Widziałem, co żeś pił!

avatar użytkownika FreeYourMind

Kiedyś, w pierwszych latach transformacji, gdy posługiwaliśmy banknotami w wieloma zerami i każdy z nas był milionerem, S. Friedman wydał kasetę ze swoimi piosenkami. Jedna z nich opowiadała o gościu, co sobie wyjechał w delegację i "wyszalał się jak pies w studni", po czym wraca pociągiem, "ściągnął buty, wniebowzięty", tylko "przez sen wzdycha z cicha", bo  "jutro żona i fabryka". Nie o piosence chcę jednak pisać, lecz o jej zakończeniu - otóż, gdy już muzyka się wycisza, pojawia się głos konferansjera, który "żegna się z publicznością" i zaprasza do płacenia rachuneczków. No i dobudzają jednego klienta, który twierdzi, że zgubił teczkę. Konferansjer oburza się na tamtego i wyśmiewa go "jakąś ty teczkę miał, jaką teczkę?!", po czym pada koronny argument: "widziałem, co żeś piiiił!" 

Hasło to stanowi znakomitą syntezę peerelowskiej obyczajowości, która przetrwała w Polsce do dziś. Czasami mówi się "cham chamem na wieki wieków amen", ale "widziałem, co żeś pił" uważam za wersję o wiele nowocześniejszą i celniejszą.

No dobra, bo my tu gadu gadu, a jaki to ma z polityką związek, boć przecie głównie politykujemy w blogosferze. Otóż, ja tak się zastanawiam, czy my, tj. ludzie, którzy sądzili, że jakoś Polska się zmieni po "obaleniu komunizmu" nie jesteśmy w sytuacji tego obsztorcowywanego przez konfenansjera klienta. Czy nazbyt serio nie wzięliśmy całej tej maskarady i nie poczuliśmy się gospodarzami w domu, który wcale do nas nie należy i nie zabawiliśmy się na imprezie, na której wydawało się nam, że nie płacimy, ale gdy nastaje świt ktoś nam rachunek na stoliku jednak kładzie?

Tak się wczytałem wczoraj w znakomity wpis tada9 i tak sobie pomyślałem, że przecież cała ta III RP krzepnie i krzepnie, i końca jej wcale nie widać - i właściwie to równie dobrze ten bajzel może trwać przez następne 20 lat. Jaką właściwie można mieć gwarancję, że cała ta byznesowo-polityczna machina wzniesiona wraz z komunistami przez "demokratyczną opozycję" klęknie w końcu i w Polsce zapanuje normalny porządek społeczny, wypierając kulturę sterowaną? Jeszcze jak sobie człowiek wspomni ofiarę tylu Polaków, którzy chcieli Polski wolnej od komunistów, to jeszcze ciężej się na sercu robi, zważywszy na fakt, z jak wielką pasją komuniści dziś - po blisko 20 latach od "końca komunizmu" - są bronieni.

Dumałem i dumałem, ale stwierdziłem, że nie jest tak źle. Istnienie blogosfery jakoś przełamuje tę beznadzieję kulturową postkomunizmu, którego potęga zasadzała się przez długie lata na medialnym monopolu, w którym pięknie się różnili intelektualiści z Czerskiej z uczniami Rakowskiego. Blogosfera to nie są drukowane na powielaczach gazetki, których nakład zgarniała SB, przechwytując transporty. Blogi wystawione są na tym samym stoisku, co mainstreamowe media i np. funkcjonariusze "GW" mogą nas nie zauważać, ale przecież mnóstwo ludzi blogi czyta. Dzień w dzień. Gdyby zaś słowo nie działało jak miecz obosieczny (jak mówi Pismo), to przecież po 1989 r. (a dokładnie od kwietnia 1990, kiedy zniesiono cenzurę) pozwolono by na całkowite uwolnienie rynku medialnego, a przecież tak się nie stało.

Blogosfera jednak to nie wszystko. Mam wrażenie, że i część dziennikarzy zaczyna inaczej patrzeć na świat. Nie szukając daleko, niedawny tekst M. Rybińskiego, w którym autor wypowiada się otwarcie przeciwko wejściu do strefy euro. Czytam i oczom nie wierzę. Gdy były gorące miesiące przed referendum akcesyjnym, to poza jakimiś "niszowymi pisemkami prawicowymi", przysłowiowy pies z kulawą nogą nie ośmielał się w mainstreamie kwestionować zasadności wchodzenia Polski do UE i naraz się okazało, że wszelkie spory ideowe milkną wobec dogmatu, który nie podlega żadnej dyskusji. Żadnej, podkreślam. Ba, ludzie przyjaźnie zrywali, gdy się okazywało, że ktoś nie popiera akcesji. A dziś? Naraz ten i ów szanowany i popularny dziennikarz potrafi ostro skrytykować nawet UE. Jeszcze chwila, a ktoś w mainstreamie zacznie liczyć, ile kosztuje nas współtworzenie superpaństwa i stawiać kolejne kłopotliwe pytania.

