Jaki ojciec, taki syn ?

avatar użytkownika jwp

...Praca w Urzędzie Bezpieczeństwa mnie całkowicie odpowiada...

Tymi o to prostymi słowy nasz „Dobrodziej” jak się później okaże, zwraca się do Departamentu Kadr Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego z prośbą o zatrudnienie. Szczególnie ujmujące są słowa - „Praca w Urzędzie Bezpieczeństwa mnie całkowicie odpowiada”. To dobrze, najważniejsze to spełnić się w życiu zawodowym.

Pułkownik Borodziej

i Prof. Borodziej.

Historie rodzinne.

Życiorys załączony do podania jak najbardziej polski okraszony został faktem ukrywania przez ojca płk. Borodzieja dwóch rosyjskich żołnierzy i wielkiej zażyłości, a nawet przyjaźni z jednym z nich.                            

Linki do notek o Borodziejach.

Niewinny Stalin i źli Polacy           

Z gwiazdozbioru wywiadu PRL  

Syn bandyty z SB nagradzany w Niemczech za antypolskie tezy historyczne

19 letni „Dobrodziej” wstąpił do PPR, by tam realizować się jako Polak i niewątpliwie szczery patriota, co widać po późniejszej karierze w MBP - typowo patriotycznej instytucji, wsławionej m.in. eliminowaniem wrogów Ojczyzny Ludowej, takich jak np. Żołnierze Wyklęci. W sposób nie pozbawiony oczywiście słynnej polskiej ułańskiej fantazji, wyrywanie paznokci, przytrzaskiwanie jąder szufladą i inne zabiegi mające niewątpliwie poprawić ogólną fizyczną i psychiczną kondycję nawracanych na „polskość” bandytów, nierzadko tak młodych, jak nasz bohater.

Po ukończeniu liceum i nawiązaniu z przyszłym pracownikiem przez Urząd Bezpieczeństwa współpracy tow. Wiktor zostaje oddelegowany do pracy tu i ówdzie, tak jakby z polecenia i w określonym zapewne celu.

Pozostawmy na chwilę karierę obiecującego młodzieńca, nieustannie podnoszącego swoje kwalifikacje zawodowe choćby na studiach, co się niewątpliwie chwali.

Przenieśmy się do roku 1967.

Godna podziwu troska „Ojca Dobrodzieja” o swego syna, o jego edukację i wypoczynek. Major Borodziej wysyła swego syna, przyszłego Profesora historii, na 25 dni do dobrego wujka w Bernie. Do majora Z. Orłowskiego, pracownik Ambasady PRL w Bernie. Ileż tam można było się nauczyć, a wspólne zabawy z dziećmi innego „Bezpieczniaka”, bezcenne.

I tak krok po kroku syn „Dobrodzieja” oswaja się ze swoją „Zachodnią” i „Niemiecką” misją. Już wkrótce tatuś po raz kolejny i kolejny zwróci się z prośbą do przełożonych o zgodę na wyjazd syna za zachodnią granicę, teraz już w celach „naukowych”.

Na szczególną uwagę zasługują dwa fakty.

Zaplanowanie kariery naukowej syna przez ojca, przypomnijmy pracownika MBP, a potem ich następców. Człowieka, który jak większość pracowników służb prawie nie może się wysikać bez zgody przełożonych. A tym bardziej decydować o przyszłości swoich dzieci. Patrz Olejnik, Lis, Komorowski/a.

W piśmie do przełożonych jest następująca sugestia.

No cóż, trudno się dziwić, iż osoba ze zdolnościami Nostradamusa robi karierę w MSW.

A drugi ważny fakt, to rozmowy jakie musiał odbyć młody student , a później naukowiec przed i po każdym wyjeździe z kraju. Zapewne o przysłowiowej „dupie marynie”. Czy są akta z tychże rozmów ?, są. A czy są dostępne ?, nie. A dlaczego ?, ano dlatego – J23 znowu nadaje.

Historia według Unii Europejskiej: Polski nie było.

"...Twierdzenia Włodzimierza Borodzieja o rzekomo polskiej genezie "wypędzeń" oraz inne jego poglądy wpisują się nie tylko w niemiecki, zdeformowany obraz polskiej historii, lecz również w komunistyczną propagandę o rzekomej suwerenności PRL. (…) Włodzimierz Borodziej, uwiarygadniając te deformacje niemieckiej pamięci zbiorowej, z dumą wyrażał się w 2004 r. o swoich dokonaniach naukowych: "Sądzę, że opracowanie rozdziału „wypędzenia” udało nam się, polskim i niemieckim historykom, wzorowo". Tak więc wymazanie z historii głównego sprawcy wypędzeń Borodziej ogłosił… wzorowym osiągnięciem naukowym...".

