Kolejna zasłona wokół Tymińskiego opada

avatar użytkownika dodam

To, że nikomu nieznany człowiek znikąd wykreowany został na poważnego kandydata na prezydenta państwa musiało wprawić w zdumienie każdego, kto choć trochę zachował umiejętność samodzielnego  myślenia po 45-latach socjalistycznej zamrażarki wyprodukowanej i serwisowanej przez Kreml. Nic nie bierze się wszak z powietrza, ktoś ten cyrk musiał zorganizować. Rzut oka na otoczenie tajemniczego osobnika z Peru i jego słynna czarna teczka nie pozostawiały wątpliwości: peerelowskie służby. Motyw również wydawał się oczywisty. Znienawidzony i zepchnięty do głębokiej defensywy aparat peerelu dostrzegł szansę powrotu na scenę polityczną bocznymi drzwiami.

Nie byłem wówczas odosobniony w przekonaniu, że oręż ten wyciągnięto przeciwko obydwu stronom ówczesnego sporu. Sporu, przypomnę, o respektowanie umów okrągłego stołu z kremlowskimi namiestnikami, zredukowanego  przez Gazetę Wyborczą do motywowanej przerostem ambicji Wałęsy-wroga "wojny na górze".  Rozumowanie to miało jednak pewien słaby punkt. Po co aparat peerelowski miałby zarzucać niepewną kotwicę skoro zapełniające niemal w całości przestrzeń publiczną środowiska związane z Mazowieckim i Gazetą Wyborczą zachowywały się niezwykle spolegliwie (przyzwolenie na np. palenie archiwów peerelowskich,  skrytobójstwa, utrzymanie wpływów Kremla itp) i lojalnie. Z przytoczonego niżej w całości najnowszego artykułu Krzysztofa Wyszkowskiego, założyciela Wolnych Związków Zawodowych, świadka i uczestnika tamtych wydarzeń, wyłania się nieco inny, bardziej spójny obraz.

Przy okazji dowiadujemy się, że Mazowiecki i co bardziej wtajemniczeni z jego otoczenia już wówczas wiedzieli sporo o agenturalnej przeszłości Wałęsy, m.in. o gratyfikacjach jakie otrzymywał za donosy, wiele z tego co ujawnili dopiero w ostatnich latach paru odważnych historyków. Mają więc swój udział w zaprzaństwie Wałęsy. Fakt ten wyjaśnia furię z jaką środowiska te zaatakowały ujawniających prawdę, a jedną z najciekawszych książek o najnowszej historii Polski jaka ukazała się po 1989 roku autorstwa Pawła Zyzaka, bo historia Wałęsy jest także historią Polski, usiłowali znieistnieć.  

Wydarzenia przywołane przez Krzysztofa Wyszkowskiego miały bogaty ciąg dalszy, zwłaszcza w działaniach Komorowskiego. Ostatnio odcisnęły swoje piętno na nominacjach generalskich

 

Krzysztof Wyszkowski

Wspólnota strachu

Środa, 17 Listopad 2010

 

„Zgoda buduje" - takim miło brzmiącym hasłem prezydent Komorowski zasłania ponurą rzeczywistość zbudowaną przez rządzący Polską układ postkomunistyczno-postsolidarnościowy.

Funkcjonariusze i beneficjenci tego porozumienia przeciw dobru Polski i Polaków, to przeważnie peerelowskie rzezimieszki, esbecy i ich agenci, cyniczni „macherzy z zaplecza", targowiczanie, pożyteczni idioci  oraz ci wszyscy, którzy swoją pogardę dla polskości ukrywają za hasłami walki z „kaczyzmem", czy, ostatnio, „faszyzmem".

Ci „kolektywnie dający sobie d..." budowniczowie układu, publicznie prezentują wzajemną miłość - Komorowski ściska się Jaruzelskim, Jaruzelski wpija się w Mazowieckiego, Mazowiecki przytula Tuska,  Tusk lgnie do Wałęsy, Wałęsa brata się z Kwaśniewskim, Kwaśniewski kocha Michnika, Michnik wtula się w szyję  Komorowskiego... Dookoła wirują zasłużone hostessy pojednania pięści z nosem - Chrzanowski, Lityński, Moczulski, Smolar, Niesiołowski... Tylko Wachowski gdzieś się zapodział...

