13 grudnia 1981 r.

avatar użytkownika niezapominajka

13 grudnia 1981 r. nasza półtoraroczna córeczka obudziła nas o godzinie 7 rano,  wdrapując się  do naszego łóżka i...

13 grudnia 1981 r. - nasza półtoraroczna córeczka obudziła nas o godzinie 7 rano,  wdrapując się  do naszego łóżka i rozdając nam buziaki...radosne przebudzenie.

Mieszkaliśmy wtedy u mojej mamy. Razem z nami mieszkała też moja bratowa z bratankiem, który jest w wieku naszej córeczki. Brat odbywał zasadniczą służbę wojskową. Obudziliśmy się wszyscy  mniej więcej o tej samej godzinie.

Jest niedziela, bratowa próbuje zadzwonić, ale...telefon milczy. Moja mama, lekko zaniepokojona postanawia spytać sąsiada, czy coś mu wiadomo o awarii, w końcu jest milicjantem i zawsze się chwali, że wszystko wie! Sąsiad otwiera drzwi w mundurze i konspiracyjnym szeptem informuje mamę, że wprowadzono stan wojenny! Mama nie rozumie o czy on mówi! Sąsiad wychodzi do pracy, mama wraca do mieszkania i mówi, że sąsiad zwariował! 

Robię dla wszystkich śniadanie, mama z moim mężem i bratową próbują zdobyć informacje u innych sąsiadów. Mąż wraca z "wywiadu środowiskowego" z dziwną miną i przez zaciśnięte zęby mówi, że to nie sąsiad zwariował, ale nasze władze, bo wypowiedziały narodowi wojnę! Mama szepcze przerażona - "Jezus Maria, mój syn..." Ja nie mogę wydusić z siebie głosu, przytulam do siebie córeczkę i bratanka, po chwili dochodzi do mnie, że przyciskam ich zbyt mocno. bo oboje zaczynają płakać... Bratowa siedzi na krześle bez ruchu, ręce zaczynają jej drżeć, po chwili trzęsie się już cała... Chcę coś powiedzieć, ale z gardła wydobywa się charczenie...

Po chwili,  mama podnosi  się z fotela i zaczyna mówić spokojnym i cichym głosem... chce  uspokoić nas i ...siebie... 

Nie pamiętam reszty dnia....poza wieczorną rozmową z mężem, który pracował wówczas w jednym z największych zakładów we Wrocławiu i był, jak to dzisiaj się określa - "solidarnościowym trybikiem", więc zdawał sobie sprawę, że od 13 grudnia będzie już inne życie niż to, które wiedliśmy do tej pory...

Ja, myślałam z przerażeniem o naszej córeczce, która żyła tylko dzięki specjalnej diecie i lekom, a wojna, kojarzyła mi się z prześladowaniami, głodem, cierpieniem, brakiem leków i ...ofiarami...

W głowie powstawały obrazy, na których moja wyobraźnia malowała straszliwe sceny...

Ze wstydem przyznaję, że o bracie pomyślałam nieco później...ale pocieszam się, że tego dia miał kto o nim mysleć...

Słowa mojego męża sprawdziły się bardzo szybko, moje wyobrażenie o wojnie, również...bo dla mnie to był czas wojny! I ta wojna kształtowała nas wszystkich...

29 komentarzy

avatar użytkownika barbarawitkowska

1. A moja mama

z wpisem w dowodzie urodzona w ZSRR przez dłuższy czas trzymała na pawlaczu w tajemnicy dla każdego z nas spakowane węzełki z ciepłymi rzeczami i prowiantem. Ot, taki odruch.

avatar użytkownika niezapominajka

2. barbarawitkowska

Moja mama miała też taki wpis - urodzona w ZSRR...nigdy się z tym nie pogodziła i każdemu, kto miał w ręce jej dowód tłumaczyła, że to jakieś nieporozumienie z tym wpisem...
W naszym domu zawsze były "żelazne zapasy", czyli - suchary, konserwy, ryż, makaron...
Przydały się w czasie stanu wojennego.
Mam też takie "skrzywienie", chociaż czasy niby inne...

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika intuicja

3. a ja miałam wtedy 13 lat

liczba feralna, jak uważają niektórzy.

