"NIE": Jarosław skonczy jak brat". Moje słowo do Platformersa

avatar użytkownika chinaski

Minęły niespełna 4 miesiące od tragicznych wydarzeń w łódzkim biurze poselskim pisowca J. Wojciechowskiego. Sprawca, krzycząc, iż chce zamordować J. Kaczyńskiego, z zimną krwią zastrzelił jednego mężczyznę, drugiego udało mu się "tylko" podźgać nożem...

Oczywisty od początku motyw zabójcy, przez wiele dni po tragedii, był "maskowany" przez wiadome media w sposób wyjątkowo haniebny. Dziś te same tytuły z pogardą piszą o "teoriach spiskowych" na temat katastrofy smoleńskiej; w przypadku kata M. Rosiaka były one -rzecz jasna- jak najbardziej dopuszczalne.

Pamiętamy wszyscy forsowanie tezy, jakoby celem eks- taksówkarza z Częstochowy był bohater opozycji (, a nie jakiś 3-planowy "moher", podstarzały fan Led Zeppelinów) - marszałek Niesiołowski. Nie było czasu na rzetelność dziennikarską, prostą weryfikację kłamstw Pana Stefana; z czołówek wszystkich wielkich mediów bił przekaz - ten mord to przypadek, sprawca "czatował" na jakiegokolwiek polityka; fakt, że poszkodowani zostali tylko PISowcy zaistniał w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności (czytaj: był wyrazem sprawiedliwości Najwyższego).

W dalszej mierze, kiedy okazało się, że jednak marszałek Niesiołowski był daleki od "otarcia się o śmierć", zaczęto reklamować wersję z "niepoczytalnością" sprawcy. Znana od dawna metoda: jak ktoś mówi/robi coś nie po naszej myśli, a wywodzi się z naszego środowiska/miał kontakt z nami, przypisujemy mu dyskredytującą go w oczach społeczeństwa chorobę psychiczną. Tak właśnie salon bronił się przed zarzutami Z. Herberta, enuncjacjami M. Cichego... Dziś okazuje się, że Ryszard C. miał pełną świadomość tego, co robił w łódzkim biurze PIS.

Jak to się stało, że tak bezprecedensowa w Polsce zbrodnia nie zdopingowała dziennikarzy do rzetelnego prześledzenia życiorysu zabójcy Rosiaka? Przecież wersja o wcześniejszym zaangażowaniu politycznym Ryszarda C. była w świetle ustaleń śledczych i mediów, czym podlegającym pierwszorzędnej weryfikacji. Tymczasem o członkostwie eks-taksówkarza w PO dowiedzieliśmy się wiele tygodni po zbrodni, z ust...J. Kaczyńskiego. Wydźwięk tej informacji był teraz niewątpliwie słabszy; znów partia Tuska miała "fuksa", czy może ktoś jej permanentnie pomaga zamiatać pod dywan, neutralizować niebezpieczeństwo w zarodku, moczyć kapiszony, etc, etc?

Dlaczego wracam do skandalicznego zachowania mediów w tej bulwersującej sprawie? Zdopingował mnie do tego artykuł w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".

"Impotent, samobójca, radykał znajdujący się między śmiesznością a szaleństwem – tak przyszłość Jarosława Kaczyńskiego widzą politycy lewicy i znani lewicowo-liberalni dziennikarze. Należący do Jerzego Urbana tygodnik „NIE” poprosił ich o odpowiedź na pytanie: „Jak skończy Jarosław Kaczyński?”"

i dalej:

"Odpowiedzi ponad 20 osób pismo publikuje na swojej pierwszej stronie. Niektóre są bulwersujące.

Byli posłowie Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot i Kazimierz Kutz zgodnie twierdzą, że Jarosław Kaczyński „popełni samobójstwo”. „Skończy w jakimś obłąkaniu” – przewiduje były premier Józef Oleksy.

