J.R. Nowak słusznie zwracał uwagę na jaskrawe braki w warsztacie ulubionego autora "Znaku", stronnicze tworzenie pod antypolskie tezy, legitymizowanie wyjątkowo haniebnych stereotypów...

W pewnym momencie, już nieco znużony (był późny wieczór), pomyślałem jednak: ile można? Przecież w mijającym tygodniu było mnóstwo innych ważnych, wartych komentarza wydarzeń. A tu ciągle Gross i Gross. Wyobraziłem sobie jak człowiek ten i jego apologeci zacierają ręce, bo znów są w centrum uwagi, bo znów wprowadzili J.R. Nowaka w stan wzburzenia. Red. Lis może liczyć na coś więcej jeśli ktoś w RM powie o Żydach (czy właśnie Grossie) choć jedno słowo za dużo, będzie materiał o polskim szalejącym ciągle w Toruniu antysemityzmie, jak znalazł. Wierni towarzysze - Hołub i Wiśniewska, permanentnie lustrują...Poza tym ten biedny mentalnie nienawistnik Gross to postać mimo wszystko odosobniona, wszak nawet Władysław Bartoszewski w jednym z wywiadów odciął się od jegomościa radykalnie...

Czy miałem podstawy tak myśleć? Wczoraj wieczorem być może; dziś rano - na pewno nie. Uświadomiła mnie o tym... niezawodna "Wyborcza". Przed chwilą zapoznałem się z najnowszą jej publikacją - taką z cyklu "tych niezapomnianych" (coś jak ten słynny tekst Cichego o powstańcach warszawskich, którzy zabijali z zimną krwią jakimś cudem zawieruszonych w Warszawie Żydów).

Tekst
ten to odtworzenie wywiadu, którego udzielili w Radio TOK FM prof. Barbara Engelking i dr Jan Grabowski. Ta pierwsza pani napisała dzieło pt. " "Jest taki piękny słoneczny dzień - Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942-1945", Grabowski stworzył ""Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945".

W obu publikacjach autorzy dowodzą, iż polska wieś w okresie II WŚ była siedliskiem niebywałego antysemityzmu, ślepej nienawiści dla Żydów. Wówczas na wsi mieszkało 70% obywateli okupowanej Rzeczpospolitej; stąd wniosek, że większość Polaków aprobowała zachowania nie tyle dyskryminujące wobec przedstawicieli narodu wybranego, co ich denuncjacje najeźdźcom. Wszystko akceptował Kościół Katolicki, który swym nauczaniem wzmagał stosunek chłopów-analfabetów do "Żydostwa".

Najpierw oczywista zapowiedź:

"Te książki trzeba przeczytać. Bez względu na cenę, jaką każdemu z nas, przyjdzie za to zapłacić. Bo wstrząsający obraz polskiej wsi - i jej mieszkańców - wyłaniający się z książek nie pozostawia obojętnym. Wojciech Tochman rozmawiał z autorami głośnych publikacji - prof. Barbarą Engelking i dr Janem Grabowskim - w audycji "Wrzenie świata" w TOK FM."

A teraz oddaje już głos naszym dzielnym "bohaterom":

Beata Engelking: Nasza wiedza o wsi polskiej pod niemiecką okupacją jest dalece niewystarczająca i dosyć jednostronna. Do tej pory zajmują się tą problematyką historycy z nurtu ludowego, który ma swój wyrazisty charakter i priorytety.(...)

70 proc. ludności II RP mieszkało na wsi. Mówimy więc o sporej większości społeczeństwa. Kim byli? To złożone pytanie. Wiadomo, że na wsi panowała bieda, że byli to w większości analfabetami. Prezentowali pewien charakterystyczny stosunek do świata i obcych - właśnie „izolację świadomościową” - było pewne wyobrażenie o świecie, w którym żyją. To wszystko, co było poza obrębem tego świata było zagrażające, obce, wrogie. Z tego wynikały różne napięcia i stosunek do obcych.(...)