Można by więc rzec, że nie jest tak źle. Zaraz jednak odzywa się gdzieś z kąta licho, że taki stan może być chwilowym wyłącznie rozregulowaniem mechanizmu. Zauważmy, jak się krzątają peokraci wokół mediów publicznych (zwł. radia), by zniknęli stamtąd prawicowi oszołomi - zobaczmy, jaki dance macabre odbywa się wokół IPN-u oraz jakie gromy rzucają na antykomunistów coraz to nowi obrońcy już nie tylko okrągłego stołu, ale i samej jaruzelszczyzny, której - wydawać by się mogło - po blisko 20 latach "nowej Polski" nie powinien bronić nawet R. M. Groński czy inni politsatyrycy z Bożej łaski. Innymi słowy, ta polana stanowiąca efekt wyrębu w postkomunizmie dokonanego przez kaczystów może szybko zarosnąć, jeśli establishment odzyska na tyle siły, by na nowo swoją szkółkę zatrutych drzew zasadzić.

Walka nie tylko nie ustaje, ale się nasila. Możemy być pewni, że nawet gdyby doszło do wyborczego zwycięstwa PiS-u i jeszcze jakiegoś ugrupowania antykomunistycznego, które powstałoby w międzyczasie, to cała maszyneria, która z jazgotem zadziałała w latach 2005-2007 uruchomiona zostanie na nowo dosłownie na jeden gwizd. Tego rodzaju zachowanie jest zrozumiałe, ponieważ antykomunizm traktowany jest wciąż jako "wroga ideologia", zaś antykomuniści jako ludzie "z lasu", kontrrewolucyjne elementy, które nie są w stanie przystosować się do wycieniowanej na szaro rzeczywistości. W rezultacie nieraz widzimy osobników, którzy jeszcze niedawno należeli do czołowych budowniczych peerelu, a dziś daliby sobie ręce odrąbać za III RP - co tylko potwierdza, do jakiego obłędu społeczengo udało nam się dojść.

Z perspektywy czasu wydaje się jednak, że rola blogosfery z wolna się zmienia. To nie jest już wyłącznie krytyka mediów i jakaś próba przywoływania dziennikarzy (zwł. tych łgających w żywe oczy) do porządku. Coraz częściej jest to swego rodzaju ruch intelektualny, w którym ścierają się rozmaite koncepcje rekonstrukcji Polski i kulturowego wyparcia postkomunizmu. Przeglądanie wypowiedzi wielu blogerów staje się zajęciem tak oczywistym i rutynowym, jak śledzenie coraz to nowych publikacji ulubionych felietonistów, naukowców etc. Dyskutując zaś, uczymy się patrzeć na polskie sprawy z różnych stron (pomijając lewacką, rzecz jasna, jako kompletnie fałszywą, to jasne), a więc - co też jest swego rodzaju postępem na przestrzeni lat - uczymy się przerzucać pomosty między najprzeróżniejszymi "środowiskami prawicowymi". To już nie jest tak, jak jeszcze było w latach 90., kiedy tworzyły się getta, które odsądzały od czci i wiary tych wszystkich, którzy do danego getta nie należeli. Mam nadzieję, że ten stan, w którym - przykładowo - zwolennicy wolnego rynku są w stanie spokojnie rozmawiać z solidarystami, będzie się pogłębiał.

Ale z kąta znowu się licho odzywa, że sprawa i tak jest przegrana, bo dyskutować to sobie można do końca świata, a tymczasem Polska i tak się już nie wyrwie z tego kieratu, w jaki została wciągnięta. No i tu jest licho wcale nie takie odległe od prawdy. Mieliśmy niedawno osobliwy pokaz nowego porządku świata obojętnego na zdroworozsądkowe dyskusje. Szykowały się spektakularne bankructwa rozmaitych wielkich instytucji finansowych, ale zostały one powstrzymane za pomocą spontanicznej pomocy rządowej, czyli z pieniędzy podatników.

