego powrotu PRL-u i wszystkiego, czego nienawidził i z czym całe życie walczył, serce „Wodza” nie wytrzymało. Parę miesięcy po nim zmarła jego mama, którą bardzo kochał i którą się troskliwie opiekował. Dla niej on zaś był całym światem i dumą. Bez niego nie miała po co żyć.
Zaraz obchody kolejnej rocznicy strajków sierpniowych. Organizowane przez załganą do szpiku kości Platformę Obywatelską, gloryfikującą TW Lecha „Bolka” Wałęsę i łamistrajka Krzywonos. Ciekawe, czy Tadzio by się pojawił. Gdzie by był? Na pewno nie wśród zakłamanych Pewnie też nie wśród dzisiejszych działaczy związkowych. Może wśród dawnych kolegów ze stoczni, dziś bezrobotnych? Na pewno miałby na twarzy swój trochę bezradny, a trochę smutny uśmiech. Czy coś by powiedział? A może tylko machnął z rezygnacją ręką. Tadeusz Nowak "Wodzu", który był zanim powstała Solidarność.

1 komentarz

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Dziwne że najlepsze postacie Bóg często zabiera

Zostaje często ogłupiony motłoch i wielka afera
Bo jak nie nazwać aferą demolowanie Państwa
Trzeba być idiotą albo posiadać mnóstwo draństwa
Pozdrawiam