Na stronach internetowych "Gazety Wyborczej" wisi ("czołówka") artykuł na temat planów powołania nowej formacji politycznej (tzw. PIS light). Na jej czele miałaby stać J. Kluzik-Rostkowska, w jej skład weszliby przedstawiciele frakcji odsuniętych przez J. Kaczyńskiego po wyborach prezydenckich z lipca 2010 na plan dalszy ("gołębie" i "muzealnicy".

 To, wedle informatorów "GW", plan B. Plan A - przejęcie władzy w PIS, nie wyszedł.
 Ja sobie oczywiście zdaje sprawę, że Agorze chodzi o mącenie: legitymizowanie posłanek wyrzuconych z PIS i demonizowanie J. Kaczyńskiego. Wszystkie jednak znaki na niebie, przede wszystkim nadzwyczaj częste w ostatnim czasie kontakty Kluzikowej z mediami salonowymi, zwłaszcza GW, dowodzą, że coś jest na rzeczy. A to skłania do poważnych refleksji.
 Powtórzmy jeszcze raz: Plan A - przejęcie władzy w PIS, nie wyszedł. Oznacza to, że J. Kluzik-Rostkowska i jej "zaplecze" próbowało opanować partię: jeśli nie "wysadzić" prezesa Kaczyńskiego z siodła lidera, to przynajmniej go sobie ściśle podporządkować, zdobyć odpowiednie wpływy ( ta druga wersja, znając J. Kaczyńskiego, wydaje się wyjątkowo infantylna). Przeczy to z jednej strony tłumaczeniom byłej minister pracy, iż nigdy nie podważała pozycji prezesa, że mówiąc o swojej kandydaturze na szefa partii, miała na myśli odległą przyszłość (2012), nic więcej. Z drugiej strony pozwala zrozumieć jej (i E. Jakubiak) zarzuty, iż teraz władze w partii posiadł de facto Z. Ziobro (skoro nie ona, to jej główny obecnie rywal).
 Od dziś komentatorzy sceny politycznej i jej główni gracze powinni zwracać na powyższe baczną uwagę. Okazuje się, że J. Kluzik-Rostkowska nie jest jakąś kryształową księżniczką na białym koniu, pełnym empatii i ludzkiej życzliwości ‘społeczniakiem’.
To silny polityczny gracz, cyniczny, wyrachowany fighter, który w walce o władzę potrafi zadawać ciosy poniżej pasa, wbijać sztylet w plecy.
 Powróżmy na koniec o planie B, tworzeniu nowej partii na bazie "gołębi i muzealników".
 J. Kluzik-Rostkowska, naturalny lider tej grupy, nie wyróżnia się niczym specjalnym w porównaniu z takimi politykami jak L. Dorn, K. Ujazdowski, M. Jurek. Jest od nich bardziej liberalna obyczajowo, więc może liczyć na większy poklask salonowych mediów. Przynajmniej na początku. Nie będzie to miało jednak, jak sądzę, większego znaczenia dla wyborców, którzy widzą w byłej minister pracy osobę bez wyrazu, "miłą buzię", nic poza tym.
Odnotujmy też wyniki społecznego poparcia dla "reformatorów": PISowskie gołębie i muzealnicy nie osiągali indywidualnie, w kolejnych elekcjach, wyjątkowo dobrych wyników wyborczych. One były przyzwoite (wyjątkiem jest tutaj Migalski, który zapewne zmarnował już skutecznie większość powierzonego mu zaufania), ale nie oszałamiające; zwłaszcza kiedy spojrzymy na "lokomotywy" wierne Prezesowi: np. Z. Ziobro.
 Kluzikowa nie ma w zasadzie żadnych wpływów w PISowskich dołach. Kaczyński, jak widać słusznie, powierzył pełnię kontroli nad "terenem" zaufanym żołnierzom jeszcze z PC (m.in. Brudziński, Lipiński, Suski, Kuchciński). A więc brak zaplecza, to nie wróży niczego dobrego na przyszłość, chociażby casus forsowanego usilnie przez mainstream Ruchu Palikota, jest tego dobitnym przykładem.
 Wreszcie kwestia wizerunkowa. Salonowe media mogą gładzić obraz J. Kluzik-Rostkowskiej, ale nie zdołają tak prędko wymazać złego wrażenia związanego z jej ostatnimi zachowaniami. Polacy, jak pokazały liczne przypadki z przeszłości (np. M. Borowskiego), nie lubią politycznych zdrajców.