Olga Lipińska, twórczyni lewackiego, antykatolickiego "Kabaretu Olgi Lipińskiej", znana aktywistka "środowisk proaborcyjnych", straszy na okładce letnich "Wysokich Obcasów". Pani ta to żywy przykład "runnera"-  osoby starej, która nie zważając na upływ czasu usilnie próbuje przekonać publiczność, iż nie tylko duchem, ale i ciałem góruje nad młodszymi, dzieciatymi (babcianymi?) koleżankami, że nie tylko intelektualnie rozwija się w duchu postępu, nowych trendów, że mimo tych 72 przeżytych wiosen wciąż razi energią, kolorową, modną powierzchownością, porządnym make-up'em i drogimi perfumami...
Na marginesie należy wskazać przykłady kobiet, również osób publicznych, które swym życiorysem zaprzeczyły ideologii "runnerskiej", które są autentyczne, nie udają kogoś kim nie są, które mimo upływu lat, zmarszczek i pojawiających się z czasem naturalnych ograniczeń potrafiły/potrafią imponować aktywnością, zaangażowaniem, szacunkiem i niezmienną akceptacją dla wartości ponadczasowych. Myślę np. o Alinie Janowskiej czy Irenie Kwiatkowskiej...

"Gazeta Wyborcza" nawet w okresie ferii letnich nie spuszcza z tonu; żaden wakacyjny chillout, sezon ogórkowy, nie zwalnia dzielnych funkcjonariuszy od obowiązku konsekwentnego krzewienia w społeczeństwie jedynie słusznej filozofii. Pani Lipińska w agorowych "Wysokich Obcasach" mogła się otworzyć, uraczyć czytelnika swoją głęboką europejskością, dokonać rozprawy z zaściankową, "bogoojczyźnianą" polską tradycją, kulturą i edukacją:

    "Nie mogę przeboleć, że się dzieci wychowuje na idiotycznych mitach. Na "Trylogii".

    "Nic to!" - krzyknął Wołodyjowski i zginął. Wychowuje się, że najszczytniejszą sprawą jest umrzeć za ojczyznę. Pomnik Małego Powstańca to hańba. Co to jest? Przecież życie - ŻYCIE - jest najważniejsze".


Wielu młodym wykształconym z wielkich miast, okupującym teraz niezbyt wyszukane nadmorskie knajpy taka narracja łatwo wpada w ucho. Jakież to wygodne i miłe usłyszeć od  mądrej Pani z telewizji/okładek modnych gazet, że mam się martwić tylko o siebie, o to by jak najdłużej, w miłej i niestresującej atmosferze sobie "pożyć". Nie ma sensu trapić się jakimś wyimaginowanym dobrem wspólnym; wszak solidaryzm oznacza niezdrowe kompromisy, niepotrzebne ryzyko, poświęcenie, odpowiedzialność. Dlaczego moje dzieci mają być katowane siermiężnymi, opasłymi tomiskami bredni na temat poświęcenia, patriotyzmu, Boga, Maryi, niezliczonych obowiązkach i narodowym umiłowaniu? I jeszcze mały powstaniec; ludzie Ci, dumnie nazywani "kolumbami", przypominali fanatyków z Krakowskiego Przedmieścia; wiedzieli, że nie mają żadnych szans na realizację celów, mimo to ryzykowali wlekąc co gorsza za sobą nieświadome dzieci...

Właśnie, dzieci. One w dzisiejszych realiach stanowią problem, obciążenie, niepotrzebny balast, przeszkodę w karierze:

"Kiedyś powąchałam niemowlaka. Pachniał skwaśniałym mlekiem. Źle. Jego mama - świetna scenografka - zamiast rysować projekty, wisiała nad łóżeczkiem i wąchała go bez przerwy. Nie widziałam nic wzruszającego w rączkach i nóżkach. Nie mogła tego zrozumieć."

Po tych słowach łatwiej zrozumieć zaangażowanie Pani Lipińskiej po stronie zwolenników liberalizacji prawa antyaborcyjnego.


Przez wiele lat wolnej Polski Olga Lipińska swoimi cyklicznymi programami (rozrywkowymi) kształtowała świadomość Polaków. Szydziła z polskiej "dewocji", fanatyzmu, zaściankowości. Czyniła to w sposób mniej lub bardziej zakamuflowany. Jej programy realizowała telewizja publiczna, której zadaniem jest krzewienie misji - pożądanych wartości. Wartości, którym hołduje Lipińska nie mają nic wspólnego z najlepszą polską tradycją, spoiwem/rdzeniem naszej kulturowej tożsamości. Gdyby nie Ci, którzy ginęli za ojczyznę: T. Kościuszko, ks. J. Poniatowski, P. Wysocki, J. Lelewel, rotmistrz Pilecki, gen Nil (i wielu, wielu innych), dziś nie żylibyśmy w wolnej ojczyźnie. W najlepszym razie Polska stanowiłaby jeden z obwodów Federacji Rosyjskiej/landów Republiki Federalnej Niemiec. Pani Lipińska nie chce rozpamiętywać bohaterów Rzeczypospolitej, rażą ją ich dokonania, zaangażowanie. Dlaczego? Bo nie sposób o nich mówić w oderwaniu od pewnej wartości, którą Pani Olga ma gdzieś, której się boi i z którą walczy na każdym polu - z patriotyzmem. 

Żeby skutecznie walczyć o dobre imię Polski trzeba być tylko, albo aż, patriotą. Ci, którzy gardzą szacunkiem dla własnej historii, państwa, tradycji, kultury, szkodzą Rzeczpospolitej. Oni z lubością będą kolportowali kalumnie forsowane przez środowiska Polsce nieżyczliwe. To swoista V kolumna, która mniej lub bardziej świadomie, walczy z polskością. Jeśli chcemy na poważnie przeciwstawić się szkalowaniu dobrego imienia Rzeczpospolitej, musimy zacząć od własnego podwórka. Na nim - o czym świadczy pozycja Pani Lipińskiej - jest bardzo dużo do zrobienia.