Już w 1977 roku student III roku germanistyki przymierzał się do układania historii Polski i Niemiec, a tatuś znowu prosił przełożonych. Czy coś w tym złego, oczywiście nie, bezpieczniaki też kochają swoje dzieci. Dla SB-eka spełnieniem marzeniem jest zapewne "naukowa" kariera dzieci. Bo w nauce jest też miejsce dla służb, a w historii szczególnie.

W teczce personalnej Naszego Dobrodzieja jest kilkadziesiąt notek i raportów dotyczących wyjazdów syna w celach „naukowych”. Często są oznaczone odręcznymi wpisami przełożonych z oględnymi uwagami na temat dodatkowych celów wyjazdów. Więcej zapewne jest w teczce Profesora Borodzieja.

Warto zwrócić uwagę na promotorów i protektorów naukowych ówczesnego studenta, a obecnie profesora Borodzieja.

Wyjeżdżała służbowo w celach „naukowych” również żona płk. Borodzieja.

O jakże poprawnym życiorysie.

Takie akta to doskonała lektura. Można w nich znaleźć urzekającą historią prawdziwie polskiej rodziny Borodziejów. Bo jak każdy Polak Borodziej dzieli się swoją radością z powodu ślubu, a potem rozwodu syna ze swoimi przełożonymi, szczegółowo informuję o synowej i jej rodzicach, ba całej rodzinie, na bieżąco. Z kim szwagierka syna bierze ślub, z cudzoziemcem itd.

Ze względu na dane osobowe nie zamieszczam tychże raportów.

Nie zapomina pilny urzędnik w każdej prośbie o zgodę na wyjazd syna, żony, lub całej rodziny w celach służbowych lub na wczasy do Bułgarii, czy też ZSRR opisać drogi, sposobu i celu podróży, co zapewne owocuje prośbą przełożonych o pracowite spędzenie urlopu.

Brakuje tylko próśb o wyjście do ubikacji i raportów po powrocie z niej. Ale te zapewne były ustne.

Poniższa notka jest kluczem do tego co zwierają akta Prof. Borodzieja, jego matki oraz materiały operacyjne służb.

W sposób niezawoalowany płk. Pisze do przełożonego o spotkaniu w kawiarni, jego celu i użyteczności źródła i kontaktu dla załatwiania miejsc dla „naszych” stypendystów w Instytutach Naukowych RFN.

Pułkownik Borodziej zakończył służbę w związku z likwidacją Służby Bezpieczeństwa. Nie był bynajmniej sprzątaczką, chociaż często praca SB-eków ma charakter „sprzątania”. Służbę, która wymagała dużego wysiłku i napięcia nerwowego i z reguły wykraczała poza ustawowy dzień pracy, choćby i wychowanie w duchu patriotycznym syna. Odwalił jednym zdaniem „kawał dobrej roboty”, za co był awansowany i wielokrotnie nagradzany odznaczeniami państwowymi i resortowymi.

Na posterunku pozostał jego syn. Prof. Borodziej i mam nadzieję, iż dumny z życiorysu swego ojca, nie wyrzekł się rodzinnej resortowej tradycji i kontynuuje jego dzieło. Na tak trudnym odcinku jakim jest manipulowanie historią i nauczanie jej tak jak to służbom pasuje.

Zastanawiające jest to, iż prof. Borodziej nie pochwalił się do dzisiaj swoim ojcem i jego dokonaniami, a jako historyk miałby ułatwione zadanie.

Czyżby się czegoś wstydził lub coś ukrywał.

Oto ocena Płk. Borodzieja, asem nie był, miał kilka słabych punktów, ale ogólnie nieźle i się sprawdził rzec by można nawet jako reproduktor kadr. Doceniono jego pracę, choć okres w MBP, gdzie się szczególnie zasłużył jest tak jakby głębiej zakopany. 

Na końcu notki całość oceny pracy płk. Borodzieja.

A teraz przejdźmy do sedna sprawy.