Wtóruje mu poseł Jan Widacki (Demokratyczne Koło Poselskie SD): „Są dwie możliwości. Pierwsza to ta, że przejmie władzę. Druga, że nie wytrzyma napięcia i trafi jako pacjent tam, gdzie już od dawna będzie Macierewicz. Pierwsza też będzie końcem, bo również trafi do szpitala, ale niestety później”.


Jest tego więcej i więcej...

Kiedy dziennikarze "RZ" spytali "kolegów" z "NIE, czy podobny tekst szykują na temat D. Tuska, usłyszeli: "Nie planujemy niczego takiego."

W mediach czołowi, postępowi politycy, ludzie podobnoć kulturalni, nierzadko osoby odznaczone orderami Rzeczpospolitej, posiadający szacunek i posłuch społeczny, słowem- autorytety, forsują tezę o rychłej śmierci lidera opozycji. W najlepszym razie wróżą mu pobyt w zakładzie dla obłąkanych. Tak właśnie realizują swoje deklaracje z dnia zabójstwa Rosiaka o konieczności zakończenia politycznych pyskówek, antagonizowania społeczeństwa, szczucia na siebie wyborców.

Odbywa się to w piśmie czołowego klakiera junty gen. Jaruzelskiego, człowieka, który w sensie moralnym odpowiada za śmierć ks. Popiełuszki. Pamiętacie, cenicie pontyfikat Jana Pawła II, jego przywiązanie do ks. Jerzego, tysiące Polaków manifestujących sprzeciw wobec Urbana w dniu pogrzebu kapelana "Solidarności"?

Udajecie, że pamiętacie. Daliście się ograć ohydnemu, cynicznemu grubasowi-nihiliście, który dziś skuteczniej niż wtedy, za komuny, panuje nad waszymi umysłami. Teraz Wasz gniew nie jest kierowany wobec faktycznych miernot moralnych, ludzi małych, gardzących Polską i Polakami, naszą tradycją, solidarnością; dziś swoją ślepą nienawiść przelewacie na podłamanego śmiercią ukochanego barta, najbliższej rodziny, przyjaciół, faktycznych autorytetów człowieka. Człowieka, który mimo nieustannego medialnego niewybrednego linczu, ma siłę mówić im faktyczne "NIE!", nie poddaje się.


Można wiele zarzucać Kaczyńskiemu, nie zgadzać się z programem jego partii, politycznymi wyborami, wypominać koalicję z populistami: Giertychem i Lepperem. Nie można jednak odmówić mu cech oczywiście pozytywnych, godnych szacunku: umiłowania do ojczyzny, patriotyzmu, konsekwencji w działaniu, w poglądach, pamięci historycznej. Dziś trwa kampania mająca odebrać J. Kaczyńskiemu w oczach społeczeństwa - godności, człowieczeństwa. Szaleje jak kiedyś Urban i jego dawni "wrogowie" (dziś za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z Magdalenki - przyjaciele): A. Michnik, B. Komorowski, D. Tusk.

Jesteście skłonni walczyć z każdym przeciwko Kaczyńskiemu? Z moralnym zabójcą ks. Jerzego - Urbanem też? Jest granica tego szaleństwa?

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika idem

1. cham i bydlę na świeczniku

a celebryci obojga płci kłaniają mu się i podają mu rękę. Poczem idą między innych obdzielając ich obdarowanym smrodem. W całym powyższym tekście nie znalazłem słowa HONOR. Pojęcia niezależnego od wyznania i opcji politycznej. A określającego, czy mamy do czynienia z człowiekiem czy ze szmatą. Czytam natomiast poruszające apele do szmat właśnie, które to szmaty, z definicji szmaty, są zaimpregnowane od zrozumienia takich apeli. Jest to wysoce denerwująca naiwność i upór porozumiewania się w języku, którego druga strona nie rozumie. W każdym bowiem języku należy najpierw porozumieć się z adresatem apelu co do znaczenia słów, a dopiero potem oczekiwać reakcji.

 Idem