Będąc dzieckiem nie odczułam grozy sytuacji. Skupiłam się raczej na sprawach typu: czy będę miała dodatkowe ferie.

Wydaje mi się, że tamtego dnia oglądałam "Con amore", ale pewności nie mam...

pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika niezapominajka

4. Intuicja

Dzień wcześniej zepsuł się nam telewizor!
Mój mąż zaczął słuchać radia, ale dopiero po południu..
Całe szczęście, że w domu były małe dzieci, bo dzięki nim, bardzo szybko wróciliśmy "na ziemię"!
Następnego dnia, nasz znajomy naprawił nasze tv.

13 lat to piękny wiek! Żadna tam feralna 13!
Ludzie są feralni, a nie cyfry!
Całe szczęście, że nie czułaś grozy tamtych chwil...tak właśnie powinno być z dziećmi!

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika intix

5. A ja...

Nigdy nie zapomnę tego poranka...
Codziennie budziło mnie włączające się radio. /Miałam takie radio z budzikiem/.
Każdego poranka do moich uszu docierała przyjemna, budząca do życia muzyka.
Tego dnia... Nie byłam pewna, czy jeszcze śnię, czy to już jawa...
Nie wiedziałam co się stało... Ciężka, bardzo poważna muzyka...
Za chwilę usłyszałam dzwonek u drzwi. /Mieszkałam wtedy sama/.
Otworzyłam. W drzwiach stała zadyszana i zapłakana moja Mama...
Przybiegła do mnie po chwili, kiedy dowiedziała się sama...
Objęła mnie, zapytałam "Mamo, co się stało?"...  W odpowiedzi usłyszałam "Dziecko, kolejna wojna, ale nie bój się, Bóg nad nami czuwa, nie pozwoli nam zginąć, Polska żyć będzie"...
Spędziłyśmy ten pierwszy dzień na rozmowach, na rozważaniu jak teraz będzie, na smutnych wspomnieniach Rodziców z poprzedniej wojny i na wspólnej modlitwie...
A później.... Tak jak napisała Niezapominajka "...dla mnie to był czas wojny! I ta wojna kształtowała nas wszystkich..."
Nigdy jednak nie zapomniałam pierwszych słów Mamy, jakie usłyszałam tego dnia...

Pozdrawiam serdecznie:)
3-majmysię!


Takie były

avatar użytkownika niezapominajka

6. Intix

Twoja mama powiedziała piękne i napawające optymizmem słowa...

Moja mama zawsze wierzyła w opatrzność Bożą i była pełna optymizmu...ale tego ranka przybiła ją troska o syna...
Co prawda, po jakimś czasie zaczęła nas pocieszać, ale ja widziałam jej strach, bo w przeciwieństwie do nas, mama wojnę przeżyła i wiedziała, że spodziewać się może najgorszego.

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika ppor.Dub

7. Jestem na nocnej zmianie,mamy tam centralkę ,połączenia

automatyczne już z całą Polską,nagle o 00,00 połączeń nie ma,cholera,awaria czy co?było wtedy tak jak dziś,mróz i sporo śniegu.No dobra,dulczymy do rana ,rano na autobus i do miasta.Czy to ze zmęczenia,czy z innych przyczyn nie pamiętam już,o stanie wojennym dowiedziałem się około pół do 7 rano z ogłoszenia na drzewie.Poszedłem spać i tyle,po nocy byłem.Rano odpalam rubina a tam,pewien pan w mundurze czyta bajki,cóż,przekręciłem się na drugi bok i dalej spanie.wstaje na obiad a małżonka:Wojna,wojna!No to zjadłem ,ubrałem się i poszedłem na parking odśnieżyć skarpetę,tak sobie odśnieżam a znajomy do mnie:po co pan się męczysz?a ja na to :no kartki mam to se pojadę po benzynę.Dałem wtedy plamę jak cholera,bo CPN zamknięty.No to jak tak to poszedłem na miasto a tam,Jezus Maria i milicja łazi z Pm wz 43,i wojskowi w gumofilcach z Kałachami,i co rusz suki milicyjne,gaziki wojskowe,zatrzymują ,legitymują.No to z powrotem do chałupy i dawaj do radia ,Wolna Europa dopiero otworzyła mi oczy na dobre,stało się!Ale tam też były informacje mocno przegięte,o tych internowaniach na stadionach pod gołym niebem itp.Dopiero jak pojechałem na nocną zmianę dowiedziałem się dużo więcej,ponieważ ludziska dojeżdżali z promienia 50 km,to opowiadali jak tam u nich,dodatkowo na zakładzie zostali ludzie z zakładowej Solidarności,roznosili bibułę ,podnosili na duchu,ludzie byli naprawdę w szoku.Rozbicie strajku nastąpiło coś z tydzień po Nowym Roku,transportery i czołgi stały stały na leśnych drogach wkoło,pojawiły się coś koło 15 lub 16 grudnia,tak sobie stały,grzały silniki i czekały,to była wojna psychologiczna.Na szczęście u nas nie było ofiar.