Dokumenty służbowe z teczki personalnej płk. Borodzieja i ich logiczna chronologia po raz kolejny wskazują jak polskie służby kontrolowane przez Rosjan budowały aktualną i przyszłą, niejako docelową agenturę w Polsce i na Zachodzie. Szczególne oburzenie środowisk naukowych jest jak najbardziej uzasadnione. Wielu z nich jest umoczonych po czubek głowy. Część działa do dzisiaj będąc w grupach wpływu, tak jak Syn swego Ojca Dobrodzieja. Całość dokumentów bezlitośnie obnaża kondycję polskiej inteligencji, nauki, mediów i polityki, nie wspominając o sferze gospodarczej i przeróżnych Solorzach i Kulczykach. Wierzcie dalej GóW-nu i TVN-owi, bo jak nie wy to wasz sąsiad był, jest i będzie SB-ekiem.

Szanowny Pan prof. Borodziej oburzył się bardzo na IPN i Rzepę za artykuł o sobie. Napisał list do

List otwarty prof. Włodzimierza Borodzieja do Janusza Kurtyki.

W obronę wzięli go znani i lubiani publicyści z GW i Polityki.

Jak IPN załatwił prof. Borodzieja – piórem Ewy Milewicz.

Z końcową tezą, która ma uwiarygodnić prof. Borodzieja i jemu podobnych.

"...Tym bardziej że nawet jeśli czyjś ojciec był funkcjonariuszem SB, choćby najwyższym, to przecież jego dziecko może być wybitnym lekarzem, naukowcem, ślusarzem czy dziennikarzem...".

Czy też piórem bezstronnego jak zwykle pupilka komuny Daniela Passenta.

Heil Borodziej !

Z pięknym wywodem godnym Szefa Wydziału Propagandy KPZR.

"...Donos nie byłby pełen, gdyby zabrakło w nim grzebania w życiorysie. Zamiast dziadka w Wehrmachcie, dr Musiał odnalazł tatusia, który podobno był tajnym funkcjonariuszem, powiązanym m.in. z akcją Żelazo, a ta polegała na „organizowaniu napadów, kradzieży, a nawet morderstw na terenie Europy Zachodniej”. Należy się domyślać, że dzięki tym napadom, kradzieżom i morderstwom mały Włodzio Borodziej uczęszczał do szkoły podstawowej w Berlinie Zachodnim, do gimnazjum w Wiedniu (co za hańba!), a jako „świeżo upieczony magister bez dorobku naukowego został w roku 1979 sekretarzem komisji podręcznikowej”. Pod koniec lektury już nie wiadomo, czy Borodziej zamordował Stalina, czy Stalin delegował Borodzieja do Eriki Steinbach...".
 

Profesor Borodziej kończy swój list do Ś.P. Janusza Kurtyki następującymi słowy:

"...Szczerze Panu życzę, by znalazł się Pan kiedyś w podobnej sytuacji...".

Cóż Panie Borodziej, Synu Wielkiego Patrioty i Polaka, zbrodniarza z MBP i MSW, Prof. Kurtyka znalazł się w zgoła odmiennej sytuacji. „Zginął tragicznie w Smoleńskiej Pułapce”. Można rzec, że może nie Pańskie życzenie, ale życzenia takich ludzi jak pański ojciec, ich i Pana działania i służba dla PRL-u i Rosji, a szczególnie Niemiec w sposób wydatny przyczyniły się do tego gdzie teraz i jak jest Polska, Polska, która nie potrafiła i dalej nie potrafi oraz nie chce zadbać o swoich obywateli, również tych, którzy jej służą. No chyba, że są obecną władzą, lub/i mieli takich Ojców Dobrodziejów.

Życzę zatem Panu Profesorowi dalszych sukcesów w pracy „zawodowej”, służbie...

Bo służba nie drużba, ale to zapewne już Panu Ojciec Dobrodziej i inni wujkowie z MBP i MSW wytłumaczyli.

Widać też z poniższej oceny, iż prof. Borodziej miał po kim odziedziczyć zdolności, również operacyjne, czy też manipulacyjne. 
 

A teraz z innej beczki.

2 komentarze

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Geny to jest przekaźnik zła i dobra

Tu jak widać sączy jad swój kobra
Nie potrafi on z dystansem ocenić siebie
Bo kłamstwa wciąż wylewa i historię grzebie
Takich dożywotnio trzeba zapędzić tylko do łopaty
Bo Polsce nie potrzebne są takie sołdaty
Pozdrawiam

avatar użytkownika jwp

2. Jacek Mruk

Do łopaty by wykopali sobie i im podobnym...

Pozdrawiam

JWP