Dziś chciałem napisać coś krytycznego na temat WOŚP, odechciało mi się po idiotycznym geście Palikota. Powtórzę więc oczywistą oczywistość, pointe tekstu, który już nie powstanie: Owsiak angażując się w tak ewidentny i prostacki sposób po jednej ze stron politycznego sporu w Polsce ( chciał traktować z "baśki" wszystkich IPN- owców, zwolenników lustracji, PISowców, etc), zdyskredytował  szczytną skądinąd akcję zbiórki pieniędzy na zakup sprzętu szpitalnego ratującego życie. I jeszcze kilka dni przez finałem, nie ukrywał zachwytu nad faktem "zdjęcia" programu J. Pospieszalskiego z anteny TVP. Szkoda słów...

Odniosę się do innego, ciekawszego wydarzenia absorbującego uwagę blogerów s24. Po wczorajszej scysji red. Warzechy z red. Sakiewiczem, dziś - w niedzielę - przyszła chwila opamiętania. Pan Sakiewicz wyciągnął dłoń do zgody: przeprosił publicznie felietonistę "Faktu"; przeprosiny zostały przyjęte. Sprawa zamknięta. Prawie.

Z nieco spóźnioną pomocą Warzesze przychodzi red. Zaremba. W efekcie mamy spory objętościowo tekst, opublikowany z "Rzepie". Spór na linii Warzecha-Sakiewicz potraktowano niezykle poważnie: najpierw zachwycał się nim portal gazeta.pl teraz tak obszerny tekst publikuje rp.pl (i jak mniemam jutrzejsza, poniedziałkowa "Rzeczpospolita"). Rywalizacja między dwoma największymi dziennikami w Polsce trwa; dobrze.

Nie jestem jednak pewien tego, czy cała sprawa służy interesowi Polski, dobru wspólnemu. Tragedia smoleńska ( a także jej didaskalia) miała na początku spowodować ogólnonarodowe opamiętanie, położyć kres wojnie polsko-polskiej, potem przynajmniej skonsolidować prawicę, teraz, widać to już wyraźnie - środowiska krytyczne wobec rządów PO, dzieli.

Zaremba o "Gazecie Polskiej" (, która swego czasu publikowała jego teksty) piszę dziś tak:

"Ale dziś, kiedy zyskała wpływ na jego decyzje, postawiła na monolit spajany emocjami. Żadnych dyskusji, żadnych prób doskonalenia obozu, co robiły tradycyjnie media prawicowe w krajach zachodnich, a po trosze i w Polsce. Kto nie z nami w stu pięciu procentach, ten przeciw nam. Tym razem wypadło na Warzechę i mniejsze znaczenie ma to, ile ma on racji, narzekając na posmoleńską polaryzację."

Tym razem Pan Piotr (, którego notabene bardzo cenię), w moim przekonaniu, idzie na łatwiznę. Być może jest to spowodowane poczuciem winy: w mniemaniu wielu Polaków (wiem, że wielu blogerów) "Rzepa", aktualny pracodawca red. Zaremby, zawodzi w misji - mówiąc bardzo ogólnikowo- wyjaśniania przyczyn tragedii z 10 kwietnia.
Ciężar tego naturalnego dla każdego ceniącego się, odpowiedzialnego periodyku zadania, przejęły -bądź, co bądź- niszowe NDz i GP. Przy całych swoich ograniczeniach, wywiązują się zeń bardzo dobrze. Jasne, zdarzają się wpadki, co oczywiście odnotowuje Zaremba, ale ogólnie wysiłek, odwaga redaktorów obu tytułów zasługuje na szacunek i wielkie uznanie.

Nie zauważyłem też, by w "GP" intensywnie atakowano innych prawicowych, czy centroprawicowych publicystów za to, że są zbyt "poprawni" odnośnie Smoleńska. Podobną postawę prezentują media o. Rydzyka; wielokrotnie spotkałem się tak z wyrazami uznania dla wielu dziennikarzy "Rzeczpospolitej" (np. Wildsteina, Gmyza, Ziemkiewicza).

Wczorajsza "wolta" Sakiewicza była zdarzeniem jednostkowym; byc może zbyt ostrym, choć nie sposób odmówić pewnych racji redaktorowi naczelnemu tygodnika "Gazeta Polska" - producenta i wydawcy filmu "Mgła".