(Na polskiej wsi było - przyp. chinaski) dużo wódki i Kościół ze swoją specyficzną nauką.

Wracamy do edukacji chrześcijańskiej, którą każdy w Polsce odebrał i słyszał od dziecka, że Żydzi zamordowali Chrystusa. A za grzech jest kara. Wydaje mi się, że warto powiedzieć o pewnym mechanizmie psychologicznym. Dużo łatwiej jest nam znieść cudze cierpienie, łatwiej zachować obojętność, jeżeli uważamy, że ktoś otrzymał coś na co zasłużył. To może więc być wtórna racjonalizacja."


Jan Grabowski: "Z dokumentów jakie przedstawiamy wynika dość jednoznacznie, że polska wieś była ujęta przez Niemców w karby paramilitarnej dyscypliny - rządzącej się swoimi prawami. Niemcy nałożyli pewnego rodzaju ramę na wcześniej istniejące instytucje. Potem żyły one niejako własnym życiem. A jeśli chodzi o mordowanie Żydów - włączając się w sposób uświadomiony lub nieuświadomiony - w niemiecki proces ludobójstwa. To trzeba powtarzać. Dotąd nie było to znane. Np. takie organizacje jak straże chłopskie, które dla ukrywających się były potwornym przekleństwem. A nie ma o tym ani jednego artykułu. Dalszych studiów wymaga np. to, jak zachowywała się Ochotnicza Straż Pożarna. My przedstawiamy różne przykłady - złe rzeczy się działy."

"W żydowskich relacjach pojawia się strach przed niedzielą. Ukrywający się u chłopów Żydzi - boją się niedzieli, chwili powrotu z nabożeństwa. Bo chłopi w tym momencie żałują, że trzymają zabójców Chrystusa pod własnym dachem. Wracają naładowani negatywną energią.(...)

Pewne cechy oczywiście się powtarzają. Jak policjanci którzy mają zwyczaj pokrzepiać się alkoholem przed mordowaniem, a z reguły po mordowaniu. To przypomina „maczeciarzy” z Ruandy, którzy biorą piwo o się krzepią."


Starczy.

Z obu książek, które promuje imperium Michnika, wyłania się mniej więcej taki obraz Polski (z lat 1939-1945): Większość Polaków - naszych przodków - to masa wiecznie zapijaczonych analfabetów, których nienawiść do Żyda była co niedziela "podrasowywana" przez jakiegoś wiejskiego klechę - ortodoksyjnego antysemitę. Chłopi zaskakująco łatwo przyjmowali hitlerowski dyktat: wiernie służyli Panom; szybko (w myśl reguły "Ordnung must sein!") stworzono wiejskie szwadrony śmierci (ich uczestników rekrutowano zapewne z paramilitarnej OSP), które "czyściły" wsie z "garbatych nosów". Nikt nie miał wyrzutów sumienia, wszak większość to wyjątkowi tępacy; nie mieli nawet świadomości swojego antysemityzmu.

Po takiej porcji "prawdy", jakże łatwo uwierzyć w świetność najnowszej publikacji Grossów, prawda?

Jest w tym wywiadzie także dyżurna porcja wyrzutów, bicia się w pierś. Prowadzący audycję, postępowiec pełną gębą W. Tochman stwierdził:

"Mam wrażenie, że "Jest taki piękny słoneczny dzień" i "Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945", to jedne z najboleśniejszych książek jakie przeczytałem w życiu. Kilkoro moich znajomych - ja również - zaczęliśmy lekturę od indeksu nazw. Z niepokojem, strachem. Szukaliśmy znajomych nazw. Bo jesteśmy wnukami polskich chłopów."


Ja też jestem wnukiem polskich chłopów. Tak, jak dziesiątki milionów moich rodaków. Za radą "Wyborczej", Grossów, Lisów i innych troszczących się o narodowe sumienie, powinniśmy prędko zasiąść do dzieł wybranych i wertować indeks nazw; z niepokojem, strachem...

