Co na to NATO ?

avatar użytkownika czarny anioł

Przedstawiam państwu bardzo ciekawy tekst mego kolegi internetowego z niepoprawnych.Mam nadzieje że nie bedzie na mnie zły.

Co na to NATO?

 
portret użytkownika Mufti Turbanator
Hau hau!
Kraj

Mimo postępującego schamienia stosunków międzynarodowych to, co wyczynia Rosja z naszym-nie naszym zestrachanym Tusiem i finezyjnym jak dębowy kloc Komorowskim zaczyna budzić politowanie.

Unikam wypowiadania się o bezpośrednich przyczynach smoleńskiej katastrofy.
Unikam bynajmniej nie dlatego, że nie pozwala mi na to wrodzona i latami morderczych ćwiczeń rozdęta do monstrualnych rozmiarów skromność. Znaczy, ona również też, ale najważniejsze przyczyny tej powściągliwości są z gatunku tych, którym radę daje jedynie jasnowidzenie. Mianowicie:
1) źródła informacji są zbyt ubogie;
2) informacje są niepewne;
3) brak mi koniecznej do wyciągnięcia wniosków fachowej wiedzy.
Tymczasem gros amatorskich, a nawet parę oficjalnych wypowiedzi z całą powagą i bez najmniejszego zażenowania opiera się – a nawet powołuje! – na autorytet dokumentalnego cyklu „Katastrofa w przestworzach”.
Ot, eksperci medialnego chowu!

Baczne spojrzenia baców

Oczywiście chroniczna epidemia bredni ma się świetnie również w mediach reżimowych (choćby uporczywe podawanie wielkości opadów w „metrach na metr kwadratowy”). Tyle, że w tych reżimowych mediach wyraźniej dają się odczuć tonizujące, baczne spojrzenia baców z reżyserki.

Wspomninany w poprzednich akapitach zalew idiotyzmów każe się zastanawiać nie tyle nad stanem autorów, co nad mechanizmami pracującymi na popularność ich tez. Z jednej strony informacyjny bazar dostarcza akurat tego, czym masy się będą ekscytować najchętniej. Z drugiej „globalna wiocha” ma to do siebie, że nawet najbardziej wyrafinowani outsiderzy mogą się odnaleźć i skrzyknąć, a potem utwierdzać nawzajem we własnej słuszności.
A niech tam! I tak przetrwają najlepiej dostosowani.

O ile zatem nie wypowiadam się na temat bezpośrednich przyczyn katastrofy, to obserwowanie w mediach reakcji na nią (w tym na pewnych polach reakcji zastanawiająco słabych) dostarcza pożywki dla kilku wyrwanych spod uważnego, nadredaktorskiego oka przemyśleń.

Do rzeczy!

Jesteśmy członkiem NATO. Nasi oficerowie są w strukturach dowodzenia Sojuszu, u nas też są różni oficerowie łącznikowi, szkoleniowcy, obserwatorzy, specjaliści.
W Smoleńsku zginęło między innymi kilku najwyższych wojskowych, z których większość szkoliła się w USA i w akademiach NATO. Oprócz tego rządowy, wojskowy przecież samolot wyposażony był w środki łączności (sprzęt, oprogramowanie, szyfry itp.) Wspomnijmy choćby ten nieszczęsny telefon satelitarny, twardo obecny w oficjalnych doniesieniach. Raczej nie było to byle Iridium za tysiąc dolarów. No i raczej wyposażenie na cywilnych środkach komunikacji głosowej się nie kończyło, skoro na pokładzie leciał Prezydent i członkowie najwyższego dowództwa. Posiadanie przez pasażerów środków technicznych i informacji w nich przenoszonych istotnych dla bezpieczeństwa państwa zostało niemal natychmiast po katastrofie zdementowane… To działa na wyobraźnię.

Takie ciasteczko wpadło w ręce Rosjan.

Co na to NATO? Czy przedsięwzięło jakąś akcję? Choćby zabrało zdecydowanie głos? Upomniało się o szczątki lub wszczęło odpowiednie do rangi wydarzenia, alarmowe procedury? Choćby jakieś improwizowane, ad hoc rozmowy?
Nie.
Owszem, udostępniło samolot do przewiezienia ciał. Wysłało kondolencje. Odsłoniło tablicę. Jakoś tak zebrało się po paru miesiącach w sobie i półgębkiem wyraziło gotowość udzielenia bliżej nie określonej pomocy w śledztwie.
Takie tam. Mydlane bańki.