avatar użytkownika Piotr Franciszek Świder

8. Przypomniałem sobie ten dzień

Jeśli znajdę czas, to jutro napiszę kilka zdań, jak to u mnie było.
Pozdrawiam

 

Piotr Franciszek

avatar użytkownika Andy-aandy

9. 13 grudnia o świcie —

obudziły mnie czołgi jadące mostem Poniatowskiego w kierunku Pragi...

A o planch wprowadzenia stanu wojennego przez komunistycznych bandytów w PRL — mówiły choćby takie dane jak to — że od zimy 1980 roku, budownictwo w PRL nie otrzymywało żadnych dostaw ocieplanych butów filcowych...

Wszystko zabierało wojsko...

 Andy — serendipity

avatar użytkownika niezapominajka

10. ppor.Dub.

Dziękuję za dołączenie do wspomnień...
Można powiedzieć - miał Pan szczęście, tak jak mój mąż, który już następnego dnia przeżył oblężenie swojego zakładu (zakład oczywiście "zmilitaryzowano"), strajk i ...pałki na grzbiecie i głowie!
Bo jak pomyślę o zamordowanych w Wujku, zmaltretowanych i internowanych...
Wtedy taki był miernik szczęścia!
Moja koleżanka była tego dnia u rodziny na dalekiej wsi, w której dzień wcześniej była awaria światła, drogi zasypało, a o stanie wojennym dowiedziała się po paru dniach...

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika niezapominajka

11. Piotr Francisze...

Będę czekać i chętnie przeczytam.

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika ppor.Dub

12. może im brakowało sił i środków?

a może zakład zbyt rozległy?od bramy do bramy coś z 5 km,na wydziały rozwoziły nas autobusy,ale co się odwlekło...

avatar użytkownika intix

13. Niezapominajka, ALL

"...Co prawda, po jakimś czasie zaczęła nas pocieszać, ale ja widziałam jej strach, bo w przeciwieństwie do nas, mama wojnę przeżyła i wiedziała, że spodziewać się może najgorszego."

Właśnie. Ja też widziałam przerażenie w oczach Rodziców, mimo pocieszeń.
Nasi Rodzice przeżyli wojnę...  Oni z doświadczenia, ja z historii i opowieści, nie wiedzieliśmy wszyscy co nas czeka, a mimo to ten optymizm...

3-majmy się!

avatar użytkownika niezapominajka

14. Andy-aandy

Czołgi zobaczyłam dopiero 14 grudnia, kiedy wyszłam z dzieckiem do lekarza...

Następne dni po 13 grudnia były tylko gorsze...
Bardzo szybko dowiedzieliśmy się, że przygotowania do stanu wojennego trwały od dawna...

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika niezapominajka

15. ppor.Dub.

Te siły i środki wystawiali tam, gdzie spodziewali się dużego oporu. A po tylu latach już wiemy, że mieli listy zakładów, w których były silne związki, a także listy osób, które uważali za "niebezpieczne".
Oni mieli to bardzo dobrze rozpracowane, w końcu agenci nie próżnowali...

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika niezapominajka

16. Intix

Moja mama bardzo dobrze pamiętała czas wojny, miała 7 lat jak się rozpoczęła, a w takich warunkach dzieci szybko dojrzewają
Ale powiedziała mi, że czas stanu wojennego przeżyła w "gorsecie strachu", bo lęk o bliskich jest bardziej paraliżujący, niż lęk o własne życie.

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika barbarawitkowska

17. Andy

Ja rano pomyślałam , że zepsuł się telewizor i pojechałam jak w kazdą niedziele z Grochowa tramwajem na Okólnik ćwiczyć, ale uczelnia była zamknieta bez żadnego ogłoszenia dlaczego. Jak wracałam na moście zobaczyłam czołgi i moja pierwsza myśl, że pewnie jakiś film kręcą. A potem w domu mama powiedziała, ze jak będą wywozić to ja pierwszą, bo ma wpis w dowodzie, że jest urodzona w ZSRR (chociaż tyle z tej dwudziestoletniej wolności, że to sie zmieniło). Pamiętam, że w pierwszych dniach nocami od strony Olszynki Grochowskiej słychać było serie pojedyńczych strzałów i trudno było oprzeć sie wrażeniu, że być może rozstrzeliwują ludzi. Pamietaliśmy wszyscy jak ciotka, która mieszka w Gdyni opowiadała o 70-tym roku, jak zakopywali trupy w lasku i że część marynarzy wywieżli do Rosji. Do dziś nie jestem pewna czy to tylko udzielała się atmosfera napięcia czy też nie było w tym jakiejś cząstki prawdy.

avatar użytkownika amarietta

18. byłam wtedy w trzeciej klasie podstawówki

i z tej perspektywy mam kilka wspomnień:

pierwsze takie, że mama była bardzo zdenerwowana a my, dzieci, zdezorientowani - nie było teleranka, za to jakiś gość w okularach p/słonecznych cały dzień występuje i do szkoły nie wolno iść (a ja miałam mieć geometrię: przybory kupione, ciekawie się zapowiadało, a tu klapa, stan wojenny); do tego tato był u rodziny na wieś po wyroby mięsne...na szczęście wrócił bez kłopotów

drugie: starsza koleżanka powiedziała, że na ulicy będą sprawdzać legitymacje dzieciom i dowody dorosłym; bałam się wyjść sama z domu przez jakiś czas, bo legitymacji nie miałam (wyrabiali je wtedy dzieciom w drugiej połowie trzeciej klasy)

avatar użytkownika niezapominajka

19. barbarawitkowska

Jak długo nie będzie wyjaśniona prawda o ilości zabitych w 70 r na Wybrzeżu, tak długo nie uwierzę, że żyjemy w demokratycznym kraju.
Mamy tylko pozory demokracji, a i to bardzo iluzoryczne.
Jeżeli prawdę o tamtych wydarzeniach trzyma się w ukryciu, to jak można wierzyć, że jesteśmy wolni?
Słyszałam wiele relacji z 70 r. od ludzi, którzy wówczas tam mieszkali, lub mieli tam rodziny i ich opowiadania różnią się drastycznie od tego, co się nam podaje jako prawdę.

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika niezapominajka

20. amarietta

O braku teleranka, dowiedziałam się od córki sąsiadki, która chodziła wtedy do pierwszej klasy...
Zapukała do naszych drzwi w przeświadczeniu, że w naszym telewizorze teleranek będzie!
Widząc jej zawiedzioną minkę, dałam jej kredki i książeczkę do malowania. I tak zapamiętała ten dzień!
Widok smutnych, dziecięcych twarzyczek zdarzało mi się widzieć wówczas często...i to mnie bardzo przygnębiało.

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika Rebeliantka

21. Dowiedzieliśmy się rano

Mieszkałam wtedy w Hotelu Asystenta, bo pracowałam na uczelni.

Włączyliśmy rano radio, a tu nie ma Mszy Świętej,

Potem TV i Jaruzelski z dziwnym przemówieniem.

Najpierw zaskoczenie, a później reakcja: to się im nie uda, naród zacznie budować struktury podziemne. Potem rozmawialiśmy już głównie o tym.

W styczniu zmarł mój dziadek, przedwojenny oficer, uczestnik Powstania Wielkopolskiego i wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920 oraz kampanii wrześniowej. Organizacja pogrzebu - ze strasznymi komplikacjami. Większość rodziny i znajomych nie dojechała - nie dostali przepustek, a niektórzy nawet telegramów. My wnuki z najwyższym trudem otrzymaliśmy zezwolenia na przejazd (mieszkaliśmy 400 km od miejscowości, gdzie dziadek umarł). Pożegnanie było zatem symboliczne.