Od "gówniarza" interesowałem się historią. Chętnie słuchałem wspominek dziadków, a także starszych członków mojej rodziny. Zwłaszcza wątek holocaustu był mi bliski, wszak przez całe lata 90 ten temat istniał w mediach, w szkole (vide indeks obowiązkowych lektur), w domu...

Pamiętam relacje z trzech wiejskich rejonów okupowanej Polski:

1) Kielecczyzna (Generalne Gubernatorstwo), moja ciotka (siostra dziadka) - młoda dziewczyna, która straciła przed wojną rodziców, której od początku było ciężko "jak cholera", sama w swoim domostwie ukrywała rodzinę żydowską. Kiedyś zapłaciłaby za to życiem: stała pod ścianą z wymierzonym w tył głowy pistoletem. Jakimś cudem uratował ją znajomy. Trafiła do obozu, straciła dziecko. Kiedy opowiadała o stosunku Polaków do Niemców - zawsze podkreślała, że był on wrogi, że wszyscy traktowali ich jak okupantów i ciemiężców. Wielu ratowało Żydów, istniał środowiskowy solidaryzm.

2) Pomorskie (wcielone do Rzeszy), moja babcia - tutaj stosunek do Niemców był znośny, młodzi żołnierze Wermachtu dobrze traktowali ludzi, w przeważającej większości nie eksponowali roli podbijających słabiutką Polskę. Częstowali dzieci cukierkami, czekoladą. mimo tej postawy tylko nieliczni ze wsi podpisali tzw. Volks- listę. Stosunek do Żydów był różny, istniały oczywiście w świadomości społecznej ich obrazki jako bogatych kupców; jednak nikt nie czuł potrzeby pomagać Niemcom; a tym bardziej samemu zabierać się za eksterminację Żydów!

3) Kujawy (wcielona do Rzeszy), mój dziadek - walczył w kampanii wrześniowej, dostał się do niewoli. Pozostali rodzice. W jego rodzinnej okolicy mieszkali Żydzi. Polacy przejawiali wobec nich w większość przypadków stosunek obojętny lub pozytywny. Nikt znany nie odważył się w jakikolwiek  sposób pomagać Niemcom w łapankach, nie mówiąc o zabijaniu. Ludziom było ciężko, wzajemnie sobie pomagali. Wspierali również partyzantów (zapewne z AK).

Nie spotkałem się z opinią, by w jakimkolwiek z omawianych rejonów, była miejscowość, gdzie dominował antysemityzm, gdzie pomagano w sposób jawny okupantowi, gdzie mieszkańcy chcieliby samodzielnie wymierzać Żydom "sprawiedliwość".

Przeczą tym tezom przede wszystkim publikacje naukowe traktujące o pomocy niesionej przez Polaków Żydom w trakcie II WŚ. Pomoc ta miała charakter MASOWY, mimo, iż była niezykle ryzykowna. Nieprzypadkowo władze Rzeszy właśnie w Polsce ustanowiły zapis, na podatawie którego za ukrywanie Żyda groziła śmierć Polakowi-pomocnikowi i całej jego rodzinie.

Nieprzypadkowo też władze AK nakazały karać śmiercią Polaków-szmalcowników.

Argumentów jest całe mnóstwo. Giną one jednak w natłoku kłamstw i kalumnii forsowanych przez wiadome koncerny medialne.

Zastanawiająca jest w tej całej sprawie postawa PSL. To przecież ta partia, o rodowodzie chłopskim, przedwojennym, powinna być w szczególny sposób zainteresowana obroną polskiej ludności wiejskiej oskarżanej o największe i najohydniejsze zbrodnie.
Ludzie wciąż mieszkający na wsi powinni sobie odpowiedzieć na pytanie (zwłaszcza, że wybory tuż, tuż), czy Pawlak rzeczywiście ma siłę przebicia, ma chęć i umiejętności by efektywnie przeciwstawiać się tej olbrzymiej kampanii dezinformacji i oszczerstw szkalującej ich rodzinne środowisko?

Wątpię.