Rażący Nowak Sławomir

avatar użytkownika rekontra

A może warto i należy przygotować prezydenta Polski do złożenia kondolencji? Problemem dla rozlicznych doradców, chociażby dla omnibusa Nałęcza, jest napisanie tekstu kondolencji?
 
Czy powyższy tytuł razi? Razi. Bez wątpienia taki tytuł to kpina. Razi nazwisko umieszczone przed imieniem. Razi sztucznością i pretensjonalnością „rażący” Nowak. Porażka, tytuł poraża – jak japonki do garnituru (dorzućmy im – japonkom - białe skarpetki), poraża - jak czerwony dres z lampasami na ministerialnym grzbiecie Nowaka, w którym wczoraj wystąpił oficjalnie reprezentując prezydenta. „Sławomir” po „Nowaku” to, co prawda nie taki dysonans jak Premierowa Aleksandra w seksownej sukience z różowymi napisami „love” i „romance”.  
 
Premier Miller podejmuje japońską parę monarszą: cesarza Akihito i cesarzową Michiko, a jego małżonka mu towarzyszy w bawełnianej sukience z frywolnymi napisami: "love", "romance", "pink" oraz "sexy”? Czy można wyobrazić sobie większą wpadkę? Cesarzowa i sukienka?
„Rażący” to uderzający, zadający ciosy, ale może oznaczać - sprawiający przykre wrażenie, obrażający poczucie estetyczne. Gdyby ktoś dotknął Nowaka i ten jego poraził – np. wzrokiem, to … byłby rażący?
Polszczyzna jest przebogata i bez wątpienia trudna. Napisanie tekstu kondolencji to nie jest błaha sprawa. W obliczu takiej tragedii jak ta, która dotknęła Japonię, wymaga delikatności i taktu, a od urzędu Kancelarii Prezydenta przyłożenia do każdego użytego słowa najwyższej wagi.
 
Pomyślmy. Prezydent Polski dokonuje wpisu w księdze kondolencyjnej i kompromituje się w sposób niebywały. Gdzie jego służby?
Dzisiaj, opinia publiczna wie, co się przydarzyło prezydentowi, to nie czasy „pałacowych filipińskich przypadłości” ukrywanych miesiącami, ale czy aby na pewno wie?
I czy sprawę należy bagatelizować jak czynią to media? Czy wiadomo, co napisano w przesłanej z ambasady do Tokio notatce dyplomatycznej po tak rażącym dowodzie niechlujstwa – rzecz należy nazwać po właściwym imieniu?
 
Gdyż, z czego słynie Japonia? Nie tylko z miłości do Chopina. Słynie z ceremonii i ceremoniałów, z niezwykłej wprost kultury stosunków międzyludzkich, można rzecz bez przesady – uświęconych tradycją. O ceremonii picia herbaty słyszał w Polsce nie tylko użytkownik wikipedii, że sumo to nie tylko sport, ale i ceremonia, o tym wie każdy telewidz znad Wisły.
I właśnie w „takiej” Japonii - jeśli ktoś nie może osobiście uczestniczyć w ceremoniach pogrzebowych - wysyła telegram kondolencyjny (okuyami-dempō), zamawia przeważnie depeszę nr 500 tsutsushinde aitō-no i-o hyō-shimasu (wyrażając moje najgłębsze współczucie) lub nr 501 -  goseikyo-o itami, tsutsushinde okuyami mōshiagemasu (przesyłam najszczersze wyrazy ubolewania).
 
Forma składanych kondolencji jest dość precyzyjnie ustalona – zawierają któryś z następujących zwrotów: „nie spodziewałem się takiego wydarzenia”, „pozwoliłem sobie wziąć udział” czy też „zdaję sobie sprawę z tego, że wszyscy są szalenie zajęci, ale pozwoliłem sobie przyjść, aby wyrazić moje wyrazy ubolewania”. Wszelkie odstępstwa muszą być starannie przemyślane. Na przykład należy omijać zwrot typu: aby śmierć wkrótce nie przyszła po raz drugi … .
 