Nowy porządek polega na tym, że jak zwykły burak cukrowy, który ma drobne przedsiębiorstwo stoi u progu bankructwa, to mu dobrzy wujkowie mówią z ekranów telewizorów, że takie są prawa wolnego rynku, że nie ma od tego odwrotu. Jednakże, jak ma paść wielka instytucja, która przeholowała ze spekulacjami na rynku finansowym, to dobrzy wujkowie mówią, że bankructwo takiej instytucji spowodowałoby niewyobrażalne następstwa i w ogóle Apokalipsę. Można więc podejrzewać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że zrośnięcie sfer biznesu ze sferami polityki zaszło już tak daleko, że tak jak "darczyńcy" wspierają rozmaite kampanie wyborcze, by następnie skutecznie lobbować w swoich sprawach (dla dobra ogółu, oczywiście), tak politycy potem odwdzięczają się "darczyńcom" i ich wspierają, by oni znowu mogli ich wspierać. No dobra, tak też świat może wyglądać, tylko niech nikt nam nie wciska kitu, że to się nazywa demokracja. Na tym jednak nie koniec. Potrzebne będą przecież nowe pieniądze od podatników, by znowu zasilić "instytucje pomocowe", zanim kolejny "zatrzyk finansowy" będzie trzeba komuś zaaplikować. I już słychać głosy na ten temat.

Polska w tym kontekście może najwyżej pełnić rolę gościa, któremu do rozsądku przemawia konferansjer za pomocą hasła, które przywołałem w tytule. Ale przecież mamy poczucie jakiejś niezgody na to, co nas otacza - i tak jak patrzyliśmy ze wstrętem na peerelowską rzeczywistość, tak na obecny porządek patrzymy z coraz większym zniechęceniem. Nie jesteśmy bezradni - blogowanie stanowi wyraz rosnącej siły intelektualnej Polaków. To już jest coraz poważniejsza sprawa. Może przynajmniej polską kulturę uda się jakoś zrekonstruować? Może to będzie jakiś punkt startowy do nowego państwa z prawdziwego zdarzenia?  

http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/100365,index.html

7 komentarzy

avatar użytkownika ckwadrat

1. Za dużo grzybów w zupie

Za dużo wątków w jednym tekście, jak na mój gust FYM-ie. Ale przybijam, bo tekst zawiera wartościowe spostrzeżenia na temat roli blogosfery politycznej.
avatar użytkownika Maryla

2. ten bajzel idzie w kierunku coraz gorszym

....ta III RP krzepnie i krzepnie, i końca jej wcale nie widać - i właściwie to równie dobrze ten bajzel może trwać przez następne 20 lat...... Nasz, polski bajzel stworzony przez nomenklature dla nomenklatury i mafii wchodzi w bajzel socjalizmu ojropy. Pomimo dobrej woli nie widze w mediach zadnej poprawy na lepsze, przykro mi. Co robić? PRACA U PODSTAW, CHOC CZĘSTO PRZYCHODZI ZNIECHECENIE.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

3. Potrzebne są takie ogólne refleksje

w spokojnym tonie, próba opisu z dystansu i obserwacje tendencji długofalowych ... Niewątpliwie aktywność obserwowana w blogosferze i ta nowa sfera wolności jest bardzo cenna i budzi rozmaite nadzieje. Nie do końca spełnia się życzenie Autora: "Mam nadzieję, że ten stan, w którym - przykładowo - zwolennicy wolnego rynku są w stanie spokojnie rozmawiać z solidarystami, będzie się pogłębiał." Nawet na Blogmedia24 - jeśli dobrze pamiętam - istniał przez jakiś czas baner "Najwyższego Czasu!", ale wkrótce zniknął - pewnie w ramach "pogłębiania dialogu" po prawej stronie. Szkoda - ważniejsze i bardziej opiniotwórcze są jak widać "Zeszyty Karmelitańskie". Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika ckwadrat

4. hPdP

Nie sądź bracie po pozorach. Baner "NCz" zniknął, bo po prostu zbyt szybko się pojawił. Zniknął po tym, jak ustaliliśmy w gronie założycieli zasady reklamowania się innych portali u nas. Nie może być tak, że będąc na rozruchu i utrzymając portal z własnych kieszeni robimy reklamę innym, bogatym witrynom. Ustaliliśmy po prostu, że banery będziemy wieszali na szeroko pojętych zasadach wzajemności. Czyli nie tylko wtedy, gdy inny portal powiesi nasz baner, ale też np. wspomoże nas w jakiejś akcji, interwencji itd. I tylko tyle. Jeśli uda nam się kiedyś dogadać z "NCz" odnośnie wymiany banerów czy innej współpracy, ich baner się u nas pojawi.
avatar użytkownika ckwadrat