Parę dni temu układ fetował „100 dni prezydentury". Ponieważ feta ta przypadła akurat w dwudziestą rocznicę wyborów prezydenckich w 1990 r. warto przypomnieć, jakimi metodami ten budowniczy zgody zwalczał innego członka obecnego „kolektywu" - Lecha Wałęsę.

Sztab „siły spokoju" był przekonany, że jedynym poważnym przeciwnikiem jest Lech Wałęsa, który „wypowiadając nonsensy o ‘jajogłowych' i dzieląc ludzi według kryteriów rasowych na Żydów i nie Żydów", jak pisał Michnik,  zmusił Mazowieckiego do udowadniania swej polskości. Agresywność metod Wałęsy („Uwierzyłem przyjaciołom Żydom, a oni mnie zrobili w konia.  A tyle razy ostrzegano, bym się z Żydami nie zadawał, bym się nimi nie otaczał i nie korzystał z ich rad") mogła robić wrażenie, że znajduje się pod wpływem antysemickich elementów z rozwiązanej niedawno SB.

Czy z przekonania o konieczności uchronienia Polski przed „człowiekiem z siekierą", czy z czystej żądzy władzy, ludzie Mazowieckiego sięgnęli po narzędzia pochodzące z tego samego źródła. Na biurku ministra spraw wewnętrznych Krzysztofa Kozłowskiego „znalazły się" dokumenty t.w. Bolka. Gdy niespodziewanie sytuacja się odwróciła, bo Mazowiecki odpadł po przegranej w pierwszej turze wyborów z Tymińskim, Komorowski - wówczas wiceminister obrony narodowej - zgłosił się do sztabu wyborczego Wałęsy z propozycją przekazania bardzo ważnych informacji.

Pojechałem do Warszawy i spotkałem się z nim w jego gabinecie w „Domu bez kantów". Powiedział mi wówczas, że sztab Tymińskiego został zorganizowany,  na polecenie Jaruzelskiego, przez funkcjonariuszy Wojskowych Służb Informacyjnych. Zapytałem skąd to wie i usłyszałem, że właśnie od nich. Gdy wyraziłem zdziwienie taką zażyłością Komorowskiego z WSI, ten zaczął mnie przekonywać, że można mieć do nich zaufanie, ponieważ są to dobrzy patrioci, którzy „przeszli na naszą stronę".

Mieli mu oni, jako swojemu zwierzchnikowi, przekazać plany kampanii wyborczej Tymińskiego oraz wyjawić zawartość jego osławionej „czarnej teczki". Okazało się, że znajduje się w niej m.in. kopia zobowiązania Wałęsy do współpracy z SB, jego donos agenturalny i odręczne pokwitowanie odbioru wynagrodzenia. Oprócz tego przekazał mi kompromitujące informacje o życiu osobistym Wałęsę, które mogły zburzyć jego legendę równie skutecznie, jak  sprawa donosicielstwa.

Komorowski przekazał mi wiele bardzo szczegółowych informacji na temat sposobu, w jaki WSI od dłuższego już czasu manipulowała Tymińskim, np. nie dając mu pewności, czy „komprmateriały" na Wałęsę są autentyczne. Tymiński chciał upublicznić materiały z „czarnej teczki" przed pierwszą turą wyborów, ale, obawiając się prowokacji, szukał wiarygodnego grafologa, żeby potwierdzić, że jest to odręczne pismo Wałęsy. WSI znalazła mu go aż w Szczecinie, dzięki czemu najpierw skutecznie odwlekano orzeczenie, a po pierwszej turze wyborów WSI zdecydowano, że grafolog odmówi potwierdzenia autentyczności przedstawionych mu dokumentów (w efekcie tych zabiegów Tymiński nie odważył się wówczas ich ujawnić).

