QCHNIA POLITYCZNA II

avatar użytkownika MagdaF.

 

Prawo i Sprawiedliwość i jej prezes są dla mediów smacznym deserem -  ciasteczkiem z wisienką. Kiedy zajmą się daniem POdstawowym?

 

 

Media zdały egzamin na sekretarkę. Przez ostatni tydzień  zajmowały się korespondencją  wewnętrzną między prezesem a członkami, niespodziewanie wykazały też empatię dla Marka Migalskiego i Elżbiety Jakubiak. To przyjemniejsze zajęcie niż babranie się w mętnej zupie z leszczy, zajmowanie mielonymi kotletami z PO i Lewicy, pasztetem rzecznika rządu, klopsem ministra gospodarki czy tatarem a`la PSL.  Sprawy najważniejsze dla Polaków spłynęły wraz z kolejną falą powodzi, podczas gdy elity lansowały się w polskim Davos.

 

Gulasz  polityki z biznesem

 

Do dobrego tonu należy bycie w Krynicy Górskiej. Co roku unijni szefowie, prezydenci, premierzy, ministrowie, biznesmeni, elity i celebryci zjeżdżają do polskiego Davos na Forum Ekonomiczne, które jest spotkaniem biznesu z polityką, za pieniądze z naszego budżetu. Spotkania, konferencje, panele dyskusyjne, ale też i możliwość pokazania się na miejskim deptaku czy szaleństwa w nocnych klubach. Zdecydowanie więcej polityki niż biznesu. Tegoroczne, XX Forum, które odbyło się pod hasłem  Europa po Lizbonie – strategie dla przyszłości pokazało, że przyszłość unii, tworu całkowicie sztucznego, jest niepewna; popiera ją tylko 40% Europejczyków a wprowadzenie euro wcale nie stało się przyczyną socjalnego dobrobytu ani stabilizatorem systemu ekonomicznego. Powszechne zaniepokojenie budzi powołanie unijnej dyplomacji, prezydenta, ministra spraw zagranicznych i unifikacja we wszystkich dziedzinach życia: gospodarczego, politycznego i moralnego. Uczestników te obawy nie dotyczą. Liczne przemówienia to nic innego jak zgrabnie brzmiące formułki o konieczności globalnego myślenia i solidarności, o poszukiwaniu nowych rozwiązań i impulsów do lepszych działań a  także  nowych „motorów wzrostu” w dobie kryzysu ekonomicznego. Bajki wujka Barroso w scenerii polskiej biedy i kłopotów z dojechaniem do Krynicy. Był panel poświęcony piłce nożnej i przygotowaniu do Euro 2012, w którym m.in. wziął udział szef Spółki PL2012 Marcin Herra, który mimo miażdżącej kontroli NIK poinformował, że wszystkie przygotowania przebiegają zgodnie z planem. Panel na temat wydobycia w Polsce gazu łupkowego, poprowadził dziennikarz wszystkich elit - Tomasz Lis, a Jolanta Kwaśniewska uświadamiała kobiety już uświadomione. Bo przecież tylko takie brały udział w Forum. Co robił w Krynicy Kazimierz Marcinkiewicz? Akredytowani dziennikarze milczą. Także na temat wspólnych ustaleń, które  warte są tyle, co deklaracja Tuska w 2008 roku na Forum w sprawie wprowadzenia euro w Polsce. Kolejna impreza z gatunku zbędnych, która nie przyniesie żadnych pozytywnych efektów. Trochę lansu, wspólne kadzenie, więcej bicia piany. Ale były też i sytuacje komiczne. Tegoroczna nagroda specjalna  dla Ministra Skarbu Aleksandra Grada za „umiejętność kończenia tego, co inni zaczęli, a nie ukończyli”.

Inwestor katarski pęka ze śmiechu.

Premier Tusk się nie pośmiał, bo robił za świętą krowę, tym razem w Indiach.

 

Vincent w sosie własnym

 

Tanie państwo to mit. Aby sprawnie i skutecznie działało we wszystkich obszarach musi kosztować. Problem polega na tym, że nasze państwo nie działa, co udowadniają każdego dnia wszystkie instytucje państwowe, a wydatki rosną. Przyjęty właśnie Projekt budżetu na 2011 rok ostatecznie pokazał, że z 10 obietnic Tuska, 9 zostało niezrealizowanych. „Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych” -  kłamał D.Tusk w expose w 2007 roku. Podobnie jak na temat obniżenia deficytu budżetowego, likwidacji senatu  czy finansowania partii.

Rosną wydatki na Kancelarię Prezydenta, Kancelarię Premiera, Kancelarię Sejmu i Senatu.  Łącznie o 35 milionów. Wzrasta liczba urzędników, ale ich ilość nie przechodzi, niestety, w jakość. Reform brak, są za to podwyżki podatków, akcyzy na papierosy i paliwa. I nie ma co liczyć na popyt krajowy, który maleje. Polakom żyje się tak samo źle, jak umiera: zamrożono płace w budżetówce i zmniejszono o połowę zasiłek pogrzebowy. Budżet się wali, dług rośnie 300 mln dziennie. Co robić, Panie Vincent? Ano zastosować kreatywną księgowość i nazwać ją nową metodologią liczenia długu. Wymazać ze statystyk część deficytu sztucznie poprawiając dane, przenieść wydatki gdzie się da, by zadłużenie było zgodne z planem, w przeciwnym razie prawdziwy deficyt, czyli nadwyżka wydatków publicznych nad dochodami sięgnąłby imponującej wielkości 67,5 mld PLN, więc trzeba by zacząć naprawiać finanse publiczne.  A to zmiotłoby ministra Rostowskiego z całą Platformą, więc trzyma się nowej „metodologii” jak tonący brzytwy. My toniemy razem z nim.

Sajgonki i masala

Najbardziej „zalatany” premier Donald Tusk powrócił z kolejnej podróży życia. Jedno życie, a podróży wiele i to bezproduktywnych.  Z Chin w roku 2008  miał przywieźć tanią siłę roboczą do budowy stadionów i dróg. Nic z tego, Chińczycy wolą podpierać naszą gastronomię: woki, pięć smaków, Tao-Tao i te rzeczy.  Ale sprzedaliśmy kilka maszyn górniczych, nam  niepotrzebnych, bo górnictwa już nie mamy. Na bliskim Wschodzie też sukcesu nie odniósł. Katarczycy wystawili  go do wiatru i nie dali skroplonego gazu. Skandal na arenie międzynarodowej!  Największa porażką pod względem gospodarczym okazała się podróż do Peru i Chile. Było wprawdzie kilka kurtuazyjnych spotkań i rozmów o gospodarce, ale charakter miała głównie turystyczny. Jedyne co zostało z podróży, to zdjęcia z Machu Picchu i order Słońca Peru.

Co przywiózł premier z Indii i Wietnamu? Według oficjalnej wersji miał namawiać Hindusów i Wietnamczyków do zacieśniania kontaktów gospodarczych z Polską, w ramach dwóch oficjalnych wizyt na sześć dni pobytu. Niezbyt napięty kalendarz i droga podróż, około 2 mln złotych. Premier z małżonką, pięć osób oficjalnej delegacji i dziesięć obsługi -

przedstawiciele protokołu dyplomatycznego i tłumacze. Godzina lotu rządowego TU-154 kosztuje 36 tys. zł, a podróż do Peru zajmuje 21 godzin w jedną stronę. Kosztowny urlop za pieniądze podatników. Ale i wielkie serce  premiera,  który  przywiózł pieniądze na  pomoc humanitarną  dla  Indii. W Wietnamie rozmawiał też o ochronie zabytków? Czyżby Pałac Kultury się walił?

 

Napoje „wyskokowe”

 

Prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz straciła na walce o krzyż. Żali się dziennikarzom, że na działania służb w rejonie Krakowskiego Przedmieścia musiała wydać ponad 3 mln złotych. O wydatkach na pacyfikację kupców KDT i później ochronę pustej hali czy na paradę gejów, którzy mieli wypromować miasto, milczy. Dzisiaj, opuszczona przez Ducha Świętego, nie chce krzyża przed Pałacem ani nawet pomnika. Ale przecież i tak wyszła na swoje, łupiąc wcześniej obrońców krzyża podwyżką czynszu. Zresztą transparentność nigdy nie była cechą H.Gronkiewicz-Waltz, na co wielokrotnie zwracała uwagę Fundacja Batorego: nieprawidłowości przy organizowaniu konkursów na stanowiska kierownicze, omijanie przetargów w zamówieniach publicznych, wysokość przyznawanych nagród dla burmistrzów i pracowników ratusza, które mają charakter uznaniowy i nie wiążą się z żadnymi osiągnięciami, lecz przynależnością partyjną. Szczególnie hojnie wynagradzane są władze Pragi-Północ i Ursynowa – ich burmistrzowie i vice otrzymują kwartalne nagrody w wysokości kilku tysięcy złotych, mimo że nie wykorzystują funduszy na inwestycje. Ale są z PO. Kto zarobił na krzyżu? Głównie bary i knajpy przy Krakowskim Przedmieściu i Adam Gessler, właściciel baru Przekąski Zakąski, król polskich restauratorów. Lokal był czynny całą dobę, ceny dumpingowe: wódka 4 zł, wino 5. Prezydent Warszawy mogłaby spokojnie pokryć te 3 miliony przejmując bar przekąskowy zgodnie z prawem. Pan Gessler winny jest miastu 21 mln zł, tytułem niespłaconego czynszu od 1992 roku za Dom Restauracyjny na Starym Mieście. Komornicy są bezradni, bo nie ma on żadnego majątku na pokrycie długów, ale ma dobrze prosperująca knajpę. Przekąski Zakąski to największy beneficjent krzyżowej awantury. Oficjalne podziękowanie dla pijanych hord nakręcających biznes – w drodze.

 

Coś dla duszy

 

Od dawna wiadomo, że PSL to partia „prorodzinna”. Choćby na przykładzie Waldemara Pawlaka, który ma głowę do interesów i wie, jak i gdzie uszczknąć państwowe pieniądze. W ciągu dwudziestu lat bycia w polityce, szef wszystkich strażaków  zabezpieczył przyszłość nie tylko swym zaufanym przyjaciołom, ale i rodzinie. Fundację Partnerstwa dla Rozwoju podarował swej matce, którą uczynił prezydentem; konkubinie dał mieszkanie i spółkę 3i –w której się realizuje budując strażackie strony internetowe, wgrywa oprogramowanie do strażackich komputerów, a nawet prowadzi portiernię w Domu Strażaka. Sam Pawlak jest jednym z najuboższych posłów, ale mógłby być przykładem dla Janosika, jak zabrać sobie, by dać rodzinie. Bo przecież rodzina jest najważniejsza.

Z tego samego założenia wychodzi, związany z PSL, minister środowiska, Andrzej Kraszewski. Znalazł on niecodzienny sposób promowania swej utalentowanej córki, pianistki. Za państwowe pieniądze zakupił płyty córki i wręcza je najważniejszym gościom w ramach roku Chopinowskiego  Jej płyta z muzyką Chopina jest załącznikiem do wydanego niedawno albumu "Chopin - nastroje kompozytora. Rzeczniczka ministerstwa wyjaśnia, że  Katarzyna Kraszewska nie otrzymała żadnego wynagrodzenia z tytułu umieszczenia płyty w albumie, a koszty produkcji krążka były sfinansowane ze środków pianistki. Sprawę jako
żenujące promowanie członka najbliższej rodziny komentuje prof. Antoni Kamiński, były szef Transparenty International Poland, a Julia Pitera, pełnomocniczka rządu ds. korupcji, ma nowe zadanie. Ale skoro w działaniach Pawlaka nie zobaczyła niczego zdrożnego, pewnie powie, że muzyka łagodzi obyczaje. Szczególnie muzyka Chopina.

 

Tekst opublikowano w nr. 37 Warszawskiej Gazety

 

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. a Julia Pitera, pełnomocniczka rządu ds. korupcji, ma nowe zadan

Zulia wciąż ściga dorsza z 8 złotych, jest bardzo zajęta.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl