Niemiecki obóz koncentracyjny i zagłady Kulmhof

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

           Sześćdziesiąt lat temu w dniu 8 grudnia 1941 roku utworzono na terenach Reichsgau Wartheland, Warthegau w języku polskim "Kraj Warty" w miejscowości Kulmhof  w języku polskim Chełmno nad Nerem a właściwie w pobliskich lasach Żuchowskich, niemiecki, nazistowski  obóz zagłady dla Polaków, Żydów, Cyganów i innych nazwijmy ich kochających inaczej.
    Obóz zagłady nazywał się,  SS Sonderkommando Kulmhof, Vernichtungslager Kulmhof, Kulmhof an der Nehr
 Kulmhof, Chełmno nad Nerem, to wieś gminna, cicha i spokojna leżąca w poblizu lasów. Tutaj Niemcy postanowili stworzyć obóz zagłady dla tubylców Polaków z Powiatów Kolskiego, Konińskiego Tureckiego, województwa łódzkiego oraz Żydów z Ghetto Litzmannstadt, Łódź, które powstało 8 lutego 1940 roku na podstawie zarządzenia szefa policji niemieckiej  w Łodzi Johanna Schäfera.
Moim zdaniem niemiecki, hitlerowski  obóz zagłady w  Kulmhof , był pierwszym niemieckim obozem zagłady w  Warthegau ,"Kraj Warty" czyli części zachodniej rdzennych ziem Rzeczypospolitej Polskiej wcielonych do Das Dritte Reich lub Großdeutsches Reich,  III Rzesza lub Wielka Rzesza Niemiecka. Wielkopolskę wcielono do Rzeszy dwoma dekretami Adolfa Hitlera  z 8 i 12 października 1939 roku. Dekrety te były  sprzeczne z ratyfikowaną przez Niemcy Konwencją haską  z 18 października1907 roku
 
 

 

 O utworzeniu obozu prawdopodobnie zadecydowali miejscowi niemieccy notable. Obóz utworzono w  celu likwidacji Polaków z Ruchu Oporu, inteligencji, ziemian, oraz  w kwestii ostatecznego "rozwiazania kwestii Żydowskiej"die Endlösung der Judenfrage", których szczegóły opracowano w Berlinie  w willi  Wannsee, 20 stycznia 1942 .
 Moim zdaniem rozkazy do utworzenia obozu koncentracyjnego w Kulmhof  wydał, Arthur Karl Greiser, Obergruppenführer SS, namiestnik Rzeszy w Kraju Warty, przedtem prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańsk Człowiek urodzony w mieście Środa Wielkopolska.
 Autor tego tekstu był świadkiem wykonania wyroku śmierci przez powieszenie Artura Greisera na stokach Cytadeli Poznańskiej - Fort Winiary. Wyrok przez powieszenie był wykonywany publicznie.
 Heinz Rolf Höppner, pisał w swoim  liście  z 16 lipca 1941 kierowanym do Obersturmbannführera SS  Adolfa Eichmanna w Berlinie. Niemiecki, hitlerowski obóz masowej zagłady w Kulmhof , był bardzo prymitywny w porównaniu do niemieckiego koncernu śmierci koncentration lager Auschwitz-Birkenau. Więźniów przywożono do starego dworku w Kulmhof. Tam kazano skazanym na śmierć, rozebrać się pod pozorem kąpieli. Następnie, ładowano więźniów do specjalnych cieżarówek,celem przewiezienia do miejsca pochówku w Lasach Żuchowskich.
 W trakcie przewozu uruchamiano specjalną armaturę, która doprowadzała gazy spalinowe do ładowni samochodu. Trasę pokonywano w około 15-20 minut w tym czasie wszyscy transportowani więźniowie ginęli. Do Kulmhof  przywożono Polaków, Żydów z Łodzi  bydlęcymi wagonami do stacji Koło, gdzie przesiadali się do kolejki wąskotorowej. Część więźniów prowadzono z Koła pieszo.
 W lasach Żuchowskich więźniowie kopali rowy długości około 250 metrów. Pierwszymi więźniami byli miejscowi Polacy działający w Ruchu Oporu. Żydzi z  Ghett: Koła, Dąbia, Konina, Izbicy Kujawskiej, Kłodawy. Po jakimś czasie zwłoki złożone w rowach zaczęły się rozkładać, wydając nieprzyjemny zapach i zapadać się.
 Latem 1942 roku Niemcy rękoma żydowskich więźniów zaczęli rozkopywać rowy ze zwłokami i palić je w prymitywnych polowych krematoriach.
 W dniu 8 marca władze niemieckie z Namiestnikiem Kraju Warty, Obergruppenführer SS, Arthurem Karlem Greiserem w kolskiej restauracji " Riga" na "wyspie", postanowili obóz zlikwidować.
 W dniu 7 kwietnia 1943 roku wysadzono w powietrze stary pałac we wsi Chełmno, oraz polowe piece krematoryjne zlokalizowane w lesie Żuchowskim. Tak zakończył sie I etap istnienia niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady  w Kulmhof.
 
