Tusk i Rostowski odgrywają przed społeczeństwem teatr i drenują publiczną kasę.
W pewnym sensie politykę ministra finansów  Jacka Rostowskiego można porównywać z działalnością słynnego przedwojennego kasiarza Freda Kampinosa vel Szpicbródka.

Z tym, że wyjaśnijmy sobie raz na zawsze - Szpicbródka Rostowskiemu do pięt nie dorasta. Tamten potrafił okradać ludzi jedynie w przestrzeni, sobie współczesnych, natomiast obecny szef resortu finansów przenosi się w czasie i sięga po pieniądze następnych pokoleń.
W gruncie rzeczy "włamanie" do OFE (będę konsekwentnie używać słowa "włamanie") stanowi już ostatni występ współczesnego króla polskich kasiarzy. Bynajmniej nie nazywam w ten sposób ministra Rostowskiego, aby zaliczyć go do środowiska ludzi trudniących się działalnością rabunkową, ale napiętnować wyjątkowo szkodliwą praktykę, jaką obecny polski rząd uprawia. Trzeba powiedzieć sobie szczerze - w pewnym sensie jest to działalność rabunkowa i co najgorsze wymierzona w przyszłość Polski, gdyż zabiera ostatnie pieniądze następnym generacjom.


Dlaczego można stwierdzić, że położenie ręki na OFE jest ostatnim występem króla kasiarzy?                    Bo kasa państwowa jest już pusta. Król okazał się nagi. Już nie ma po co sięgnąć, ani czego wziąć. W ramach prowadzonej w zdumiewająco szybkim tempie prywatyzacji, oraz przejęcia dywidend od spółek Skarbu Państwa przejęto 50 mld zł. Kolejne 30 mld deficytu budżetowego starannie zakamuflowano w Krajowym Funduszu Drogowym. 20 mld zabrano z Funduszu Rezerwy Demograficznej, a więc sięgnięto po pieniądze pozostawione na tzw. czarną godzinę, które miały zabezpieczać nas na przyszłość.

Ostatnim "włamaniem" do "sejfu" finansów publicznych jest transfer 200 mld zł składek z OFE. Innych rezerw już nie ma. Polska została "oskubana" ze wszelkich możliwych oszczędności. Dlatego - choć notowania rządzącej Polską Platformy Obywatelskiej utrzymują się nadal na wysokim poziomie - wejście do OFE było już ostatnim (dramatycznym) występem Szpicbródki - króla polskich kasiarzy.
By żyło się lepiej (pseudoelicie)

Mija właśnie 10 lat od powstania Platformy Obywatelskiej - partii, która jak żadna wcześniej, oszukała polskie społeczeństwo.

Rodziła się wokół paradygmatu reform, etosu odnowy moralnej, sanacji państwa, odwoływała do najdonioślejszych liberalnych imponderabiliów, a w gruncie rzeczy - przy zastosowaniu efektownej PR-owskiej socjotechniki - poszła drogą Andrzeja Leppera. Wprowadziła elementy polityki populistycznej. Jednak w polityce słowa mają znaczenie, a wyborcy posiadają pamięć. Zawsze przychodzi taki czas, kiedy trzeba rozliczyć się ze składanych deklaracji, obietnic rzucanych w główny nurt opinii publicznej. W tym miejscu warto wejść na obszar innej (ale jakże pouczającej i dostarczającej życiowych przykładów dziedziny) i zacytować słowa jednego z piłkarskich trenerów: "boisko wszystko zweryfikuje".


Otóż minister Rostowski, jako przedstawiciel ekonomii, a więc nauki, która choć zaliczana do katalogu dyscyplin humanistycznych, jest w swej istocie również wymierna, musi wiedzieć, że pustosłowie krasomówców, polityczne wodolejstwo, łudzenie ludzi zostanie w końcu obnażone. Bo przyjdzie moment, kiedy trzeba będzie odpowiedzieć za rzucane tak łatwo w obieg opinii publicznej slogany. Ludzie - panie premierze Tusk i panie ministrze Rostowski (proszę wybaczyć mi, że się tak bezpośrednio zwrócę) - to nie są pionki, żeby nimi przesuwać po szachownicy. Z ludźmi trzeba się liczyć, to powinno być właśnie podstawowe przesłanie odpowiedzialnej polityki rządzących, etosu mężów stanu.


