Znacznej części Polaków wmówić można chyba wszystko i przy pomocy tego wszystkiego napędzić solidnego strachu. Szczególnie dotyczy to tego rodzaju ludzi „wykształconych”, którzy wyobrażają sobie, że oportunista to taki człowiek, który stawia opór...

Konfrontacja (łac. confrontatio) to termin prawniczy oznaczający zestawienie, porównanie, np. sprzecznych zeznań. Półinteligent skory jest do bałwochwalczej czci dla dostojnie brzmiących słów. Nie zawsze rozumie ich znaczenie, za to z nabożeństwem nadstawia im ucha, poczem sam ich zaczyna używać w mowie i piśmie.
 
Z dzieciństwa, które półinteligentowi ubiegło w prowincjonalnych opłotkach, pamięta on pewno grozę związaną z podobnie brzmiącymi słowami: eksportacja i konsolacja. Łatwo przeto ulega dywagacjom sugerującym, iż konfrontacja jest czymś złym, czymś na kształt okoliczności żałobnej.
 
Już się zaczęło. Do telewizji wszelakich pomykają profesorowie, politolodzy i inni znawcy wyrośli z „docentów marcowych”, którzy głoszą grozę kampanii wyborczej opartej na konfrontacji. Do tej złowieszczej konfrontacji prą oczywiście przede wszystkim „pisowcy”.
 
Warto tu przypomnieć, że w marcu 1968 r. nacjonalistyczna frakcja komunistów rozpętała antysemicką hucpę, co wywindowało na szczyty środowisk akademickich, medialnych i artystycznych miernotę, której podstawowym walorem był bezczelny tupet. Miernota ta kasowała wokół siebie wszystkich lepszych od siebie, a nie tylko Żydów. Teraz te damy i tych dżentelmenów znaleźć możemy również w PO.
 
A czym w istocie straszą naszych „wykształconych z dużych miast” telewizyjni eksperci politolodzy? Straszą konfrontacją w kampanii wyborczej i nawołują do dania odporu owej straszliwej konfrontacji. Kampania polegająca na ZESTAWIENIU, PORÓWNANIU jest w ich „światłej” interpretacji jakąś zbrodnią przeciwko demokracji...
 
Nie słyszałem aby ci „mędrcy biegli w księgach” podnosili larum po ujawnieniu oszustw wyborczych w Wałbrzychu, lub po znalezieniu plików kart wyborczych w samochodowym bagażniku komendanta policji z warszawskiej Białołęki. Czy mam przeto rozumieć, że popisujący się swą elokwencją w telewizjach profesorowie, politolodzy, rekomendują metody wyborcze wypracowane z Wałbrzychu i Białołęce?