  Drugi etap rozpoczął się wiosną- latem 1944 roku. Wiosną 1944 roku powróciła do niemieckiego obozu załoga Sonderkommando. Tym razem w lesie żuchowskim zbudowano baraki, gdzie do czasu ekzekucji przetrzymywano więźniów, Metody uśmiercania były takie same jak w pierwszym etapie. W wyniku ofensywy sowietów , w styczniu Niemcy zaczęli likwidować obóz.Ostatnią egzekucję dokonano w nocy z 17 na 18 stycznia. Zamkniętych więźniów w spichrzu dworskim wyprowadzano piątkami i zabijano strzałem w tył głowy. Zdesperowani więźniowie zabarykadowali się w spichrzu. Z obozu udało się zbiec kilku więźniom.
 
Byli to: Mordechaj Żurawski z Włocławka,
 Michał Pochlebnik z Kola,
 Szymon Srebrnik z Łodzi  mający lat 15 .  
   Śledztwo prowadzone po wojnie przez polskiego sędziego Władysława Bednarza z Sądu Okręgowego w Łodzi odsłoniło wiele szczegółów z historii istnienia obozu. Przede wszystkim ustalono technikę zabijania w samochodach-komorach gazowych. Wyjaśniono też budowę tych samochodów (Spezialwagen), określono wygląd, budowę i funkcjonowanie pieców krematoryjnych.
Obsługa obozu składała się z kilkunastu SS-manów oraz kilkudziesięciu żandarmów. Podzielona była na komanda: "Hauskommando" funkcjonujące we wsi oraz "Waldkommando" działające na terenie lasu Żuchowskiego. Pierwszym komendantem obozu był SS-Hauptsturmführer Herbert Lange, a od marca 1942 r. aż do likwidacji obozu - SS-Hauptsturmfürer Hans Johann Bothmann. 
  W latach 1962-1965 toczył się w RFN proces jedenastu zbrodniarzy z Chełmna.
 
 Sąd skazał: Gustawa Laabsa, Waltera Burmeistra, Aloisa Häfele na 13 lat więzienia ; Kurta Möbiusa - na 8 lat; Karla Heinla - na 7 lat. Trzech innych: Friedricha Maderholza, Wilhelma Heukelbacha i Wilhelma Schulte na 13 miesięcy i dwa tygodnie więzienia. W stosunku do 3 pozostałych: Heinricha Bocka, Antona Mehringa i Aleksandra Steinke - sąd zrezygnował z wymierzenia kary. W innym procesie skazano Gustawa Fiedlera na 13 miesięcy i 2 tygodnie więzienia.   Po wojnie skazano dwóch członków załogi Sonderkomando  Kulmhof. Byli to Walter Piller i Hermann Gielowa.
 Nigdy nie udało się ustalić dokładnej liczby straconych, zamordowanych w bestialski sposób więźniów. Według Sędziego Bednarza z Sadu Okręgowego w Łodzi w obozie zagłady  Lager Kulmhof zginęło około 160 000 do 200 000 więźniów  w tym dzieci z Czeskich Lidić i dzieci z Zamojszczyzny.    
  

 

 

 

7 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. w sieci są filmy o SS Sonderkommando Kulmhof

Śladami Przeszłości, Chełmno n. Nerem cz. I

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Dziękuje za film z przeszłości obozu zagłady w Kulmhof an der Nehr i dzisiejszej rzeczywistości w Chełmie nad Nerem.

W filmie jest trochę błędów, ale nie mających żadnego znaczenia.
Najtragiczniejsze są losy dzieci z Zamojszczyzny i czeskich Lidic.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

3. Szanowny Panie Michale

"Najtragiczniejsze są losy dzieci z Zamojszczyzny i czeskich Lidic."