5. PS. A propos "Zeszyty Karmelitańskie"

Nie wiem czy "Zeszyty Karmelitańskie" są bardziej opiniotwórcze niż "NCz". Ale przynajmniej jeśli chodzi o blogosferę, to zapewne tak, bo od wielu miesięcy regularnie drukują prawicowych blogerów.
avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

6. >> C^2

Tak już jesteśmy, że z braku innych danych wnioskujemy często na podstawie niepełnych informacji, często nie wiedząc nawet, ze są niepełne. W tym przypadku warto było podzielić się swoimi odczuciami, ponieważ: 1. otrzymaliśmy braterskie upomnienie - bezcenne :-) 2. uzyskaliśmy wyjaśnienie w sprawie meritum 3. zostaliśmy zachęceni do lektury "Zeszytów", co dotąd - tj. bez rekomendacji - nie miało miejsca. Same plusy. Warto pisać w Blogmedia24 ! Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika Emisariusz IV RP

7. FYM robi "swoje"

Prawdą jest jednak że blogosfera i w ogóle internet mają NAM (grupa IV RP czy RP) posłużyć do zebrania się w całość czy większe konstrukcje. Cały czas nad tym łamię głowę. Musimy mieć MEDIA DRUKOWANE i mam na to już szkic konstrukcji organizacyjnej, gorzej jest z finansami. Chyba trzeba kogoś w rodzaju Romana Kluski na START i grubej kasy zainwestowanej czy pożyczonej na doskonałych warunkach. Jest mi przykro że prawie w ogóle nie można liczyć na PiS i Prezydenta Kaczyńskiego, którzy grają SWOJE GRY. Tak nie zbudujemy IV RP. Musi być zjednoczenie zasobów. Musi być zrozumienie tej konieczności, albo PIS zamieni się w PC. Na co można liczyć? Na SIEBIE. Ktoś musi stać się koordynatorem, pisałem o tym niedawno. Możemy "użyć" do tego Mirka Domińczyka, bo jest do tego IDEALNY, ale co damy od siebie? Jak wykorzystamy DOGADANE, skłonne do współpracy media, organizacje, osoby, środowiska? No właśnie... nie jesteśmy gotowi na scalenie prawicy patriotycznej. Kiedy zmądrzejemy żeby było to realne? Gdzie macie stowarzyszenie blogmedia? Nie przeceniajmy internetu, zwłaszcza blogosfer, a tym bardziej naszej NISZOWEJ całkiem na tle gigantów. C2 czy dane o ruchu są tajne? Możesz zamieścić dane z lata, z czasów rozruchu? Zresztą czy to konieczne? Widać po ilości komentarzy że dobrze nie jest. ZŁA STRATEGIA PIJAROWSKA, zero marketingu. Nas nie ma. To co ja proponuję, to budowę MARKI i wokół niej swoistego koncernu, imperium medialnego jak GP, jak Radio Maryja, jak nasi wrogowie. Na pewno pełna nazwa "blogmedia24.pl" jest za długa. Może "bm24.pl"? I oparcie ideowe o PiS, o obu Kaczyńskich, ale także o niezależną prawicę, o ludzi SOLIDARNOŚCI jakich macie dzięki mnie żeby było to JASNE. Mowa o Mirku Domińczyku czy Annie Walentynowicz, która mogłaby się nie zgodzić na tak długi wywiad bez słówka Mirka. Może w ogóle odmówiłaby w złym czasie, kto wie. A Mirosław nie spadł tu z nieba sam. Namawiałem Go KWARTAŁ. Trzy miesiące. To jest klucz do największych legend WZZ, S, SW. Z kim chcecie mieć godzinny wywiad? I o czym? Załatwimy to razem od ręki. Nasz prawdziwy skarb to Mirosław Domińczyk, to klucz=OTWIERACZ (dla polityczni.pl z Marylą) do domów IKON, autorytetów. To klucz do IV RP jeżeli mam dobre przeczucia. PiS sam nie da rady, Prezydent Kaczyński przegra wybory - będę tego pewny po wygranej (oby nie) Obamy, więc jak im pomożemy? Jak naprostujemy ich zwichrowane ścieżki? Jak pogodzimy w łonie PiS zwolenników UE z eurorealistami, eurosceptykami? Zbudujmy stowarzyszenie na rzecz RP, zróbmy nową SOLIDARNOŚĆ, damy radę ludzie! Każdy z nas ma masę pomysłów! To musi i będzie to koalicjant PiS, inaczej zaryzykujemy niesłychaną klęskę sprawie IV RP. Na to nie idę, nie jestem debilem z UPR, czy LPR itd