  Zaremba wyraża również obawy przed radykalizacją radykałów:

"Możliwe też, że u samego finału środowiska chcące widzieć Smoleńsk jako "rosyjski spisek" (z zamachem w podtekście) posuną się jeszcze dalej. Wtedy tacy ludzie jak ja, wierzący, że katastrofa była następstwem splotu polskiego i rosyjskiego bałaganu, zbrodniczej bylejakości, ale niekoniecznie zmowy, zostaną ogłoszeni przez Macierewicza i Sakiewicza wrogami. Myślę, że takiego końca boi się Warzecha."


Sadze, że wniosek ten ( a może pragnienie?), że Macierewicz nazwie Warzechę i innych "umiarkowanych" wrogami, został wysnuty na podstawie komentarzy kilku radykałów zamieszczonych pod wpisem Sakiewicza lub Pana Łukasza na s24. Z całym szacunkiem do moim kolegów z blogosfery- Pan Macierewicz nie może za nich wszystkich odpowiadać. Jak na razie nie dał on podstaw do stawiania takich hipotez; uważam je za wyjątkowo niesmaczne. Szkoda, że tej klasy publicysta podważa, bez podawania jakichkolwiek argumentów, pozycje i kompetencje szefa parlamentarnego zespołu ds. katastrofy. Wiemy (sądzę, że zdaje sobie z tego sprawę również Piotr Zaremba), iż działalność Pana Macierewicza przyniosła wymierne efekty - zmusiła śledczych do zintensyfikowania działań, jego pierwsze wnioski na temat tzw. raportu MAK (tak wcześniej wyśmiewane) dziś są tożsame ze stanowiskiem premiera Tuska.

Zaremba, możliwe, że nieświadomie, podkłada się salonowi, gra zgodnie z regułami opracowanymi przez Michnika. By pretendować do miana publicysty "trochę niezależnego", który może liczyć - od czasu do czasu- na zaproszenie do takiej "Loży prasowej", trzeba odżegnąć się publicznie i stanowczo od "świra" Macierewicza. A ja pytam, co Macierewicz zrobił szkodliwego, szefując zespołowi parlamentarnemu ds. Smoleńska? W jakikolwiek sposób skompromitował się? A może samo nazwisko - zgodnie z dogmatyka michnikowską- działa jak płachta na byka?

Ale dopiero końcówka tekstu Zaremby mnie autentycznie zasmuciła:

"W ostateczności warto przypomnieć, że miał przed sobą inną drogę dla przecięcia smoleńskiego węzła: wygranie wyborów parlamentarnych. Jako premier przyszłego rządu, na przykład w koalicji z lewicą, miałby instrumenty, aby dobijać się wyjaśnienia katastrofy. Odrzucił tę metodę, choć w końcowej fazie jego kampanii prezydenckiej PiS sięgał w kilku sondażach 40 procent. A jego najgorliwsi wyznawcy nie mogą przecież rozumieć rzeczywistości lepiej niż on."

Znów, infantylny płacz za Migalskim, Kluzikową, Poncyliuszem, Kowalem. Pan Zaremba, pan Warzecha i kilku innych byłych(?) "PISowskich" (dziś PJN-owskich) dziennikarzy, zna się, może nawet przyjaźni, z tymi wielce sympatycznymi buziami. Z nimi się przyjemnie dyskutuje przy kawie, a zwłaszcza czymś mocniejszym; oni jednak o partyjnej robocie sensu stricte nie mają większego pojęcia. Mieli ambicje rządzić PISem niepodzielnie, zupełnie odcinając się od skrajnego, wiernego na 105% elektoratu żelaznego...I tak, sądzili, wygrają wybory.  Przecież swoją nieznośną megalomanią Migalski może śmiało rywalizować z samym rekordzistą Wałęsą.

I jeszcze jedno: sny o koalicji z lewicą. Już mam przed oczyma tajne spotkanie Kluzikowej z Millerem, który pisał tak niedawno podłości na temat ś.p. L. Kaczyńskiego i jego brata ("Jarosław Kaczyński powie, że na Wawelu Lecha Kaczyńskiego nie ma, bo zmartwychwstał"). Redaktorze Zaremba, naprawdę sądzi Pan, że Macierewicz pod rękę z komuchem Millerem mógłby skutecznie dobijać się wyjaśnienia katastrofy mającej miejsce na ruskiej ziemi?