Jest jeszcze jeden "dokument" z Szymonem Srebrnikiem z Łodzi , ale jest nakręcony przez antypolskiego Zyda, więcej propagandy, niż faktów, więc nie dałam tutaj.

pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Ja wiem kim był Szymon Srebrnik,wymieniłem go w swym eseju jako jednego z trzech uratowanych.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Jacek Mruk

5. Szanowny Panie Michale

Szanowny Panie Michale
Zbrodniarze od zbrodniarzy mordu się uczyli
A potem na siebie się boczyli
Teraz znowu wchodzą w komitywę
A mordowanych rodacy , czeszą im grzywę
Widocznie kochają swoich rodaków, morderców
A może sami wyjdą na ludożerców
Bo masochizm to dziwne uczucie uważam
Lecz także inne aspekty rozważam
Wszak ci co cierpienia doznali w przeszłości
Nie są sami zdolni do miłości
Widać po ich zachowaniu do Polaków
A także mordowanych Palestyńskich dzieciaków
Nauka mordowania widać weszła im w krew
Wielu to pokazało, gdy w Polsce był ruski chlew
Potem znaleźli opiekę od zdrajców Polski wielokrotnie
Teraz jak ich słyszę to robi się mnie wymiotnie
Pozdrawim

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

6. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

7. arch./- Tragedia Dzieci

zdjecie

arch./-

Tragedia Dzieci Zamojszczyzny

http://www.naszdziennik.pl/mysl/60735,tragedia-dzieci-zamojszczyzny.html

Pisane rankiem 26 sierpnia 2013 r.

Nie spałem tej nocy. Czy młode pokolenie Polaków może uwierzyć, że
powodem bezsenności mogą być wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat?

Nie miałbym odwagi opisywać tamtych wydarzeń w książce pt. „Moje
Mokre” ani czynić tych zapisków, gdyby wydarzenia dotyczyły tylko mnie
lub były jednostkowe.

Wczoraj w moim telefonie zadźwięczał głos, który mnie zadziwił od
pierwszych słów: – Czy to mieszkanie państwa Hałasów? – Tak
–odpowiedziałem krótko.

– Czy może rozmawiam z Józkiem? – Tak – odpowiedziałem krótko.

– Czy może rozmawiam z Józkiem? – Tak – powtórzyłem, a jednocześnie
próbowałem zidentyfikować głos, który brzmiał obco, mimo użycia mego
imienia i to w brzmieniu używanym wobec mnie tylko w mojej wsi. –
Nazywam się Ryszard A., dzwonię ze Szwecji.

O! Rysiu! wiele razy myślałem o tobie, a jeszcze częściej o Stefanie,
twoim bracie. Ty byłeś ode mnie młodszy, pewnie ze dwa lata. Stefan
starszy ode mnie, pewnie też o dwa lata, bardzo mi imponował
urozmaicaniem naszych zabaw.

– Dzwonię, żeby ci podziękować za książkę „Moje Mokre”. Nie tylko za
to, że opisałeś naszą wieś i jej wojenną gehennę, ale że przeciwstawiłeś
się fałszowaniu historii przez Erikę Steinbach. Ona chce ukazać Niemców
jako główne ofiary ostatniej wojny, a przesiedlenie ich na mocy decyzji
Roosevelta, Stalina i Churchilla określa mianem wypędzonych –
oczywiście przez Polaków. Chce ukryć winę Niemców nie tylko za wywołanie
barbarzyńskiej wojny, ale także za wysiedlanie polskiej ludności z
Pomorza, Wielkopolski, Śląska, a w końcu za pacyfikację Zamojszczyzny.

Polacy wypędzeni

– Powiedz mi – pyta Rysio – jaki był odzew w Polsce, jakie reakcje na twoją książkę?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że żadne. Było spotkanie w Mokrem –
przypominające wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat, podobne w
Sitańcu. Przy tych okazjach słuchacze otrzymywali książę, którą zresztą w
niewielkim nakładzie wydałem na własny koszt. Były spotkania z
czytelnikami w Zamościu, w szkołach, m.in. w liceum, a także w gimnazjum
w Żdanowie. O książce pewnej lipcowej niedzieli mówił, a nawet cytował
jej fragmenty, ojciec Tadeusz Rydzyk w Radiu Maryja – i to wszystko.

Media o szerokim zasięgu nie zainteresowały się książką ani okrągłą
rocznicą wydarzeń sprzed 70 lat. Rok obfitował w rocznice, media długo i
wiele pisały o matce nieszczęsnej Madzi i innych bulwersujących
czytelników wydarzeniach, ale o pacyfikacji Zamojszczyzny chyba tylko
lokalnie.

