Bronię Ewy Stankiewicz

avatar użytkownika chinaski

W ostatnich dniach w mediach tzw. wiodących dominuje atmosfera nagonki na uczestników niedzielnego marszu pamięci, osób, która aktywnie manifestowały swoje niezadowolenie z poczynań władz ws. wyjaśniania przyczyn tragedii smoleńskiej, ws. sposobu upamiętnienia ofiar katastrofy. Obraz manifestantów przedstawia się w sposób fałszywy; poczynając od informacji na temat ich liczby, kończąc na zarzutach odnoszących się do sposobu ich zachowania ("Gazeta Wyborcza" donosiła o atakach 'Solidarnych' na "niewinnego, młodego człowieka").



Szczególnym obiektem ataków stała się Ewa Stankiewicz, współautorka głośnych, nagradzanych filmów dokumentalnych: m.in. "Trzech kumpli" i "Solidarni 2010". Uznano powszechnie, że jej akcja protestacyjna (, której celem jest zwrócenie uwagi na problem odpowiedzialności politycznej rządzących za skutki wydarzeń sprzed roku) wykracza poza dopuszczalne ramy krytyki, gorszy Polaków, jest efektem politycznego (czytaj PISowskiego) zamówienia. Do chórku "pałujących" Panią Ewę włączyła się niespodziewanie "Rzeczpospolita". Najpierw Michał Szułdrzyński napisał m.in.:

"Jednak Ewa Stankiewicz, oskarżając Tuska o sprzedaż Moskwie polskiej suwerenności, nazywając go zdrajcą i wzywając niemal do obalenia legalnie wybranych władz RP, stawia się poza granicami demokratycznego dyskursu. A przy okazji traci wiarygodność jako dziennikarz – bo staje się stroną w sporze, który relacjonuje."

Tą deklarację z zachwytem przyjęli funkcyjni z ul. Czerskiej. Wszak sami przez ostatnie dni wylali dziesiątki wiader pomyj na "Solidarnych" (w tym przede wszystkim na red. Stankiewicz właśnie); ocena Szułdrzyńskiego tego rodzaju działania, w mniej lub bardziej zamierzony sposób, legitymizuje. Skoro więc "Rzepa" dała się podejść, należało kuć żelazo póki gorące. W roli kowala (czy innego hutnika) wystąpił prędko P. Wroński i upomniał kolegę Michała, iż grzeszy niekonsekwencją. Czegóż bowiem innego domaga się Pani Stankiewicz, od upiornych postulatów stawianych przez J. Kaczyńskiego? Ano nic, żądania te są zbieżne. Mimo to "Rzepa" Kaczora nie rusza...

Do tablicy poczuł się wywołany red. Magierowski (niegdyś wierny uczestnik komanda Michnika), i chcąc wykazać swój ("Rzepy") obiektywizm (czytaj: głęboki krytycyzm wobec PIS) "zapodał" blisko 30 linków (tego jeszcze nie było!) dowodzących wielokrotne zażenowanie redakcji poczynaniami "kartofli".

Zapewne "czerscy bracia" liczyli na taki właśnie gest. Niech się przed nami tłumaczą. Magierowski (, który winien znać doskonale metody stosowane na Czerskiej), połknął haczyk. To już któryś z kolei przykład na zupełny, oscentacyjny brak wyczucia tego dziennikarza. Przykro patrzeć i czytać.

Wróćmy jednak do Ewy Stankiewicz. Faktycznie, ona domaga się od Tuska i jego najbliższych współpracowników dymisji. Swoje żądanie publicznie uzasadnia: twierdzi, iż rola premiera w dezawuowaniu rangi wizyty polskiej delegacji 10 kwietnia 2010 w Katyniu była niebagatelna, że rząd w sposób niewybaczalny zaniechał prób przejęcia śledztwa smoleńskiego, co de facto oznaczało zgodę na uznanie wersji przyczyn katastrofy zaakceptowanej przez Kreml, najwygodniejszej dla Putina. Oskarżenia te mają uzasadnienia w dotychczas poczynionych ustaleniach stanu faktycznego.

Ewa Stankiewicz zarzucając Tuskowi zdradę stanu, przedstawia surową ocenę zachowania rządu, którą podziela co najmniej kilka milionów Polaków. Dziwi w tym kontekście zachowawcza postawa przedstawicieli mediów konserwatywnych (nazwijmy je tak umownie). Przyjmijmy, za radą posła Błaszczaka, taką oto hipotetyczną sytuację: Na ważną uroczystość do Rosji udaje się Prezydent Francji i tam w tajemniczych okolicznościach ginie w katastrofie lotniczej. Czy francuski premier mógłby choćby pomyśleć o tym, by całość działań zmierzających do wyjaśnienia tej bezprecedensowej tragedii pozostawić Rosjanom? Czy zaufanie do przyjaciela Putina byłoby aż tak wielkie? Pytanie jest retoryczne. D. Tusk postąpił jak jeden z gubernatorów rosyjskiego obwodu, a nie przywódca dumnego, europejskiego, suwerennego państwa.

W obliczu tej kompromitującej Polskę nieudolności premiera, braku poczucia jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, co się stało (przypomnijmy, iż żaden z ministrów rządu Tuska nie podał się po 10 kwietnia do dymisji!), postulaty forsowane przez red. Stankiewicz należy oceniać w kategoriach realizacji elementarnych kompetencji tzw. IV władzy, czy szerzej - społeczeństwa obywatelskiego. Tak, ruch Solidarnych2010, to koronny dowód na mozliwości samoorganizacyjne obywateli, coś jednoznacznie pozytywnego.

Przykro, że nie rozumieją tego ani M. Szułdrzyński, ani (co gorsza) doświadczony dziennikarz M. Magierowski.  
 

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika ciociababcia

1. My też bronimy

i popieramy

ciociababcia