Było oczywistością, że. skoro Komorowski (a więc i sztab Mazowieckiego)  wiedział o tym wszystkim już od dłuższego czasu, ale podzielił się tą wiedzą po odpadnięciu Mazowieckiego z wyścigu, oznacza to, że WSI (a więc i Jaruzelski) użył Tymińskiego do zorganizowania prowokacji  mającej rozstrzygnąć wybory na rzecz Mazowieckiego. Można przypuszczać, że gdyby Mazowiecki przeszedł do drugiej tury, Wałęsa zostałby wówczas ujawniony jako podły agent esbecji.

Zgoda, w wydaniu Komorowskiego, jest więc paktem o nieagresji ograniczonym do wspólnoty wiernej kontraktowi okrągłego stołu - wspólnotą strachu przed prawdą o nieprawym pochodzeniu elity III RP.

2 komentarze

avatar użytkownika jok

1. Z powyższego wpisu, jak i innych publikacji, wynika, że wybory b

były przygotowane i prowadzone przez służby, które były przygotowane na różne scenariusze.
Ogólnie ciekawe podsumowanie tamtych wyborów, tylko .... Ciekawie mnie tylko, po co ten gazwybowy wtręt o antysemickich inspiracjach SB?
Podobno oszołomstwem jest dostrzeganie wpływów służb na wybory, a Autor - szukając wiedzy - je dostrzega. Podobno oszołomstwem jest dostrzeganie nadreprezentacji Ż w pewnych srodowiskach, tego, że mają inną niż reszta społeczeństwa wrażliwość historyczną i w związku z tym starają sobie zapewnić jak najwyższe pozycje w tym społeczeństwie. Innymi słowy, że mają olbrzymie wpływy i starają się je zapewnić róznymi drogami - także wpływając na jakiegoś LW. Czy szukanie wiedzy w tym zakresie i dostrzeganie tego, to oszołomstwo?

Zdaniem wytrewsowanych mózdzków, nie można dostrzegać żadnych zakulisowych działań, bo one nie istnieją, no chyba że są to działania nieprawomyslne (np. że Ganley był agentem KGB i CIA):). Zdaniem Autora - jak domniemuję - nalezy dostrzegać wpływy służb (oczywiście jak zakłada Autor - nie wiem skąd ta inspiracja - antysemickich), natomiast dostrzeżenie wpływów i dążeń narodu wybranego, tym bardziej realizowanych za pomocą zakulisowych działań, jest oszołomstwem i antysemitzmem. Przy czym wolno dostrzegać zakulisowe działnaia rosyjskie czy niemieckie.
Nie pisałbym o tym, gdyby nie to, że często widuję takie przedstawianie sprawy przez blogerów "prawicowych". Najogólniej mozna to streścić w sposób następujący: walimy w GW, natomiast nie wolno nam dotrzec żadnych korelacji między pochodzeniem narodowsciowm redaktorów GW i ich poglądami, no i- tak jak GW - nie widzimy żadnych działań Ż w celu zdobywania wpływów w Polsce czy na świecie.
Rodzi to czasami komiczne (niestety) efekty: "prawicowi" blogerzy atakujący Jaruzela za antysemityzm, bo coś tam w 1968, niezdający sobie sprawy lub, o zgrozo, zdający sobie z tego sprawę, że stosując retorykę i argumentację GW, pomagają narzucać wizję świata propagowaną przez GW: rok 1968 (i skromne przepychanki między komunistami, które pozwoliły tym co chcieli wyjechać (Berman nie wyjechał np) przedstawiać się jako ofiary antysemityzmu) przykrywający całą historię PRL i postPRL

avatar użytkownika jok

2. Nie widziałem swego 1-go komentarza i to skomentowałem

Komentarz jednak jest - ale nie za bardzo mogę usunąć 2-i komentarz, więc zostawiam o tej własnie treści

Ostatnio zmieniony przez jok o czw., 18/11/2010 - 09:48.