W świadomości społecznej, tej szerokiej, można odszukać ślady
zbrodniczej akcji niemieckiej w haśle „Dzieci Zamojszczyzny”. Jednak
samo hasło to za mało. Chociaż gdyby zaistniał jedynie akt odbierania
dzieci, on sam byłby wystarczającą zbrodnią, popełnioną nie tylko na
dzieciach, ale także na ich rodzicach. Jednak później dzieci te, które
były pozbawione jakiejkolwiek opieki, podobnie jak niedołężni starcy,
skazane były na przebywanie w baraku – stajni i na spanie na zgniłej
słomie rozrzuconej na gołej ziemi, pełnej błota od deszczu i ich
własnych wydalin wywołanych biegunkami po zupie z brukwi – co było
przyczyną ich chorób i wymierania. Ich martwe, bezimienne ciałka
wrzucano na chłopskie wozy i ledwie okryte wywożono z terenu obozu do
wspólnego dołu. Te, które pozostały przy życiu, po pewnym czasie
ładowano do bydlęcych wagonów i wywożono w nieznane. Te z nich, które
mimo siarczystych mrozów wytrzymały tę podróż, uratowane w okolicach
Warszawy przez kolejarzy i okolicznych mieszkańców przeniosły wiadomość o
tej tragedii w głąb Polski. Inne nie miały aż tyle szczęścia i zostały
przeznaczone do zniemczenia. Tylko nieliczne z nich powróciły do Polski.

Czy naród niemiecki zachował pamięć o tej zbrodni i czy może nadal za nią przeprasza jej żyjące jeszcze do dziś ofiary?!

Niemcy, a nie naziści

Dzieci Zamojszczyzny to jednak tylko część ofiar zakrojonej na szeroką skalę pacyfikacji ziemi zamojskiej.

Tej zbrodniczej akcji towarzyszyły okoliczności chyba
dramatyczniejsze od poprzedzających je wysiedleń. Uzbrojeni Niemcy,
zazwyczaj w nocy albo na granicy nocy i dnia, po otoczeniu wsi wkraczali
do poszczególnych domów z żądaniem natychmiastowego ich opuszczenia pod
groźbą śmierci. Tych, którzy nie mogli wykonać polecenia z powodu
starości czy choroby, rozstrzeliwano.

Spędzonych mieszkańców poddawano pierwszej segregacji. Jednych
pędzono na wozy i wywożono do obozowych baraków, zbudowanych dla jeńców
sowieckich, którzy zresztą wcześniej wymarli z głodu i na tyfus. Innych,
mniej licznych, zostawiono do pomocy w pracach nasiedlonym do wsi
Niemcom. Umieszczano ich w uboższych częściach wsi, tworząc rodzaj
getta. W obozie w „baraku przyjęć” – dalsza segregacja. Służyły do tego
notatki gestapo, oko doktora w mundurze SS, decyzja komendanta.

Wystarczyły do zakwalifikowania: na roboty do Berlina, na wywózkę do
Oświęcimia, na zniemczenie całych rodzin, na rezerwę rzemieślniczą do
obsługi zasiedlonych przez Niemców wsi. Wszystko to odbywało się w
atmosferze gwałtu, z gotowymi do strzału karabinami. „Raus” i „Weg” to
słowa, które do dziś wzbudzają we mnie dreszcz grozy.

Gdyby środki masowego przekazu chciały ukazać tamte dni i miesiące –
akcja wysunięcia Rzeszy na wschód, testowana na Zamoj- szczyźnie, trwała
od listopada 1942 do sierpnia 1943 roku – musiałyby wskazać, że robili
to Niemcy, a nie jacyś „naziści”. Niemcy zaplanowali te działania
jeszcze przed wywołaniem wojny i skrupulatnie je realizowali. Stosowali
„rozwiązanie ostateczne”. Nie jakieś tam wysiedlenie i rozlokowanie na
innych okupowanych terenach.

Niemcy? Przecież to miłujący pokój, energiczny i zasobny naród. Mamy
mówić i pisać o nich źle? Tyle dobrego od nich mamy! Nawet prosimy ich o
opiekę nad Europą. Udawajmy zatem, że tej jednej z najokrutniejszych
działalności niemieckich nie było.

Pani Lusia Ogińska swoim filmem „Pieśń o wypędzonych Dzieciach
Zamojszczyzny” raczej nie wypełni luki informacyjnej. Pani poseł Dorota
Arciszewska-Mielewczyk, choć parlamentarzystka, jest odosobniona w swym
działaniu w kraju, a przez sądy niemieckie skazywana za nieprawomyślne
wypowiedzi. A my, jak będzie potrzeba, to znów poprosimy o posiłki z
Niemiec, aby przyjechali bić polskich faszystów w narodowe święto.