Możliwości rysują się dwie:
Pierwsza możliwość taka, że NATO już od jakiegoś czasu ma doskonałe relacje z Rosją. Tak doskonałe, że nawet smoleńska katastrofa nie była wydarzeniem wymagającym wykraczających poza zakulisową rutynę działań.
Druga możliwość jest jeszcze mniej zabawna, zreszą nie wyklucza pierwszej: te wszystkie środki techniczne i informacje to takie szklane paciorki dla tubylców i dlatego nikt nimi sobie nie zawracał głowy. Po prostu nie było warto. Bo w ogóle to całe nasze członkostwo w NATO to tylko taka uprzejmość (no, i kontyngenty).

Historyczne analogie podnoszą łeb. Tyle, że nie musimy obawiać się akcji militarnej. Nie w XXI wieku. Takie sprawy załatwiają teraz „wojny informacyjne” – kompleksowe wpływy propagandowe, kulturowe i gospodarcze, przy których bomba neutronowa jest wyrafinowana niczym proca wobec karabinu snajperskiego.
Profesjonalni gracze mają karty potasowane na parę lat naprzód…

NATO tam, a tu co?

Podobnie niewesołe wnioski narzucają się w odniesieniu do naszego własnego podwórka. Mimo postępującego schamienia stosunków międzynarodowych to, co wyczynia Rosja z naszym-nie naszym zestrachanym Tusiem i finezyjnym jak dębowy kloc Komorowskim zaczyna budzić politowanie.

W subkulturze więziennej zdarza się, że więzień by uniknąć spadku na samo dno lokalnej hierarchii musi pobić innego więźnia lub dokonać samookaleczenia. Tego rodzaju zachowanie, podobnie jak oddanie śledztwa Rosji, przypomina „gest poddania się”, podległości, przerywający walkę drapieżnych gatunków zwierząt. Poddający się osobnik w zrytualizowany sposób wyraża podporządkowanie się silniejszemu, dzięki czemu ocala życie.

Niestety polityka to nie zakład karny i Rosjanie nadal bezlitośnie pokazują Tusiowi i ferajnie gdzie ich miejsce – a to kserokopie materiałów ze śledztwa wprawdzie są, ale nieczytelne, a to przekazane „wszystkie” dokumenty i „kompletne” nagrania okazują się być nie całkiem wszystkie i nie całkiem kompletne, a to prośby o zabezpieczenie wraku są demonstracyjnie ignorowane, a o zwrot czarnych skrzynek z polskiej strony nikt już na serio nie prosi.
Tego rosyjskiego urka nie są w stanie udobruchać nawet opowieści z tysiąca i jednej nocy rozsnuwane przez naszą Szeherezadę, panią minister Kopacz.

Biedny Tusiu urlopował się reperując więdnący uśmiech, ale coś chyba nie bardzo daje radę bo w migawkach telewizyjnych coraz częściej żuje gumę. Jeszcze trochę i zatrudni clowna-wizażystę, by mu robił przed wyjściem do pracy trwały keep smiling (po naszemu to będzie „przykurcz ust”?) Do rozbieganych oczek zdążyliśmy się już przyzwyczaić…

Do tej samej co nieczytelne odbitki serii uszczypliwości należą zabawy z gazowym kurkiem czy medialna piana bita wokół Zakajewa. Ach, jak musi się dwoić i troić ta nasza nie ceniąca siebie panna na wydaniu, starając się dogodzić i wschodniemu niedźwiedziowi, i Unii, i jeszcze żeby jej przed własnym elektoratem makijaż nie spłynął… Unia to też bynajmniej nie jest czuły i delikatny ślubny; na zamieszaniu z gazem pod hasłem dywersyfikacji chce ugrać coś dla siebie, mianowicie dostawy droższego zachodniego gazu.
Co media, oczywiście, starają się przedstawiać jako działanie bezinteresownie zbawcze.

Tymczasem Bolek obrywa jakimś filmem mówiącym w sumie to samo, co wcześniejsze publikacje – no, ale mówiącym z pozycji TVN-u, a nie IPN-u.
Innym razem ten sam TVN dowodzi na symulatorach, że jednak w tamtych warunkach pogodowych lądowanie było możliwe – i jak to rozumieć? Że piloci nie dali rady, czy że może jednak coś nie zadziałało jak trzeba? A może właśnie zadziałało tak, jak miało zadziałać? TVN wie, ale nie powie… A może powie?

Jednym słowem coś się pod dywanem mocno kotłuje, a skoro zaczynamy to dostrzegać znaczy, że gdzieś tam wśród miłościwie nam panujących elit nastąpiło pęknięcie.
Póki nie zachodzą nieporozumienia, większość hałasu to kabaret uzasadniający branie pensji. Ale teraz wygląda na to, że pojawiły się rozdźwięki i następują rekonfiguracje sitw, towarzystw wzajemnej adoracji i grup interesów.
Natychmiast znajduje zastosowanie zasada divide et impera, więc nic dziwnego, że nie tylko różni nasi sąsiedzi, ale i panowie ze służb – czyli także media – zaczynają wchodzić w rolę języczka u wagi.

Co ciekawe, media dodatkowo zyskują w oczach odbiorców na wiarygodności, gdy dziennikarz zaproszonego do programu urzędnika lub polityka zaczyna dociskać – jak choćby mniej-więcej tydzień temu w TVN dociskano prokuratora Seremeta. Pan prokurator nie był w stanie opanować grymasów niezadowolenia, a dziennikarz jakby nigdy nic pozwalał sobie na zaskakująco wiele uporu, dociekając różnych detali postaw urzędników i nawet rządu w przebiegu współpracy polsko-rosyjskiej w śledztwie smoleńskim.

Co dalej?

Być może dojdzie do podziału PO – to by dopiero były herkulesowe zmagania własnej lewicy z własną prawicą! Tusiu wyraźnie słabnie, towarzystwo mu się rozbestwiło, natomiast safanduła Komorowski wbrew pozorom ma pozycję mocną – mocą swych mocodawców.

Wypączkowanie precyzyjnie oponującej opozycji spośród kolesiostwa mogłoby otworzyć nowe horyzonty w sztuce kręcenia lodów. A jeśli jednym z ojców założycieli potomnych organizmów byłby penisoręki sztukmistrz spod Lublina… O, ten to nam zafunduje taką wirtualną rzeczywistość, przy której ryży cudotwórca nadaje się najwyżej do gry w trzy karty na bazarze.

Przy inteligentnym doprowadzeniu do nowej sytuacji istnieje możliwość, że PiS straci na znaczeniu, chociaż z drugiej strony nie widać innego odgromnika mogącego skanalizować i rozładować żywioł katolicko-narodowy. Zatem PiS nadal będzie potrzebny.

Oczywiście taki rozwój sytuacji otwiera szansę dla prawicy, ale chyba nikt nie wierzy, że uda się jej zjednoczyć w stopniu pozwalającym osiągnąć na scenie politycznej realną podmiotowość.

Elity, nawet różnych barw i proweniencji, mają interesy bardziej zbieżne ze sobą nawzajem niż ze społeczeństwem jako zatomizowaną masą. Istotne jest zatem, żeby ta „masa” zjednoczyła się wokół jakichś ośrodków krystalizacji. Dopiero wtedy będzie mogła stanowić przeciwwagę dla pozostających przy władzy (czytaj: korycie), a odwiązanych od jakiejkolwiek odpowiedzalności elit.
Spontaniczne pojawienie się Krzyża po kwietniowej katastrofie, a także powracające pytania o istotę polskości wydają się świadczyć o tym, że tego rodzaju reakcja obronna – uświadamiana czy nie – zaczyna się pojawiać.

8.875
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Średnio: 8.9 (8 głosów)
Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika czarny anioł

1. A co państwo na to

NATO.Pozdrawiam

Czarnyanioł

avatar użytkownika Lancelot

2. A my NATO

Jak na lato! PO czytamy , PO kiwamy głowami, że tak i owszem bardzo nam się tekst PO dobał, że prawda czasu i monitora. Siądziemy do klawiatury jak Chopinowie internetu i wystukamy nasze prawdy i nadzieje. A PO tem wszystko wróci do "normy" Donek cham ryży i buc kaszubski, komoruski bałwan i aflega i na tym koniec PO stukamy, PO gderamy, PO na rzekamy i siądziemy znów do klawiatury wystukiwać prawdy objawione, które psu na budę się zdadzą. Pzdr

Ostatnio zmieniony przez Lancelot o wt., 21/09/2010 - 07:41.

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika czarny anioł

3. Witaj Lancelot

To "nie prawda" co piszesz. Ludzie piszący na blogach to wielcy "patrioty"- czasami myśle , załadowac i ich wystrzelić. Dam ci przykład. Dawno , dawno temu [czyli niecały miesiąc] na ogłaszane spotkanie w Warszawie , stawiło się -zgadłeś j/w - 2wie [dwie] osoby. Siok !!!.Chyba nie szok. Jedenym słowem masz rację. Szkoda pisania . Organizacji zero , ale jestem pewien że o to chodzi. Czasami człowiek myśli, po cholerę piszesz. Miałem cichą nadzieję ,że sporo ludzi nie czyta dobrych książek , to ja przekazę im troche [wyczytanej] wiedzy na portalach. Jednak szybko mnie wyprowadzili z mojego błędnego myslenia. Możesz oczywiście pisać jak za komuny, o tym o czym wszyscy wiedzą, lub ta wiedza nie jest zakazana. Ot i po ptokach.Resztę znasz, nie musimy sobie wyjaśniać. Pozdrawiam

Czarnyanioł