I udał się prezydent Komorowski do ambasady Japonii i połączył się w bólu i nadziei. Przeczytajmy krótki tekst kondolencji, wystarczy rzut oka - może to trwać sekundę.
Piszę o rzucie oka, podkreślam krótkość tekstu gdyż nad prezydentem stała małżonka i śledziła ruchy pióra, działo się to w jej przytomności i następnie usiadła za stołem i podpisała się pod następującymi słowami:
„Łączymy się, w imieniu całej Polski, z narodem Japonii w bulu i w nadzieji na pokonanie dramatu katastrofy która dotknęła Japonię i poruszyła cały świat”.
 
Wszyscy skoncentrowali uwagę na bykach ortograficznych, ale co sądzimy o samej treści? Czy ktoś spytał profesora Bralczyka, jak ocenia styl i sensowność użytych zwrotów? Jak zgrabniej ująć myśl - „łączenie się w imieniu Polski”, a także czy nie rozłączyć „bólu od nadziei” – i napisać w dwóch rozłącznych zdaniach? Czepianiem byłoby, gdybym napisał, co sądzę o zwrocie „pokonanie dramatu”?
 
I słyszę w telewizorze ministra prezydenckiego Nowaka, który pytany, czy prezydent jest dyslektykiem odpowiada:
„Nie, nie, chyba nie, nie pytałem go o to, ale podejrzewam, ze nie, natomiast to się może zdarzyć każdemu i jeszcze w sytuacji, w której jednak człowiekiem rządzą pewne emocje. No bo jak się dokonuje wpisu w księdze kondolencyjnej, to trzeba być kompletnie zimnym draniem żeby się, nie wiem, skupiać się nad pewnymi rzeczami czasami pewne rzeczy wychodzą bez spod pióra no powodowani innymi emocjami niż zastanawianiem się i odmienianiem ból boli”. 
 
A może warto i należy przygotować prezydenta Polski do złożenia kondolencji? Problemem dla rozlicznych doradców, chociażby dla omnibusa Nałęcza, jest napisanie tekstu kondolencji?
Czy prezydent ma czas, by obciążać swoją prezydencką głowę skupianiem się i odmianą wyrazów ministrze Nowak? Przecież to również pańska wina. Przecież już wiadomo, że nie można pozostawiać prezydenta samemu sobie, prezydenta, który zdążył już zaliczyć poza granicami kraju trochę – napiszę wprost – jednakże „kompromitujących wpadek”. Przecież ten wpis „w imieniu Polaków”, to nasza polska wizytówka.
 
A byki i niechlujstwo? Brak przecinka, samotne „i” na końcu zdania, kropki nie tam gdzie trzeba. Czy słowo „naród” należało napisać wielką literą? To odrębny temat.
Powtórzę. Co prawda na zdjęciach widać, że małżonka Anna z wykształcenia filolog klasyczny zaglądała przez ramię mężowe, czytała treść kondolencji, ale albo przymknęła oko na prezydenckie byki albo uznała, że ewentualne poprawki - „bul” łatwo przerobić na „ból”– zostaną zauważone. Ale przecież to nie jest jej rola ministrze Nowaku!
 
Tłumaczenia Nowaka, to olbrzymie bogactwo materiału do analizy zaniechań i zaniedbań jego urzędu. Zdaje sobie sprawę z emocji prezydenta, wie, że wpis jest w księdze kondolencyjnej, sam mówi, że prezydentowi trudno będzie się skupić nad pewnymi rzeczami, i że Komorowski powodowany emocjami nie będzie się zastanawiał, jak co się pisze, a cóż dopiero odmienia.
 
I mówi, i tłumaczy, że chyba nie ma człowieka, który nie popełniałby błędu ortograficznego. Po stokroć tak, ale co to ma do rzeczy? Może właśnie dlatego zadbałby o to, by byków nie było?
 
Sprawa jest poważna. Taka Wyborcza właśnie wyciągnęła na światło dzienne, że Jarosław Kaczyński miewał kłopoty z ortografią. Gdy złożył podanie o pracę podobno napisał: "Uprzejmnie proszę o przyjęcie do pracy". Było to w 1980 roku, minęło trzydzieści lat z okładem, a na Czerskiej do dzisiaj to pamiętają i wyciągają przy poważnej sprawie. To jakieś usprawiedliwienie? Jeżeli tak, to ile lat za Komorowskim będzie się ciągnął „bul” przy „nadzieji” w „Japoni”?
 
Internauci, którzy liczyli prezydenckie byki doliczyli się łącznie z interpunkcyjnymi, aż siedmiu. Ale czy jeden „bul” nie wystarczy?
Uradowany szczerze (?) redaktor Żakowski stwiedził, że nie wie, czy prezydent jest jednym z nas – dyslektyków, ale prezydencki "bul" na to wskazuje. Zauważa, że wiele cierpiących na dysleksję inteligentnych i uzdolnionych dzieci zsyłano do szkół specjalnych i skazywano na wykonywanie prostych fizycznych prac. Czy aby na pewno? Rozczula czytelnika GieWu pisząc - „Nie wiemy nawet, ilu niedoszłych Einsteinów i Edisonów, którzy nie mieli wystarczająco upartych rodziców lub światłych nauczycieli, zostało w XX wieku szewcami czy introligatorami tylko dlatego, że pisali "bul"” – koniec cytatu.
Bronisław Komorowski jest prezydentem. Dlatego należy ustalić czy jest dyslektykiem. Jaka zapanowałaby radość na Czerskiej, łatwo można sobie wyobrazić.   Ale, ale ….zejdźmy redaktorze na Ziemię.   
 
Po pierwsze mamy co najmniej cztery możliwości – prezydent jest dyslektykiem, i o tym wie, prezydent jest dyslektykiem, ale o ty nie wie. Nie jest dyslektykiem, i o tym wie. Nie jest dyslektykiem, ale o tym nie wie, myśląc, że jest. Oczywiście można warianty rozbudowywać – jest dyslektykiem, ale ten fakt ukrywa, nie jest dyslektykiem, ale udaje, że jest itd. No i może prezydent znaleźć swojego Palikota, który zażąda odpowiednich badań.
A może ustalić, kto przygotował tekst kondolencji. Przecież prezydent nie poszedł na żywioł, musiał go konsultować. Jestem przekonany, że starannie przygotowano i zaplanowano całą ”uroczystość”.
 
Przecież jeszcze tego samego dnia zdjęcie wpisu z księgi kondolencyjnej pojawiło się na stronie internetowej prezydenta. A wcześniej? Kamery i ich operatorzy, uśmiechnięte reporterki i poważni reporterzy, fotografowie, relacja w każdej stacji tv, a potem komentarze i analizy. Składanie kondolencji w ambasadzie, to była cała starannie zaplanowana akcja piarowa. Które ogniwo zawiodło? Wklejający zdjęcie księgi kondolencyjnej na stronę prezydencką byków nie dostrzegł? Bał się powiedzieć o nich, czy również jest dyslektykiem. A więc zwykła ściema – te emocje, te rozterki, odmiana „buluw”.
 
I na koniec, właściwie dwa końce. Niezbędne.  
Czy prezydent Komorowski przeprosił Jarosława Kaczyńskiego za posłużenie się manipulacją dziennikarską z „obiatem”, którego nie było? Podobnie postąpiła Wyborcza, w której to gazecie umieszczono kłamliwy artykuł - „Obiat” bez „bulu”?
I drugi koniec.
Minister Nowak w tej samej rozmowie o aferze „biedronkowej” włożył w usta Kaczyńskiego stwierdzenie, że ten do sklepów dla ludzi ubogich nie chodzi.
A redaktor Kuźniar potwierdził: „Tak, tak powiedział”.
 
Otóż Kaczyński nic takiego nie powiedział. To jest oczywiste kłamstwo.
Przeproszą? Czy oni umieją przepraszać? Czy dresiarze znają się na formach?
 
Tekst opublikowany w Nr. 13/2011 Warszawskiej Gazety

8 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @rekontra

chyba tylko ostatni naiwny wierzy w to, ze te wszystkie kłamstwa polityczne i medialne są tylko "niechcący". Jarosław Kaczyński od lat jest przedstawiany (wcześniej z bratem) jako najwieksze zagrozenie dla Polski.

Nie zapominajmy o Ruchu na Recz Demokracji, o miedzynarodowej negatywnej prasie, inspirowanej z okolic Czerskiej. Przyznając sie do sympatyzowania z KACZYŃSKIM, STAJESZ SIE AUTOMATYCZNIE WROGIEM III RP.

DIAGNOZOWALI MEDIALNIE JUZ U NAS PARANOJĘ, OSZOŁOMSTWO. To lżejsze z epitetów, jakimi nas raczą każdego dnia.

.."Przecież już wiadomo, że nie można pozostawiać prezydenta samemu sobie, prezydenta, który zdążył już zaliczyć poza granicami kraju trochę – napiszę wprost – jednakże „kompromitujących wpadek”. Przecież ten wpis „w imieniu Polaków”, to nasza polska wizytówka."...

A to już zupełnie inna, bardzo poważna kwestia. Wyprowadzał nas już z NATO, może wyda wojnę w naszym imieniu?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. właśnie dzwoni do Szkłaa Kontaktowego

stary UBek Jerzy z Niemiec, który mówi, że dopóki nie rządzili "bracia bliźniacy" to on się czuł "dumnym Polakiem", a od kiedy oni rządzą i PiS, to ukrywa, że jest Polakiem.

I o czym my mówimy? O jakim "przeproszeniu"?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

3. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Ja też sie wstydzę za komunistę, UB-ka Jerzego, dzwoniącego do ITI, założonego przez służby specjalne za pieniądze FOZ.

To małe piwo ! Na roboty do "rajchu" jeżdża tacy co im wiechcie słomiane z butów wyłażą.

Prezydent to inna para kaloszy. Wszedł w UB-ckie teścia dziadzi.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

4. Szanowny Panie Michale

są i tacy, co zarabiaja na Polsce, z której wyjechali w wiweku 5 lat, udając satyryków ku uciesze Niemców, filmując się jako Polacy mieszkający z kozą , z którą śpią na sianie.
Tacy spotykają się z pogardą Polaków i Niemców. Tak samo jak grossowie i inni.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika barbarawitkowska

5. Mnie Sławomir Nowak nie razi

wyobrażam sobie taką scenę- lata sześcdziesiąte ( albo wcześniej), przy ryneczku dajmy na to w Garwolinie (wybaczcie Garwoliniacy), zakład fryzjerski, okiennice pomalowane zieloną , olejna farbą, upał, muchy na lepie u sufitu, znudzony fryzjer dłubie nożyczkami w zębach, oblepiając obleśnym spojrzeniem pomocnicę fryzjerską pannę Mariolę ( wybaczcie Mariole). Pociąga z brązowej oblepionej butelki łyk oranżady tęsknie marząc o wielkim świecie.
A w wersji światowej hardcorowy wariant amerykańskiego prowincjonalnego drobnego sutenera.

avatar użytkownika kazef

6. Nożyczkami w zębach?

no, tego to juz moja moja wyobraźnia nei łapie...

No chyba, że dłubał w zębach od grabi?
I nei na rynku w Garwolinie tylko w ruskich budach...
;)

avatar użytkownika barbarawitkowska

7. Kazef

wybacz, takie lużne skojarzenia, jakbyś zatrzymał klatkę filmu. Ale nie mam pretensji do Oscara. Możesz poprawić scenariusz.

avatar użytkownika kazef

8. @barbarawitkowska

Scenariusz jest ok. Dlaczego nie miałby spróbowac dłubać w zębach nożyczkami?
Całkiem mi się ta metafora podoba na zilustrowanie platformianego rządzenia (czytaj: dłubania) w Polsce.