W tamtych latach były też problemy ze zdobyciem lekarstw dla mojego ojca, który poważnie chorował na serce. Zajmowało mi to mnóstwo czasu, niejednokrotnie stałam całą noc pod punktami pomocy, gdzie rozdawano medykamenty z tzw. darów.

To był podły czas. Ktoś, kto próbuje go usprawiedliwiać, to sprzedawczyk. Nie ma na to innego słowa.

Rebeliantka

avatar użytkownika niezapominajka

22. Rebeliantka

Mieliśmy w rodzinie podobną sytuację do tej, którą Pani opisuje.
Miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego zmarła siostra mojej babci, jej serce nie wytrzymało lęku przed kolejną wojną...
Takich ofiar stanu wojennego nikt nie liczył i pewnie nie policzy...

Każdy dzień stanu wojennego, był codzienną walką o przetrwanie.
Wiem ile wysiłku, przebiegłości, a nawet odwagi, potrzeba było wówczas, by zdobyć leki i preparaty ratujące zdrowie i życie...
Wiem, jakim obciążeniem było wykarmienie bliskich, a zwłaszcza dzieci...
Wiem, co to jest nieustający strach o bliskich...

I też nazwę sprzedawczykiem każdego, kto usprawiedliwia te czarne lata naszego życia...

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika barbarawitkowska

23. Mama mojej koleżanki

urodziła martwe dziecko we własnej łazience z braku pomocy lekarskiej , spowodowanej brakiem telefonów. Pewnie nie da sie tego policzyć.

avatar użytkownika barbarawitkowska

24. Mama mojej koleżanki

urodziła martwe dziecko we własnej łazience z braku pomocy lekarskiej , spowodowanej brakiem telefonów. Pewnie nie da sie tego policzyć.

avatar użytkownika Robert Helski

25. Trudne chwile.

Odbierałem jagnięta od kocących się właśnie owiec.
Kiedy przyszedłem do domu ledwie żywy, matka i ojciec siedzieli w kuchni i zastanawiali się kiedy do nas przyjadą. Dzięki zimie i całkowitemu zablokowaniu dojazdu mieliśmy dużo czasu.
Wieczorem do następnego rana objechałem wierzchem wszystkich znajomych w promieniu 30 km. Dotarli do nas po tygodniu, ale już nie było po co.
Robert Helski

Są rachunki krzywd, których żadna dłoń nie przekreśli

avatar użytkownika niezapominajka

26. barbarawitkowska

Niestety, nie da się policzyć wszystkich ofiar stanu wojennego...
Takie tragedie zdarzały się każdego dnia...
Nieczynne telefony, godzina policyjna, trudności z benzyną i obostrzenia w przychodniach zdrowia, szpitalach, pogotowiach ratunkowych, brak leków...to tylko mały wycinek, ale o ogromnym znaczeniu dla życia...
A jak dodamy do tego częsty brak energii, węgla, braki zaopatrzenia w podstawowe artykułu spożywcze, to można sobie wyobrazić ogrom tragedii ludzkich.

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika niezapominajka

27. Robert Helski

Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej, jak właśnie wtedy, marzyłam by wyprowadzić się na wieś!
Nawet braliśmy taki scenariusz pod uwagę, ale przewlekła choroba córki i konieczność częstych wizyt u specjalistów, spowodowały, że zostało to w sferze marzeń...
Pogoda Panu sprzyjała i nie tylko Panu, bo podobne historie słyszałam od wielu "szczęściarzy"!
Co prawda, cały ten czas był jednym wielkim nieszczęściem, ale miło było słuchać o tego typu dobrych losu zrządzeniach...bo dawały nadzieję, że ten system jest "dziurawy" i pewnego dnia runie!

Pozdrawiam serdecznie;))

avatar użytkownika barbarawitkowska

28. Niezapominajka

obecny system też za chwilę runie. Wystarczy tylko dotknąć małym paluszkiem , że stracil jaką taką równowagę. Pozdrawiam.

avatar użytkownika niezapominajka

29. barbarawitkowska

I podejrzewam, że wtedy poleje się krew...
Ludzie mają więcej wymagań i więcej do stracenia niż my wtedy!
Obym się myliła w swoim czarnowidztwie!

Pozdrawiam serdecznie;))