A tymczasem, co my w ostatnich latach - tych wybitnie partykularnych rządów PO-PSL - mieliśmy? Oszukiwanie społeczeństwa, łudzenie serc obywateli pięknymi hasłami, podsłuchiwanie dziennikarzy, wzmacnianie urzędniczej biurokracji, bo przecież rozmiarów administracji publicznej skutecznie nie ograniczono, utrudnianie życia przedsiębiorcom, sięganie po pieniądze przyszłych emerytów, gwałtowne piętrzenie długu publicznego i bezprecedensowy w całej historii III RP drenaż państwa z ostatnich rezerw.

W efekcie już nawet ci ekonomiści, którzy jeszcze do niedawna jakby afirmowali politykę obecnego rządu, dziś z grymasem zażenowania na twarzy kręcą głowami, inni zaczęli ostro krytykować w obawie przed utratą własnej wiarygodności, jeszcze inni zawstydzeni próbują ukryć się za parawanem milczenia, ale to milczenie jest wymowne i jakże wiele mówi nam o polityce, oraz jakości rządzenia obecnej elity. A będzie niestety jeszcze gorzej.


Wszyscy pamiętamy to optymistyczne, rodzące społeczne nadzieje hasło Platformy Obywatelskiej - "By żyło się lepiej, wszystkim". Sęk jednak w tym, że we współczesnej Polsce nie żyje się lepiej wszystkim. Żyje się lepiej wybranym. Są pewne uprzywilejowane kategorie społeczne, jakby wyciągnięte poza obszar społecznej sprawiedliwości, procedur partycypowania w procesie znoszenia ciężaru kreowania wzrostu gospodarczego, czy nawet idąc w tym rozumowaniu jeszcze dalej - uzurpujące sobie otrzymywanie (bez jakichkolwiek obiektywnych podstaw) więcej niż pozostali, nawet kosztem rosnącego permanentnie długu publicznego. Utrzymywanie archaicznego systemu emerytur - gdzie pewne grupy mogą dzielić budżetowe beneficja, podczas gdy reszta społeczeństwa cierpi w biedzie, a państwo tonie w deficycie - jest właśnie najbardziej jaskrawym przykładem polityki populistycznej. Dlaczego tego problemu się nie rozwiązuje? Bo rachunek polityczny dominuje nad rachunkiem ekonomicznym, pragmatyzm socjotechnicznej inżynierii jest ważniejszy od pragmatyzmu dobrze pojętego, odpowiedzialnego, nastawionego na rozwój państwa. Bo Tusk i Rostowski tyle mają wspólnego z ekonomią, co Kant z kanciarzami.
http://biznes.interia.pl/news/skok-na-ofe-ostatnim-wystepem-krola-kasiarzy,1589689


Świat obiegła informacja, że możemy zbankrutować.

To żółta kartka dla rządu za brak reform - uważa "Puls Biznesu". Za brak odwagi rządu zapłacimy wszyscy. Obsługa długu będzie coraz kosztowniejsza - dodaje gazeta.
Według "PB", pryska czar Polski jako zielonej wyspy na czerwonym morzu recesji. Rośnie za to prawdopodobieństwo, że spełni się obietnica premiera Donalda Tuska, iż Polska będzie drugą Irlandią. Obecny kontekst jest jednak zupełnie inny niż przed kilkoma laty, bo Irlandia boryka się ze skokowo rosnącym deficytem. Groźba niewypłacalności wisi też nad Polską - ostrzega gazeta.
http://finanse.wp.pl/kat,102634,title,CDS-y-strasza-Polska-idzie-na-dno,wid,13084827,wiadomosc.html