Zauważamy niewątpliwe przemiany, jakie zachodzą w Niemczech, jednakże
po okresie pokory i pewnie zawstydzenia obecnie nie idą one w pożądanym
przez nas kierunku. Działania ludzi pokroju pani Steinbach przywracają
nam jednak pamięć i budzą niepokój. Może wreszcie pobudzą nas do
właściwego przeciwstawienia się im.

Trzy kule

– Powiedz, Rysiu, jaki był wasz los. O ile pamiętam, nie było was
wśród mieszkańców spędzonych pod budynek gminy, a potem w obozie.

– Myśmy się dowiedzieli, że 9 grudnia rano wieś będzie otoczona przez
Niemców i wysiedlona. Tata wywiózł nas 8 grudnia wieczorem do wsi
Wychody. Zatrzymaliśmy się w chałupie gajowego Czochry – tuż przy lesie.
Uniknęliśmy wysiedlenia, ale po kilku tygodniach zaczęły się niepokoje.
W nocy przychodzili partyzanci, głównie oddział, w którym był mój brat
Stefan, a w dzień Niemcy.

W miarę postępowania akcji pacyfikacyjnej oddziały partyzanckie
podjęły działania przeciwko jednostkom niemieckim. Atakowały wsie
zasiedlone przez Niemców. W odwecie oddziały Wehrmachtu z ciężkim
uzbrojeniem, z udziałem czołgów i lotnictwa niszczyły sukcesywnie całe
wsie na terenach leśnych – powodując zniszczenie i śmierć tysięcy ludzi.

Któregoś ranka przyjechali uzbrojeni po zęby Niemcy i wyprowadzili
nas na podwórko. Najpierw zastrzelili gospodarza, Czochrę, następnie
moją mamę, później, jak sądzili, mnie. Dwie kule w tułów i jedna w głowę
to dosyć, by pozbawić małego chłopca życia. Można przytoczyć znane
powiedzenie: człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi. Przeżyłem, choć
byłem ciężko ranny. Zostałem sierotą, nad którym ulitowali się
Kłonicowie, których przesiedlono do waszego domu.

Nie wiedziałem, że Rysio tyle przeżył i wracał do żywych w naszym domu, a mleko od naszej krowy dodawało mu sił.

– A co ze Stefanem? – pytam. – Po tzw. wyzwoleniu Stefan złożył broń i
ujawnił się, zgodnie z poleceniem rządu londyńskiego. Jednak kiedy
został powołany do wojska ludowego i znalazł się na zgrupowaniu w
Trawnikach pod Lublinem, otrzymał kolejny rozkaz, tym razem od swego
komendanta, aby powrócić do oddziału partyzanckiego – co też uczynił. W
Kawęczynie pod Szczebrzeszynem zdradzony oddział został otoczony, a
Stefana wraz z komendantem rozstrzelano na miejscu. Jako jeden z
żołnierzy wyklętych nie miał swego grobu. Dopiero po wielu latach
odnaleźliśmy jego ciało i godnie pochowaliśmy.

Po wojnie, jak inni rówieśnicy, chciałem się kształcić, ale jak wielu
mi podobnych napotykałem przeszkody. Byłem synem najbogatszego
gospodarza wsi. Kułak – mówiono, a do tego brat bandyty. Chyba się nie
dziwisz, że opuściłem obszar Polski, ale nadal mam ją w sercu.

Nic dziwnego, że noc była bezsenna.


71. rocznica rozpoczęcia pacyfikacji i wysiedleń Zamojszczyzny Sobota, 30 listopada 2013 roku

Uroczystości w Lublinie

godz. 10.45 – dworzec PKP przy placu Dworcowym 1, peron 1 – spotkanie
przy tablicy upamiętniającej lubelskich kolejarzy ratujących Dzieci
Zamojszczyzny, złożenie kwiatów

godz. 12.30 – kaplica cmentarza przy ul. Lipowej – uroczysta Msza
Święta koncelebrowana w intencji ofiar pacyfikacji i wysiedleń
Zamojszczyzny

godz. 13.30 – procesja różańcowa pod pomnik Dzieci Zamojszczyzny na cmentarzu, złożenie kwiatów

Na uroczystości zaprasza Stowarzyszenie Dzieci Zamojszczyzny.

prof. Józef Hałasa

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl