Czytelnicy piszą do Gazety W.

avatar użytkownika dodam

W PRLu jedną z form indoktrynacji były tzw. listy czytelników do redakcji. Jeśli do kogoś nie docierały wstępniaki, regularne artykuły czy felietony to była duża szansa, że dotrze "list czytelnika". List zawierał te same treści co wstępniaki, regularne artykuły czy felietony, ale wyrażone językiem prządek jeśli podpisana pod listem była "prządka", albo dowolnym innym językiem w zależności od targetu i bieżących potrzeb indoktrynacji i propagandy.

Dzisiaj w awangardzie mediów posługujących się tą metodą znalazła się Gazeta W.

W liście czytelniczki podpisanej Małgorzata Kąkiel odnajdziemy bez trudu tezy lansowane przez Gazetę W. odnośnie Krakowskiego Przedmieścia:

"Tragedia ludzka to jedno, a groteska polityczna, szantaż moralny - drugie"

"Czuję się zagrożona bezprawiem, słabością władzy i nabierającym tempa sprawnym demontowaniem demokratycznego państwa"

Mamy twórczo rozwinięty w sposób pobudzający wyobraźnię i pożądane emocje element kampanii nienawiści:

"W przerażenie wpędził mnie piątkowy przemarsz z pochodniami w dłoniach zwolenników prezesa PiS-u. Ze strachu nie rozwinę skojarzeń z Ku-Klux-Klanem ani europejskim krajem w latach 30. XX wieku."

I zgodnie z literackim pierwowzorem Orwella rozładowanie poprzez wysunięcie żądań zrobienia z tym porządku,

"Chciałabym się tylko dowiedzieć, czy władze miasta wydały zgodę na tę demonstrację?"

i nutkę "krytyki" władzy (która nie będzie mogła być na nią głucha, gdyż po to jest by służyć narodowi),

"Bo ostatnio państwo coraz częściej dzieli obywateli na lepszych i gorszych. "

Przede wszystkim zaś pomnik nie może tam przed pałacem prezydenckim stanąć "bo nie ma powodu"

W kampanii nienawiści kluczowym elementem jest wywołanie u odbiorców lęku. I tym razem aktualny Emmanuel Goldstein Gazety W. jest "najbardziej groźny i nieobliczalny" i dzieli naród by zaspokoić swoje chore ambicje.

W PRLu nie wszystkie listy do redakcji były pisane przez redaktorów. Część pochodziła od Albinów Siwaków - mało rozgarniętych ludzi szczególnie podatnych na propagandę, którzy uwierzyli w "dziesiątą potęgę", "nieuzasadnione przerwy w pracy", "warchołów radomskich", "Syjonistów na garnuszku CIA", "amerykańską stonkę", "ekstremę Solidarności" czy w "światełko w tunelu". Jak jest tym razem - nie wiem.

Fragment:

"Wrócę tu choćby do zarzutu, że premier Tusk ścigał się, by jako pierwszy znaleźć się na miejscu katastrofy. A jak miało być inaczej? Czy miał tam tak po prostu wejść najpierw pan Kaczyński? Przecież był osobą prywatną, członkiem rodziny ofiary. Ofiar było jeszcze 95. Bliscy tamtych zmarłych też mogliby tam w każdym momencie wchodzić? Przynajmniej wobec śmierci chyba wszyscy są równi?"

sugerowałby tę drugą możliwość choć nie da się całkiem wykluczyć posłużenia się przez udającego czytelniczkę redaktora idiotyzmem maskującym. Za pierwszą przemawia zakończenie:

 "Albert Camus w Dżumie pokazywał, że mieszkańcy Oranu długo nie chcieli zobaczyć zdychających na ich oczach szczurów, bo dostrzeżenie tego wymagałoby jakiejś reakcji, zburzyłoby codzienny spokój. A potem zaraza tak przybrała na sile, że nikt nie mógł już jej opanować. Czy zatem nie powinniśmy bystrzej patrzeć dookoła? I myśleć? Bo bakcyl dżumy nigdy nie umiera (to też Camus)."

Nieco zaskakujący skręt. Czy były ostatnio w Gazecie W. jakieś odniesienia do "Dżumy"? Może ktoś uznał, że należy jakoś zagłuszyć znakomity artykuł Aleksandra Ściosa.

I na koniec perełka, list Małgorzaty Kąkiel w postaci felietonu Gazety W.

1 komentarz

avatar użytkownika spiskowy

1. stalinowcy i tyle

To sa dzieci i wnuki stalinowcow.
Wiec i metody te same.

Ludzi stworzono by sie kochali. Przedmioty by je uzywac. Swiat dzis jest w chaosie, bo ludzie kochaja przedmioty a drugiego czlowieka uzywaja jak przedmiot.